Alex z daleka wypatrzył spóźnialskich gości. Kiedy się zbliżali, podszedł do balustrady. Scott przywitał się z charakterystyczną dla siebie gadatliwością.

– Przepraszam cię za spóźnienie. To wina Kate. Sam wiesz, jakie są kobiety.

Dalton spojrzał na Kate.

– Cieszę się, że pani przyjęła moje zaproszenie.

Ta uwaga zabrzmiała zbyt intymnie. Kate poczuła zażenowanie. Dalton podał jej rękę i, ignorując Scotta, wprowadził na pokład.

– Przygotowałem dla pani stolik w zacienionym miejscu. Nie dochodzi tam ani wiatr, ani słońce. Może pani bez obaw ściągnąć kapelusz i zostawić go tutaj.

Spojrzenie Daltona i zdecydowany uścisk dłoni Kate poczytała za dowód władzy i żądzy posiadania. Po plecach przebiegł ją nieprzyjemny dreszcz. Scott natychmiast posłał jej ostrzegawcze spojrzenie. Zrozumiała je w mig i, zamiast wyrwać dłoń, stanęła w bezruchu.

Dalton zaprowadził ich na rufę pokładu, gdzie znajdował się częściowo zacieniony salonik z lekkimi meblami z trzciny. Wokół kręcili się ci sami ludzie, których Scott poprzedniego dnia zaprosił na kolację.

Goście Daltona subtelnie skarcili spóźnialskich za niepunktualność. Kate przebiegła wzrokiem po obecnych na jachcie kobietach. Dostrzegła Jan Lister, która miała na sobie stylizowaną na wojskowo koszulkę i bermudy, podkreślające jej zbyt obfite uda. Uśmiechnęła się do niej. Jan wprawdzie nie miała gustu, ale za to z pewnością najlepszy charakter spośród przybyłych kobiet. Z kolei Wendy Jessell przyszła na przyjęcie w żółtym sportowym kostiumie z frotte, który mocno odsłaniał jej opalone ciało i podkreślał puszyste blond włosy. Wreszcie Kate zatrzymała wzrok na Fionie Chardway, która przeciągała się leniwie na sofie i wystawiała na działanie słońca. Jej wysmarowane olejkiem do opalania ciało było skąpo przykryte mocno wyciętym bikini. Fiona upięła ciemne długie włosy w luźny kok. Kate zastanawiała się, czy Scott i jej zechce wyjąć spinki.

Scott skierował się prosto do Fiony. Przyklęknął przy niej i uśmiechnął się zmysłowo. Alex Dalton odciągnął Kate od reszty gości. Najwyraźniej tego dnia zamierzał mieć wyłączność na jej towarzystwo. Dopilnował, żeby usadowiła się wygodnie na krześle, a sam usiadł tuż przy niej.

– Czego chciałaby się pani napić?

– Lemoniady, proszę – uśmiechnęła się, usiłując ukryć zmieszanie.

Dalton skinął na kelnera, szepnął mu coś do ucha i wskazał Scotta.

– … i zajmij się panem Andrews. Nie rozpieszczaj go. Ostatnia, demonstracyjnie wygłoszona uwaga sprawiła, że Kate do reszty straciła pewność siebie. Rzuciła jedynie kilka chaotycznych uwag na temat pogody. Zdziwiła się, kiedy kelner podał Daltonowi bezalkoholowy napój z ananasa. Alex dostrzegł jej zaskoczenie i uśmiechnął się rozbrajająco.

– Lubię własne wyroby, a poza tym rzadko piję alkohol przed wieczorem. Procenty sprawiają, że nie ma się jasnego umysłu.

Załoga wciągnęła kotwicę i jacht ruszył z miejsca. Dalton skwapliwie odpowiadał na pytania gości. Podszedł do balustrady, żeby udzielić wyjaśnień Bobowi Chardwayowi. Kate skorzystała z okazji, że została sama i zaczęła przyglądać się ukradkowo Alexowi.

