Po rozgromieniu mnichów za panowania Henryka VIII, budynek zakonny został przekształcony w prywatną siedzibę. Następnie, kiedy na tron wstąpiła królowa Maria, zwrócono go benedyktynom. Potem siostra władczyni, Elżbieta, znów odebrała nieruchomość kościołowi. Mnisi, nękani prześladowaniami, musieli opuścić klasztor, a nowym właścicielem został pierwszy lord Flore, dworski dyplomata.

Ochrzcił siedzibę własnym nazwiskiem i od tamtej pory ród Flore zamieszkiwał w tym gnieździe po dziś dzień.

Wielka, lecz wdzięczna kształtem bryła klasztoru Flore, nie pozbawiona swoistej lekkości, pyszniła się w blasku słońca bogactwem minionych wieków.

Dopiero z bliska Malvina dostrzegła, że wiele okien w pokojach na piętrze ma potrzaskane szyby, a cegły wymagają fugowania zaprawą.

Piękne w kształcie schody, złożone zapewne z co najmniej pięćdziesięciu stopni, prowadzące do frontowych drzwi, porastał mech zagłuszany przez pospolite chwasty.

Lord Flore milcząc jechał przodem.

Przed zamczyskiem zsiadł i pomógł Malvinie zeskoczyć z grzbietu Lotnego Smoka. Solidnie zawiązał wodze na łęku i puścił oba konie wolno na zaniedbany, dawno nie strzyżony trawnik.

Ruszyli do frontowych drzwi.

– Jedyne pocieszenie w tym – odezwał się gospodarz – że mój ojciec był do majątku bardzo przywiązany i niczego nie sprzedał.

Pewnie gdybym spróbował coś spieniężyć, jego duch prześladowałby mnie po nocach.

– Z całą pewnością!

Weszli wprost do wielkiego hallu.

To tutaj mnisi jadali posiłki, tutaj raczyli swoją gościnnością każdego, kto jej potrzebował.

Przy długim refektarzowym stole, wybornie rzeźbionym przez niewątpliwego mistrza w tym trudnym fachu, mogło się bez trudu pomieścić trzydzieści lub nawet więcej osób. Otaczały go podobnie rzeźbione dębowe krzesła.

Pod ścianą ciągnął się średniowieczny kominek, czy może raczej palenisko, było bowiem takiej wielkości, że bez kłopotu można by w nim spalić w całości pień drzewa.

Rżnięte szyby w oknach pozostały, co prawda, nienaruszone, ale wymagały bardzo solidnego oczyszczenia. To samo można było powiedzieć o obrazach, które niemal kompletnie zasłaniały ściany.

– To jest wielki hall – rzekł niepotrzebnie lord Flore.

Poprowadził Malvinę dalej, otwierając przed nią drzwi do coraz to nowych pomieszczeń.

Wszystkie komnaty ozdobiono cennymi portretami przodków, powstałymi w ciągu długich wieków. Wszędzie także stały antyczne i zapewne bardzo cenne meble.

Ze szczególnym zainteresowaniem Malvina obejrzała jedną z szafek. Mebelek został skomponowany z kilku różnych rodzajów drewna, miał złocone nóżki i uchwyty. Na aukcji z pewnością przyniósłby niemałą sumę.

Lord Flore najwyraźniej czytał w myślach dziewczyny.

– Odpowiedź brzmi: nie!

– W tej sytuacji – oceniła Malvina – rzeczywiście będę musiała znaleźć panu bogatą kandydatkę na żonę.

– O co błagam pokornie.

– To nie powinno być trudne – szepnęła.

– Każda prawdziwa kobieta znajdzie ogromną przyjemność w doprowadzaniu tego ślicznego domu do właściwego stanu.

– Jeszcze za czasów mojego dziada – odezwał się lord Flore – dom i majątek przeżywały prawdziwy rozkwit. Dopiero w następnych pokoleniach zabrakło funduszy na odpowiednie utrzymanie.

Malvina uniosła brwi.

– Jak to się stało?

