Tym razem postanowiła, że nie będzie tracić czasu na wspomnienia związane z Erikiem. Ale jakim sposobem miała tego uniknąć, kiedy jej jedynym towarzyszem podróży był ów gruboskórny mężczyzna, uchodzący za jej męża?

Poczuła tak ogromną samotność i pustkę, że z trudem powstrzymywała się od łez.

ROZDZIAŁ III

Młodzi kelnerzy o ciemnej karnacji byli wszechobecni, zjawiali się na każdy gest wycieczkowiczów.

– Jesteśmy trochę pokrzywdzeni – żaliła się do Eldena Sara – nie należymy do żadnej z grup i nie otrzymaliśmy żadnych informacji.

– Myślę, że możemy jutro z samego rana porozmawiać z przewodnikiem. Masz rację, o wielu szczegółach powinniśmy się dowiedzieć.

Ucieszyła się, że wreszcie się z nią zgodził, ale odparła sucho:

– Na przykład o tych ogromnych płazach, które wiszą nad naszymi głowami…

Alfred podniósł wzrok.

– Nie masz się czego obawiać – odparł – na pewno na nas nie spadną.

Sara nie była jednak w pełni przekonana.

– Nazwy potraw w menu brzmią obco, ale jeśli poprosimy o obiad firmowy, w kuchni nie będą musieli przyrządzać żadnych specjałów.

Przytaknął i zaraz zamówi! posiłek u młodego, zwinnego kelnera, który obsługiwał ich stolik.

– Zauważyłem, że jest tu wielu Szwedów – rzekł komisarz – poznaję to po gwarze z sąsiednich stolików.

– Szwedzi i Niemcy są wszędzie tam, dokąd docierają turyści – odpowiedziała Sara. – Ten hotel wygląda na stale zamieszkiwany przez Skandynawów.

Obiad obojgu bardzo smakował. Gdy wstawali od stołu, Sara zaśmiała się radośnie.

– Czy dozwolone jest okazywanie zadowolenia z tutejszej kuchni? – zapytała.

W odpowiedzi ujrzała wreszcie blady uśmiech.

– Mnie także się tu podoba, mimo że tak niewiele jeszcze widzieliśmy.

– Ludzie wydają się bardzo przyjaźni i serdeczni.

– Dla nich spotkanie ze Skandynawami o kwaśnych minach jest pewnie zaskoczeniem.

Czyżby mnie miał teraz na myśli? zdumiała się Sara.

Mimo wszystko wyglądało na to, że oboje ulegli nastrojowi ciepłej wieczornej pory, pięknu otoczenia, zapachom, podmuchom wiatru znad oceanu. Sara westchnęła. Gdyby tak zamiast Alfreda siedział tu Erik! Przystojny, serdeczny, nieszczęśliwy i chwilami nawet słaby Erik. Chyba jest jednak trochę niesprawiedliwa. Erik to prawdziwy mężczyzna. Tak się jakoś złożyło, że zaczęła porównywać go z surowym Alfredem, z którym wcale nie pragnęła się zaprzyjaźniać.

Po obiedzie wybrali się na plażę. Obserwowali tam małe kraby, które podskakując uciekały bokiem i chowały się. Było już ciemno, a mimo to żądni zysku handlarze wciąż nie odchodzili ze swoich stoisk, nakłaniając turystów do kupowania pamiątek. Nie brakło też żebrzących bez skrupułów dziewczynek, które prosiły o pieniądze, ubrania czy choćby długopis.

Chcieli pójść jeszcze dalej, ale zatrzymał ich funkcjonariusz straży miejskiej.

– Spacery o tej porze nie są bezpieczne – poinformował dyskretnie. – W każdym razie nie dla samotnych dam. Pani ma wprawdzie eskortę, więc może…

– Oczywiście, zawrócimy. Dziękujemy za ostrzeżenie – zadecydował komisarz.

– Nie wiedziałam, że wśród Syngalezów są kryminaliści – stwierdziła z zawodem w głosie Sara.

