– To zależy od punktu widzenia.

Vera najwyraźniej nie aprobowała odmiennego zdania u rozmówców. Kate jednak nie miała ochoty na słowne potyczki z matką Alexa. Jedyne, czego chciała, to jak najprędzej znaleźć się przy jego boku.

– Nie musisz mnie lubić, Kate, ale musisz się ze mną liczyć. Lekceważenie mnie nie wyjdzie ci na dobre.

– Nie potrafiłabym być aż tak niegrzeczna, żeby cię lekceważyć, Vero, ale nie licz na to, że dopasuję się do twoich reguł gry – Kobieta uniosła sceptycznie brew.

– Jeśli pozostaniesz żoną Alexa, moja droga, prędzej czy później będziesz musiała się do nich dopasować.

– Wątpię – ucięła Kate, starając się ze wszystkich sił nie utracić kontroli nad tym, co mówi.

Rozmowa z Nicole wyczerpała pokłady jej cierpliwości. Spojrzała podejrzliwie na teściową.

– Jesteś zadowolona z tego, jak wypadło nasze wejście, prawda? Vera odwzajemniła się jej uśmiechem.

– To było interesujące, owszem… Nie wyszło wprawdzie zupełnie tak, jak bym chciała, ale było ciekawie. Jako taktyk na razie zwyciężyłaś, moja droga, ale zastanawiam się, jak masz zamiar postępować dalej. Nicole jest bardzo ambitna. Nie przebaczy ci tego, że ją upokorzyłaś. A do tego wątpię, czy Alex jest rzeczywiście aż tak obojętny na jej wdzięki, jak sądzi.

– Spodziewam się, że wolałabyś, żeby to Nicole została twoją synową, prawda?

– Niekoniecznie. Nicole jest przewidywalna i dlatego trochę nudna, natomiast ty, jakkolwiek nie możemy dojść do porozumienia, nie jesteś nudziarą.

Kate wyjrzała przez ramię Very i dostrzegła, że sir Edward opuszcza salę. Zamarło jej serce. Gdzie się podział Alex? Wzięła głęboki oddech, wciąż rozpaczliwie ukrywając przed Verą swoje zdenerwowanie. W końcu zebrała się w sobie i rzekła:

– Kiedy zaczynają się oszustwa, gra traci swój urok, Vero. Gdzie jest Alex?

W oczach starszej pani zaigrały ogniki, zwiastujące nową rundę rozgrywek.

– Wyszedł na taras. Z Nicole. Jak teraz, moja droga, masz zamiar zareagować?

Kate miała do wyboru albo udawać, że kompletnie ufa mężowi i nie obchodzą ją jego rozmowy z byłą przyjaciółką, albo… Nagle ogarnęła ją niemoc, a w jej oczach odbiło się znużenie i rozpacz.

– Mój Boże! – westchnęła Vera, marszcząc brwi w zamyśleniu. – A może ty go naprawdę kochasz? Wcześniej nie przyszło mi to nawet do głowy.

Natychmiast wróciła jej czujność. Resztką sił zdobyła się na obojętną minę.

– Czy wszystkie te francuskie drzwi wychodzą na taras? – zapytała jakby od niechcenia.

– Kate… – rzekła Vera tonem, w którym zabrzmiała nuta zupełnie obcej jej łagodności. – Pewnie nie uwierzysz w to, co ci teraz powiem, ale naprawdę jest mi przykro, że przed chwilą byłam dla ciebie tak nieprzyjemna. Sprawiłam ci przykrość. Mimo to, proszę, posłuchaj rady doświadczonej kobiety. Nie idź do nich na taras. Zostaw sprawy ich własnemu biegowi. Kiedy wrócisz do domu, znów będziesz miała Alexa tylko dla siebie.

W jej głosie zabrzmiała nuta szczerości, a w oczach zabłysło współczucie. Kate mimo to jednak postanowiła nie brać pod uwagę słów Very. Teraz myślała już tylko o tym, jak ma się zachować wobec Alexa i Nicole.

– Ty tego nie rozumiesz, Vero. Ja tam muszę pójść. Mam nadzieję, że uszanujesz moją decyzję.

Vera zacisnęła dłoń na ramieniu Kate, próbując ją powstrzymać.

