- Wyjdź stąd! - powiedział głosem tnącym powietrze niczym ostrze gilotyny.

Adriana złączyła dłonie jak do modlitwy, lecz książę nie pozwolił jej powiedzieć ani słowa.

- Odejdź! - powtórzył. - Odejdź i nigdy więcej tu nie wracaj! Ciesz się, że darowałem ci życie!

Domyśliła się, że kuzyn musiał wszystko słyszeć. Jednak coś nie pozwalało jej poddać się bez walki.

- Aldo! Odtrącasz mnie?

- Już moja matka powinna była to uczynić! Wyjdź z tego domu i nie zmuszaj mnie do użycia siły.

Odsunął się, by ją przepuścić, i ze wstrętem odwrócił głowę. Hrabina Orseolo, zgarbiwszy się pod ciężarem oskarżenia, od którego nie było już odwołania, opuściła pałac, w którym zawsze była przyjmowana z radością. Wiedziała, że nigdy już tu nie wróci...

Kiedy umilkł odgłos jej kroków, Morosini zamknął za sobą ciężkie, dębowe drzwi zdobione okuciami z brązu, i zbliżył się do hrabiego.

- Może pan iść w jej ślady - wycedził przez zęby - co szczerze panu doradzam. Kochała pana, a pan uczynił z niej kryminalistkę! Coś się jej chyba od pana należy!

- Nic jej nie jestem winien! Wprawdzie pańskim słowom nie brak patosu, lecz czy uważa pan, że są rozsądne? Droga hrabina może i zgrała się do suchej nitki, lecz oddała pewne usługi faszystom i mogłaby szukać poparcia w Rzymie!

- Zwłaszcza z pańską pomocą, ponieważ ma pan znajomości w sferach rządowych. A teraz, proszę opuścić mój dom! Wypędziłem ją, ale do zbrodni podżegał ją pan! A więc wynoście się oboje, pan i pańska córka!

- Pan chyba oszalał! Albo postanowił zapomnieć o starych sługach? Mogą wiele wycierpieć przez pański brak skłonności do współpracy!

Morosini wyciągnął z kieszeni rewolwer i wycelował w Solmańskiego.

- Gdybym o nich zapomniał, już byś pan nie żył! A teraz chciałbym zostać dobrze zrozumiany. Za pięć dni ożenię się z lady Ferrals, ale pod pewnymi warunkami.

- Nie może pan stawiać warunków!

- A ja myślę, że tak! Z powodu tego przedmiotu - odparł Aldo, wymachując rewolwerem. - Albo się pan zgodzi, albo wpakuję panu kulkę w łeb!

- W ten sposób podpisałby pan dla siebie nakaz aresztowania, a i dla swoich służących przy okazji także.

- Nie wiadomo! Po pańskim zniknięciu może dogadam się z pańskimi protektorami? Jeśli jest się w stanie zapłacić naprawdę dużą sumę...

- Co to za warunki?

- Są trzy. Pierwszy: Cecina i Zachariasz będą obecni na ślubie, wolni. Drugi: ceremonia odbędzie się tutaj. Trzeci: już dzisiaj wyniesie się pan i zamieszka gdzie indziej. Wróci pan tylko na ślub. Zabójca nie ma prawa bezcześcić domu ofiary. Pańska córka będzie panu towarzyszyć aż do ustalonej godziny. Przyszli małżonkowie nie powinni mieszkać pod jednym dachem.

Solmański przyjął ten ostatni warunek zmarszczeniem brwi, przez co monokl spadł mu z nosa, lecz ledwo umieścił go z powrotem na miejscu, jego twarz przybrała na powrót wyraz obojętności.

- Nie zamierzam mieszkać w hotelu. Można tam spotkać kogoś niepożądanego...

- Zwłaszcza jeśli się jest poszukiwanym przez policję co najmniej dwóch krajów. Ale może pan zamieszkać u pani Moretti, u której znalazłem lokum dla pańskiej córki. To chodząca dyskrecja i wystarcz}', że do niej zadzwonię... No więc jak?

