– Naturalnie – przyznał Harry, – Musisz jednak zrozumieć, że tam, dokąd jedziesz, zwraca się wielką uwagę na formy.

Tydzień później Harry zjawił się na kolacji z bardzo zadowoloną miną.

– Rozwiązałem problem, kochanie – powiedział do córki. – Za dwa dni stawi się tutaj Jack Hamilton, i to on odwiezie cię w Greenwich. – Sięgnął po dzban wina, wyraźnie czekając na słowa uznania, jednak Anna wydawała się absolutnie przerażona tym pomysłem.

– Jack Hamilton?! Po co on tutaj?

– Ponieważ sam go o to poprosiłem – wyjaśnił Harry. – Po naszej rozmowie nagłe przyszło mi do głowy, że jest najbardziej odpowiednią osobą. Znamy go z Bess od podszewki, piętnaście lat temu nieraz mieliśmy z nim urwanie głowy. Naturalnie jego pozycja społeczna jest teraz znacznie wyższa niż wówczas, a królowa osobiście bardzo sobie ceni jego służbę. Poza tym również ty miałaś okazję go poznać miesiąc temu na weselu George'a, czyż nie?

– Poznać tak, ale na pewno nie polubić – odburknęła Anna.

– Nie lubisz go? – Harry odstawił kielich. – A to z jakiego powodu?

– Ponieważ bardzo trudno jest z nim dojść do ładu – odparła stanowczo. – I nie opowiadaj mi, jakim uroczym chłopcem był piętnaście lat temu, bo te czasy dawno minęły.

Harry uniósł brwi.

– Może masz rację, kochanie. Gdy ktoś pamięta innych wyłącznie jako młodych ludzi, jest to niechybna oznaka starości.

Anna wstała i pocałowała ojca.

– Niedorzeczność, ojcze, ty nigdy się nie zestarzejesz… ale czy nie moglibyśmy jeszcze raz rozważyć twojej prośby do lorda Hamiltona?

– Obawiam się, że nie. Po tym, jak się umówiliśmy, Jack wyjechał z Greenwich do Windsora, więc nawet nie mam pojęcia, gdzie go szukać, zanim się tutaj po ciebie zjawi.

– Nie chcę z nim jechać – uparła się Anna. – Musisz mu to wytłumaczyć, gdy do nas zawita.

– Nie mogę, uraziłbym go do żywego. Zresztą po co miałbym tak postępować? Spędzisz w jego towarzystwie jeden krótki dzień, a nie resztę życia.

Anna zadrżała.

– Dzięki Bogu choć za to! Uważam jednak, że najpierw powinieneś się ze mną naradzić.

Harry wydawał się zaskoczony. Może część jego towarzyszy z lat młodości, z którymi kiedyś oddawał się hulankom i hazardowi, uważała, że jest stracony dla życia, skoro osiadł w Maiden Court z Bess, ale to był jego wybór, nie żony. Nie jest aż takim pantoflarzem, żeby pytać swoje kobiety o opinię w tak prostej sprawie.

Co też naszło Annę, jego słodką i grzeczną córeczkę? Nie mógł tego zrozumieć. Jeszcze nigdy nie widział w jej oczach tyle uporu. Do tej pory zawsze ochoczo popierała jego plany, tymczasem w tej chwili wyglądała tak, jak niekiedy jej brat i matka…

Zresztą rozmawiał z nią całkiem szczerze. Na dworze pozory i formy są wszystkim. Anna niewiele wiedziała o towarzystwie, do którego wkrótce miała wejść, a życie damy dworu bez pięknych strojów, pieniędzy i opieki zapewnionej na wszystkie okazje, mogło stać się bardzo uciążliwe. Dwa pierwsze problemy satysfakcjonująco załatwił już wcześniej, trzeci rozwiązał właśnie teraz, i koniec. Wstał od stołu.

