Życie toczyło się dalej. Nie wspominali imienia Sereny, póki miesiąc później Dawn nie oznajmiła:

– Dzwoniła Serena. Zapisała się właśnie na kurs menedżerski w miejscowym college'u.

– Niewątpliwie studia bardzo przydadzą się do prowadzenia sklepu – zauważył z ironią.

– O nieba, czyżbym zapomniała ci powiedzieć?

Ślub został odwołany. Praktycznie Serena porzuciła Andrew niemalże na stopniach ołtarza.

Ogarnęła go tak ogromna fala radości, że musiał pospiesznie wyjść, bo zdradziłby go wyraz twarzy. Zdawał sobie sprawę, że małżeństwo Sereny nie powinno go obchodzić, lecz jego serce nie słuchało głosu rozsądku.

Wszystko to zdarzyło się przed pięciu laty. Od tego czasu Serena nie odezwała się ani słowem, on również nie kontaktował się z nią aż do tego dnia. Stopniowo uwierzył, że ów cudowny moment, gdy wejrzeli w głąb swoich dusz, był jedynie tworem jego wyobraźni. Stosunki z żoną układały się coraz gorzej, aż wreszcie kilka tygodni temu, podczas potwornej kłótni, Dawn oznajmiła, że uważa ich małżeństwo za skończone.

– Chce rozwodu i porządnych alimentów – warknęła. – Może wtedy będę mogła choć trochę się zabawić!

– Możesz mieć wszystko, czego zapragniesz, o ile ja będę sprawował opiekę nad Louisa – odparł natychmiast.

– Nic z tego. Louisa zostaje ze mną. Ale możesz ją widywać od czasu do czasu – kiedy uznam to za stosowne.

– To znaczy, kiedy zapłacę twoje rachunki? – dokończył cynicznie. – Nie, dziękuję. Nie pozwolę, aby jej życie upłynęło w towarzystwie wątpliwej reputacji osobników, których uważasz za swych przyjaciół.

O tak, dostaniesz rozwód, ale ona zostanie tutaj i im rzadziej będziesz ją widywać, tym lepiej.

Następnego dnia zniknęła, zabierając ze sobą Louisę. Szukał jej w Mediolanie, Wiedniu, Paryżu, zawsze jednak udawało jej się ukryć się przed jego detektywami. Po wyjeździe z Paryża jakby rozpłynęła się w powietrzu. O tym, że była w Anglii, dowiedział się pół godziny temu.

Teraz jego świat zatrząsł się w posadach. Dawn nie żyła, jego dziecko zniknęło i znów musiał stawić czoło Serenie.

Rozdział 2

Serena odłożyła słuchawkę i przez długą chwilę siedziała bez ruchu, próbując opanować wstrząs, jaki wywołał w niej telefon Carla. Przez tyle lat starała się wyrzucić go ze swych myśli, nadal jednak doskonale zapamiętany dźwięczny głos poruszał ją do głębi. A przecież ten człowiek był brutalem i okrutnikiem, który unieszczęśliwił Dawn i Louisę. Powinna go nienawidzić, a tymczasem czuła niepokój i dziwne wzruszenie.

Podniosła wzrok i ujrzała Celię, kobietę, która odebrała telefon.

– To był ojciec Louisy – wyjaśniła.

Celia skinęła głową. Była małomówna i bardzo rozsądna. Od pierwszego dnia pracy w agencji zdobyła pełne zaufanie Sereny. Jej mogła powierzyć szczególnie trudne zadania. To zaś było najtrudniejsze ze wszystkich.

– Rozumiem, że chce ją odzyskać – stwierdziła Celia.

– Tak, ale jej nie dostanie – oświadczyła Serena.

– Biedactwo, dość już wycierpiała. Nie pozwolę, aby zabrał ją teraz, gdy wreszcie będzie mogła czuć się bezpiecznie.

– Jednak to jest jej ojciec – zastanawiała się głośno Celia. – Może ją kocha. Może ona kocha jego.

Serena zawahała się. Lubiła Celię, nie mogła jednak wyjawić jej wstrząsającej tajemnicy, jaką powierzyła jej Dawn.