– Pewnie powinienem uderzyć się w piersi i przyznać, że szastałem pieniędzmi? Niezupełnie tak. W rzeczywistości nasz los odmieniła wojna. Zrujnowała mojego ojca podobnie jak wielu innych w całej Anglii. Niejeden majątek rodowy stracił w tym czasie źródła dochodów.

– Farmerom wiodło się nie najgorzej – zaoponowała Malvina, przekonana, że przyłapała gospodarza na karygodnej ignorancji.

– Zgoda – odparł lord Flore – ponieważ w czasie wojny rosła w cenę wytwarzana przez nich żywność. Po zakończeniu działań wojennych większość tych gospodarstw szybko zbankrutowała.

W tym samym czasie wszelkie fundusze inwestowane za granicą przepadły bezpowrotnie.

Malvina pomyślała o swoim ojcu.

– Nie było to regułą – powiedziała.

– Pani ojciec stanowił jeden z nielicznych wyjątków. Miał prawdziwy talent do interesów.

Na Dalekim Wschodzie, gdzie zrobił fortunę, odbierał za swoje niepowszednie zdolności nieomal boską cześć.

– Znał pan mojego ojca?

– Spotkałem go kilkakrotnie. Był dla mnie bardzo uprzejmy i zechciał mi pomóc.

– Tatuś zawsze był skory do pomagania ludziom – uśmiechnęła się Malvina. – A także chętnie przyjmował rewanż. Byłby uradowany, gdyby pan pomógł trenować jego konie.

– Nie mogła mi pani sprawić większej przyjemności niż tą propozycją – rzekł lord Flore. – A teraz pokażę pani jeszcze dwie komnaty i odprowadzę do domu.

– Potrafię wrócić sama – sprzeciwiła się Malvina.

– Wierzę, ale nie powinna pani tego robić.

Malvina załamała ręce.

– Bardzo proszę, niech pan nie zaczyna mi rozkazywać tylko dlatego, że zaproponowałam, byśmy zostali przyjaciółmi. Dosyć mam słuchania, co powinnam robić, a czego mi nie wolno! Chcę sama o sobie decydować.

Lord Flore skwitował jej wybuch krzywym uśmieszkiem.

– Teraz jest już chyba całkiem zrozumiałe, dlaczego nie mam najmniejszego zamiaru prosić o rękę panny Malviny Maulton? Dobrze by pani postąpiła przyjmując oświadczyny księcia.

Człowiek tak nierozgarnięty milcząco by się godził na pani… wybryki.

– Gdy tymczasem pan wiecznie miałby coś do powiedzenia! – dokończyła Malvina.

– Naturalnie! – przyznał lord Flore. – A po tygodniu, najdalej dwóch, zapewne chciałbym panią skłonić do zmiany postępowania!

Oczy mu się śmiały, lecz dziewczyna odniosła wrażenie, że wiele było gorzkiej prawdy w tym dowcipie. Powiedziała szybko:

– Znajdę panu cichą, zadowoloną z siebie, tępawą szarą myszkę na żonę! Jestem pewna, że pełno takich dookoła.

– Jedna zupełnie mi wystarczy.

Malvina była zdecydowana mieć ostatnie słowo.

– Skąd ta pewność? Jeśli pan roztrwoni jej pieniądze równie szybko jak własne, może się okazać, że będzie panu potrzebny nieprzerwany strumień majętnych panien na wydaniu.

Lord Flore odpowiedział śmiechem, po czym, najwyraźniej uznając, że powiedzieli sobie już dosyć, poprowadził do ostatnich dwóch komnat i z powrotem do wyjścia.

Przed drzwiami Malvina zawołała Lotnego Smoka. Wierzchowiec czujnie uniósł łeb i natychmiast posłusznie przytruchtał do jej boku.

Lord Flore pomógł dziewczynie wsiąść, a następnie dosiadł własnego konia i ruszyli z powrotem tą samą drogą, którą tu przybyli.

Mijali opustoszałe, leżące odłogiem pola, ziemię dawno nie oraną i nie obsiewaną.