Poprzedniego wieczora wydawało się jej, że jest ociężały i ma sporą nadwagę. Ale dzisiaj przewiewny strój, na który składały ślę szorty w kolorze khaki i dziergana bawełniana koszula, przekonał ją, że Alex nie ma ani jednej fałdki tłuszczu. Z pewnością jego ramiona i nogi miały większy obwód niż u większości mężczyzn, ale tylko z powodu ich umięśnienia. Kate odniosła wrażenie, że Dalton przypomina potężny pień drzewa, którego żadna siła nie jest w stanie powalić.

Nagle Alex odwrócił się i utkwił przenikliwe spojrzenie błękitnych oczu w Kate, co sprawiło, że na jej policzkach wykwitł rumieniec zakłopotania. Potem przesunął wzrok na jej obnażoną szyję, co do reszty wytrąciło ją z równowagi. Rzuciła przelotne spojrzenie mężowi, który w najlepsze zabawiał Fionę. Przekonawszy się, że Scott nie dostrzegł zuchwałego spojrzenia Daltona, odetchnęła z ulgą.

– O, proszę. Tutaj jest Jack. On ci wszystko wyjaśni – rzekł Dalton, przedstawiając Bobowi mężczyznę, który roznosił drinki. Sam wrócił do Kate i, przyklęknąwszy przy niej, uśmiechnął się niepewnie.

– Jako gospodarz powinienem dbać o wszystkich gości. Ma to swoje wady, gdyż w takim wypadku nie mógłbym poświęcić pani tyle czasu, ile chciałbym. Na szczęście postanowiłem być dzisiaj leniwym gospodarzem. Wygląda pani urzekająco, Mary Kathleen.

– Dziękuję – odparła stłumionym głosem. W oczach Daltona rozbłysły ogniki rozbawienia.

– O czym porozmawiamy?

– A co pana interesuje?

– Och, mnóstwo rzeczy – odparł z drwiną. – Proszę przyznać, że zmiana scenerii i brak służbowych obowiązków sprzyjają odprężeniu. I na dodatek jest pani dzisiaj tak słodko delikatna.

Przesunął czule palcem po ramieniu Kate, ona zaś zesztywniała, a potem zadrżała z oburzenia. Czyżby błędnie oceniała tego mężczyznę? Nie – natychmiast odpowiedziała sobie. Przecież Dalton prowadzi z nią jedynie cyniczną, wyuzdaną grę i sprawdza, na ile może sobie pozwolić. Kate mimowolnie podsłuchała pytanie zadane przez Boba, na które Jack nie potrafił udzielić odpowiedzi. Bez wahania wtrąciła się do rozmowy.

– Ja ci to mogę wytłumaczyć – powiedziała pewnie. – To miejsce nazywano kiedyś Wyspą Głodu. Wywożono tam przestępców, którym wydzielano znikome dzienne racje żywnościowe. Stąd nazwa. Na wyspie wprawdzie nie było więziennych murów, ale też nie było stamtąd ucieczki. Z początkiem lat czterdziestych ubiegłego wieku powstał tam fort, który potem nazwano Fortem Denison.

– Dlaczego więzienie przekształcono w fort? – dopytywał się Bob.

– Rozeszły się plotki o tym, że zbliża się wojna między Wielką Brytanią i Ameryką, W tym czasie przez Pacyfik przeprawiały się francuskie i amerykańskie szwadrony. Osadnicy byli daleko od domu, więc postanowili stworzyć sobie na wyspie schronienie przed wojskiem – Kate wyjaśniała entuzjastycznie. – Trochę to było śmieszne, bo brytyjski urząd do spraw kolonialnych wysłał do fortu broń, której nikt nie umiał tam obsłużyć. Żołnierze nie mieli doświadczenia w posługiwaniu się tego typu strzelbami. Wobec braku innego wyjścia umieścili na postrach broń w strategicznych punktach wyspy. Wątpię, czy ktokolwiek z niej strzelał.

– No tak – Bob przytaknął na znak zrozumienia. – Dzięki, Kate. Jesteś kopalnią wiedzy – dodał i podszedł do barierki.

Kate westchnęła, żałując, że nie udało się jej podtrzymać konwersacji. Znowu zdana była wyłącznie na towarzystwo gospodarza.

– To niezwykłe, co pani powiedziała – przyznał, przyglądając się jej zagadkowo.

Kate wzruszyła ramionami.

