Kiedy wszedł do salonu, Solmański był już skuty kajdankami. Przechodząc obok Morosiniego, więzień wykrzywił twarz w złowieszczym uśmiechu.

- Nie sądź, że tak łatwo się mnie pozbędziesz... drogi zięciu! Jeszcze mnie nie powiesili, a zostawiam tu kogoś, kto będzie umiał podsycać wspomnienie o mnie!

- Niech pan nie będzie takim optymistą! - rzucił Warren. - Jestem jak buldog angielski - kiedy dostanie mi się kość, już jej nie wypuszczam!

- Jeszcze zobaczymy... Nie mówię adieu, Morosini! Komisarz miał ruszyć za eskortą, ale Aldo go zatrzymał.

- Mam nadzieję, że nie wraca pan od razu do Londynu, mój drogi Warrenie.

Proszę u mnie zagościć.

Na zmęczonej twarzy policjanta pojawił się słaby uśmiech.

- Chętnie przyjąłbym zaproszenie, lecz w dniu takim jak ten mógłbym tylko przeszkadzać.

- Przeszkadzać? Żałuję, że nie przyjechał pan wcześniej. Nie byłbym w tej chwili żonaty i w połowie okryty hańbą. Niechże pan zostanie! Zjemy razem kolację i porozmawiamy. Myślę, że mamy sobie wiele do powiedzenia!!

- All Wright! Dołączę do Salviatiego, wezmę walizkę, którą zostawiłem w komisariacie, i zaraz wracam!

Kiedy Pterodaktyl wyszedł, Aldo kazał przygotować pokój, usunąć bufet i nakryć stół dla trzech osób, po czym udał się do świeżo poślubionej, aby się dowiedzieć, jak się czuje, lecz w galerii łączącej pokoje natknął się na Cecinę.

- Pan Bóg i Madonna wysłuchali moich modlitw - rzuciła z daleka na widok Aida. - Przeklęty pomiot zostanie przykładnie ukarany, a ty, moje dziecko, jesteś wolny!

- Wolny? O czym ty mówisz, Cecino? Jestem żonaty... i to w obliczu Boga, niestety!

- Twoje małżeństwo jest nieważne! Dobrze słyszałam, co powiedział Anglik: ten diabeł nie nazywa się Solmański, ale Or... jakoś tak. A ją możesz wyrzucić za drzwi - dodała, grożąc palcem w stronę pokoju Anielki.

- Myślałem o tym, ale nie mam złudzeń. Ten człowiek nie jest z tych, którzy zdają się na przypadek w podobnej sprawie: zdobył dla siebie i swoich potomnych polskie nazwisko, a co za tym idzie, polskie obywatelstwo. Tylko papież mógłby udzielić mi dyspensy.

Na napiętej twarzy Ceciny, rozczarowanie natychmiast ustąpiło miejsca stanowczemu postanowieniu:

- Musi ci jej udzielić! Sama pójdę go o to błagać! A ty pojedziesz ze mną!

Morosini nie odpowiedział. Rzucił imię Ojca Świętego niemal żartem, lecz... dlaczego nie? Małżeństwo zawarte w takich okolicznościach i nieskonsumowane...?

- Może nie jest to zła myśl, Cecino, lecz musisz wiedzieć, iż można się ożenić w pięć minut, lecz na unieważnienie trzeba czekać znacznie dłużej! To czasem zabiera wiele lat! Trzeba uzbroić się w cierpliwość, a tymczasem, musisz traktować księżnę zgodnie z jej pozycją, służyć jej i zajmować się nią. Ostatni raz proponuję ci...

- Nie, nie! Zrobimy to, co należy! Chyba mam prawo myśleć po swojemu! Wielka mi księżna!... Jak z koziej dupy trąba!

I Cecina, mrucząc i złorzecząc pod nosem, z całym impetem ruszyła na swoich krótkich nogach w stronę schodów.

Aldo wszedł do laurowego pokoju.