Wreszcie przejechali przez Dziki Las i znaleźli się na terenie Maulton Park. Kontrast między dwoma majątkami wprost rzucał się w oczy.

Ślepy by dostrzegł gęstą młodą pszenicę wschodzącą na polach. Gdzie indziej kiełkował jęczmień, a drzewa w sadzie, odpowiednio przycięte we właściwym czasie, nabrzmiały obietnicą bliskiego urodzaju. Na pięknie utrzymanej alei wiodącej szpalerem dębów nie znalazłbyś ani jednego obłamanego konara, gładkie trawniki przed domem syciły oczy soczystą zielenią. Wiosenne kwiaty kusiły wszystkimi barwami tęczy, a i krzewy zaczynały się już kolorowić wczesnymi pąkami.

Każda okienna szyba w wielkim domu, wypolerowana do połysku, błyszczała jak klejnot.

Na frontowych schodach wyszorowanych do czysta nie uświadczyłbyś ani jednej plamki.

Elegancki faeton, zaprzężony w cztery konie, właśnie odjeżdżał sprzed domu w kierunku stajni.

Malvina przyjrzała mu się z niemałym zdumieniem.

– O, kolejny pełen optymizmu adorator – wyjaśnił sobie na głos lord Flore. – Nie będę pani dłużej zatrzymywał.

– Nikogo nie oczekiwałam! – rzekła Malvina niemal gniewnie.

Zirytowało ją, że mógłby się w tej wizycie domyślać sekretnej randki. Spojrzawszy na faeton raz jeszcze, nim zniknął jej z oczu, upewniła się, kto przybył w gościnę.

Sir Mortimer Smythe. Baronet, który oświadczył się jako pierwszy, zaraz po jej przybyciu do Londynu.

Nie miała życzenia go widzieć.

Był otyłym, mało atrakcyjnym mężczyzną.

Prawił jej tak mocno przesadzone komplementy, że aż czuła się w jego obecności nieswojo.

Swe uczucia wyjawił wyjątkowo żarliwie, a kiedy Malvina odmówiła mu ręki, rzekł:

– Jestem tylko pierwszym z wielu, wiem doskonale, lecz proszę przyjąć moje zapewnienie, panno Maulton, że niełatwo rezygnuję i będę wytrwale dążył do celu.

– Pańskie starania nigdy nie zostaną uwieńczone sukcesem, sir Mortimerze – odparła Malvina.

– O tym się jeszcze przekonamy. A teraz niech mi będzie wolno sławić pani urodę i przekonywać gorąco, jak bardzo chciałbym uczynić z pani swoją żonę! – Złożył pocałunek na jej dłoni.

W momencie gdy jego usta dotknęły skóry dziewczyny, Malvinę przeszedł nieprzyjemny dreszcz.

– Sir Mortimer Smythe wzbudza we mnie uczucie antypatii – zwierzyła się później babce.

– Cóż… pochodzi w zasadzie z szanowanej rodziny – rozważała hrabina Daresbury. – Hm… lecz jest między wami chyba zbyt duża różnica wieku. Sir Mortimer ma prawie trzydzieści sześć lat. Poza tym krążą o nim pewne opowieści…

– Jakie opowieści? – chciała wiedzieć Malvina.

Niczego więcej się jednak od hrabiny nie dowiedziała.

Teraz pozostawało jej chyba tylko żywić nadzieję, że babka zejdzie na herbatę do salonu i uchroni ją od zbyt natarczywej obecności nieproszonego gościa. Nie miała takiej pewności, ponieważ czasami, kiedy starsza pani odpoczywała po obiedzie, obie piły popołudniową herbatę w jej buduarze, a wówczas hrabina schodziła na dół dopiero w porze kolacji.

A w takim wypadku Malvina musiałaby w samotności stawić czoło sir Mortimerowi.

Lord Flore miał właśnie odjeżdżać.

– Zechce pan wejść – zwróciła się do niego impulsywnie. – Przedstawię pana babci.

– Już ma pani gościa – odparł lord Flore. – Nie sądzę, żebym był przez niego mile widziany.