– Może sam się nią zajmę? W końcu to jest córeczka mojego brata.

– I mojej siostry – szybko dodała. – Ale w odróżnieniu od ciebie, ja się umiem zajmować dziećmi. Poza tym sporo już przebywałam z tą małą, co łatwo udowodnię przed każdym sądem. A ty nie przyjechałeś d niej nawet na chrzciny! W ogóle cię dotąd nie interesowała.

Rico uśmiechnął się krzywo.

– Co, chciałabyś się ze mną sądzić?

Czemu nie – zaszarżowała.

Wiedziała, że jego stać na najlepszych adwokatów, ale mimo wszystko musi być jakaś sprawiedliwość na tym świecie. – Nie doceniasz mnie, Rico – Zawahała się chwilę – Przekonałeś się o tym po tamtej nocy, na weselu Marca.

Wykonał powstrzymujący gest.

– Nie rozmawiajmy o tym. Nie po to się dziś spotkaliśmy.

– A może i po to – Postanowiła brnąć dalej. Po traktowałeś mnie wtedy jak tanią dziwkę – Zauważyła, że krzywi się na te gwałtowne słowa.

– Opuściłeś mnie bez pożegnania. Pobiegłam za tobą, stukałam w szybę samochodu, a ty udawałeś, że mnie nie widzisz.

– Bo nagle poczułem do ciebie niesmak.

– Co takiego – Poczuła się, jakby ją uderzył. Momentalnie pod powiekami zapiekły ją łzy, które tłumiła przez cały dzień.

Jednak nie pozwoliła im popłynąć, nie chciała mu pokazać, że ją zwyciężył.

– Może ci przypomnę – powiedziała przez ściśnięte gardło – że nie narzucałam ci się tamtej nocy. To ty mnie zdobywałeś, a ja… – uniosła rękę, aby powstrzymać jego protest – a ja byłam taka głupia, że ci na to pozwoliłam. Teraz mnie samą to brzydzi.

Rico sięgnął po butelkę whisky i dolał sobie do szklanki. Milczał.

Catherine spojrzała w stronę drzwi. Co robić, pomyślała, wyjść z hotelu? W środku nocy? Powoli podniosła się i ruszyła, ale nie do wyjścia, tylko do łazienki.

Kiedy znalazła się sama, przysiadła na brzegu wanny. Teraz łzy, nie wstrzymywane już, popłynęły z jej oczu. Ach, jakie życie potrafi być podle!

Wierzchem dłoni osuszyła twarz, podniosła się i zaczęła rozbierać. Weszła pod prysznic. Ciepła woda zdawała się z niej zmywać przykre wspomnienia. Po czuła się nieco lepiej, poczuła, że znów nabiera sil. Wiedziała, że są jej potrzebne, bo przecież walka o Lily dopiero się rozpoczyna.

Włożyła gruby, biały płaszcz kąpielowy i mocno związała paskiem. Napuściła wody do umywalki. Postanowiła, że przepierze sobie pończochy i majtki. W pośpiechu nie zabrała przecież z domu żadnych rzeczy.

– Co ty tak długo tu siedzisz?

Drgnęła zaskoczona. Obróciła się.

– Jak śmiałeś wejść bez pukania?! Co to za maniery? Mogłam być rozebrana.

– Ale jesteś ubrana zauważył – Chowasz się przede mną w łazience, tak? Uciekasz, bo nie chcesz rozmawiać.

– Wcale się nie chowam – skłamała.

Pokiwał tylko głową.

– I po co pierzesz – zauważył. – Mogłaś to zostawić personelowi.

– Mam jeszcze trochę godności – odparła. – Może niewiele, bo przed chwilą mnie z niej odarłeś, ale trochę mam. Nie zniosłabym, żeby ktoś prał moje osobiste rzeczy. A muszę uprać, bo nie zdążyłam nic ze sobą zabrać. – Odwróciła się i zaczęła płukać bieliznę.

– Słuchaj – odezwał się Rico – Pomówmy jeszcze o Lily. Gdyby nie była taka mała, można by ją po prostu zapytać, z kim chce teraz być.

Spojrzała na niego przelotnie. Zaczęła rozwieszać rzeczy na suszarce.