– No, niezupełnie kryminaliści – odparł Elden – ale bieda panuje w wielu miejscach na świecie, turyści zaś niekiedy zachowują się wręcz prowokująco. W przeciągu kilku dni tracą kwoty równe rocznym zarobkom tutejszych mieszkańców. Miejscowi nie mogą przecież wiedzieć, że większość przyjezdnych to zwykli robotnicy, którzy długo oszczędzali na tę podróż.

– To prawda.

W tej chwili, u boku Eldena, nie bała się niczego. Osłaniał ją, Sara wyraźnie wyczuwała emanującą od niego silę. Ostrożnie podniosła głowę i zerknęła na komisarza. Koścista, ponura twarz miała jednak w sobie wiele wyrazu, nawet mogła przyciągać. Ale sztywne, jakby automatyczne ruchy, bo tego się Elden nie wyzbył, sprawiały, że przypominał raczej robota niż żywego człowieka. Szedł teraz obok Sary, zatopiony we własnych myślach, a jednocześnie ani na sekundę nie spuszczał z niej oczu. Musnęła ręką jego ramię i poczuła przyjemne, kojące ciepło.

Pokręciła głową i roześmiała się cichutko sama z siebie.

– W oknie naszego przyjaciela ciemno – zauważyła z lekkim drżeniem w głosie.

– Tak, też już tam zerkałem.

– Spójrz szybko na rożek księżyca! – wykrzyknęła raptownie. – Leży na plecach, tak jakby był zbyt ciężki i się przewrócił. A dalej, do góry nogami, Orion!

– Znajdujemy się niedaleko równika – przypomniał. Wymienili pieniądze i umieścili je w hotelowym sejfie. Potem wrócili do pokoju, oboje niezwykle spięci.

Ale wszystko odbyło się zupełnie normalnie. Rytuał przygotowania do snu był precyzyjnie obliczony w czasie: jedno w łazience, jedno odwrócone do ściany w chwili powrotu drugiego do pokoju. Bardzo dyskretnie udało się obojgu ułożyć każde w swoim łóżku. Oczywiście Sara zaplątała się przy tym w moskitierę i komisarz musiał wstać, by jej pomóc. W końcu jednak w pokoju zapadła cisza.

Tej chwili Sara obawiała się najbardziej: w jednym pokoju z obcym mężczyzną, którego w dodatku nie lubiła. Może zresztą tak było dla nich najlepiej.

W pomieszczeniu panowała duchota. Wentylator szumiał monotonnie pod sufitem, cienki koc wydawał się cięższy niż powinien. Elden jeszcze raz zapalił lampkę, wsta! i przekręcił wentylator na najwyższe obroty.

Nagle Sara poderwała się przestraszona, słysząc odgłos przypominający mlaskanie.

– Alfredzie – szepnęła w popłochu, mimowolnie zwracając się do niego po imieniu – na ścianie siedzi zielona jaszczurka!

Elden ułożył się z powrotem w łóżku.

– Już dobrze, nic się nie bój. Czytałem, że są pożyteczne i odstraszają owady.

– A jeśli one…

– One nie wchodzą do łóżek – powiedział uspokajająco. – Za żadne skarby. Spij już, dobranoc!

Sara leżała sztywna ze strachu i nasłuchiwała, czy to małe zwierzątko jeszcze raz da o sobie znać. Na koniec usnęła, wymęczona podróżą i ukołysana szumem fal.

Obudziła się w samym środku nocy z dziwnym wrażeniem. Zapaliła lampkę i usiadła na łóżku. Była trzecia rano, a posłanie Eldena świeciło pustką.

Lampa na werandzie paliła się bez ustanku ze względów bezpieczeństwa i w jej świetle Sara ujrzała zza firanki profil komisarza. Wstała ostrożnie i wyszła do niego.

– Czy coś się stało? – wyszeptała, wsłuchując się jednocześnie w noc pełną tajemniczych, krzykliwych śpiewów ptasich dochodzących z plaży po prawej stronie hotelu.

– Rybacy wyciągają swoje sieci. Widzisz światła? Zrobiła kilka kroków do przodu. Na całej długości plaży jak okiem sięgnąć jarzyły się pochodnie i małe światełka.

