Catherine poczuła, że znowu chce jej się płakać. Mocniej zacisnęła powieki.

– Wiele przeszłaś, Cathy – odezwał się Rico. – Nie wstydź się płakać.

Znów westchnęła.

– Łzy nic nie dają. Nauczyłam się tego przez te osiem lat.

– Z tym bym się tak całkiem nie zgodził – zamruczał Rico. – Na pewno przynoszą ulgę. Po co dusić w sobie ból.

Znów poczuła chęć przytulenia się do niego. Tak ładnie mówił…

A on ciągnął:

– Sam bym się nieraz chętnie rozpłakał, gdybym umiał. Ale nie umiem. Kochałem brata, a nawet nie mogę go opłakać.

Otworzyła lekko oczy i śledziła poruszenia jego ust.

– Tak, kochałem go – powtórzył. – A teraz nigdy więcej już go nie zobaczę.

Impulsywnie ścisnęła jego dłoń, ale on jakby tego nie zauważył. Patrzył przed siebie niewidzącym wzrokiem.

– Marco urodził się już w tym kraju – powiedział.

– Patrzyłem, jak dorasta. Było mu tutaj i lepiej, i gorzej niż mnie, bo jemu tak wcześnie zabrakło matki. A ja… Cóż. Nawet nie znałem angielskiego, gdy zacząłem tu chodzić do szkoły. Czułem się obcy. Byłem szczęśliwy, gdy bocian przyniósł mi braciszka – Z uśmiechem spojrzał na Catherine. – Nie byłem już sam.

Odpowiedziała mu na ten uśmiech uśmiechem. Jednocześnie dotarło do niej, że Rico siedzi obok prawie nagi; był tylko w spodenkach. Górował nad nią – taki dorodny, śniady, pięknie wyrzeźbiony. W oczach miał zamyślenie, łagodność, nic zaczepnego w tym momencie.

Obróciła głowę.

– Ja też się cieszyłam, kiedy Janey przyszła na świat. Nie musiałam się już bawić lalkami, dostałam żywą lalkę – Zajrzała mu w oczy, szukając zrozumienia.

– Nauczyłam się matkować Janey w zastępstwie mojej mamy, która, jak już mówiłam, nie przepadała za dziećmi… No tak – westchnęła. – Ale teraz nie ma już i mojej Janey.

Rico pochylił się i objął Catherine. Przyciągnął ją do siebie i zaczął kołysać.

– Nie myśl o tym wszystkim – powiedział cicho.

– Tak czy owak musimy żyć dalej. Bo czy mamy jakieś inne wyjście?

Instynktownie wtuliła się w niego. Nagle jej ciało przypomniało sobie jego ciało, tamto sprzed roku. I była mu wdzięczna za tę chwilową bliskość. Była wdzięczna, że usłyszawszy ją, wstał, przyszedł do niej, zapalił lampę, rozproszył mrok i pocieszył ją.

Poddając się, wiedziała, że może będzie tego żałowała, bo ten mężczyzna bywał nieobliczalny. Potrafił być tak samo miły jak i nieczuły. Jednak nie dbała o szczegóły. Garnęła się teraz do niego całą sobą, bo był blisko. Bo w ogóle był. A tego właśnie najbardziej w tej chwili potrzebowała: żeby ktoś z nią był. Dlatego nie protestowała, kiedy Rico zaczął ją gładzić i całować. Po chwili całowali się prawie tak, jak tamtej nocy, mocno i zachłannie.

Pozwoliła ściągnąć z siebie koszulę i pomogła Ricowi zrzucić bokserki. Oplotła nogami jego biodra i po czuła jego twardą męskość. Kiedy ukląkł nad nią, nie mogła odwrócić od niej wzroku. Przerażała ją i fascynowała jednocześnie. Czuła suchość w gardle, gdy ujął w dłonie jej pośladki i uniósł je nieco do góry. Całe jej ciało skierowało się ku niemu, a wtedy wszedł w nią z taką mocą, że wydała z siebie okrzyk.

