W ogóle nie pytając jej o zdanie, kobieta podała jej popielatą bluzkę i kostium z prostą spódnicą w odcieniu przełamanej fioletem szarości. Zapiąwszy ostatni guzik, Hope spojrzała w lustro i zobaczyła wiotką kobietę, nazbyt elegancką, by ktokolwiek skojarzył ją ze skromną uczennicą w nieforemnym mundurku.

– A teraz głowa – oznajmiła złowieszczym tonem kobieta. – Parę kamienic dalej jest salon fryzjersko-kosmetyczny, moja asystentka zaprowadzi panią i poczeka, aż Rafael skończy.

Pobyt w salonie okazał się tak stresujący, jak się tego spodziewała.

– Końcówki są zniszczone, ale po co od razu ciąć? Wystarczy trochę skrócić i nałożyć odżywkę. I proszę ich tak nie związywać, to bardzo niekorzystne dla włosów. – Rafael spojrzał z wyraźną odrazą na gumkę, której używała Hope. – O cerę też pani nie dba! Czy pani nigdy nie używa kremów nawilżających? – dodał z jeszcze większą przyganą w głosie.

Jakoś nie miała ochoty wprowadzać go w tajniki klasztornych rygorów. Umyto jej włosy, podcięto, po czym oddano ją w ręce ślicznej młodej brunetki, która przedstawiła się jako Ana. Dziewczyna, chociaż zdziwiona faktem, że Hope nie wie kompletnie nic na temat kosmetyków, taktownie zachowała uwagi dla siebie i skupiła się na cierpliwym wyjaśnianiu wszystkiego od podstaw.


Biorąc pod uwagę, jak długo Ana przemywała, nawilżała i malowała jej twarz, Hope byłą święcie przekonana, że w efekcie ujrzy w lustrze nie siebie, tylko jakąś porcelanową lalkę. Jednak rezultat okazał się jeszcze bardziej wstrząsający. Była z całą pewnością sobą, tyle że teraz jej blada skóra mieniła się delikatnym kolorem na kościach policzkowych, oczy w zagadkowy sposób stały się większe, a usta nabrały zmysłowego wyglądu.


Ana szybko wypełniła kartę klientki, zaznaczając typ cery, opisując podstawową pielęgnację i dołączając listę użytych kosmetyków~ po czym wręczyła ją Hope i oddała swoją 'podopieczną w powrotem' w ręce Rafaela. Fryzjer wysuszył i ułożył podcięte włosy, wyczarowując łagodne, lśniące fale, chociaż Hope nigdy by nie przyszło do głowy, że jest to w ogóle możliwe. Zawsze sądziła, że skoro ma włosy proste jak drut, to wszelkie zabiegi pielęgnacyjne spełzną na mczym.

Gdy wróciła do butiku, jej nowe rzeczy zostały już zapakowane w czarne pudła z dyskretnym złotym logo. Przystanęła na środku sklepu, zakłopotana, niepewna siebie. Palce ją świerzbiły, miała ochotę dotykać ubrania i włosów, napawać się ich zdumiewającą gładkością, jednak zasady wpojone jej przez zakonnice kategorycznie zabraniały wykonywania takich żywiołowych, nerwowych gestów.


Na zewnątrz Hope sprawiała wrażenie osoby tak doskonale opanowanej, że właścicielka butiku musiała zrewidować swoją opinię. Ta dziewczyna wcale nie była naiwną, głupią gąską, jak jej się początkowo zdawało, lecz prawdziwą młodą damą. Dlatego też odezwała się do niej tym razem uprzejmie, zapewniając, że hrabia z pewnością nie każe jej długo na siebie czekać. Ledwo skończyła mówić, pojawił się w drzwiach.


Hope odwróciła głowę w jego stronę, nie mając pojęcia, że wygląda zjawiskowo. Cała srebrzysta, wiotka jak gałązka, którą łatwo złamać, jeśli nie zachowa się ostrożności.


