– Ach tak! – Hrabia przeniósł spojrzenie na jej usta, spojrzenie tak niezwykle intensywne, że niemal poczuła na wargach jego żar. Nadal trzymał ją pod brodę, niespiesznie gładząc kciukiem delikatną skórę. Nagle hrabia przesunął pieszczotliwie palcem po jej dolnej wardze. Po~zuła dziwną suchość w ustach. Chciała zaprotestować, lecz on unieruchomił wolną ręką jej dłonie, jakby odgadł, że zamierza go odepchnąć, po czym pochylił się i pocałował ją.

Hope zastygła, rozdarta między sprzecznymi emocjami. Z jednej strony była zaszokowana taką nielojalnością hrabiego wobec przyjaciela, który powierzył mu opiekę nad córką. Z drugiej… Ach, z drugiej strony pragnęła otoczyć go ramionami, dotykać jego szyi, jego pleców, jego ciała, oddać się odkrywaniu tego nowego świata, który się przed nią otwierał, oddać się bez opamiętania…

Z ust Hope wydobył się okrzyk, wyrwała się hrabiemu przerażona, pobladła, z szeroko otwartymi oczami, które wydawały się nienaturalnie duże w drobnej twarzyczce, z dłonią zakrywającą usta. Jego oczy przybrały na moment dziwny wyraz, ale czy to możliwe, by to było współczucie? Raczej rozbawił go jej kompletny brak doświadczenia.

– I jak, mon petit? Czy twoja ciekawość została zaspokojona? Nie zazdrościsz już koleżankom?

Hope zmartwiała. Wyglądało na to, że nawet jej naj głębiej skrywane sekrety nie mogły się uchować pod spojrzeniem tego człowieka. Rzeczywiście miała ochotę, żeby ją pocałował.' Szybko zdusiła tę myśl w zarodku, ale on i tak trafnie odgadł jej pragnienie.

– W czym problem? Czy siostry naopowiadały ci, że takie rzeczy wolno robić jedynie po ślubie i że nikt prócz męża nie ma prawa cię pocałować?

– Nie jestem aż tak naiwna, monsieur - odparła sztywno. – I doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że bawi się pan moim kosz;tem.

Zaśmiał się bezgłośilie i uruchomił silnik.

– Niedaleko stąd jest ekskluzywny hotel, zatrzymamy się tam na noc – poinformował.

Ku zaskoczeniu Hope hotel mieścił się w zamku, który spostrzegła z szosy.

– To coś w sam raz dla ciebie – mruknął hrabia, gdy zatrzymali się na dziedzińcu. – Niewinna księżniczka powinna mieszkać na zamku w wysokiej wieży. Spytam, czy nie mają takiej komnaty.

Komnaty w wieży wprawdzie nie było, ale Hope otrzymała luksusowo urządzony pokój, którego środek zajmowało przepastne łoże z baldachimem. Pomyślała, że wyciągnie się na nim z rozkoszą, bo dosłownie padała ze zmęczenia. Jednak najpierw musi wykąpać się po podróży, żeby wygnać ból z zesztywniałych mięśni.

Po kąpieli stanęła przed lustrem. Jej skóra była rozgrzana, napięta i gotowa… na co? Zaczęło ją dziwnie ssać w dołku, gdy znowu przypomniał jej się pocałunek na skraju pól. Nie, nie wolno jęj o tym myśleć! Drżąc na całym ciele, sięgnęła po szlafrok, ale okazało się, że zapomniała go zabrać ze sobą do łazienki.

Gdy weszła do pokoju, zorientowała się, że podczas jej kąpieli musiał przyjść ktoś z obsługi, po, nieważ paliła się lampka nocna, szlafrok został starannie ułożony na kołdrze, a na stoliku czekała zastawiona taca. Hope źrobiła kilka kroków w stronę łóżka i naraz zastygła, zdając sobie sprawę z tego, że nie jest sama. Z nieoświetlonej części pokoju wyłonił się hrabia. Stała jak sparaliżowana jego intensywnym spojrzeniem, dopiero po chwili sięgnęła na oślep po szlafrok. Przez moment żałowała, że nie jest to jej skromna klasztorna podomka, tylko jakieś przejrzyste fru-fru, które w jej odczuciu niczego nie zakrywało.