– Ale na razie nie można jej zapytać – kontynuował.

– Powinniśmy się, więc zastanowić, czego chcieliby dla niej jej rodzice.

Ta ostatnia myśl wydała jej się sensowna. Obróciła się, więc w jego stronę i słuchała dalej.

– Marco i ja – mówił Rico – spieraliśmy się nieraz, nawet gwałtownie, bo nie akceptowałem jego stylu życia, ale wiem, że mnie szanował. Dużo rozmawialiśmy. Nieraz bywaliśmy w tym właśnie hotelu, mówiłem ci. Mają tu dobrą włoską restaurację. A więc… – Przerwał na moment, jakby stracił wątek -No tak, myślę, że Marco mnie na swój sposób kochał. I nie miałby nic przeciwko temu, żebym to ja teraz wychowywał jego dziecko. A jak z tobą i Janey?

Splotła obronnie ramiona.

– Ze mną i Janey? A jak mogło być? Janey nie miała żadnej rodziny poza mną jedną. Komu miałaby zostawić swoją córeczkę jak nie mnie?

– Jesteś pewna, że chciałaby ją zostawić w rodzinie? I co potem? Ona lubiła bogate życie. Zostawiając małą tobie, nie zapewniłaby jej luksusów.

– Też coś – Catherine wzruszyła ramionami. – Pieniądze to nie wszystko. To chyba oczywiste.

– Może tak, ale Janey bardzo kochała pieniądze. Marco był dla niej tak naprawdę tylko żywą książeczką czekową, z której brała, ile chciała. Taka była Janey.

– Jak możesz, Rico!

– A mogę, mogę – podniósł glos. – Myślisz, że nie wiedziałem, jak jest między nimi?

Odczekała chwilę.

– A jednak zostawiłaby małą mnie, jestem pewna. Nie, wcale nie była tego pewna. Wiedziała, ż Rico prawdopodobnie ma rację. Janey bywała wyrachowana. Ale jeśli mu to przyzna, szansa na opiekę nad Lily przepadnie. To logiczne. Wobec tego trzeba brnąć w to dalej i nazywać to sobie dyplomacją.

Westchnęła.

– źle oceniasz moją siostrę. Nie tylko pieniądze się dla niej liczyły.

Rico skrzywił się sceptycznie.

A ona z wysiłkiem argumentowała dalej.

– Otóż wiedz, że Janey kochała Marca, nie tylko jego książeczkę czekową.

– Tak? Coś ci o tym mówiła?

Starała się nie odwracać spojrzenia.

– Owszem. Mówiła, i to nieraz.

Rico machnął ręką.

– Daruj sobie – Rozejrzał się po łazience, jakby się nagle zdziwił, że tu jest, i ruszył do drzwi. – Pora spać – rzucił przez ramię. – Jestem wykończony.

– Jak to pora spać – Podreptała za nim. – Tak, nagle odechciało ci się rozmawiać? Przecież jeszcze do niczego nie doszliśmy.

– Jestem wykończony – powtórzył. – Jutro też będzie dzień, a nasz temat nie ucieknie.

Przystanęła niezdecydowana, on zaś sięgnął do walizy i wyjął z niej czystą, wyprasowaną koszulę.

– Proszę – powiedział. – Skoro niczego ze sobą nie masz, prześpij się w tym. Kiedy jestem w podróży, zawsze mam ze sobą dwie takie.

– Rico, słuchaj…

– Bierz. I chodźmy już spać. Jeśli chcesz, zostań w tym pokoju. Ja pójdę do tego mniejszego.

Nie powinna się czuć komfortowo; dzieląc apartament z kimś takim jak Rico, mimo to nie miała żadnych negatywnych odczuć. Może, dlatego, że jej podświadomość była nakierowana na inną osobę: na zmarłą Janey.

Kiedy powiedzieli sobie z Rikiem „dobranoc”, wślizgnęła się pod przykrycie i ułożyła w swej ulubionej pozycji, ale sen nie chciał do niej przyjść. Obróciła się na drugi bok, potem na wznak. Wszystko na nic, Dręczyła ją gonitwa myśli, widziała pod powiekami Janey żywą i umarłą, równocześnie kobietę i dziewczynkę, dobrą i złą… Widziała też swój dawny dom, matkę i ojca… A potem to, jak zostaje sama z siostrą, z godziny na godzinę przymuszona do dorosłości… To już osiem lat! Osiem lat szarpaniny z życiem oraz głębokiej, tajonej samotności.