– Jakie to piękne! – wyszeptała oczarowana. – Czy długo tu stoisz?

– Tylko chwilę. Musiałaś wstać, kiedy wychodziłem.

– Dlaczego mnie nie obudziłeś?

– Właściwie już miałem to zrobić, ale nie byłem pewien, jak zareagujesz. Może byłabyś zła?

– Obiecaj mi, proszę, jedno: nie pozbawiaj mnie nigdy przeżyć związanych z przyrodą.

Zwrócił głowę ku Sarze i przyjrzał się jej uważnie.

– Zareagowałaś z takim obrzydzeniem na jaszczurkę, że nie byłem pewien…

– Z obrzydzeniem? To nieprawda! Z obawą, bo nie wiedziałam, co to jest. Teraz już myślę o niej z sympatią.

Zaśmiał się krótko, unosząc jeden z kącików ust. Sara wiedziała jednak, że zyskała w jego oczach.

Łagodny podmuch wiatru rozkołysał gałęzie palm i w nieregularnych odstępach wysyłał ku nim rzewną balladę.

– Gdyby Torii mogła to zobaczyć – zamruczał do siebie. Sara zerknęła w jego stronę. Torii? Jakoś nie mogła sobie wyobrazić dziewczyny u jego boku. Człowiek mieszkający w takich jak on spartańskich warunkach? Każda kobieta w jednej chwili coś by z tym zrobiła, ożywiła. Nie, on nie mógł nikogo mieć.

Komisarz zapomniał, że Sara stoi tuż obok. Po raz pierwszy jakieś uczucie odmalowało się na jego twarzy. Troska i może nienawiść?

Czyżby historia miłosna z nieszczęśliwym zakończeniem? pomyślała Sara. Była ciekawa, czy Alfred jest kawalerem. Właściwie ile on ma lat? Pewnie ze trzydzieści, choć trudno to ocenić. Może być nieco starszy, ale też i młodszy. „W każdym razie może być żonaty.

Stali tak, przysłuchując się ptasim śpiewom, aż ucichły zupełnie i światełka przygasły.

– Ach, jaki piękny kraj – wyszeptała. – A przecież właściwie nie widzieliśmy wiele za dnia.

Wtedy Elden odwrócił się do Sary i zrobił taką minę, jakby był zły z powodu jej obecności w tym miejscu.

– Czy to zimne wyrachowanie skłoniło cię do prezentowania się w takim skąpym stroju?

Sara zarumieniła się gwałtownie. Było tak parno, iż nie zdawała sobie sprawy, że ma na sobie tylko cienką nocną koszulę.

– Nie sądziłam, że może robić to na tobie wrażenie.

– Dobrze sądziłaś. Ale nieodparcie nasuwa mi się podejrzenie, że chcesz sprawdzić moją odporność.

– Sam też nie jesteś w pełnej gali – zauważyła z sarkazmem i wskazała na jego spodnie od piżamy, poza którymi nie miał na sobie nic.

– Nie spodziewałem się tutaj ciebie. A tak nawiasem mówiąc, ciekawe, co powiedziałby twój narzeczony, gdyby cię ujrzał w tej chwili?

Narzeczony? No tak. W komisariacie dała im do zrozumienia, że jest zaręczona.

– Czy ta dyskusja ma w ogóle jakiś sens? – spytała, wycofując się do pokoju. Elden podążył za nią i zamknął drzwi.

Sara rzuciła się na swoje łóżko i znowu zaplątała się w moskitierze.

– Chyba nigdy sobie z nią nie poradzisz – burknął zniecierpliwiony. – Jak on zareagował na tę podróż?

– Kto taki? – Nie wiedziała, o kogo mu chodzi. – Aha, narzeczony, Erik. Nie mówiłam mu, że mamy mieszkać w tym samym pokoju – przyznała. – Nie sądzę, żeby mu się to spodobało.

– To zrozumiałe. – Elden wsunął się pod koc. – Czy to dobry chłopak?

– Mężczyzna – poprawiła. – Owszem. To porządny człowiek, dobrze wychowany. I nieszczęśliwy.