– Uwierz mi. Popełnisz błąd, jeśli teraz doprowadzisz do konfrontacji. Znam Nicole i mojego syna, i dlatego mówię ci, że nic nie osiągniesz, jeśli…

– Ale nie znasz mnie. – Kate strzepnęła z ramienia jej dłoń. – Znajdę na to jakiś sposób.

– Taras jest w końcu sali, za tymi drzwiami, przy których stoi postument z rzeźbą.

Nagłe ustępstwo Very zaskoczyło Kate, ale szybko pozbierała się i poszła we wskazanym kierunku. Vera pośpieszyła za nią.

– Chodź za mną. Jeśli już koniecznie chcesz zrobić z siebie idiotkę, to przynajmniej pozwól, że zapewnię ci dyskretne wyjście.

– Dlaczego to robisz? – Kate zapytała z wyrzutem. – Kiedy pojawiliśmy się na tym przyjęciu, odniosłam wrażenie, że masz ochotę mnie ukrzyżować. Podejrzewam, że to ty sprowokowałaś całe to zamieszanie z Nicole.

– Owszem. Zaagitowałam ją, żeby zajęła się Alexem. Zrobiłam to z premedytacją – Vera przyznała z cynicznym uśmiechem. – Ale teraz jestem po twojej stronie, choć może ci się to wydać zupełnym absurdem. Widzisz, ja naprawdę kochałam ojca Alexa i na swój dziwny sposób kocham też mojego syna. Może ty jesteś w stanie dać mu szczęście, którego ja… – załamał się jej głos. Vera wzruszyła ramionami. – Nigdy nie umiałam naprawić szkód, które sama wyrządziłam. Jesteśmy na miejscu, Kate. Dalej pójdziesz już sama. Tylko pamiętaj, nie działaj pochopnie. Przemyśl jeszcze raz swoją decyzję.

Kate nie musiała się już zastanawiać. Alex złamał umowę. Nie był wobec niej lojalny, odchodząc na bok z Nicole. Nie okazał jej wsparcia, którego oczekiwała zarówno dzisiejszego, jak i wszystkich innych wieczorów. Zachwiał w niej wiarę w jego obietnice i dlatego musiała mu stawić czoło i uświadomić błąd, który popełnił.

Wyszła na taras i prawie bezszelestnie zamknęła za sobą drzwi. Przez moment jeszcze zatrzymała wzrok na Verze, której twarz przez szybę wydawała się stara i zmęczona. Po chwili jednak ktoś podszedł do niej, więc odwróciła się i odeszła w głąb sali, aż zniknęła Kate z pola widzenia.

Był chłodny jesienny wieczór. Na tarasie nie paliły się żadne światła, natomiast blask żyrandoli na sali rzucał wystarczającą poświatę, żeby Kate mogła dostrzec dwie sylwetki, stojące w rogu.

Nicole obejmowała Alexa za szyję, on zaś jedną dłonią dotykał jej talii. Kate była pewna, że i drugą rękę też położył na jej biodrze. Nicole miała doprawdy piękny profil. Wzniosła ku Alexowi twarz, a on najwyraźniej coś jej tłumaczył. Kate nie dosłyszała jednak jego słów. Mówił zbyt niskim i ściszonym głosem. Niemniej było w nim słychać podekscytowanie.

Kate momentalnie przypomniała sobie małżeństwo ze Scottem. Gorzkie wspomnienia rozdzierały teraz jej świeże i delikatne uczucia, na których budowała swój związek z Alexem. Przecież przyrzekła sobie, że nigdy więcej nie dopuści do sytuacji, jaka miała miejsce ze Scottem… Oszustwo, kłamstwo, zdrada, wiarołomstwo, poniżenie… Teraz, widząc Alexa w objęciach Nicole, wszystkie poprzednie przeżycia znów nabrały realnych kształtów.

W pierwszym odruchu Kate chciała się schować, uciec, poddać bez walki, ale duma przełamała lęk. Nie była przecież jakimś robakiem, który odpełza, salwując się ucieczką przed niebezpieczeństwem. Miała pełne prawo do tego, żeby przywołać męża do porządku.