– Kochanie, nie chcę o tym dłużej dyskutować. Pozwól, że sam podejmę najlepszą decyzję. – Złagodził wymowę tych słów uśmiechem i wtedy naszła go wątpliwość. A może w grę wchodzi jakieś szczególne uczucie? Może Anna ma poważne powody, by unikać towarzystwa lorda Hamiltona? Bądź co bądź Jack jest nie tylko ciekawym człowiekiem, lecz również, wedle opinii wielu dam, uchodzi za, co prawda, nieprzystępnego i ponurego, ale wielce interesującego mężczyznę…

Na pewno jednak nie dla Anny! Doświadczona kobieta może umiałaby jakoś złagodzić tę rozpacz, która po śmierci Marie Claire zamieniła w odludka utalentowanego i wesołego mężczyznę, ale co mogła poradzić na to młoda panna?

Gdy jednak spojrzał córce w oczy, zobaczył w nich tylko irytację, że nie udało jej się postawić na swoim. Poklepał ją po ramieniu.

– Poczekaj, kochanie, aż dojedziesz do Greenwich. Tam znajdziesz mnóstwo rozrywek. Pomyśl tylko, ile masz szczęścia, że będziesz służyć najpotężniejszej pani w Anglii, która wybrała cię z ponad stu panien.

Na twarzy Anny wykwitł czuły uśmiech.

– Myślę, ojcze, że ona raczej wybrała ciebie, bo takie są obyczaje Tudorów.

– Hmm… – Harry odwrócił się do schodów. Anna ma w sobie mnóstwo wdzięku, jest wesoła i uwielbia się bawić, lecz oprócz tego jest także mądra i przewidująca, co bardzo go cieszyło, albowiem uważał, że zdrowy rozsądek wart był wszystkich pozostałych zalet córki. A na królewskim dworze przyda się on Annie bardziej niż wszystko inne razem wzięte.

ROZDZIAŁ TRZECI

Drugi rok z rzędu królowała złota jesień i Maiden Court żegnał pannę Latimar piękną pogodą. W dniu swego wyjazdu do Greenwich, zaraz po przebudzeniu, Anna uklękła na ławie pod oknem i zaczęła się przyglądać słońcu wstającemu nad okolicznymi łąkami.

Och, jakie to urocze i bliskie sercu miejsce, pomyślała z żalem, napawając się widokiem, wciąż jeszcze przesłoniętym delikatnym welonem mgły. Wiedziała, że będzie bardzo tęsknić za domem. Ten dzień był punktem zwrotnym w jej życiu. Przecież w Maiden Court urodziła się i dorastała z bratem bliźniakiem George'em.

George słyszał, choć może niezbyt świadomie, jak wypowiedziała swoje pierwsze słowo, pomagał jej pierwszy raz wsiąść na kuca, prowadził do pierwszego tańca. Nieraz pokrzykiwał dla dodania jej otuchy lub też pocieszał w strapieniu. Wreszcie jednak zdecydował się na samodzielne życie i w ten sposób ją opuścił. W dniu jego ślubu, wśród ogólnej radości i zamieszania, Anna nawet nie miała czasu pomyśleć, jak ta ceremonia wpłynie na jej życie.

Bliźnięta Latimarów zostały rozdzielone w najbardziej naturalny sposób. Anna nie mogła zaprzeczyć, że zazdrościła bratu. Odrzucił strój, z którego wyrósł, i wdział nowy, znacznie lepiej dopasowany. Nadszedł wreszcie dzień, gdy i ona miała zrobić to samo.

Spakowane kufry stały już w sieni. Gdy w granatowym kostiumie podróżnym zeszła na śniadanie, zobaczyła, że oboje rodzice siedzą już przy stole i czekają, by wziąć udział w pożegnalnym posiłku.

Matka wprawdzie uśmiechała się, lecz dość blado, bo niedawna choroba mocno nadwyrężyła jej siły. Ubierając się, Bess rozmyślała o tym, że im człowiek starszy, tym wolniej wraca do zdrowia. Musiała wiele razy odpoczywać, nim wreszcie włożyła suknię, nigdy by sobie jednak nie darowała, gdyby opuściła ostatnie śniadanie przed długim niewidzeniem się z Anną. Pragnęła również matczynym okiem jeszcze raz spojrzeć na stojącą u progu dorosłości córkę.

