Próbowała dawać mu znaki, ale komisarz nie mógł tak nagle przerwać rozmowy. Patrzył na nią, unosząc w zdumieniu brwi na widok nowej fryzury, okularów i kapelusza.

Kiedy pojazd zapełnił się szwedzkimi wycieczkowiczami, przewodnik rzekł:

– Teraz możemy udać się do mojego biura. Tam nikt nam nie będzie przeszkadzał.

Sara szeptem zakomunikowała Eldenowi, kogo udało jej się zobaczyć.

– Nie rozpoznał cię? – zapytał, ale zanim odpowiedziała, dodał: – No nie, przecież ja też cię w pierwszej chwili nie poznałem. Znasz go może?

Na tym się skończyło, bo przewodnik zwrócił się właśnie do nich, informując o wielu praktycznych szczegółach ułatwiających pobyt.

– Możecie się przyłączyć do mojej grupy – oznajmił na koniec przyjaźnie – i uczestniczyć w wycieczkach. Wczoraj odbyliśmy przejażdżkę wokół Negombo, byliśmy na targu rybnym, obejrzeliśmy miasto i zakład farbowania tkanin.

– Nadrobimy zaległości na własną rękę – odparł Elden.

– Świetnie. Zawiadomienia o pozostałych wycieczkach są wywieszone w recepcji. Jeśli będziecie mieli ochotę, wpiszcie tylko swoje nazwiska na listę uczestników.

Oczy Alfreda rozjaśniły się i Sara w jednej chwili wiedziała, o czym pomyślał komisarz: w ten sposób łatwo mogliby sprawdzić, na jakie wyprawy zapisał się „Hakon Tangen”. Świetna okazja, aby przyjrzeć mu się bliżej.

Dopiero kiedy znaleźli się w recepcji, Alfred poprosił:

– Skocz do sali jadalnej i zobacz, czy naszego gościa nie ma przypadkiem na śniadaniu. Ja tymczasem tu będę miał na niego oko. Jeszcze mi go szybko opisz!

– Blondyn około trzydziestu pięciu lat, przystojny, o aryjskiej, chłodnej urodzie. Do złudzenia przypomina oficera SS z drugiej wojny światowej, tak, tak właśnie wygląda.

Pokiwał głową.

– Spotkałaś go wcześniej?

– Nie, z całą pewnością.

– Czy w mieszkaniu twojego wuja znajdowały się jakieś twoje zdjęcia i czy on mógł je widzieć? Zastanawiała się przez moment.

– Nie sądzę, wuj nie był szczególnie rodzinny. Ale ten tu jest zupełnie do wuja niepodobny, ani na jotę.

– A więc musiał wkleić swoje zdjęcie do skradzionego wcześniej paszportu.

– To jest możliwe?

– Trudność leży w podrobieniu tłoczonego stempla. Dla zawodowców to żadna sztuka.

Sara pośpieszyła do sali jadalnej i zajrzała do środka, udając zdumienie, że mąż nie dotarł tu przed nią. Następnie wróciła do Alfreda.

– Niestety, nie ma go na śniadaniu.

' – W takim razie poczekamy tutaj. I tak będzie musiał przejść koło nas, schodząc na posiłek. Najpierw zajęli się oglądaniem pamiątek w hotelowym kiosku, potem zasiedli na kanapie i chwilę rozmawiali, wreszcie podeszli do drzwi wyjściowych i obserwowali plażę. Czas mijał, ale „Tangen” się nie pojawiał.

Stojący przy schodach chłopiec hotelowy uśmiechnął się do nich. •••. – Czy państwo na kogoś czekają?

– Taak… Na naszego rodaka, blondyn, średnio uprzejmy – odrzekła Sara, której zaświtał pewien pomysł.

Elden spojrzał na nią z wściekłością, dziewczyna jednak się tym nie przejęła. Wiedziała, że postępuje właściwie.

– Czy chodzi o pana Tangena?

– Tak, właśnie.

Teraz i Elden nadstawił ucha. Chłopiec bezradnie rozłożył ramiona.

– Wyszedł, kiedy państwo rozmawialiście z przewodnikiem.