Był zaszokowany. Nadawała się do realizacji jego planów znacznie lepiej, niż początkowo sądził. Tak, sir Henry wiedział, co robi, ukrywając ją przed światem. Nic dziwnego, że Alain Montrachet połknął taką przynętę. Idealna, niewinna, dziewicza narzeczona dla spadkobiercy rodu, nieskalana niczyim dotknięciem, godna matka kolejnego Montracheta.

Przyglądał się jej bez śladu współczucia, bez cienia wątpliwości, zupełnie świadomy tego, jaki los jej zgotował, zaś Hope nagle przypomniała sobie, skąd zna tę twarz. Widziała kiedyś w książce do rosyjskiego fotografię przedstawiającą gwardię przyboczną ostatniego cara. Widnieli na niej przystojni oficerowie o drapieżnych rysach, szaleńczo dumni, zuchwali i bezwzględni.

– Gotowa? – rzeczowy ton jego głósu ściągnął ją z obłoków na ziemię. Nie było cara ani oficerów, hrabia przytrzymywał otwarte drzwi, na ulicy czekało lśniące ferrari, kobieta za ladą rozpływała się w uśmiechach.

– Czy pan… Czy pan przypadkiem nie ma rosyjskich przodków? – spytała impulsywnie, gdy zapakował pudła z ubraniami do bagażnika i zajął miejsce za kierownicą.

Przez chwilę myślała, że nie odpowie. Słusznie, zasady dobrego wychowania zabraniały zadawania osobistych pytań,. ale Hope nie umiała zapanować nad ciekawością.


– Owszem, mam – przyznał, patrząc na nią nieodgadnionym wzrokiem. – Skąd wiedziałaś?

Nieco zakłopotana, opowiedziała o fotografii.

– Ach, więc uczysz się rosyjskiego? Masz zapewne talent do języków – skomentował. – Moja matka była Rosjanką. Jej rodzice uciekli z Rosji podczas Rewolucji Październikowej, a ponieważ szczęśliwie zdołali ulokować część pieniędzy w Paryżu, mogli dalej prowadzić życie na wysokiej stopie. Na tyle wysokiej, że moja matka została uznana za dobrą partię dla hrabiego de Serivace'a.


Hope, nie rozumiejąc, ściągnęła brwi, więc wyjaśnił:

– Ród mojego ojca jest bardzo stary, jego korzenie sięgają średniowiecza. Ale z pewnością siostrzyczki nauczyły cię, że pycha jest grzechem. Próżność też – dodał na poły kpiąco, jakby doskońale wiedział, że Hope jest pod dużym wrażeniem swojej zewnętrznej przemiany. – A teraz spróbuj się trochę przespać, przed nami długa droga. Nie będzie żadnych postojów, zatrzymamy się dopiero w Serivace.

– W Serivace?

– To moja posiadłość. Bardzo piękna, spodoba ci się – powiedział z uśmiechem, ale nie wspomniał ani słowem, kiedy i gdzie spotkają jej ojca. Hope czuła, że zadawanie mu pytań na ten temat mijało się z celem. Wyraźnie nie chciał ujawniać szczegółów.

– Wszystko w swoim czasie, mon petit - mruknął, gdy posłusznie zamknęła oczy i odchyliła głowę na oparcie. Odniosła wrażenie, że ten człowiek czyta w jej myślach.

ROZDZIAŁ DRUGI

Obudziła się kilka godzin później ze zdrętwiałymi mięśniami, chociaż hrabia odchylił oparcie jej fotela, żeby było jej jak najwygodniej. Gdy zobaczył, że Hope już nie śpi, zwolnił i odwrócił głowę w jej stronę.

– Lepiej ci, kiedy się przespałaś?


Zdobyła się na uśmiech, chociaż głowa pękała jej z bólu i było jej trochę niedobrze.


– Źle się czujesz? – Hrabia badawczo przyjrzał się jej pobladłej twarzy. – Co się dzieje?


– Nic takiego. Lekki ból głowy, ale to na pewno zaraz przejdzie.

– Za dużo wrażeń jak: na jeden raz – podsumował. – Zapomniałem, że wychowanie klasztorne nie przygotowało cię do zawrotnego tempa życia. – Zerknął na zegarek. – W takim razie jednak zatrzymamy się gdzieś na noc. Nie przywykłaś do tak długich podróży.