Mały Hal również był obecny. Siedział przy stole przywiązany do swojego krzesła i bez wątpienia wiedział, że ten dzień nie jest taki sam, jak inne. Kiwał się i pokrzykiwał, a gdy weszła siostra i cmoknęła go w rumiany policzek, dziarsko machnął rogową łyżką. Posiłek upłynął wśród śmiechów i ostatnich napomnień Bess.

– Pamiętaj, kochanie, że Elżbieta ma rację absolutnie we wszystkim. Nawet jeśli uważasz, że w jakiejś sytuacji buja w obłokach, i tak ma rację. Poza tym trzymaj się z dala od Roberta Dudleya – dodała tknięta nagłą myślą.

– Och, matko! Czemu miałabym zwracać uwagę na takiego szarego człowieka?

– Starego? – Harry kpiąco wykrzywił usta. – Jest o wiele młodszy ode mnie. Może raczej powinnaś wytłumaczyć jej co innego, Bess. Żaden mężczyzna mający choć odrobinę dumy nie lubi być określany w taki sposób.

– Nie mówimy o tobie, lecz o dżentelmenach, którzy mogą sprawiać kłopoty Annie – surowo skarciła go żona – a Robert ma pod tym względem wyjątkowo złą reputację.

Harry wzruszył ramionami.

– Jest naszym przyjacielem, a zwłaszcza George'a, i z pewnością nie będzie narzucał się Annie, tego możesz być pewna.

– Ua, ua! – zaprotestował Hal znużony tym, że od pół godziny nikt nie zwrócił na niego uwagi. Na ten okrzyk siostra obróciła się i pochyliła nad malcem.

– Czy będziesz mnie pamiętał, Hal, kiedy wrócę jako wielka dama?

Chłopczyk przestał krzyczeć i przyjrzał się rozpromienionej twarzy siostry. Był bardzo śmiałym dzieckiem i swoje pierwsze kroki zrobił znacznie wcześniej niż inne dzieci, ale jak dotąd nic nie mówił. Może po prostu jako trzecie dziecko, które przyszło na świat w bardzo gadatliwej rodzinie, nie czuł potrzeby wyrażenia swych myśli słowami. Teraz jednak znienacka powiedział:

– Ślicne!

Anna spojrzała z zachwytem na rodziców.

– No, proszę! Odezwał się w ostatni dzień mojego pobytu w domu, i od jakiego komplementu zaczął! Dziękuję, braciszku.

Energiczne pukanie do drzwi przerwało tę radosną wymianę zdań.

– To na pewno Jack – powiedział Harry. – Pójdę otworzyć. – Wstał, by po chwili wrócić z przybyszem. – Napijesz się piwa, Jack? Może również coś przekąsisz? Czeka cię długi dzień.

Lord Hamilton wszedł do wielkiej sali swym charakterystycznym, miękkim i czujnym krokiem. Zupełnie jakby się spodziewał, że w każdej chwili może na niego wyskoczyć zza ławy uzbrojony nieprzyjaciel, pomyślała Anna. I zaraz po wejściu omiótł spojrzeniem wszystkie zamknięte drzwi, jakby się zastanawiał, czy nie kryje się za nimi podstępny wróg. W odpowiedzi na jego pozdrowienia panna Latimar sztywno skłoniła głowę, ale się nie uśmiechnęła, za to Bess poklepała miejsce na ławie obok siebie i obdarzyła gościa ciepłym spojrzeniem.

– Usiądź, Jack. Piękny dzień będzie dzisiaj, nieprawdaż? Hamilton zdjął rękawice do konnej jazdy i skorzystał z zaproszenia. Anna pomyślała, że z tych rękawiczek można się wiele dowiedzieć o ich właścicielu. Były bardzo zwyczajne, uszyte z trudno ścieralnej skóry, Mika razy przecięte i potem niezręcznie połatane. Bardzo różniły się od rękawic, jakie nosił jej ojciec, wykonanych z miękkiej jeleniej skóry, ozdobionych haftem i skropionych pachnidłem, krótko mówiąc: godnych prawdziwego dżentelmena. Skruszyła kawałek chleba na cynowym talerzu.

– Chyba nie odczuwasz niepokoju, pani – zwrócił się do Anny Jack, mierząc ją spojrzeniem. – Jestem przekonany, że w Greenwich wszystko ułoży się jak najlepiej.