– Jaka szkoda! Nie wie pan przypadkiem, dokąd się uda?

– Nie mam pojęcia, ale mogę zapytać taksówkarza, jak się pojawi.

– Nie, dziękujemy. Dalej już poradzimy sobie sami. I proszę nie wspominać panu Tangenowi, że o niego pytaliśmy. W zasadzie się nie znamy, chcieliśmy tylko zobaczyć, jak wygląda. Tyle słyszeliśmy o nim od znajomych, ale nie chcemy go niepokoić bez powodu.

– Rozumiem. Tu, w tym miejscu, zwykle stoi taksówka, którą najmuje – wskazał uprzejmie.

– Bardzo dziękujemy za pomoc. Alfredzie, przejdziemy się?

Kiedy szli już nagrzaną drogą w kierunku postoju, Alfred zauważył:

– Mówisz świetnie po angielsku.

– Angielski należał do moich ulubionych przedmiotów w szkole – odpowiedziała, zdejmując okulary i kapelusz i rozpuszczając włosy. Zauważyła też, że komisarz ukradkiem się jej przygląda, ale kiedy przyłapała go na tym, szybko odwrócił wzrok.

– Czy jesteś na mnie zły? – zapytała. – Odniosłam wrażenie, że Tangen się nam wymknął.

– Tym razem miałaś rację. Zapamiętaj jednak, że w pracy policji nie może być mowy o kobiecej intuicji ani o dobrym nosie lub czymś podobnym.

– Dobrze, zapamiętam – odparła z uśmiechem.

ROZDZIAŁ IV

Po drodze natknęli się na miejscowe dzieci, które żebrały, posługując się pojedynczymi szwedzkimi słowami. Sara i Elden bez większych trudności przemknęli się przez tłumek maluchów, gdyż, mocno już opaleni, nie wyglądali na łatwowiernych turystów.

Sara spostrzegła sklepik z pamiątkami i zapragnęła do niego zajrzeć. W środku sprzedawca nie odstępował ich ani na chwilę. Oglądali małe słoniki – maskotki, przeróżne maski, wzorzyste tkaniny i miniatury katamaranów. Sara kupiła kilka kolorowych widokówek, a także śliczną, białą muszlę dla Lassego. Wydała pięć rupii, co nie przekraczało ceny gazety i nie nadwerężyło jej skromnego budżetu. Potem wyszli na spieczoną słońcem ulicę.

W drodze powrotnej wybrali spacer plażą. Zdjęli buty i z rozkoszą chłodzili stopy w wodzie. Sara podskakiwała co chwila, uciekając przed większymi falami, i pokrzykiwała przy tym radośnie jak dziecko, Elden natomiast, zachowując charakterystyczną dla siebie powagę, dostojnie kroczył obok.

Mógłby się wreszcie odprężyć, pomyślała zatroskana Sara. Co się z nim dzieje?

– Spójrz tylko na te psy! Boże, ależ one wychudzone! – i wykrzyknęła, wskazując na bezdomne stworzenia, plączące się w pobliżu.

? – Niech ci czasem nie przyjdzie do głowy ich głaskać. Mogą mieć pchły, a może są nawet wściekle…

– Brrr! – wzdrygnęła się z lękiem.

Kiedy dotarli już do hotelu, Elden przystanął zamyślony. Jakby w obawie, że zostanie posądzony o coś zdrożnego, zapytał nieśmiało: ' – Czy nie sądzisz, że moglibyśmy popływać?

– O, to świetny pomysł! – zawołała entuzjastycznie.

– Muszę przyznać, że oczy ci się zaświeciły z zadowolenia – rzekł nie bez podziwu. – Sprawdzę tylko, czy taksówka czasem nie przyjechała, i zaraz się spotkamy na plaży. Ty możesz się przez ten czas przebrać.

– Wcale nie muszę, kostium mam na sobie.

– Coś takiego! Czyżbyś była przygotowana nawet na podróż dookoła Sri Lanki?

Sara zachichotała tylko i już jej nie było. Chciała zabrać z pokoju ręcznik. Po drodze rzuciła okiem na werandę „Tangena”.