Rico pochylił się i pieścił jej piersi, a ona wdychała aromat jego śniadej skóry. Objęła go za szyję i przyciągnęła, tak żeby się na niej położył, przygniótł ją swoim ciężarem i osłonił przed światem. 0, jak błogo było nareszcie niczego się nie bać i tylko trwać w oczekiwaniu przybliżającej się rozkoszy.

Potem Rico wyciągnął rękę i zgasił lampkę. Jednak w pokoju nie zrobiło się ciemno, bo w duszy Catherine trwała jasność. A poza tym za oknami też już było jasno. Spojrzała na budzik stojący na szafce. Dochodziła piąta. Równo dwanaście godzin temu zaczynała być zrozpaczona. A teraz miała szansę zasnąć pocieszona.

Postanowiła, że będzie dobrze spała. I już po chwili tak się stało.

ROZDZIAŁ CZWARTY

Obudzili się późno – Catherine jeszcze później niż Rico, który zaskoczył ją tym, że podał jej kawę do lóżka.

– Proszę – powiedział, stawiając kubek na szafce nocnej.

Uniosła się na poduszkach, okręcając nagie ciało prześcieradłem. Sącząc aromatyczny napój, czuła, jak wstępuje w nią życie.

– Odebrałem telefon od ojca – odezwał się Rico.

– On i Antonia mają tu być jutro.

Skinęła głową. Równocześnie dotarło do niej, że przybycie starszych państwa oznacza nieuniknione kłopoty. Odstawiła kawę.

– Myślałam, że wrócą dopiero na pogrzeb?

Rico oparł się ramieniem o framugę drzwi. Był jeszcze nieogolony, choć już po prysznicu. Biodra miał okręcone białym ręcznikiem.

– Ojciec przyspieszył przylot ze względu na Lily. Tak się wyraził.

A więc będą kłopoty, upewniła się Catherine.

Zajrzała w oczy Ricowi.

– Mieliśmy się rano wybrać do szpitala. Może po winniśmy zadzwonić, że…

– Już tam dzwoniłem – odpowiedział. – Mała czuje się dobrze. To niebywałe, ale prawdopodobnie wy szła z wypadku bez szwanku. Jeśli nie liczyć paru zadrapań.

– Chwała Bogu – wyrwało się Catherine.

– No właśnie – przyznał. – A co do Antonii – wzruszył ramionami – jest chyba tak, jak przewidywałem. Ojciec mówił mi, że jego żona zechce wystąpić oprawo do opieki nad wnuczką.

– Więc jednak – westchnęła Catherine.

Rico przytaknął skinieniem głowy.

– Szykuje nam się spór – Zaplótł ramiona na piersi.

– I wiesz – spojrzał w bok – tak sobie myślę… Może powinniśmy ustalić jakiś wspólny front?

Poczuła się zaskoczona. Wspólny? Mówiły jaskółki, niedobre są spółki, przemknęło jej przez głowę.

– Ale ja… Słuchaj, Rico, właściwie jedyną osobą, która naprawdę umiałaby się zająć tym dzieckiem, jestem ja. Mam wykształcenie pedagogiczne, jestem kobietą, w odpowiednim wieku… – Przedłużała opis swych zalet, aż Rico zaczął tracić cierpliwość.

Wreszcie wybuchnął:

– Daj spokój, Catherine! Dość tej autoreklamy! I co z tego, że jesteś kobietą?

Zamrugała zdziwiona.

– Jak to, co? Chyba wiesz, co znaczy być kobietą. Zwłaszcza po tym – zaryzykowała uśmiech, co robiliśmy ze sobą w nocy.

Jeśli myślała, że go zdobędzie tą uwagą, to się pomyliła.

Odszedł w stronę okna i oparł się tyłem o parapet. Wzruszył ramionami.

– A co takiego robiliśmy? Było trochę seksu. Nic poza tym.

Poczuła, jakby jej wymierzył kolejny policzek. Co za cynik! Szybko poderwała się z łóżka, nie zważając na to, że jest naga.

– Ty draniu – powiedziała. – Ty draniu.

Założyła swój płaszcz kąpielowy i mocno zawiązała pasek. Uniosła głowę i przyjrzała mu się.

– A może jeszcze powiesz… że chciałam cię wczoraj uwieść, co?

Popatrzył na nią zimno.