– Wybacz, nie miałem pojęcia, że nie słyszałaś mojego pukania. – Hrabia po raz pierwszy zdobył się na przeprosiny, w dodatku brzmiały one naj zupełniej szczerze. – Przyniesiono kolację. Usiądź, proszę.

Zauważyła, że przebrał się po podróży. Zamiast nienagannego ciemnego garnituru miał na sobie czarne spodnie i cienką jedwabną koszulę, które' to ubranie ponownie kazało jej myśleć o kryjącym się pod nim ciele.

Hrabia przysunął jej krzesło i spytał, czy życzy sobie, by to on wystąpił w roli gospodarza. Ponieważ akurat na tym gruncie czuła się pewnie, z przyjemnością wyznaczyła hrabiemu rolę gościa. Chociaż bezustannie czuła na sobie jego spojrzenie, nie uroniła ani kropli zupy, nalewając ją z wazy do talerzy, nie zgubiła ani ziarenka ryżu, serwując paellę.

– Widzę, że siostry postawiły na dobre staroświeckie wychowanie.

– Większość dziewcząt pochodzi z krajów Ameryki Łacińskiej – wyjaśniła. – Są z bogatych rodzin, zostaną bardzo dobrze wydane za mąż. Niepotrzebny im żaden konkretny zawód, nigdy nie będą zarabiały na życie, muszą za to być idealnymi paniami domu.

– Rozumiem, że jesteś wyjątkiem od tej reguły? Ojciec nie obiecał cię nikomn?


Jej pełna odrazy mina mówiła sama za siebie. Hope nigdy nie mogła pojąć idei kojarzenia małżeństw przez rodziny, w jej odczuciu to było bezduszne, a nawet okrutne.

_ W takim razie jakie masz plany na przyszłość? Będziesz prowadzić dom twojemu ojcu?

Podejrzewała, że tak się może stać, ale chciała przekonać ojca, żeby pozwolił jej studiować.


_ Jeszcze nie wiem. A pan? Czym pan się zajmuje, hrabio? – spytała uprzejmie, zgodnie z zasadami dobrej konwersacji.

_ Całkiem nieźle, mon petit - roześmiał się· Musisz jednak okazywać trochę więcej zainteresowania, a nie recytować grzecznościowe formułki jak wyuczoną lekcję. Odpowiem ci, ponieważ sztuka konwersacji, podobnie jak i inne przyjemne zajęcia, wymaga ciągłego praktykowania.

Natychmiast przypomniała jej się niedawna lekcja pocałunku.

_ Moja rodzina ze strony ojca od niepamiętnych czasów posiada winnice niedaleko Beaune. Niektóre z produkowanych tam win należą do klasy Premier Cru – uśmiechnął się na widok jej reakcji. – O, jednak wiesz coś o świecie.

– Znam się na winach.

– W takim razie nie muszę ci dłużej tłumaczyć. Mam też posiadłość w pobliżu Cannes, jeżdzę tam na lato. Zimę spędzam w Paryżu, gdzie mam apartament. Krótko mówiąc jestem zamożnymczłowiekiem, choć nie aż tak bogatym, by kupić – sobie idealną narzeczoną z twojego klasztoru.


– To znaczy, że nie jest pan żonaty? – Gdy pokręcił głową, spytała jeszcze: – A czy ma pan jakąś rodzinę?


Albo jej się wydawało, albo przez chwilę zastanawiał się, co odpowiedzieć.


– Nie. Ale pewnego dnia będę miał. Mężczyźni w mojej rodzinie żenią się dość późno, mój ojciec w dniu ślubu miał czterdzieści lat.


Hope przyglądała mu się uważnie. Znów przez – chwilę wydawał się drapieżny i bezwzględny, jakby namiętna rosyjska dusza brała w nim górę nad francuskim wyrafinowaniem.


– O czym tak myślisz, moja śliczna? – zagadnął znienacka.


