– Tak, swojej żonie – powtórzył, tym razem bez uśmiechu – Przecież chciałaś być moją żoną, prawda?

Zamierzała zaprzeczyć. Otwarła usta, żeby to zrobić, lecz słowa zamarły jej na wargach. Rico miał rację. Chciała być jego żoną. Nieraz w ciągu ostatniego roku o tym myślała. Jednak nie mogła chcieć, żeby się to stało na takich warunkach, jak teraz proponował. Nigdy, przenigdy!

– Antonię i mojego ojca stać na bardzo dobrych prawników – dodał.

– Ciebie też stać – uzupełniła szybko Catherine.

– Owszem, ale proces mógłby się ciągnąć latami.

A to nie byłoby dobre dla dziecka. Liły rosłaby szarpana w dwie różne strony. Natomiast, kiedy ty i ja się pobierzemy, sprawy się uproszczą. Przewiduję, że dla opieki społecznej będziemy lepszymi kandydatami niż dziadkowie.

– Cóż, ale małżeństwo… – Przeczesała ręką włosy.

– Jakoś w ogóle nie wierzę w te twoje projekty.

– To nie są projekty – poprawił ją. – To jest to, co mamy zrobić.

– Co mamy zrobić – Prawie się zaśmiała. – Jakiś ty pewny siebie. Przecież nie zawleczesz mnie siłą do ołtarza.

– Nie będzie żadnego ołtarza – Wzruszył ramiona mi – Wystarczy nam skromny ślub cywilny.

– Widzę, że już wszystko obmyśliłeś. Kiedy zdążyłeś to zrobić?

Zastanowił się.

– Czyja wiem? Może przed chwilą? Słuchaj, Cathy, we dwoje naprawdę łatwiej przekonamy sąd rodzinny.

Przyglądała mu się w milczeniu. Wreszcie skinęła głową.

– Czyli ślub – powiedziała – A potem co? Jakiś dyskretny rozwód? I co wtedy stałoby się z Lily? Ja miałabym się nią opiekować w tygodniu, a ty w weekendy?

– Po co rozwód? Nie będzie rozwodu.

– Jak to nie będzie? Mielibyśmy ciągnąć małżeństwo bez miłości? Dla mnie to byłoby bez sensu.

– A ja myślę inaczej – Podszedł do niej blisko i ujął za przeguby dłoni, zaglądając jej w oczy.

Pokręciła głową.

– Miałabym podpisać na siebie wyrok? Być z kimś obcym całe życie? Mowy nie ma.

Poruszył brwiami.

– A czy nie podpiszesz na siebie wyroku, biorąc to dziecko? Dziecko też ma się przez całe życie. I to dziecko też jest obce. Nie jest twoje.

Spróbowała się wyrwać.

– Idiotyczna logika. Lily jest córką mojej siostry. Kocham ją i ona też mnie będzie kochała.

– Miłość, milość – Rico zaśmiał się – Miłość jest w ogóle przereklamowana. Zwłaszcza małżeńska. Dla mnie ważniejszy jest w życiu obowiązek niż miłość.

– Nie wierzysz w miłość? Dziwne. Kiedy opowiadałeś o Marcu, mówiłeś, że kochaliście się jako bracia.

– Jako bracia, może – potwierdził Rico – Ale miłość w małżeństwie na pewno jest fikcją.

– Myślisz, że zawsze tak jest?

– No dobrze, może nie zawsze – przyznał. – Ale kiedy się już przytrafi, to też nic dobrego z niej nie wynika. Marco kochał twoją siostrę i zobacz, czym to się skończyło. Tragedią.

– Chwileczkę, to nie jest takie proste – próbowała oponować.

– Nie upieraj się – przerwał jej. – Przypomnij sobie różne pary, które znasz. Założę się, że nie ma między nimi miłości. No a moi rodzice – Klasnął w dłonie.

– Oczywiście udawali. Wcale się nie kochali. A teraz ojciec i Antonia – Znów klasnął. – Też tylko udają. I dobrze się z tym mają -Zastanowił się. – Za to ci, co się pobierają z miłości, często kończą nienawiścią! Kiedy się sobą znudzą, zaczynają się awanturować, a nieraz pić i bić. Taki jest ten świat. Miłość jest dla frajerów – podsumował – Miłość rani. Ostatnią rzeczą, jakiej bym dla siebie chciał, Cathy, to małżeństwo z miłości.

