– A ona? Co się z nią stało? – dopytywała się Anna.

– W pewnym oddaleniu od zamku Ravensglass znajduje się wieś. Marie Claire często odwiedzała jej mieszkańców, uważała Ich bowiem za swoich dzierżawców. Wieś jest mała, ale chłopi hodują trochę zwierząt gospodarskich, żeby zapewnić zapasy mięsa dla Ravensglass. Tamtego dnia akurat doprowadzono byka do krów. Ktoś rozdrażnił zwierzę, byk się zerwał, a Marie Claire nieszczęśliwie stanęła na jego drodze. – George urwał. – To ponura historia, a dziś jest dzień mojego ślubu.

– Rzeczywiście, ponura – przyznała Anna. – Opowiadaj jednak dalej.

– Niewiele już tego. Biedaczka zginęła na miejscu, a gdy Jack następnego dnia wrócił z patrolu, dowiedział się, że jest wdowcem.

– To straszne!

– Owszem, tym bardziej że od pewnego czasu oboje z radością oczekiwali na dziedzica, więc Jack nosił podwójną żałobę. Ojciec wspominał mi, że gdy pojechał na pogrzeb, w pierwszej chwili nie poznał swojego młodego przyjaciela, bowiem ten osiwiał niemal z dnia na dzień.

– Och, George! – Oczy dziewczyny zaszły łzami, była bowiem do głębi wstrząśnięta historią Jacka Hamiltona. A ona czyniła temu człowiekowi wyrzuty, że nie chce tańczyć! Odstawiła kielich. – Bardzo mi go żal.

– Cóż…

– Chciałabym mu jakoś pomóc.

– Uważaj, Anno. – George znał impulsywność swojej siostry. – Lepiej daj temu spokój. Nie brakowało takich, co chcieli. Wypróbowani przyjaciele wielokrotnie starali się zainteresować go innymi damami, ale bez powodzenia. Jack wciąż jest pogrążony w rozpaczy, dlatego lepiej zostawić sprawy po staremu. Przygnębienie łatwo się udziela.

– Oj, drogi bracie, nigdy nie sądziłam, że możesz być tak cyniczny!

– Nie wydaje mi się, abym był cyniczny, jedynie ufam opinii ojca. który dobrze zna swojego dawnego podopiecznego. Jack ma głęboką ranę w sercu, a tacy ludzie są zupełnie nieprzewidywalni. Poza tym wasze ścieżki już się nie skrzyżują, bo Jack prawdopodobnie odjedzie w dzicz Northumberlandu, a ty wybierasz się do Greenwich.

– Niezupełnie. Słyszałam dzisiaj, jak mówił do ojca, że teraz również uda się do Greenwich, a dopiero potem wróci do siebie w towarzystwie królowej, która chce dokonać inspekcji umocnień na północy.

– O czym tak szepczecie na stronie? – Obok nich pojawiła się Bess.

– O niczym ważnym, matko – odparł George. – Powtarzamy plotki.

– Koniec z tym, bo Elżbieta nie ma partnera do tańca. Powinieneś ją poprosić, George, choć osobiście sądzę, że Robert Dudley mógłby okazać nieco więcej taktu i zająć się Jej Wysokością, zamiast flirtować z wszystkimi urodziwymi młódkami.

– Już idę – uspokoił matkę George.

– Natomiast ja muszę iść do kuchni sprawdzić, czy wystarczy jadła na wieczór. Nie wydaje misie, żeby to przyjęcie miało się szybko skończyć.

Anna miała własne plany, bowiem w głowie kłębiły jej się bardzo niepokojące obrazy. Jak bardzo romantyczna jest historia Jacka! Przeklęty w młodości, pomyślała ze wzruszeniem, jako że była namiętną miłośniczką sonetów. Nie dopuszczał nawet myśli, by inna kobieta zastąpiła miejsce jego ukochanej żony.

Przysiągł, że drugi raz się nie ożeni, a zewnętrznym znakiem jego rozpaczy stały się posiwiałe włosy!