- A jeśli się nie zgodzę?

- Położę pana jednym strzałem! I proszę nie wzywać pomocy. Zian, mój gondolier, a jest z niego kawał chłopa, jest na dole i gładko sobie poradzi ze strażnikiem.

- Pan blefuje! - odparł hrabia, wzruszając ramionami.

- Proszę spróbować, to się pan przekona! I proszę sobie wbić do głowy, że my, wenecjanie, nie znosimy poddaństwa. Wolimy śmierć. Proszę się cieszyć, że udał się panu szantaż, i przyjąć moje warunki!

Hrabia widocznie podjął już decyzję, gdyż nawet przez chwilę się nie namyślając, spytał:

- Za pięć dni moja córka zostanie księżną Morosini?

- Ma pan moje słowo...

- Więc niech pan zadzwoni do znajomej i każe nas tam zawieźć. Musimy się przygotować!

*   *   *

Aldo stojąc przy oknie w bibliotece, obserwował, jak ojciec i córka, z pomocą Ziana, wsiadają do motorówki.

W ostatniej chwili Anielka się odwróciła i spojrzała w stronę okna, w którym majaczyła postać księcia, odgadując jego obecność.

Aldo po chwili zszedł do kuchni, w której pan Buteau zamotany w jeden z szerokich fartuchów Ceciny, siekał świeże zioła, a Fulwia stawiała wodę na makaron.

- Proszę to zostawić - powiedział. - Pozbyliśmy się wroga na całe pięć dni, a ty się już dość napracowałeś. Zabieram cię do San Travaso na una zuppa di verdure i na scampi u Montina. Będziemy jadali w restauracji aż do soboty. Tego dnia, mam nadzieję, oddadzą nam Cecine.

- A więc ślub się odbędzie?

Na twarzy starego belfra widać było smutek i złość. Aldo chwycił go za ramiona, ucałował i odparł:

- Nie miałem wyboru, muszę ich uratować.

- Cecina nienawidzi tej kobiety. Nigdy się nie zgodzi...

- Będzie musiała. Chyba że nie kocha mnie tak jak, ja ją kocham...

Fulwia, która do tej pory się nie odzywała, podbiegła do swego pana i pocałowała go w rękę. Ona również miała w oczach łzy...

- Zrobimy wszystko, żeby panu pomóc, don Aldo! Obiecuję też, że Cecina zrozumie! Zresztą, ta młoda kobieta jest bardzo ładna! I zdaje się bardzo zakochana!

Co za ironia losu! Był taki czas, nie tak dawno, że Aldo oddałby cały majątek, by śliczna Anielka chciała zostać jego żoną, i marzył o dniach i nocach z nią spędzanych. A teraz, kiedy została mu oddana, odczuwał bezgraniczny wstręt.

Zresztą, nie oddana, lecz sprzedana! Sprzedana... za cenę podłego szantażu. Szantażu, na który wyraziła milczącą zgodę, a może nawet sama go wymyśliła. Zbyt wiele cieni kładło się teraz między nimi, zbyt wiele rodziło się wątpliwości. Nic nie mogło być takie jak dawniej.

*  *  *

- A gdybyś postawił sobie jedyne sensowne pytanie? -podpowiadał Hieronim podczas przyjemnej kolacji w restauracji Montin, w której przy nakrytych kraciastymi obrusami stolikach zbierała się wenecka bohema.

- Jakie pytanie?

- Kochałeś ją... Czy już nic nie pozostało z dawnego uczucia?

Odpowiedź księcia była gwałtowna i bezwzględna:

- Nic. Jedyne uczucie, jakie ona we mnie wzbudza w tej chwili, to nieufność. I zapamiętaj sobie przyjacielu: w wyznaczonym dniu dam jej moje nazwisko, lecz wiedz, że nigdy nie zostanie moją żoną, nigdy!

