Skończyła kurs zarządzania w college'u, po czym założyła własne biuro pośrednictwa pracy dla pomocy domowych. Rozwijało się ono tak szybko, że Serena przeniosła się wkrótce do Londynu. Szczyciła się tym, że zawsze znajduje odpowiednią osobę do każdej, nawet niezwykle trudnej pracy.

Miarą sukcesu Sereny było jej niewielkie, eleganckie mieszkanie w Londynie i luksusowy samochód, którym właśnie jechała. Stanowił on jedyną ekstrawagancję w jej uporządkowanym życiu, a jego potwornie wysoka cena wywoływała w niej poczucie winy. Niestety, nie był to najlepszy model – ten tytuł bezsprzecznie należał do wdzięcznego, zgrabnego valetti, który jednak był zdecydowanie nie na jej kieszeń, a poza tym nie miała zamiaru zwiększać zysków Carla.

Mimo kilku obiecujących romansów nadal nie wyszła za mąż. Powtarzała sobie, że ostrożność pozwoli jej uniknąć błędu, jaki popełniła Dawn; wtedy jednak przed jej oczami znów stawała twarz Carla, jego płomienne spojrzenie… W takich chwilach natychmiast starała się zająć umysł czymś innym, by myśli nie zboczyły na teren zakazany.

Zaledwie kilka tygodni temu Dawn i Louisa uciekły do Anglii.

– Musiałam przyjechać – wyjaśniła z desperacją Dawn. – Carlo chce się ze mną rozwieść i odebrać mi dziecko.

– Ależ z pewnością nawet Carlo nie zrobiłby czegoś podobnego? – Serena była wstrząśnięta.

– Nie znasz go tak dobrze, jak ja – odparła gorzko Dawn. – On uważa, że Louisa jest jego własnością, a Carlo nigdy nie rezygnuje z tego, co posiada.

– A zatem będziemy z nim walczyć jego własną bronią.

Naradziły się z najlepszym prawnikiem od spraw rodzinnych. Zgodnie z jego radą Dawn sporządziła nowy testament, w którym wyznaczyła Serene jedyną opiekunką córki w razie własnej śmierci. „Na wszelki wypadek… " powiedział adwokat i Dawn podpisała dokument, śmiejąc się z zupełnie jej zdaniem niepotrzebnych środków ostrożności.

Wkrótce jednak ta ewentualność stała się tragiczną rzeczywistością. Dawn dostała wysokiej gorączki, której z uporem nie traktowała poważnie.

– Idę na przyjęcie – oznajmiła. – Od dawna nie miałam okazji się zabawić. Zajmij się Louisa, dobrze?

– Oczywiście, ale wolałabym, żebyś nie szła. Nie wyglądasz dobrze.

– Nic mi nie będzie.

Kiedy nad ranem wróciła do domu, wstrząsały nią dreszcze. Serena wezwała lekarza i po godzinie Dawn znalazła się w szpitalu. Nawet wtedy nic jeszcze nie zapowiadało nieszczęścia. W dzisiejszych czasach ludzie nie umierają na zapalenie płuc. Lecz nagle nastąpił atak serca. Serena siedziała obok łóżka kuzynki i trzymała ją za rękę. Wiedziała, że to ich ostatnia rozmowa.

– Sereno… – szepnęła Dawn. – Bliżej, pochyl się bliżej… jest coś, co muszę ci powiedzieć.

Tłumiąc rozpacz Serena pochyliła się nad łóżkiem. Przez chwilę Dawn zbierała siły, po czym zdołała powiedzieć:

– Louisa… zaopiekuj się nią.

– Oczywiście – przyrzekła Serena przez łzy.

– Ona nie jest… dzieckiem Carla.

– Nie Carla?

– Nic nie mogłam na to poradzić. Nie obwiniaj… mnie.

Serena potrząsnęła głową.

– Czy Carlo wie?

– Nie – szepnęła Dawn. – Ale nie ma do niej prawa… pamiętaj.

– Dawn, kto jest jej prawdziwym ojcem?

Dawn, krzywiąc się z bólu, odetchnęła głęboko i spróbowała coś powiedzieć, z jej ust jednak nie dobiegł już żaden głos. Jej siły wyczerpały się ostatecznie i zamknęła oczy. W godzinę później umarła.