Franco siedział u wezgłowia młodej kobiety, która ukrywszy głowę w ramionach, płakała, i próbował ją pocieszyć. Sam był tak przejęty, że o mało nie wybuchnął płaczem. Na widok Aida z piersi wyrwało mu się westchnienie ulgi.

- Miałem już iść po ciebie - wyszeptał - gdyż tylko ty możesz coś zrobić.

Widzisz, w jakim ona jest stanie?

- Zajmę się tym, bądź spokojny... dziękuję ci za pomoc...

Odprowadziwszy przyjaciela, wrócił do posłania. Anielka przestała szlochać na dźwięk głosu księcia. Po chwili podniosła głowę, odrzucając krótkie, splątane, jasne włosy i ukazując opuchniętą twarz i oczy pełne blasku.

- Co pan teraz ze mną zrobi? Wyrzuci mnie pan?

- Czy będę musiał? Zapomniała pani, że właśnie wzięliśmy ślub? Winny jestem pani opiekę i pomoc, a mój dom ma być jej domem. Przysięgałem... To, że ojciec został zatrzymany, nie zmienia prawa, które nas łączy. Jest pani u siebie.

Anielka obrzuciła spojrzeniem obszerny pokój, którego ściany, podobnie jak łóżko z baldachimem, wyścielane były brokatem w kolorze kości słoniowej. Panował tu bałagan, który z reguły towarzyszy młodej kobiecie w podróży. Jeden z kufrów był otwarty, a z dwóch waliz wręcz wylewała się plątanina koronek i jedwabiu. Toaletka zastawiona była buteleczkami, flakonikami, pudełeczkami i wieloma drobnymi przedmiotami niezbędnymi do pielęgnacji urody.

- Przyślę tutaj Liwie. Pomoże pani się położyć i posprząta cały ten rozgardiasz... W tym czasie każę przygotować jakieś jedzenie. Powinna się pani wzmocnić. Na co ma pani ochotę? Bulion, herbata?...

Anielka wyskoczyła z łóżka, jakby poruszana sprężyną, i krzyknęła:

- Nic z tych rzeczy! Kieliszek szampana, jeśli pan również ze mną się napije. Jest to, jak sądzę, odpowiedni sposób na rozpoczęcie nocy poślubnej. A co do pokojówki, nie potrzebuję jej! Czyż nie jest w zwyczaju, że to mąż rozbiera żonę?

Postawiwszy jedną nogę na fotelu, Anielka rzucała mu wyzwanie z całą siłą uwodzicielskiej natury. Suknia z białego weluru i kaskada pereł - które dostała od pierwszego męża - otulały czarujące kształty, ukazując nagie ramiona i delikatną szyję, a głęboki dekolt odsłaniał ponętne piersi. Uśmiechała się, zapomniawszy o smutku.

Nie traci czasu - pomyślał Morosini. - Oto sposoby, które, jak powiedziała kiedyś, są naturalną bronią kochającej kobiety.

Lecz w tę miłość już nie wierzył. Prawdę mówiąc, już dawno przestała go interesować.

Oparł się o kominek i zapalił papierosa.

- Cieszy mnie, że już się pani lepiej czuje - rzucił. - To mi ułatwi zadanie. Wyjaśnijmy sobie, jak ma wyglądać nasze wspólne życie: będziemy żyć na pozór w harmonii. Z mojej strony może pani oczekiwać szacunku i kurtuazji, niczego więcej.

- Niczego? Ale co to znaczy?

To dziecinne pytanie wywołało uśmiech na twarzy księcia.

- Myślę, że wyraziłem się dość jasno: będzie pani moją żoną tylko formalnie. - Nie będzie pan ze mną spał dziś wieczór?

- Ani dziś wieczór, ani nigdy. I proszę znowu nie płakać! Zmusiła mnie pani do tego małżeństwa...

- To nie ja!

- Mogła się pani domyślić, że te metody mnie zranią, i gdyby kochała mnie pani tak, jak utrzymuje, nigdy by się na nie zgodziła. Tak mnie upokorzyć!...

- Przecież zwolniliśmy pańskich służących!