– Nie spotkałaś go, kiedy przyjechał tu pięć lat temu? – spytała.

– Nie. I cieszę się z tego. Po tym, jak opisywałyście go z Dawn, nie mam najmniejszej ochoty go poznać.

– Bez wątpienia jest zimny i nieuprzejmy. W dniu, kiedy się zjawił, byłam w lesie na spacerze z Louisa.

Świetnie się bawiła, śmiała i skakała z radości. Potem odbiegła w bok, a kiedy ją dogoniłam, on stał obok i cała radość zniknęła z jej twarzy. Zupełnie jakby się go bała.

– Czy teraz często go wspomina?

– Nie. Odkąd umarła jej matka, prawie w ogóle się nie odzywa. Serce mi się kraje na jej widok – Serena z determinacją zacisnęła zęby. – Celio, chcę zobaczyć, jak to dziecko znów się śmieje. Chcę, żeby była szczęśliwa i przysięgam, że tak się stanie. Możemy ochronić ją przed tym człowiekiem. Dzięki Bogu Louisa tak bardzo cię lubi. Zabierz ją stąd jeszcze dzisiaj. Nie mamy czasu do stracenia.

Celia spojrzała na nią z niepokojem, lecz gdy Serena przemawiała takim tonem, nie było mowy o jakichkolwiek dyskusjach. Przez ostatnich pięć lat stała się pewną siebie młodą kobietą, która sprawnie prowadziła interesy, szybko podejmowała decyzje i nie wahała się przed natychmiastowym działaniem. Po kilku minutach rozmawiała już z agencją, wynajmującą domy na czas wakacji. Wczesnym popołudniem wszystkie trzy siedziały w samochodzie. Serena prowadziła, a Louisa przycupnęła cicho z tyłu, tuląc się do Celii.

Ich celem było Claverdon, wioska leżąca w odległości dwóch godzin jazdy od Londynu. Niewielki, lecz wygodny domek na szczęście natychmiast spodobał się Louisie. Serena pożegnała ją mocnym uściskiem i szepnęła:

– Wszystko będzie dobrze, kochanie. – W odpowiedzi dziewczynka poważnie skinęła głową, nie uśmiechnęła się jednak.

Serena powracała do Londynu, gdzie mieszkała od czasu śmierci dziadków, to jest od dwóch lat. Po drodze zastanawiała się nad tym, czy postępuje słusznie. Choć Dawn wyznaczyła ją na opiekunkę Louisy, Serena nie była pewna, czy sąd przyznałby jej prawo do dziecka, szczególnie w wypadku sprzeciwu Carla. Prawdopodobnie popełniała przestępstwo, była jednak gotowa na wszelkie ryzyko, jeśli tylko miałoby to pomóc małej dziewczynce, którą kochała. Louisa to jedyne, co pozostało jej po Dawn.

Choć były tylko kuzynkami, zawsze uważała Dawn za siostrę, bowiem wychowywały się razem po tym, jak rodzice Sereny zginęli w wypadku samochodowym, kiedy miała zaledwie sześć miesięcy. Liz i Frank opiekowali się już dziesięcioletnią Dawn, której rodzice rozwiedli się, toteż z radością przyjęli do siebie również Serenę.

Dawn zachwyciła ją, gdy tylko Serena nauczyła się oceniać ludzi. Jej kuzynka była piękna, sprytna i odważna. W domu i w szkole bezustannie łamała przepisy, czyniła to jednak z takim wdziękiem, że każdy jej wybryk zdawał się cudowną, romantyczną przygodą. I, co najważniejsze, dopuszczała do tych zabaw Serenę. Kiedy Dawn zaczęła spotykać się z chłopcami, których Liz i Frank uznali za nieodpowiednich, to właśnie Serena doręczała czułe liściki.

