– Naturalnie – kwaśno odparła Anna. – Poza tym nigdy nie odczuwam niepokoju.

– To doprawdy szczęście, tylko pozazdrościć takiej pewności siebie – powiedział uprzejmie lord Hamilton.

Bess zerknęła kątem oka na męża. Przez ostatnie lata, ilekroć tylko widziała Jacka, zawsze ostrożnie próbowała skłonić go do zwierzeń, za każdym razem ponosiła jednak klęskę. Wdowiec nie chciał rozmawiać o swej zmarłej żonie. Zresztą w ogóle trudno przychodziło wydobyć z niego słowo, odzywał się bowiem tylko wtedy, gdy było to naprawdę niezbędne.

Teraz jednak wyglądało na to, że Jack zrzucił swoją skorupę gotuje się do walki! Czyżby to Anna doprowadziła go do takiego stanu? Podobnie jak mąż, Bess miała szczerą nadzieję, że tak nie jest, zrozumiała bowiem nagle, że zupełnie nie zna Hamiltona, a czy dla kochającej matki może być coś gorszego, niż wyprawić w podróż swą niewinną córkę pod opieką nieznanego mężczyzny?

Harry przesiadł się do stołu, a Margery podała ciepłe jadło. Jack z entuzjazmem nałożył sobie dużą porcję na talerz.

– Nasz mały właśnie powiedział pierwsze słowo – oznajmiła Bess.

Hamilton podniósł wzrok i spojrzał na nią swymi szarymi oczami..

– Naprawdę? Wobec tego szczerze mu współczuję, bo już nigdy nie będzie mógł szukać wytchnienia w milczeniu.

– Powiedział mi przemiły komplement – wtrąciła lodowatym tonem Anna – a to zdaje się wróżyć, że jest na dobrej drodze.

– Na drodze do nieszczęścia – mruknął Jack, odcinając kawałki mięsa tak, jakby było szkockim buntownikiem.

– Czemuż to? – zainteresowała się panna Latimar. – To, panie, że jesteś wyższy ponad takie miłe obyczaje, nie oznacza, że innym ludziom nie sprawiają one przyjemności.

– Oj, Anno, Anno – powiedział pojednawczym tonem ojciec. – Nie ma sensu wszczynać wojny o dziecięce szczebioty.

– Mnie chodzi o zasadę, ojcze – odparła córka. Z jej oczu biła złość… – Lord najwyraźniej uważa, że wszystkie uprzejmości są niewiele warte, a ja się z nim nie zgadzam.

– Wcale tak nie uważam – sprzeciwił się Jack. Jego oczy wydawały się teraz znacznie ciemniejsze niż przed chwilą. – Kwestionuję tylko wartość pustych słów dla człowieka żyjącego w rzeczywistym świecie.

– Czyli tam, gdzie ty, panie, tak? – spytała rozwścieczona Anna. – Proszę przyjąć do wiadomości, że choć my może nie rozumiemy tego świata tak dobrze, to robimy jednak co w naszej mocy, żeby od czasu do czasu go odwiedzać.

– Szkoda wobec tego, że nie mówicie w jego języku! Skrzyżowali spojrzenia. Ani jedno, ani drugie nie rozumiało, skąd to niespodziewane starcie.

Jack jechał do Maiden Court niezbyt szczęśliwy z obietnicy danej swemu dawnemu panu. Harry poprosił go o odwiezienie.

– Greenwich córki i Jack czuł się w obowiązku spełnić tę prośbę. pamiętał jednak, że gdy niedawno opuszczał Maiden Court, towarzysząc królowej, wywoził stamtąd bardzo złe wspomnienie o Annie Latimar.

Nie mógł więc zrozumieć, dlaczego nieustannie wraca do tej panny myślami. Z jakiej przyczyny w Greenwich, gdy składał królowej raport o stanie umocnień na północnej rubieży, znienacka przypominała mu się jej twarz? Dlaczego, gdy wieczorami przyglądał się tancerzom, nagle przestawał ich widzieć, a pojawiała się przed jego oczami panna Latimar?