W głębi duszy Serena była wstrząśnięta tym, że Dawn zdradziła męża. Jej własna, niezwykle uczciwa i prostolinijna natura nigdy nie pozwoliłaby jej na coś podobnego. Prędzej porzuciłaby mężczyznę niż go oszukała. Natychmiast jednak odrzuciła tę myśl. Nie powinna osądzać Dawn, która przecież nie mogła już się bronić, wyjaśnić, jak doszło do czynu tak sprzecznego z jej charakterem. Kto wie, do czego mogło doprowadzić ją okrucieństwo Carla? Serena z łatwością przyjęła, że wina obciążała wyłącznie jego, a smutek po stracie Dawn jeszcze podsycił jej niechęć do Carla.

Teraz nie było jednak czasu na poddawanie się rozpaczy. Musiała wykonać niezwykle ważne zadanie. Została jej tylko Louisa. Przyrzekła, że uczyni wszystko, aby ją chronić i dochowa tej obietnicy – bez względu na konsekwencje.


Pogrzeb Dawn odbył się w Delmer. Dzień był wilgotny i chłodny, jakby pogoda dostosowała się do nastroju Sereny. Przez całą ceremonię denerwowała się, usiłując odszukać wzrokiem Carla. Bez skutku.

W końcu doszła do wniosku, że mimo swych wzniosłych deklaracji postanowił nie uczestniczyć w pogrzebie żony.

Kiedy jednak odwróciła się, aby wyjść z kościoła, ujrzała go natychmiast. Spojrzał na nią, w jego oczach ujrzała wyzwanie i gdy tylko znalazła się na dworze, natychmiast do niej podszedł.

– Gdzie jest Louisa? – spytał bez żadnych wstępów.

– Uznałam, że udział w pogrzebie za bardzo by nią wstrząsnął.

– Pytałem, gdzie jest.

– W bezpiecznym miejscu.

– Chcę się z nią zobaczyć – powiedział stanowczo.

– Obawiam się, że to niemożliwe. Przyrzekłam Dawn.

– To, co robisz, jest bardzo niebezpieczne – oznajmił twardo. – Nie mam zamiaru tolerować twojego wtrącania się w moje sprawy.

– To mnie nie interesuje. Louisa zostanie ze mną, tak jak życzyła sobie jej matka.

Ruszyła naprzód, on jednak chwycił ją za rękę.

– Posłuchaj…

Dwaj silnie zbudowani mężczyźni, którzy bezszelestnie podeszli do Carla i stali tuż za jego plecami, błyskawicznie unieruchomili jego ramiona i zmusili go, by uwolnił Serenę.

– Jak widzisz, byłam przygotowana. – Skinieniem głowy nakazała im, by odeszli.

Zaśmiał się pogardliwie.

– Goryle? Jakież to zabawne!

– Dobrze zapamiętałam twoje metody.

Zanim zdołał odpowiedzieć, ktoś lekko dotknął jego ramienia. Odwróciwszy się, ujrzał panią Brady, żonę proboszcza, z którą zderzył się tamtego letniego wieczoru, na tańcach. Wydało mu się, że od tego dnia minęły setki lat.

– Tak się cieszę, że znów pana widzę – powiedziała z sympatią – choć nie sądzę, aby pan mnie pamiętał.

– Przeciwnie, mile wspominam nasze spotkanie – odrzekł uprzejmie.

– Wszyscy bardzo lubiliśmy Dawn. Ale nie stójmy tu na deszczu. Możemy porozmawiać pod dachem.

– Z przyjemnością – kątem oka dostrzegł, że Serena wzdrygnęła się niechętnie. – Czy mógłbym państwa podwieźć?

– To bardzo uprzejmie z pańskiej strony. Zaraz zawołam Billa.

Odeszła, pozostawiając ich samych.

– Niemal skłonny jestem uwierzyć, że nie zamierzałaś mnie zaprosić. Czy powiesz mi, gdzie jest stypa, czy też będę musiał zapytać o to państwa Brady?

– W domu – odparła sztywno. – Ale ty marnujesz czas. Louisy tam nie ma.

