- Byłabym zapomniała, jaki jest mój prawdziwy powód przybycia! Proszę! - dodała, rzucając na stół mieszek z czarnej skóry. - Weźcie go sobie! Odnaleźliśmy ciało Elzy...

Spadając na papiery, sakiewka otworzyła się, uwalniając opal w oprawie z diamentów.

Diamenty się roziskrzyły, a z tajemniczych głębi opalu zdawały się wydobywać wszystkie odcienie światła.

Aldo tylko na moment odwrócił wzrok. To wystarczyło. Panny Kledermann nie było już w salonie.

Nawet nie próbował jej dogonić. Co miał jej powiedzieć?

Patrząc na klejnot, którego nie śmiał dotknąć, słyszał oddalający się odgłos silnika łodzi, którą odpłynęła Liza. Daleko, bardzo daleko. Zbyt daleko, by kiedykolwiek mógł ją spotkać..

Saint-Mande, grudzień 1995 r.