- Całe szczęście! Gdyby nie to, nie byłoby tu pani, a ojciec byłby już na tamtym świecie!

- Zabiłby go pan? Dla tych ludzi?

- Bez chwili wahania! Zresztą, o mały włos by... Proszę zapamiętać, że ci ludzie są mi niezwykle drodzy!

- To dla nich ożeni! się pan ze mną?

- Proszę nie udawać niewiniątka! Dobrze pani o tym wiedziała, lecz za wszelką cenę chciała się tu znaleźć. Udało się, proszę więc się tym zadowolić. A teraz może pani robić, co zechce, na przykład podróżować, ale pod dwoma warunkami: proszę mi nie przeszkadzać i nie zbrukać nazwiska, które musiałem pani ofiarować! A teraz, dobrej nocy!

Z drwiącym uśmiechem na ustach Morosini ukłonił się i wyszedł z pokoju, by nie słuchać krzyku wściekłości, którego grube mury nie były w stanie zagłuszyć. Anielka wyładowywała złość na przedmiotach, lecz jeśli to miała być cena spokoju, książę był gotów na takie poświęcenie.

*   *   *

Godzinę później, po zimnym posiłku, Aldo w towarzystwie komisarza Warrena i Hieronima Buteau udał się do biblioteki, gdzie podano kawę, hawańskie cygara i francuskie trunki. Komisarz kończył opowiadać o długim pościgu uwieńczonym aresztowaniem Solmańskiego, o dyskretnym patrolowaniu transatlantyków, drobiazgowym i zakamuflowanym śledztwie w Whitechapeł i o śledzeniu podejrzanego, od kiedy tylko postawił stopę na brytyjskiej ziemi, znacząco wspieranym przez Johna Suttona, którego nie opuszczała nienawiść do tegoż przestępcy.

- To również zasługa pańskiego przyjaciela, Bertrama Cootesa** - powiedział Warren. - Ten gryzipiórek jest urodzonym szperaczem. To on, po kradzieży w Tower, był świadkiem kłótni dwóch złodziei, co pozwoliło ich aresztować. Ponieważ nie mieli już kamienia, zadenuncjowali zleceniodawcę. Lecz było za późno: uciekł swoim aniołom stróżom i spokojnie wsiadł na statek odpływający do Francji, akurat wtedy, gdy zdobyłem pewność, że to on jest zabójcą Wosińskiego. Dlatego, by móc go zatrzymać, musiałem zdobyć międzynarodowy nakaz aresztowania, a Ministerstwo Spraw Zagranicznych zawsze daje się prosić, wymyślając tysiące mętnych powodów. Na szczęście francuski Urząd Bezpieczeństwa pomógł mi go śledzić aż do granicy szwajcarskiej, lecz potem nastąpił całkowity blackout*.

* Blackout - zjawisko utraty przytomności przez pilota samolotu w wyniku odpłynięcia krwi mózgu na skutek przeciążeń występujących podczas powietrznych ewolucji (przyp. red.).

Nie traciłem jednakże nadziei: musiałem schwytać tego człowieka i starając się więcej o nim dowiedzieć, zrobiłem wszystko, by zebrać dowody, które były mi potrzebne. Kiedy otrzymałem wiadomość od niejakiego Schindlera, dyrektora policji w Salzburgu, który doniósł mi o wielce interesujących sprawach, udałem się do premiera. Równocześnie Paryż poinformował mnie, że kurier z Wenecji przyjeżdża regularnie do hotelu Meurice, skąd wysyłano go do Monachium. Na szczęście ostatnia wiadomość przyszła do Paryża i mogliśmy ją przechwycić. Pochodziła od lady Ferrals i była jedną z wielu. W ostatniej młoda dama wyrażała zdziwienie, że ojciec opóźnia przyjazd, i nalegała, by się pośpieszył, dodając, że pan, książę, wkrótce wróci. Resztę już pan zna.

Uważając, że tak długą mową zasłużył na łyk koniaku, Gordon Warren napełni!

sobie kieliszek. Zamknąwszy oczy, smakował alkohol w ustach, po czym spytał: