Był niewątpliwie dżentelmenem, choć może cokolwiek niekonwencjonalnym.

Nie miał kapelusza, a fular w lekkim nieładzie tylko luźno udrapowany wokół szyi. Reszta stroju bezwzględnie była dziełem znakomitego krawca.

W twarzy miał coś obcego, co różniło go od wszystkich znanych Malvinie mężczyzn.

Lotny Smok był już spokojniejszy, choć jeszcze mięśnie mu drżały, jak gdyby z oburzenia, że został potraktowany tak bezpardonowo.

Obcy mocno i wprawnie zawiązał wodze na łęku.

– Tak się to robi – powiedział dobitnie.

– Tak właśnie zrobiłam – odparła Malvina chłodno.

– Niezbyt skutecznie!

– Dziękuję za pomoc – rzekła Malvina. – Dobrze się stało, że akurat był pan tutaj, jednak chciałabym powiadomić, że wdarł się pan, zapewne nieświadomie, na teren prywatny.

– Ja się wdarłem na teren prywatny! – wykrzyknął obcy z niedowierzaniem, w niebotycznym zdumieniu unosząc brwi. – Dokładnie to samo zamierzałem powiedzieć pani!

Malvina szeroko otworzyła oczy ze zdziwienia.

– Niemożliwe… czyżby pan… pan nie jest chyba…

– …czarną owcą? – dokończył obcy. – Albo może wolałaby pani „synem marnotrawnym”?

Tyle że na mój powrót nie szykowano tucznego cielęcia!

– To pan jest… lordem Flore?

– Tak! A pani, sądząc po tym, że rości sobie prawo do tego lasu, jest zapewne ową „dziedziczką bez serca”.

Malvina patrzyła na niego w milczeniu.

– Proszę mi wybaczyć, jeśli nie brzmi to szczególnie uprzejmie – ciągnął mężczyzna – lecz od dwóch tygodni, od czasu gdy znalazłem się znowu w Anglii, każdy, kogo spotykam, nie zna innego tematu poza panią i pani fortuną.

Choć Malvina musiała uznać jego słowa za impertynencję, nie mogła się nie roześmiać.

– Chybiony komplement, doprawdy!

– Dlaczego? Wszystkie kobiety chcą, by o nich mówić.

– Wobec tego jestem wyjątkiem.

– Szczerze wątpię – żachnął się lord Flore. – Tak samo jak trudno mi uwierzyć, że jest pani tu sama. – Rozejrzał się dookoła. – Gdzie pani eskorta, Aides-de-Camp, parobcy, lokajczyki, no i oczywiście pułk niepocieszonych wielbicieli?

Oczy Malviny zabłysły ostrzegawczo.

– Teraz już mnie pan obraża!

– Jeśli rzeczywiście, proszę o wybaczenie – powiedział rozbrajająco lord Flore. – Spodziewałem się ujrzeć panią obwieszoną diamentami, a przynajmniej w siodle z czystego złota!

– Śmieszny pan jest! – obruszyła się Malvina.

– Sądziłam, że wziąwszy pod uwagę kondycję pańskiego domu i majątku, będzie pan miał ważniejsze tematy do rozmyślań niż moja osoba.

Lord Flore zacisnął wargi.

– Trudno odmówić pani racji – rzekł z chłodną rezerwą – ale to nie zmienia faktu, że niewiele mogę zrobić.

– Może zdecydowałby się pan sprzedać posiadłość? O ile mi wiadomo, klasztor jest wyjątkowo piękny!

– Jest piękny – przyznał lord Flore z dumą – a jednocześnie pani jest ostatnią osobą, której bym go sprzedał, jeśli to miała pani na myśli.

Znowu Malvina odniosła nieodparte wrażenie, że sąsiad jest dla niej jakby niegrzeczny, lecz mimo to nie potrafiła powstrzymać cisnącego się na usta pytania:

– Dlaczego?

– Ponieważ, panno Maulton, bez wątpienia zmieniłaby pani subtelną urodę jego wiekowych murów w dzieło odrażająco nowoczesne i usiłowałaby odcisnąć swoją indywidualność w każdym jego zakątku, na przykład przez znaczenie cegieł własnymi inicjałami.

Malvina nie wierzyła własnym uszom.

– Odnoszę wrażenie – rzekła wolno – że jest pan najbardziej nieuprzejmym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek spotkałam!

– Wolałbym słowo „szczery”.

– Często jest między tymi dwoma określeniami bardzo niewielka różnica.

– Niewiele kobiet ceni szczerość – zauważył lord Flore.

– To nieprawda! Ale skoro jest pan tak wyraźnie uprzedzony, nie widzę powodu do dalszej dyskusji!

Bardzo już chciała oddalić się z godnością, lecz było to trudne, gdyż oboje trzymali Lotnego Smoka za uzdę. Rozmawiali nad jego grzbietem.

Malvina, odwiedzając Dziki Las samotnie, zawsze wspinała się na siodło ze zwalonego drzewa. Lotny Smok doskonale wiedział, czego się od niego oczekuje, i stał wówczas spokojnie.

Teraz, w obecności lorda Flore nie mogła niestety, bez uszczerbku na honorze, zachować się jak zwykle. Równocześnie ostatnią rzeczą, jakiej pragnęła, była pomoc sąsiada, a przecież niewątpliwie czułby się do tego zobligowany.

Zapadła cisza.

– Muszę podziękować panu za pomoc.

Nie będę już pana zatrzymywała. Nie powinnam była zajmować tak wiele pańskiego czasu.

– Ładnie powiedziane! – roześmiał się lord Flore. – Czy kiedy odmawia pani swoim żarliwym zalotnikom, zwraca się do nich właśnie tym, pełnym wyższości tonem?

Malvina zdecydowała, że odejdzie prowadząc za sobą konia. Pociągnęła za uzdę.

Lord Flore pociągnął z przeciwnej strony.

– Nie tak szybko! – zaprotestował. – Skoro już pani tu jest, może byśmy raz na zawsze wyjaśnili sporną kwestię własności tego lasu?

– Skąd pan wie o sprawie? – zdziwiła się Malvina. -• Zawsze mi mówiono, że opuścił pan dom, zanim kupiliśmy Maulton Park.

Podobno ojciec wyrzucił pana z domu bez grosza przy duszy?

Plotka głosiła, że Shelton Flore nie wyjechał za granicę sam. Podobno zabrał ze sobą śliczną i milutką żonę jednego z sąsiadów.

Wstrząśnięte hrabstwo chłonęło każdy okruch nowych wieści. Opuszczony mąż odmówił zgody na rozwód, lecz niedługo stanowił zawadę. Umarł rok później, a niewierna żona natychmiast ponownie wyszła za mąż, choć nie za człowieka, z którym uciekła z domu.

Plotki na temat skandalicznego wyjazdu Sheltona Flore i całej sensacyjnej otoczki tej miłosnej afery bezustannie zaprzątały umysły okolicznych mieszkańców.

Kiedy Magnamus i jego żona wprowadzili się do domu w majątku nazwanym przez nich Maulton Park, każdy z gości dodawał do owej historii pikantne szczegóły.

Malvina przypadkiem usłyszała kiedyś zirytowanego ojca:

– Męczy mnie już słuchanie o tym niepokornym młodym człowieku. Można odnieść wrażenie, że był jedynym mężczyzną na świecie, który korzystał z młodości.

– Jestem skłonna się z tobą zgodzić – przyznała lady Elizabeth. – Trzeba przy tym pamiętać, że stary lord nie ułatwia synowi powrotu do domu. A przecież od wyjazdu Sheltona zaszył się w swym zamku, dawnym klasztorze, jak prawdziwy pustelnik. Nie sądzę, by gustował w takim życiu, lecz pewnie nigdy się nie przyzna, że dokucza mu samotność.

– W każdym razie naszego towarzystwa nie będzie sobie życzył na pewno. Przynajmniej dopóki nie zechcemy podarować mu prawa do lasu – zauważył Magnamus Maulton. – A ja w rzeczy samej nie mam na to najmniejszej ochoty.