Na tarasie rozległ się energiczny stukot wysokich obcasów Kate. Alex natychmiast uniósł głowę, a Nicole jęknęła z dezaprobatą. Kate jednak nie miała zamiaru się wycofać. Podeszła do nich na odległość kilku metrów i odezwała się z dobrze udawaną obojętnością:

– Wybaczcie, że wam przeszkodziłam. Stwierdziłam, Alex, że powinieneś wiedzieć, iż wybieram się do domu. Jedziesz ze mną, czy mam zadzwonić po taksówkę?

– Zaraz do ciebie dołączę, Kate. Jeszcze nie skończyłem rozmawiać z Nicole – odparł zachrypniętym i zażenowanym głosem.

Kate stała nieruchomo. Jej twarz nie zdradzała żadnych uczuć. Nicole spojrzała na nią. Mimo stłumionego światła, widać było, że jej oczy pałają triumfem.

– Jak uważasz, Alex – odpowiedziała z nieugiętą dumą. – Pożegnam się jeszcze z twoją matką i wychodzę. Z tobą lub bez ciebie.

Odwróciła się na pięcie i z gracją, bez pośpiechu, skierowała się do pierwszych z brzegu drzwi, prowadzących do salonu. Zdawała sobie sprawę, że każdy kolejny krok to gwóźdź to trumny, w której spocznie jej małżeństwo z Alexem. W szybie zamajaczyła jej płowa głowa Very. Już miała przekraczać próg, kiedy Alex zatrzymał ją, silnie ściskając jej łokieć.

– Wyjdziemy razem, Kate – wyszeptał jej do ucha.

Zmusił ją, żeby zwolniła kroku. Do salonu wkroczyli z godnością i spokojem, jakby nic się nie stało. Podeszli do Very. Alex poklepał ja po ramieniu, a skinieniem głowy przeprosił towarzyszących jej gości.

– Mamo, chcemy się pożegnać – oznajmił dyskretnie.

– Ależ, Alex. Jeszcze jest wczesna godzina – Vera zaprotestowała czarująco, choć w jej oczach taiło się zadumanie i powaga.

– Ty jesteś nie do zdarcia, ale my jesteśmy już odrobinę zmęczeni. Bawiliśmy się doskonale. Dziękuję ci za przyjęcie, mamo – rzekł z elegancją.

Vera ścisnęła dłoń Kate, jakby chciała opóźnić jej odejście.

– Mam nadzieję, że wkrótce się spotkamy, moja droga Kate. Kate szybko wyzwoliła dłoń z uścisku.

– Dobranoc, Vero.

– Odprowadzę was do wyjścia – pani Pallister nie dawała za wygraną.

– Nie. Proszę, zostań z gośćmi – nalegał Alex. – Byłaś dla nas bardzo miła. Muszę ci się kiedyś odpłacić za tę grzeczność, mamo. Dobranoc.

Zanim opuścili salę na dobre, zamienili jeszcze kilka słów z gośćmi. Kiedy w końcu Kate wsiadła do samochodu, oparła zmęczoną i obolałą głowę o chłodny skórzany zagłówek i zamknęła oczy. Zapadła cisza, którą po chwili Alex przerwał drwiącą uwagą:

– Przypuszczam, że to matka wysłała cię na taras. Typowe, pomyślała Kate. Wini wszystkich: matkę, żonę, kochankę, tylko nie siebie.

– Mylisz się. Vera chciała mnie odwieść od szukania ciebie. Dopiero gdy zażądałam, żeby mi powiedziała, gdzie jesteś, Wskazała taras. Mimo to próbowała mnie powstrzymać, perswadując, żebym zostawiła cię w spokoju. Radziła mi zachować dyskrecję. Ale nie wiedziała, że ja już przez to wszystko kiedyś przeszłam… – Zmęczenie w głosie Kate ustąpiło miejsca gorzkiemu wyrzutowi. – Tylko ty o tym wiedziałeś, Alex, a mimo to zignorowałeś mnie.

– Kate… – Wyciągnął ku niej dłoń, ale ona odrzuciła ją gwałtownym ruchem.

– Nie dotykaj mnie! – krzyknęła, tak jakby chciała wykrzyczeć z siebie cały ból i żal. – Zaakceptowałam rolę w grze twojej matki, ale w twojej nie! O, nie! Najpierw wystroiłeś mnie jak choinkę, a potem rzuciłeś na pożarcie tym wszystkim sępom. Zlekceważyłeś mnie i okłamałeś.