– O czym? O… ojcu. Wspomniał pan o swoim, więc… Od dawna go nie widziałam – wyznała.

– I obawiasz się, jak wypadnie wasze spotkanie? Nie bój się. Zapewniam cię, że spełnisz oczekiwania twojego ojca. I to z nawiązką – dodał, jakby mówił sam do siebie. – Zaskoczysz go na korzyść.

Nie wiedziała, jak ma to rozumieć. Siedziała w milczeniu, bez przekonania dziobiąc łyżeczką deser. – No, czas na ciebie – zauważył w końcu hrabia.

_ Przecież ty mi tu zaraz zaśniesz jak małe dziecko. Chcesz, żebym cię wziął na rączki, zaniósł do łóżeczka i dał buzi na dobranoc? – Zaśmiał się cicho, gdy bez przekonania uczyniła gest protestu. – Prawda, jakie to dziwne? Siostrzyczki mówiły co innego, a ciało mówi co innego. – Podniósł się zza stołu, podszedł do niej i wziął ją na ręce tak sprawnie i lekko, jakby rzeczywiście nie była cięższa od dziecka.


Bezwiednie wtuliła twarz w jego szyję, wdychając zapach ciepłej skóry i napawając się jego dotykiem. Ułożył ją wygodnie, otulił kołdrą, na koniec musnął długimi palcami ramię, z którego zsunął się szlafroczek, i… wyszedł.


– Gdy została sama, ogarnęło ją dziwne uczucie, głębokie i dojmujące. To musiała być ulga, to z całą pewnością musiała być ulga, bo przecież chyba nie rozczarowanie, prawda?


– Jeśli jesteś gotowa, to proponuję jechać dalej – powiedział, gdy zjedli śniadanie.


Hope obawiała się porannego spotkania z hrabią, dlatego przygotowała się starannie, nakładając makijaż według zasad podanych przez Anę, czesząc włosy, które w dużym stopniu zachowały kształt nadany im przez Rafaela, i wybierając garderobę. Tym razem miała na sobie sweterek i spódniczkę w odcieniach zieleni.

Okazało się jednak, że jej obawy były płonne. Uszczypliwy i prowokujący arystokrata, który chwilami ją przerażał, znikł bez śladu, a jego miejsce zajął uprzejmy, niemal czarujący człowiek.


Kilka godzin podróży upłynęło im w milczeniu, hrabia wkładał 'do odtwarzacza wciąż nowe płyty CD, za oknem zmieniały się kolejne pejzaże, a muzyka podkreślała piękno widoków. Wczesnym popołudniem zatrzymali się na posiłek w niewielkim francuskim miasteczku, gdzie znajdowała się nadspodziewanie dobra restauracja. Hrabia chciał pomóc Hope w wyborze dań, lecz podziękowała mu. Dokonany przez nią wybór oraz pozbawiona śladu wahania spokojna rzeczowość, gdy rozmawiała z kelnerem, zrobiły na jej towarzyszu wyraźne wrażenie. Pogłębiło się ono jeszcze, gdy Hope podziękowała za deser.


– Jesteś pełna niespodzianek, mon petit - powiedział z uznaniem, gdy kelner się oddalił. – Skomponowałaś idealny' zestaw dla osoby w długiej podróży. Dania lekkie, ale pożywne, a do tego nie poddałaś się pokusie sięgnięcia po słodycze.


Wyjaśniła, że w szkole miała zajęcia z dietetyki, gdzie wpojono jej zasady zdrowego odżywiania się, i podała mu kilka przykładów.


– Mówisz więc, że jesteśmy tym, co jemy? Do pewnego stopnia to prawda, ale nie do końca. Pamiętaj, że ciało to nie maszyna, ono nie tylko potrzebuje paliwa, ono również ma swoje pragnienia… Witaminy i mikroelementy nie wystarczą, trzeba też karmić zmysły. To za ich pomocą kontaktujemy się ze światem, cieszymy się nim, pragniemy go poznawać, podziwiać i dotykać… – Gdy to mówił, jego spojrzenie powoli przesunęło się po jej ciele i Hope odczuła to niemal jako fizyczną pieszczotę.