Potem Dawn wyruszyła w świat na poszukiwanie przygody. Przez rok dzięki pocztówkom Serena mogła śledzić trasę jej podróży, aż do dnia, gdy kuzynka zadzwoniła z informacją, że wyszła za mąż za młodego włoskiego kierowcę wyścigowego, Carla Valettiego, i jest „bosko szczęśliwa". Serena, która wkraczała właśnie w impulsywny wiek trzynastu lat, była zachwycona. Teraz marzyła tylko o dniu, w którym Dawn zaprosi ją do swego wspaniałego domu w Rzymie. Zaproszenie jednak nigdy nie nadeszło i nawet kartki przychodziły rzadziej. Serena nie chciała uwierzyć, że jej ukochana kuzynka mogła o niej zapomnieć. Nie, po prostu Dawn była teraz bardzo zajęta swym nowym życiem.

I nagle wróciła do Anglii. Niewiele mówiła o swoim małżeństwie i Serena uświadomiła sobie, że Dawn nie jest szczęśliwa. Jej urok był równie oszałamiający, jak niegdyś i Serena natychmiast znalazła się pod jego wpływem.

Przyjazd Carla stanowił prawdziwy szok. Mąż Dawn był jednocześnie najbardziej nieznośnym i najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek widziała. Jego szczupła, silna sylwetka i ciemne oczy już podczas pierwszego spotkania wywarły na niej wielkie wrażenie. Wrażenie to jednak zniknęło, gdy okazało się, jaki jest sztywny i nieuprzejmy.

Przez chwilę, na tańcach, wydał się jej bardziej ludzki. Wybuch spontanicznego śmiechu zmienił go nie do poznania, wygładził zmarszczki, które zbyt szybko pojawiły się na tej młodej twarzy. Kiedy tańczyli walca, dotyk obejmujących ją silnych ramion sprawił, że ogarnęło ją dziwne podniecenie. Postanowiła nie tańczyć z nim więcej, a jednak z rozczarowaniem przyjęła fakt, że już jej o to nie poprosił.

Powrót narzeczonego powitała ze starannie skrywaną ulgą. Kochany, niezawodny Andrew od lat był jej najbliższym przyjacielem i wszyscy byli pewni, że myśl, teraz jednak wszelka radość zniknęła. Carlo najwyraźniej uważał Andrew za tępego wieśniaka i za każdym razem, kiedy z nim rozmawiał, w jego głosie pobrzmiewała ironia. Serenę doprowadzało to do furii.

Wciąż paliły ją policzki na wspomnienie pogardliwego spojrzenia, jakim obrzucił ją, kiedy mierzyła suknię ślubną.

Czy to wtedy ów wyrafinowany kosmopolita uznał, że szkoda mu czasu na uczestniczenie w jakimś prowincjonalnym ślubie? Serena mogła mu wybaczyć to, że ją obraził. Ale fakt, że zignorował prośby Louisy i całej rodziny, to już zupełnie inna sprawa.

Wściekła, postanowiła się z nim rozmówić, rychło odkryła jednak, że Carlo potrafi być nieprzejednany. Podjął już decyzję i nic nie mogło jej zmienić.

Istniało jednak jeszcze jedno wspomnienie, które ją nawiedziło, i które sugerowało, że może nie wszystko było takie proste. W pewnej chwili dłoń Carla wpiła się w jej ramię, a jego oczy – nagle szczere i bezbronne – zajrzały w głąb jej serca. W tej sekundzie poczuła, że te wpatrzone w nią oczy mogą odczytać najskrytsze tajemnice, zdradzieckie myśli, które nękały ją od chwili jego przyjazdu. Wyrwała się wtedy i uciekła, przerażona nie tylko jego zachowaniem, ale i pewnym przypuszczeniem, kiełkującym w jej umyśle.

Kiedy wyjechał, próbowała przekonać samą siebie, że wszystko to sobie wymyśliła. Jednak wspomnienie dotyku Carla wciąż żyło w pamięci Sereny.

Ku swemu przerażeniu odkryła, że nie może znieść obecności Andrew, a tym bardziej poślubić go. Był zdumiony, kiedy poprosiła o odłożenie ślubu, lecz jak zawsze poddał się jej życzeniom. Uczynił tak również później, gdy małżeństwo w ogóle zostało odwołane.

Uśmiechnęła się ciepło na myśl o Andrew, obecnie szczęśliwym małżonku Patricii. Carlo miał rację co do tych dwojga. Dziwne, że akurat ten pozbawiony uczuć mężczyzna jako jedyny, dostrzegł prawdę.