Nie miała najmniejszej ochoty spędzać w jego towarzystwie więcej czasu, niż było to konieczne, więc postanowiła zaprotestować, ale nie zdążyła.

– Przecież cię nie zjem, mon petit - wycedził, ledwie rzuciwszy na nią okiem. – Siostrzyczki i mateczki musiały cię chyba ostrzec, że nie powinno się zawsze patrzeć na mężczyznę takim wzrokiem, jakby chciał cię ugryźć, bo on może nabrać ochoty, żeby naprawdę to zrobić. – Zauważył, że zadrżała. – Aż tak się mnie boisz?

I w tym momencie Hope zbuntowała się. Wpojono jej szacunek dla starszych, a ponieważ hrabia był przyjacielem ojca i jej tymczasowym opiekunem, do tej pory starała się okazywać mu poważanie. Teraz jednak swym prowokacyjnym zachowaniem uraził jej poczucie godności.


– Nie, nie boję się ani trochę – oznajmiła zdecydowanym tonem.

– Jak gazela zamknięta w klatce z leopardem skomentował i nagle nieoczekiwanie zmienił temat. – Powiedz mi, jakie masz plany na przyszłość?

Zaskoczył ją tym pytaniem, ale i ucieszył. Wdzięczna za zainteresowanie wyjaśniła, że otrzymała ogólne wykształcenie i że szkoła klasztorna nie przyuczała wychowanek do żadnego konkretnego zawodu.

– Z wyjątkiem tego, jak być żoną doskonałą dodał z wyjątkowo zjadliwą ironią. – Czy tego właśnie chcesz, mon petit? Prosto od leżenia pod krzyżem do… leżenia pod mężem? – Aż się żachnął, gdy zauważył, że tym razem naprawdę ją zaszokował. -

Daj spokój, chyba nie chcesz mi powiedzieć, że jesteś aż tak niewinna? Przecież musiałaś czasem stamtąd wychodzić, musieli kręcić się wokół ciebie jacyś mili chłopcy, gotowi nauczyć cię tego i owego.


– Nie! – zaprotestowała tak gwałtownie, że zamilkł na chwilę.


Siedziała wyprostowana, lecz nerwy miała napięte jak postronki. Dlaczego zareagowała z taką gwałtownością? Hrabia właściwie -miał dużo racji, chociaż akurat jej to nie dotyczyło. Koleżanki chętnie zbierały różne doświadczenia i chociaż nie uczestniczyła w ich nocnych zwierzeniach, wiedziała, że fizyczna strona miłości nie ogranicza się do tego, o czym siostry opowiadały na lekcjach biologii.


– Nie? – Hrabia zjechał na pobocze i zatrzymał samochód. Hope popatrzyła na pola, które ciągnęły się aż do podnóża gór. N a jednym ze wzgórz wznosił się średniowieczny zamek.


Poczuła dotyk palców pod brodą. Hrabia odwrócił jej twarz ku sobie.

– Nie? – powtórzył. – Naprawdę nic nie było? Nawet jednego skradzionego pocałunku?


Ponownie oblała się rumieńcem, ponieważ trafił w czuły punkt. Czyż nie myślała czasami, że może byłoby miło dzielić romantyczne sekrety z koleżankami, wspólnie z nimi chichotać w ciemności sypialni? Czyż nie leżała bezsennie, zastanawiając się, czemu przelotne miłostki wcale jej nie pociągają?

– Za murami klasztoru nie ma kto kraść całusów – wyznała spontanicznie. – Z mężczyzn przychodził tylko ojciec Ignatio, ale on nas spowiadał. A tata nie pozwalał mi jeździć do koleżanek i… – urwała, zła na siebie. Skąd ta nagła potrzeba, żeby się przed nim otworzyć? Niepotrzebnie mu się zwierza, on niechybnie zda raport jej ojcu, a wtedy wyjdzie na marudną niewdzięcznicę, która nie docenia darów losu.