Taki dziwaczny stan był dla niego całkowicie niewytłumaczalny. Gdy przed chwilą zeskoczył z konia na podwórzu przed stajniami, raźno ruszył do drzwi dworu, jakby czegoś oczekiwał. Nie rozumiał swoich uczuć, tym mocniej więc chciał się od nich odgrodzić.

Anna bardzo obawiała się jego przyjazdu. Jeszcze nigdy nie spotkała mężczyzny tak bardzo pozbawionego wdzięku i niechętnego do prawienia komplementów, które jej się po prostu zależały. Jednak i ona, wbrew swej woli, wciąż o nim myślała, to doprawdy było bardzo irytujące.

Po ostatniej uwadze Jacka Bess wydała stłumiony okrzyk i przygryzła wargę, zaś winowajca natychmiast zwrócił się ku niej z zakłopotaną miną.

– Proszę o wybaczenie. Słyszałem, pani, że ostatnio niedomagasz. Powinno się mnie zastrzelić za niepotrzebne przysparzanie ci trosk.

– Chętnie podejmę się tego zadania – mruknęła Anna. – Ojciec ma u siebie w pokoju najnowszy model strzelby.

Na chwilę zapadło milczenie, potem Harry powiedział beztrosko:

– Robi się późno. Bess, myślę, że musimy pożegnać Annę, niech już rusza w drogę.

Bess zdecydowanym ruchem otarła oczy i odwiązała synka od krzesła. Z Halem na rękach wyszła na stajenne podwórze popatrzeć, jak córka dosiada swojej pięknej klaczy. Jack wskoczył na siodło płochliwego siwego rumaka. Potem oboje przyjęli jeszcze pożegnalne życzenia, a tymczasem Walter wyprowadził ze stajni jucznego konia z bagażami Anny.

Harry uścisnął dłoń córki.

– Do zobaczenia, Anno. Przekaż ode mnie wyrazy uszanowania królowej oraz powtórz, że wkrótce będę mógł przyjechać osobiście i odnowić hołd.

Bess wysoko podniosła Hala, by córka mogła go jeszcze raz ucałować.

– Pamiętaj wszystko, co ci powiedziałam, Anno, I przede wszystkim baw się dobrze, kochanie!

– Będę się dobrze bawić – obiecała panna Latimar, lecz nagłe poczuła się dziwnie nieswojo. Dookoła podwórza stali stajenni z czapkami w dłoniach, również cała służba wyległa z domu, żeby pożegnać panienkę. Gruba Mary, kucharka, przyciskała chustkę do oczu. Walter, zgarbiony teraz tak mocno, że ledwie mógł ustać, pamiętał dobrze, jak jeszcze niedawno musiał pilnować małej panienki, by nie wdrapała się na dorosłego konia.

Za bramą stała grupka wieśniaków, którzy również znali panienkę. Przez lata Anna była częścią Maiden Court, pamiętano jej śmiech i zabawy, radość i łzy, i przelotne burze. Wszyscy ją pokochali, bo nie sposób było inaczej, a teraz ta słodka panienka wyjeżdżała.

Poczciwi ludzie, pomyślała Anna. Pochyliła się, by pocałować jeszcze matkę i Hala, ostatniego całusa przeznaczyła dla ojca, a potem ścisnęła boki Jenny i ruszyła.

– Niech cię Bóg prowadzi, chłopcze – powiedział Harry do Jacka. – Pamiętaj, że powierzyłem twojej opiece swoją córkę.

– Pamiętam, sir – odparł cicho Hamilton. Czubkami palców dotknął czoła i śladem Anny opuścił podwórze.

Bess i Harry stali i patrzyli za nimi.

– Mam nadzieję, że jakoś im się ułoży – westchnęła Bess.

– Jak to im? – zdziwił się Harry. – Przecież nie ma żadnych „ich”, kochanie. Jack ma ją odwieźć do Greenwich i koniec.

Bess postawiła Hala na ziemi, a maluch natychmiast odmaszerował, wprawdzie nieco chwiejnie, lecz zdecydowanie.

– Tak sądzisz? Od dawna nie widziałam Jacka tak ożywionego, a Anna… och, przecież ona zwykle jest tak czarująca dla mężczyzn.