Słuchała tej tyrady z narastającym zdumieniem. Była jakaś wariacka logika w tym wywodzie, ale…

– Za to nasz związek – Rico strzelił palcami – sądzę, że może być udany. Wiesz, w moim starym kraju dość długo planowało się małżeństwa oparte na czymś trwalszym niż miłość. Nie było mowy o gwiazdach i namiętności, ale też nieznane były rozwody, rozbite domy i porzucone dzieci. Tak, tak – Pokiwał głową. – Dawne czasy miały swoje zalety.

– Ale też miały straszne wady – zaprotestowała Catherine – Żyć z kimś, kogo się nie kocha? Przecież to straszna niewola. Nieustający gwałt i poniżenie.

– O la, la, co za wielkie słowa – Zaśmiał się. – Nie kochać, niekoniecznie znaczy nienawidzić. Można się jeszcze przyjaźnić, można po prostu sąsiadować. Dla wspólnej sprawy, dla dobra dzieci warto to robić.

– Sąsiadować – prychnęła Catherine – I ty chciałbyś, żebyśmy dla dobra Lily właśnie ze sobą sąsiadowali? W łóżku, przy stole, pod jednym dachem?

– Czemu nie – Rico spojrzał w okno, a potem znów na Catherine – Niech to będzie cokolwiek, byle mała nie wpadła w ręce Antonii. Już ci mówiłem: ta kobieta zmarnowałaby nam dziecko.

Catherine sięgnęła po swój kubek z kawą. Kawa zdążyła ostygnąć, ale wciąż była aromatyczna.

– A co powiedziałby sąd rodzinny na to nasze nagle i sprytne małżeństwo? Uwierzą nam, czy raczej potraktują jak parę oszustów, którzy coś knują?

Rico uśmiechnął się krzywo.

– Knują, mówisz… Cóż, dlaczego zaraz knują? Właściwie moglibyśmy powiedzieć im prawdę, że znamy się od roku, że od razu wpadliśmy sobie w oko, a teraz odnowiliśmy zażyłość – Podszedł do niej i położył ręce na jej ramionach. Niestety nie było w tym geście żadnej czułości – O tym, że nic więcej nie ma między nami, sąd nie musi wiedzieć.

0, ale to nieprawda, że nic więcej nie było między nimi. Każde dotknięcie, każde spojrzenie Rica wywoływało zamęt w Catherine. Ona w każdym razie nie była kandydatką do małżeństwa jedynie z rozsądku. Jeśli już do małżeństwa – to z nierozsądku, z namiętności. Co najmniej z namiętności.

– A więc – podjął Rico, nie dostrzegając jej rozterki sąd rodzinny dowie się, że nasze połączenie się miało charakter zupełnie naturalny. Całkiem naturalne będzie też powierzenie nam opieki nad Lily, tym bardziej, że ty przecież zrezygnujesz z pracy…


– Co to, to nie – przerwała mu impulsywnie. Tak się nie stanie. Nie zrobisz ze mnie kury domowej, Rico. Nie po to zdobywałam wiedzę, żeby się teraz zagrzebać z dala od ludzi.

Puścił ją i zmarszczył czoło.

– To jak sobie wyobrażasz opiekę nad dzieckiem?

Zastanowiła się.

– A dlaczego to zawsze kobieta ma siedzieć w domu – wypaliła – Czemu nie mężczyzna? Jak długo mają działać takie schematy?

Rico z niedowierzaniem uniósł brwi.

– O, czym ty mówisz? Ja miałbym przestać kierować swoim przedsiębiorstwem? Miałbym się zająć pieluchami, karmieniem i popychaniem wózeczka – Zaśmiał się i pokręcił głową.

Catherine nie dała się zbić z tropu.

– Ty jesteś Manciiii, a ja jestem Masters. I uwierz mi, nie czuję się gorsza od ciebie. Możliwe, że ty zarabiasz miliony, ale moja praca też jest ważna. Nie zostawię swoich uczniów w środku roku. Nic takiego się nie stanie.