Na chwilę zapomniała o tym, że jeszcze niedawno z niechęcią myślała o chorobliwej manii rozpamiętywania przeszłości, prezentowanej przez lorda Hamiltona, i bez zastrzeżeń oddała się współczuciu dla porażonego cierpieniem wdowca.

Ponieważ Anna zwykła szybko przekuwać zamiary w czyn, zatrzymała jednego z synów Waltera, który roznosił wino na tacy.

– Wat, czy widziałeś jednego z naszych gości? Lorda Jacka Hamiltona?

– Zdaje mi się, że poszedł do stajni, lady Anno. Ma niezwykłego konia, tylko w wojsku widuje się takie rumaki, i są z nim jakieś kłopoty.

Stajnie w Maiden Court znajdowały się niezbyt daleko od domu. Naturalnie nie tak blisko, by zapachy przeszkadzały mieszkańcom, ale zaraz po drugiej stronie ogrodu. Anna ruszyła szlakiem wyznaczonym przez latarnie, które Walter zawsze zapałał o zmroku, i niedługo potem otworzyła drzwi stajni. Sądząc po odgłosach, coś się działo.

Lord Hamilton był w środku.

– Nie wchodzić! – krzyknął stanowczo. Anna przywarła plecami do grubej, drewnianej ściany i z uznaniem zaczęła się przyglądać, jak Jack uspokaja wielkie, siwe zwierzę.

Rumak naprawdę był wspaniały, niewątpliwie bardzo szybki i wytrzymały. Ten ogier, potrząsający łbem i gwałtownie pokazujący swój temperament, z pewnością rączo niósł swego pana w sam środek bitwy.

– Spokojnie, rycerzu – powiedział cicho Jack, głaszcząc bok konia. – Nie przynoś mi wstydu swoimi wyskokami. – Zwierzę poruszyło podkutymi kopytami, tak że zaszeleściła ściółka, i opuściło łeb, by trącić nim swego pana.

– Pamiętaj, Śmigły – mówił dalej Jack – koniec brykania, teraz będziesz spokojny aż do rana. – Okrył rumaka derką, sięgnął do latarni, by przykręcić knot, a potem zwrócił się do Anny.

– Co cię tu sprowadza, pani?

– Troska, że nie bawisz się dobrze, panie – odrzekła. Przyćmione światło wcale nie łagodziło ostrych rysów jego twarzy. Lord Hamilton z całą pewnością nie uchodził za mężczyznę przystojnego, lecz Anna uznała, że każdy, kto go mijał, musiał zatrzymać na nim spojrzenie.

Jej słowa, wypowiedziane kojącym tonem, zwróciły uwagę Jacka. Czyżby teraz stała przed nim zupełnie inna panna niż ta, która w domu była duszą całego towarzystwa i z wyniosłą miną rozdawała łaski otumanionym jej urodą kawalerom?

Jednak nie. Wprawdzie mówiła teraz ciszej i znacznie mniej natarczywie, nie wyzbyła się jednak irytujących manier damy. Kokietowała przymrużonymi powiekami i delikatnym uśmiechem, a on miał po uszy takich sztuczek.

– Czy nie dość ci, pani, tego, co masz w domu, i jeszcze musisz po nocy prześladować odszczepieńca?

Straciła kontenans zaledwie na sekundę.

– Przyszłam tutaj z troski, sir. Czy nie dość ci, panie, cierpienia, jakiego zaznałeś w swym w życiu, że tak bez namysłu odrzucasz każdą przyjazną dłoń?

– To niby twoja dłoń, pani, ma być przyjazna? Prawdziwy przyjaciel wie, kiedy trzeba kogoś zostawić w spokoju.

– Lecz ty, panie, nie możesz zaznać spokoju. Jesteś udręczony i…

– Wystarczy! – przerwał jej Jack. – Jeśli nie udało mi się wywiązać z obowiązków gościa w tym radosnym dniu, to proszę o wybaczenie, ale pouczeń nie zniosę. Wbrew mojemu pierwotnemu życzeniu namówiono mnie do pozostania, najwyraźniej jednak odegrałem swoją rolę całkiem niestosownie.