– Mój pracodawca jest z wykształcenia historykiem. Gdyby pan przepisał tyle stron o początkach historii państwa australijskiego co ja, też znałby pan tę opowiastkę.

– Pani ma ciekawą pracę, nieprawdaż?

– O, tak. Czasami nawet fascynującą. Ku zdziwieniu i uldze Kate, Dalton nie zmienił tematu. Odprężyła się i ożywiła, opowiadając mu różne historie z okresu pierwszej kolonizacji kontynentu australijskiego. W zamian Dalton rzucił kilka ciekawych uwag o Dzikim Zachodzie, który odwiedził przy okazji licznych podróży. Alex okazał się wyśmienitym gawędziarzem i Kate zaczęła się naprawdę dobrze bawić w jego towarzystwie. Śmiała się z jego zabawnych opowiastek, a jeszcze bardziej ze Scotta, który od czasu do czasu rzucał jej triumfalne spojrzenia.

Podparła twarz na dłoni i z nie ukrywaną ciekawością chłonęła jego słowa. Wtem Alex niespodziewanie zmienił temat.

– Wie pani, kogo mi przypomina? Kate nieświadomie zmarszczyła jedną brew.

– Nie mam pojęcia. Proszę mi powiedzieć. Dalton nachylił się ku niej i delikatnie odgarnął jej włosy z ramienia.

– Wenus wynurzającą się z piany z obrazu Botticellego. Ma pani taki sam złocistopłomienny odcień włosów jak ona. Na dole mam dobrą kopię tego obrazu. Zejdźmy, to pokażę ją pani.

Chwycił Kate za łokieć i pomógł jej wstać. Podniosła się niechętnie. Nie miała ochoty odłączać się od towarzystwa. Wśród ludzi czuła się pewniej. Rzuciła tylko pytające spojrzenie Scottowi, który przytaknął na znak przyzwolenia. Kate zacisnęła zęby i podążyła za Daltonem, który wciąż mocno ściskał ją za łokieć. Zastanawiała się, czy przypadkiem nie zachowała się zbyt kokieteryjnie.

Stanęła u szczytu schodów i rozejrzała się po luksusowo umeblowanym salonie, urządzonym w chłodnej tonacji turkusu i zieleni. Wygodne, miękkie sofy i krzesła wyglądały zachęcająco. Na ścianach wisiały liczne obrazy, ale Kate nie wypatrzyła wśród nich obiecanej Wenus.

Dalton stanął za nią i położył dłoń na jej biodrze.

– Tędy, proszę – wyszeptał, niemal popychając ją ku wejściu do drugiego pokoju.

Wychylił się i pchnął drzwi. Przerażona Kate weszła posłusznie za nim. Nagle stanęła jak wryta. Centralne miejsce pokoju zajmowało obszerne małżeńskie łoże. Nie zastanawiała się już, czy na ścianie sypialni wisi kopia obrazu Botticellego. Wtem Dalton dotknął jej ramienia akurat w miejscu, które wczoraj mocno ścisnął Scott i zostawił tam lekki siniak.

– O, Boże! Nie! – krzyknęła, odskoczyła i schroniła się w rogu sypialni. Alex nie próbował jej złapać. Oparła się o ścianę i objęła się rękami w obronnym geście, instynktownie pocierając obolałe ramię. W chwilę potem rzuciła Daltonowi wyzywające spojrzenie. – Tutaj gra dobiega końca, panie Dalton. Dalej nie posunę się za żadną cenę.

Alex przytaknął i spojrzał na nią ze współczuciem.

– Przypuszczałem, że tak właśnie się pani zachowa, Mary Kathleen. Ale chciałem się jeszcze upewnić.

ROZDZIAŁ TRZECI

Dalton skierował wzrok na nerwowo poruszające się dłonie Kate.

– Czy włożyła pani koszulę z długim rękawem po to, żeby ukryć sińce? Czy Scott przemocą zmusił panią do przyjścia na dzisiejsze przyjęcie?

– Nie – ucięła.

Jak na tak potężnego mężczyznę, Dalton poruszał się zaskakująco zwinnie.: Jak pantera. Chwycił za uchylony rąbek koszuli przy szyi Kate i obnażył jej ramię. Podbiegłe krwią ślady po palcach Scotta odciskały okrutne znamię na jej białej skórze.