Skłonił się z ironicznym uśmiechem.

– Bardzo przepraszam. Oczywiście, twoja praca też jest ważna. Tylko, że to nie rozwiązuje naszego problemu – kto się zajmie małą Lily? Wątpię, żebyś mogła ze swojej pensyjki opłacić niańkę.

Poruszyła brwiami.

– Dlaczego niańkę? Są jeszcze na świecie żłobki. Wiele matek pracuje, posyłając dzieci do żłobka.

– Ach tak, żłobek. – W tonie jego głosu wciąż była ironia – Tylko wiesz, ile kosztuje dobry żłobek?

– A ty wiesz?

– Wyobraź sobie, że tak – zatryumfował. Wbrew temu, co możesz sądzić, jestem człowiekiem odpowiedzialnym i jako pracodawca naprawdę dbam o swoją załogę. Do tego stopnia, że młodym matkom pomagam znaleźć miejsca dla dzieci w żłobkach. To przywiązuje do mnie personel i przedsiębiorstwo na tym zyskuje.

Przyjrzała mu się z zainteresowaniem. Wyraźnie się chwalił, ale nawet jej to nie raziło.

Uśmiechnęła się.

– Skoro tak umiesz dbać o swoje pracownice, dla czego nie miałbyś zadbać o własną żonę? Dlaczego nie miałbyś jej pomóc na przykład w połączeniu pracy zawodowej z opieką nad dzieckiem?

Nie odwzajemnił jej uśmiechu. Zamiast tego szybko się do niej zbliżył i znów ją złapał za przeguby dłoni.

– Nie ze mną takie sztuczki, panno Masters – powiedział – Rico Mancini nie będzie posyłał swojej małej bratanicy do żadnego żłobka, nawet najlepszego. Lily ma się wychowywać w domu. Będzie miała swoje osobiste opiekunki, a ty, jeśli chcesz być moją żoną, rzucisz pracę.

Wyrwała mu się.

– Mowy nie ma – Odwróciła się i rozejrzała po pokoju. Dostrzegła swoje pantofle, włożyła je, pozbierała różne części garderoby i ruszyła do łazienki.

Poszedł za nią.

– Niczego nie poświęcisz dla małej – zapytał.

Obejrzała się.

– Ty znów tutaj? Nie dasz mi się spokojnie ubrać?

Nie zareagował. Oparł się ramieniem o drzwi i patrzył na nią.

Zrezygnowana, przysiadła na brzegu wanny.

– Rico, nie będzie z nas żadnego małżeństwa. To się nie uda.

– Dlaczego – Wyprostował się. Potem zaplótł ramiona – A ja myślę, że może się udać. Tylko nie bądź taka uparta. Łączą nas różne rzeczy, Catherine. Jest Lily. Poza tym sprawdziliśmy się w łóżku i było nam dobrze. No i może się też wkrótce okazać, że będziemy mieli własne dziecko.

Zerknęła na niego. Te trzy argumenty brzmiały nawet nieźle. Wcale nie były takie głupie. A jednak…

– Powiedz, dlaczego to koniecznie ja mam się poświęcać – odezwała się. – Dlaczego nie ty? Co ty masz do stracenia? Tylko swoje tradycyjne wyobrażenie o dobrym wychowaniu dzieci. Dobrym, czyli domowym. Na sposób sycylijski.

– Tak, to jest najlepszy sposób – potwierdził Rico.

– Niekoniecznie. Z nas dwojga to ja więcej wiem o szczęściu dzieci. Mam wykształcenie pedagogiczne. Nie dom jest dla dziecka ważny, tylko miłość i dobry kontakt z dorosłymi.

Nie odpowiedział, uśmiechnął się tylko ironicznie.

– A więc ty nie zamierzasz niczego poświęcić.

– Dlaczego nie -zaprzeczył -Mogę ci na przykład przyrzec, że jako mąż będę wierny. Będzie to wymagało ode mnie dużego wysiłku.

Przewrotny spryciarz, przemknęło jej przez myśl.