Rodzice Malviny wkrótce porzucili temat krnąbrnego lorda Sheltona Flore i więcej do niego nie wracali.

Odwrotnie służba. Prości wieśniacy nigdy nie przestali się fascynować tą równie romantyczną co awanturniczą historią miłości, zdrady i nienawiści. Ponieważ majątki Flore i Maulton graniczyły ze sobą, u obu panów zatrudnieni byli wieśniacy często blisko ze sobą spokrewnieni.

W ten sposób plotka, karmiona wytworami wyobraźni powstałymi nie tylko przy pracy, lecz także w rodzinnych domach, szybko rosła w siłę.

W ciągu trzech lat ziemie Magnamusa Maultona zostały przekształcone w niedościgniony wzór perfekcyjnej gospodarki i doskonałego prowadzenia domu.

Majątek Flore zaś stanowił jego dokładne przeciwieństwo.

Pracownicy, zwalniani z powodu braku funduszy na pensje, przychodzili do Magnamusa Maultona błagając o pracę. Ziemia leżała odłogiem, a jeśli dać wiarę pogłoskom, także i zamek obracał się w ruinę – na oczach właściciela.

– Och, gdyby tak panicz Shelton wrócił do domu… On by się wszystkim zajął… – wzdychali starzy ludzie.

Po paniczu Sheltonie nie było jednak śladu.

Któregoś razu Malvina usłyszała opinię jednego z przyjaciół ojca, namiestnika królewskiego:

– Moim zdaniem – rzekł do Magnamusa Maultona – zachowanie tego młodego człowieka woła o pomstę do nieba. Napisałem mu w liście, że jego ojciec jest niezdrów i że dla dobra ich obu oraz majątku powinien wrócić do domu jak najszybciej. Wyobraź sobie, nawet nie raczył odpowiedzieć.

A teraz, tak niespodziewanie, młody lord Flore był tutaj!

Spóźnił się jednak niewybaczalnie. Wrócił cały długi rok po tym, jak pogrzebano jego ojca, a majątek pozostał bez pana.

Malvina nie potrafiła powstrzymać ciekawości.

– Dlaczego nie wrócił pan wcześniej?

– Zadawano mi to pytanie już setki razy – odparł lord Flore – a odpowiedź jest taka oczywista. W swoich wojażach dotarłem daleko, odwiedzałem najdziksze zakątki naszego globu, znalazłem się tam, gdzie nie dochodzi żadna poczta. Dopiero przed dwoma miesiącami wróciłem do cywilizowanego świata i wówczas odebrałem wieści o śmierci ojca.

– Prawdopodobnie nikt się nie spodziewał takiego obrotu spraw i wszyscy sądzili, że choroba ojca była panu obojętna.

– Przyzwyczaiłem się już, że ludzie widzą mnie od najgorszej strony! Zawsze łamałem konwenanse i nie mam powodów tego żałować.

– Wygląda to trochę na zadzieranie nosa – oceniła Malvina.

Lord Flore roześmiał się beztrosko.

– Tak właśnie jest. Dziękuję pani za właściwe określenie.

– Czy mam rozumieć, że w dalekim świecie udało się panu zbić fortunę? – zapytała dziewczyna.

– Podobno zarówno klasztor, jak i cały pański majątek potrzebują niemałych nakładów – szybko usprawiedliwiła niedyskretne pytanie.

– Dobry Boże, nic bardziej mylnego! – wykrzyknął lord Flore. – Jestem biedny jak mysz kościelna. Niczym syn marnotrawny nieraz chciałem się żywić odpadkami, ale po powrocie nie czekały mnie bogate szaty ani obfity posiłek.

– Co więc zamierza pan robić?

Lord Flore nieznacznie wzruszył ramionami.

– Jedyne, co mi do tej pory aż nazbyt często sugerowano, to małżeństwo z panią!

Malvina już miała zaprotestować, lecz nie zdążyła.