– Nie wiem, czy chciałaś uwieść. Ale wątpię, żebyś działała bezinteresownie.

Zaśmiała się gorzko.

– Więc myślisz, że to wszystko ukartowałam? Udawałam w nocy łzy, przymusiłam cię do wstania, przyjścia do mnie i tak dalej? Ty draniu.

– Kto cię tam wie?

– Zaryzykowałam… ciążę. – Położyła sobie rękę na brzuchu. – Bo ty oczywiście…

– Ja oczywiście nie miałem żadnego zabezpieczenia – dokończył za nią – Ale to, że tak wyszło – uniósł do góry palec -jeszcze bardziej przemawia przeciw tobie.

– Co jeszcze bardziej przemawia? Co ty knujesz?!

– Bo jeśli chciałaś mnie w ten sposób złowić, to właśnie złowiłaś. Tak jak kiedyś Janey Marka.

– Ty draniu – powtórzyła, tym razem niemal z podziwem.

– Nie, nie jestem żadnym draniem – Ruszył w jej stronę – Mancini nie są draniami. W tradycyjnych rodach sycylijskich mężczyźni bywają odpowiedzialni. Zawsze płacimy za swoje ewentualne błędy. A ty, jak rozumiem, będziesz żądała zapłaty, tak?

Jego niegodziwość była wprost niepojęta.

– Wszystko, co mówisz, jest absurdalne- westchnęła. – A to, że się nie zabezpieczyłeś, oznacza, że wy, Sycylijczycy, wcale nie jesteście tacy bardzo odpowiedzialni. Chyba, że nigdy nie słyszeliście o wynalazku antykoncepcji?

– Jej oczy zrobiły się wąskie jak szparki.

– A co do tego seksu, to może ty się do niego ograniczy łeś, ale ja me. Ja się z tobą kochałam, jeśli chcesz wiedzieć. A to trochę, co innego.

Rico przeniósł ciężar ciała z jednej nogi na drugą i nic nie odrzekł.

– Myślałam – podjęła Catherine – że oboje tej nocy potrzebowaliśmy czyjejś bliskości, czuliśmy Się samotni.

– Ja potrzebowałem seksu – Odwrócił się do niej i zaczął iść w stronę okna – Seks dobrze mi robi na sen – rzucił przez ramię.

– Ty chyba coś przede mną odgrywasz? Całkiem inaczej zachowywałeś się w nocy i inaczej do mnie przemawiałeś. Jakbyś miał dwie dusze, jedną dobrą, drugą złą.

Rico wzruszył ramionami. Stał przy oknie i wyglądał na zewnątrz, odchylając firankę.

– I jeszcze ci powiem – Catherine zrobiła dwa kroki w jego stronę, że absolutnie nie zamierzałam cię złowić, jak to nazywasz. Użyję zaraz pigułki „dzień po”, żebyś miał pewność, że nic cię ode mnie nie uzałeżnia. Jesteś wolny, Rico!

– Nie, nie będzie żadnej pigułki – Odwrócił się gwałtownie od okna. – Zapomnij o takich metodach. I wbrew temu, co sądzisz, wcale nie chcę się od ciebie uwolnić. Akurat bardzo cię potrzebuję.

Bardzo cię potrzebuję. Serce w niej skoczyło na te słowa, ale zimny wyraz jego oczu natychmiast jej uzmysłowił, że on, co innego rozumie przez te słowa niż ona.

– No, więc masz rację, co do swoich zalet – zaczął się na glos zastanawiać Rico. – Jesteś nauczycielką, jesteś młodą kobietą i zapewne też dobrą obywatelką, a to mogą być atuty w staraniach o Lily.

Uniosła brwi.

– Czy to znaczy, że nie będziesz się sprzeciwiał, kiedy wystąpię o opiekę nad dzieckiem – Bardzo ją zdziwiła ta kolejna zmiana frontu.

– Jasne, że nie – potwierdził. Po czym uśmiechnął się przebiegle – Dlaczego miałbym się sprzeciwiać w czymkolwiek swojej żonie?

Zatkało ją. Co to za nowa sztuczka? O czym on mówi?

– Swojej żonie?