- Nie należy mówić: nigdy. Życie jest długie, drogi Aldo, a Anielka jest jedną z najładniejszych kobiet, jakie widziałem w swoim życiu.

- ...a ja jestem tylko mężczyzną? No proszę, dokończ!

- Dobrze. Jeśli ona naprawdę cię kocha, drogi chłopcze, będzie to twardy orzech do zgryzienia. Zacznie cię wodzić na pokuszenie!

- To możliwe, lecz wiem, jak temu sprostać: nawet jeśli się zgodzę, pod groźbą, żeby córka tego bandyty, który zabił moją matkę, została moją żoną w oczach świata, nigdy nie wyrażę zgody, aby w żyłach moich dzieci płynęła jej zdradziecka krew!

Rozdział trzynasty

Niespodziewany przybysz

W sobotę, ósmego grudnia o dziewiątej wieczór, w malej, przypałacowej kaplicy wybudowanej w 1630 roku przez bogobojną antenatkę, książę Morosini poślubił lady Ferrals. Surowe sanktuarium z kamienia, pomimo magii obrazu Veronesego przedstawiającego Matkę Boską w iście królewskich szatach, która uśmiechała się nad ołtarzem, nie pozwalało, by ceremonia była radosna.

Tylko panna młoda, w kostiumie z białego aksamitu wykończonego gronostajowym futrem, wydawała się szczęśliwa.

Świadkami Aida był jego przyjaciel Franco Guardini, aptekarz z Santa Margarita, i Hieronim Buteau. Przyszłej księżnej towarzyszyła Anna Maria Moretti, która zgodziła się na to ze względu na przyjaźń z księciem, i commendatore Ettore Fabiani. Futro z kruczoczarnych karakułów tej pierwszej nie było weselsze od uniformu tego drugiego. W dalekim kącie stał Zachariasz z wyrazem zaciętości na twarzy. U jego stóp Cecina, w ostentacyjnej żałobie, modliła się, klęcząc. Oboje w dobrym stanie zostali przywiezieni do pałacu tego samego rana.

- Nie miałeś prawa się zgadzać! - wykrzyczała księciu prosto w twarz. - Nawet dla nas! To wszystko moja wina! Gdybym trzymała język za zębami, nie zabraliby nas! Aleja nigdy nie umiałam milczeć!

- I za to cię kocham, Cecino! Nie przejmuj się, nawet gdybyś nic nie powiedziała, Solmański wymyśliłby co innego, by zmusić mnie do małżeństwa. A i tak by was zabrali, może nawet z panem Buteau. Co tam ślub, skoro wy zostaliście uwolnieni!

Cecina wpadła mu w ramiona, szlochając, a on ukołysał to wielkie, zapłakane dziecko, podczas gdy Zachariasz na pozór spokojny, z trudem starał się zachować fason. I kiedy wreszcie wzajemnym pocieszeniom stało się zadość, Aldo oznajmił, że mają oboje zamieszkać w domu, który kupił rok temu, niedaleko mostu Rialto, dodając, że nie chciałby ich, a zwłaszcza jej, zmuszać do służby, która im niemiła.

Na co Cecina gwałtownie osuszyła łzy i na nowo wpadła w straszną złość.

- Czy myślisz, że cię zostawimy tu samego z tą trucicielką? Nigdy!"

- To nieprawda - odparł Morosini. - Jak zwykle przesadzasz, Cecino! Ona nigdy nikogo nie otruła.

- A jej mąż? Ten angielski lord, przez którego poszła do więzienia, jesteś pewien, że nie maczała w tym palców?

- Została uznana za niewinną, lecz proszę cię, zanim . odmówisz, zastanów się, jak będzie wyglądało życie w pałacu z nową księżną. Jeśli zostaniesz, będziesz musiała jej usługiwać.

- W tym domu? Może jeszcze mi powiesz, że w pokoju donny Izabeli?

Aldo wziął ją za rękę i pociągnął w stronę schodów.