– I co 'z tego twoim zdaniem wynika? – spytał Harry ze śmiechem. – Nie przypadli sobie do gustu i tyle!

Bess nie powiedziała już nic więcej na ten temat, pamiętała jednak nieustanne kłótnie, jakie wiodła z Harrym na początku znajomości, gdy nie chciała jeszcze przyznać nawet przed sobą, że jej przyszły mąż nieodparcie ją pociąga.

Elżbieta Tudor leżała w szczelnie otoczonym zasłonami łożu i odpoczywała. Suknię miała zdjętą, gorset rozluźniony, powieki spuszczone, lecz mimo to nie spała.

Zza ciężkich draperii dolatywały ją przyciszone kobiece głosy. Pewnie znowu plotkują, pomyślała Elżbieta. Co jeszcze robią jej damy dworu oprócz uprzyjemniania sobie czasu? Czasem trochę posiedzą, haftując, pograją na lutni, pośpiewają. Przede wszystkim jednak rozmawiają o sobie i swoich strojach, o fryzurach, o cerze, o kandydatach na kochanków. I to wszystko jej kosztem.

Westchnęła. Naturalnie, potężna królowa musi mieć swoją świtę ze wszystkimi tego konsekwencjami. Poruszyła się niespokojnie i na chwilę szmery w komnacie ucichły. Dwórki zapewne spodziewały się, że ich pani rozchyli zasłony i wyda jakieś polecenie. Ponieważ jednak Elżbieta tylko wygodniej się ułożyła, głosy wkrótce znów się rozległy.

Dlaczego jest taka niezadowolona? Na dworze i w kraju wszystko układało się pomyślnie. Początki jej panowania okazały się znakomite, a spodziewała się, że przyszłość będzie jeszcze wspanialsza. Wiedziała, że jest niezwykle inteligentna i wykształcona, szybko się uczy i ma ogładę niezbędną władczyni. Była też świadoma jeszcze jednej swojej cechy, z którą po prostu trzeba się urodzić. Potrafiła wybierać do służby ludzi zarówno zdolnych, jak i lojalnych.

Pod tym względem bardzo różniła się od innej królowej, swojej kuzynki Marii Stuart, która niedawno wróciła z Francji, by zasiąść na tronie w swym ojczystym kraju, Szkocji. I już stało się wiadome, że Maria Stuart jest bardzo złą władczynią. Twarz Elżbiety spochmurniała. Za metody rządzenia pochwały się kuzynce nie należały, ale pod niebiosa wynoszono jej urodę i wdzięk.

Maria wróciła do kraju ogarniętego wieloma problemami. Lordowie sprawujący rządy, powodowani butą, skłaniali się do rozwiązań sitowych. Od śmierci ojca Marii w Szkocji toczyła się brutalna wojna domowa, dlatego panowie z dużą niechęcią patrzyli, jak pannica wychowana na zbytkownym dworze zajmuje należne jej miejsce królowej.

Również Maria nie była wolna od buty, poślubiła bowiem francuskiego delfina, który zdążył jeszcze objąć tron, ale zmarł w pierwszym roku ich małżeństwa. Franciszek, już śmiertelnie chory, uwielbiał Marię, młodą i piękną królową, toteż obsypywał ją wszelkimi możliwymi darami.

Nie raz i nie dwa obiecywał jej tron Anglii. Gdy więc nagle Maria została wdową, mając w otoczeniu wrogo nastawioną teściową i świeżo koronowanego szwagra, zdecydowanego nie dopuścić jej do udziału w rządach, postanowiła wrócić do ojczyzny i zasiąść na tronie, który bezdyskusyjnie jej się należał. Powoli jednak dochodziła do przekonania, że ma prawa również do korony angielskiej.

Elżbieta Tudor, która zapewne wiedziała o Szkocji więcej niż władająca tym krajem kuzynka, nie kryła zadowolenia z tego, że niemal natychmiast po powrocie Maria zraziła do siebie szkockich lordów i swego przyrodniego brata Jamesa, wzburzyła przeciwników papizmu starego typu, budzącego grozę Johna Knoxa, a także popełniła setki drobniejszych uchybień budzących sprzeciw drażliwych Szkotów.