Odwrócił się i zatrzasnął drzwi boksu. Rumak w środku natychmiast zareagował na podniesiony głos pana, bo niespokojne się poruszył, i Jack znów musiał go uspokoić.

– Bardziej życzliwie rozmawiasz, panie, z tym zwierzęciem niż ze mną – stwierdziła Anna. Pogodziła się z tym, że jej gest dobrej woli został brutalnie odrzucony, ale tak samo jak Jack nie znosiła, gdy ktoś prawił jej kazania.

– To zwierzę wie, kiedy nie należy narzucać się innym.

– Jesteś, panie, wyjątkowo grubiański wobec córki przyjaciela – przypomniała mu.

– Widocznie zapomniałem, z kim rozmawiam – odparł Jack - A to dlatego, pani, że nie ma w tobie nic z Harry'ego.

Ależ to jawna obelga! Miałaby w niczym nie przypominać swego ojca, który był wcieleniem wszystkich podziwianych przez nią cech? Odwróciła się na pięcie i żwawym krokiem odeszła do przyjaznego, jasno oświetlonego domu. Gdy tylko znalazła się za progiem, natknęła się na George'a, który badawczo przyjrzał się jej gniewnej minie.

– Ostrzegałem cię, siostro, żebyś się nie wtrącała – powiedział. – Jack Hamilton należy do zwierzyny absolutnie nieprzewidywalnej i nie zdołasz go upolować swym zwykłym orężem.

Anna wzrokiem spiorunowała brata.

– Jeśli cię to ma ucieszyć, George, to chętnie przyznam ci rację. Prędzej piekło wystygnie, niż ruszę śladem kogoś takiego jak ten cały Hamilton… chyba że z ostrym mieczem i sforą wygłodniałych psów!

Sześć tygodni później Anna opuściła Maiden Court, by wywiązać się z obowiązku służby na dworze swej pani. W ostatniej chwili plany rodziny Latimarów uległy zmianie, bowiem Bess zachorowała. Skarżyła się na ból gardła i wszystkich członków. Nabrawszy pewności, że to nie złowieszcza gorączka z potami.

Harry nieco się uspokoił, było jednak jasne, że matka nie może? towarzyszyć córce w podróży do Greenwich.

Pewnego wieczoru, gdy Bess miała się już ku lepszemu, Anna powiedziała do ojca:

– Matka wkrótce odzyska siły. Może wyjedziemy zgodnie z planem, a ona dołączy do nas później?

– Może uda mi się ją przekonać, żeby w tym roku całkiem zrezygnowała z pobytu w Greenwich – odparł po namyśle Harry. – Naturalnie zawiozę cię na miejsce i dopilnuję, by na niczym ci nie zbywało, ale gdy już się tam rozlokujesz, wrócę do domu.

– Nie chcesz opuszczać mamy, prawda? Nawet na tydzień. – Anna wiedziała, że jej rodzice w niczym nie przypominają innych znajomych małżeństw, bowiem każdą godzinę spędzoną z dala od siebie uważali za straconą. A ponieważ Bess, choć już zdrowa, była jeszcze bardzo słaba, więc rzecz jasna, ojciec nie chciał jej odstąpić ani na krok.

– Dobrze wiem, córko, co jestem ci winien. – Harry uśmiechnął się. – Twoja matka pierwsza powiedziałaby: „Zawieź Annę do Greenwich i przedstaw ją tam jak należy”.

– Wiem, ale… – Anna, która przez ostatnie tygodnie starała się zastępować matkę w roli troskliwej pani domu, wstała i zaczęła równiej ustawiać ozdoby na gzymsie kominka, sprawdzając przy tym, czy nie ma na nich kurzu. – Wolałabym jednak, żebyś został w Maiden Court, a do Greenwich może zawieźć mnie Walter. To przecież jest niedaleko.

Harry zmarszczył czoło.

– Jakże to, córko? Na największy dwór świata, w służbę najpotężniejszej królowej, miałabyś przyjechać pod opieką masztalerza?

– Och, ojcze! – Anna wybuchnęła śmiechem. – Dobrze wiesz, że Walterowi możesz bez zastrzeżeń powierzyć swoje życie… I moje też.