Z jej piersi wyrwał się cichy szloch.

Chciała zdusić łzy, lecz one znów popłynęły strumieniem jak przed półgodziną w łazience. Łkała niczym dziecko, zatykając sobie usta poduszką, ale to nic nie dawało.

– Cathy?

Przycichła, wstrzymując oddech. Skąd się wziął w jej pokoju? Dosłyszała troskę w jego głosie, ale nie miała siły zareagować.

– Dobrze się czujesz? – Zbliżył się do niej i zapalił małą lampkę na szafce – Czemu płaczesz?

Przymknęła powieki oślepiona blaskiem. Wzruszyła ramionami.

Przysiadł obok.

– Zresztą płacz, Cathy. Płacz. To ci ulży.

Otarła oczy rękawem jego koszuli.

– Ulży… Co to za ulga. Płacz nie wróci im wszystkim życia.

– Wszystkim? Masz na myśli jeszcze kogoś poza Janey i Markiem? A właściwie, co się dzieje z twoimi rodzicami?

– No właśnie, oni też nie żyją – odrzekła prosto.

– Nie żyją? Od dawna? Może chciałabyś mi o nich opowiedzieć?

Pokręciła głową. Nie miała ochoty zwierzać się temu człowiekowi. Temu mężczyźnie, który nią wzgardził przed rokiem i dziś też ją poniżał.

Jednocześnie jednak czuła potrzebę otwarcia serca. Czuła się tak strasznie samotna, a ten okropny dzień zdawał się nie mieć końca.

Westchnęła.

– Moja mama – odchrząknęła – była bardzo ładna. Ojciec ją uwielbiał. Miała na imię Lily tak jak córeczka Janey.

– Lily? Ach tak. I ojciec ją uwielbiał? Czyli było między nimi trochę jak między Markiem i Janey?

– W pewnym sensie – przytaknęła – Tylko że tata był zawsze bardziej wrażliwy na punkcie dzieci niż twój brat. No i inaczej niż mama – Zaśmiała się, ale jakoś smutno. – Moja mama była za to specjalistą od zachcianek. A tamtego dnia, osiem lat temu, zażyczyła sobie nagle wycieczki w góry, na narty.

– Na narty?

– Tak. Zobaczyła w telewizji jakąś reklamę turystyczną i następnego dnia przymusiła ojca do wyjazdu. To była wariacka improwizacja. Nie mieli nawet łańcuchów, na kołach, choć wiadomo było, że w górach będzie ślisko.

Rico wyciągnął rękę i uścisnął dłoń Catherine.

Nie cofnęła jej.

– No i nawet nie dotarli w te góry. Nie zdążyli. Policja zadzwoniła po południu i usłyszałam to, co wczoraj tutaj od pielęgniarki: „Przynajmniej nie cierpieli”. Zginęli oboje na miejscu.

– Ale ty cierpiałaś – Wyciągnął drugą rękę i położył swoją dużą dłoń na jej policzku.

Kojące było to dotknięcie. Chętnie przytuliłaby się do jego dłoni, ale coś ją przed tym powstrzymywało.

Rico poruszył się.

– Mów, co było dalej.

– Cóż, życie mi się skomplikowało. Musiałam dużo pracować, żeby utrzymać siebie i Janey.

Ale nie rzuciłaś college”u?

– Nie. Może to był błąd? Gdyby nie nauka i praca, miałabym więcej czasu dla siostry. Może zostałaby wtedy lepiej wychowana. A tak właściwie sama się wychowywała – Catherine westchnęła – Sprzedałyśmy dom po rodzicach, dzieląc pieniądze po połowie. Ona oczywiście od razu zaczęła je wydawać. Kupowała sobie różne fatałaszki, bywała w lokalach, znikała z do mu i ze szkoły, włóczyła się, przemieszkiwała po jakichś motelach… Nie słuchała moich rad.