Jego oczy zwęziły się niebezpiecznie.

– Czy zdajesz sobie sprawę z tego, co robisz?

– O tak, ośmieliłam się zagarnąć twoją własność – odparła z ironią Serena. – Tylko, że to nie jakaś rzecz, ale żywe, wrażliwe dziecko. Nie pozwolę, aby nasze nieporozumienia wyrządziły jej jakąkolwiek krzywdę.

Carlo odwrócił się i odszedł bez słowa. Bał się, że nie zdoła dłużej opanować wściekłości i poczucia bezsilności. I tak czuł już, że walczy na niepewnym gruncie. Widok Sereny wstrząsnął nim. Młoda, płocha, na wpół dzika istota zniknęła, zastąpiła ją chłodna, elegancka kobieta. Miast miękkich, potarganych loków tańczących na wietrze ujrzał gładką, idealnie upiętą fryzurę. I, ku jego rozpaczy, elegancja Sereny znacznie zwiększyła jej podobieństwo do Dawn.

W domu Fletcherów spacerował między ludźmi, wypowiadając stosowne frazesy. Cały czas jednak nie spuszczał z oka Sereny. W pewnym momencie zorientował się, że zniknęła i po chwili odnalazł ją w ogrodzie, siedzącą na prostej, drewnianej ławce. Mimo kosztownej czarnej sukni i doskonałego uczesania nie wyglądała już wyniośle. Sprawiała wrażenie samotnej i niepocieszonej.

– Nie powinnaś tu siedzieć – powiedział nieoczekiwanie dla siebie samego. – Jest wilgotno i zimno.

– Nie mogę znieść tych wszystkich ludzi – Serena westchnęła. – Tak wiele mówią… nic, tylko gadają i gadają. Nie ma ani chwili spokoju.

– Wiem – usiadł obok niej. Odwróciła głowę i dostrzegł, że jest zapłakana, natychmiast jednak wytarła załzawione oczy.

– Nierób tego. Czemu nie miałabyś płakać? A może dlatego, że ja tu jestem? Sądzisz, że nie odczuwam żalu?

– A odczuwasz? – spytała ze zdziwieniem.

– Oczywiście. Nie z powodu utraty żony, bo straciłem ją wiele lat temu. Ale szkoda mi tego, co było kiedyś i małżeństwa, jakim moglibyśmy być, gdyby nie… – ugryzł się w język. Nie czas teraz wspominać chciwość i egoizm Dawn. – Gdyby nie to, jak się ułożyły sprawy – kończył niepewnie. – Kiedy coś się kończy, człowiek zawsze zastanawia się, czy nie mógł postąpić inaczej. Gdybym był wtedy starszy – sam nie wiem – może byłbym mniej oszołomiony jej urodą i lepiej dałbym sobie radę.

– Była piękna, prawda? – wtrąciła entuzjastycznie Serena. – W dzieciństwie, kiedy tylko pozwalała mi przebywać obok siebie, byłam w siódmym niebie.

– Tak – mruknął – potrafiła być czarująca, jeśli robiło się to, co chciała. Ile miałaś lat, kiedy wyjechała?

– Dwanaście.

Skinął głową. To potwierdzało jego przypuszczenia. Serena znała kuzynkę w dzieciństwie, a potem, gdy już dorosła, miała z nią styczność jedynie przez kilka tygodni. Nigdy nie zdążyła poznać prawdziwego oblicza Dawn.

– Nigdzie nie widziałem twoich dziadków – zauważył.

– Umarli dwa lata temu, w odstępie kilku dni.

Najpierw odeszła babcia, a dziadek… po prostu zgasł.

Zostali pochowani razem.

– Bardzo się kochali – powiedział Carlo, bardziej do siebie niż do niej.

– Tak. Dobrze, że to się stało w ten sposób, że żadne z nich nie musiało żyć dalej bez drugiego.

– To prawda. Sprawili na mnie wrażenie idealnej pary. Żałuję, że nie wiedziałem o ich śmierci. Przysłałbym kwiaty – albo może nawet przyjechał na pogrzeb, gdybyś mi pozwoliła. Czemu tak na mnie patrzysz?