Na poręczy krzesła wisiał błękitny ręcznik, ale pamiętała, że „Tangen” wybrał się na przejażdżkę, więc nie powinna się spodziewać niczego szczególnego.

Sara już wcześniej zdążyła się przekonać, że do wody trzeba wchodzić ostrożnie. Podczas gdy powoli zanurzała się w oceanie, Alfred stał na brzegu, obserwując ją. Jak przypuszczała, świetnie się prezentował w kąpielówkach. Odwróciła się i pomachała do niego, wołając:

– Chodź, woda jest przewspaniała!

już widział tylko jej głowę, bo reszta zanurzyła się w wodzie. Jedna z większych fal, napływając w kierunku brzegu, natarła na Sarę od tyłu, podcięła ją i poniosła ku plaży. Zanim dziewczyna zdołała się podnieść, ta sama fala, ale już powracająca, znowu zabrała ją, tym razem w przeciwnym kierunku. Kostium w jednej chwili wypełnił się piaskiem i dziewczyna ledwie zdołała go w porę przytrzymać, zapobiegając krępującemu incydentowi.

Zbliżała się kolejna potężna fala, ale tym razem Sara była już przygotowana i co sił rzuciła się ku brzegowi, gnana przez napierającą wodę.

Tego było już dla Eldena za wiele: parsknął śmiechem, nie udało mu się bowiem utrzymać powagi. Ze śmiechu aż łzy napłynęły mu do oczu.

– Teraz przynajmniej wiem, czego mam unikać! – zawołał i podał jej rękę.

– Równie dobrze ty mogłeś znaleźć się na moim miejscu – odparła i z przyjemnością przytrzymała jego dłoń w swojej nieco dłużej, niż było to konieczne.

Mimowolnie zwróciła wzrok ku jego smagłej, szczupłej, prawie wychudzonej postaci. Ma tak ładnie owłosiony tors, pomyślała.

Gdy zorientowała się, dokąd wędrują jej myśli, poczuła na policzkach rumieniec.

Szybko nabrali wprawy, tak że nawet silne fale nie były w stanie zbić ich z nóg.

Zabawa w wodzie trwała ponad pól godziny. Wśród mnóstwa nieznajomych turystów bezwiednie szukali swojego towarzystwa. Kiedy Sara wypływała dalej od brzegu, Elden podążał za nią, kiedy zostawała w tyle, wracał po nią. Był spokojny wiedząc, że Sara płynie tuż za nim.

Kąpiel tak ich pochłonęła, że zapomnieli, po co właściwie znaleźli się na Cejlonie, aż do momentu, kiedy Sara przypadkowo rzuciła okiem ku hotelowi.

– Alfred – wyszeptała – z altany zniknął niebieski ręcznik. Elden natychmiast stał się czujny.

– Wracamy. Możliwe, że ręcznik zabrała pokojówka, ale trzeba to sprawdzić.

.; – A jak się dowiemy, że wrócił? – zapytała, kiedy wyszli już z wody.

– Zauważyłem, że w przegródce w recepcji leżał jego klucz.

– Ależ ty jesteś spostrzegawczy! – zawołała zdumiona. Nic nie odpowiedział. Pewnie sądził, że była to ironiczna uwaga, podczas gdy Sara myślała tak naprawdę.

Dreptała tuż za Alfredem, zastanawiając się w duchu, czy przypadkiem po kąpieli nie stał się trochę swobodniejszy. Nie, chyba ona wyobraża sobie za wiele. Przecież nie mogła nagle, jak za dotknięciem różdżki czarodziejskiej, rozwiązać wszystkich jego problemów. Nie, to z pewnością złudzenie.

Ale przecież się śmiał!

Klucz do pokoju „Tangena” nadal leżał w przegródce.

– Teraz nic już nie rozumiem – stwierdził Alfred. – Taksówka też się nie pojawiła. Mogła jednak odjechać z innymi pasażerami. Muszę przyznać, że kiepscy z nas obserwatorzy.

Wyszli przed hotel w nadziei, że zobaczą taksówkę. Auta jednak nie było.