– To wspaniałe! – zawołał Edward. – Zatem uczyniliśmy początek. Zawiadomię wuja, że mamy jednego świadka.

– Edwardzie, nie liczyłabym zbytnio na…

– Nie, oczywiście że nie. Będzie nam trzeba wiele więcej niż jednego świadka. Ale zaczynam już czyć się lepiej.

Emily poczuła się gorzej. Pomyślała, że Edward nie w pełni zrozumiał jej ostrzeżenie. Ale widząc jego radosny uśmiech nie miała serca powiedzieć, że wątpi, iżby Letty w ogóle zgodziła się świadczyć.

Wątpliwości musiały odzwierciedlać się w wyrazie jej twarzy, bo Edward usiadł obok niej na sofie i ujął jej dłonie.

– Nie bądź taka przygnębiona, Emily. Jestem pewien, że wszystko szybko się wyjaśni. Ale do tego czasu… och, to żenujące. Nie wiem, jak ci to powiedzieć.

– Nie musisz krępować się mnie, Edwardzie. Czy zaledwie wczoraj nie mówiłeś, że czujesz, iż możesz ze mną mówić o wszystkim?

– Tak, wczoraj. – Spojrzał na nią bojaźliwie. – Nie ogłoszono naszych zaręczyn, prawda?

– Nie, obawiam się, że twój intruz bardzo skutecznie usunął nas w cień – zgodziła się żartobliwie.

Edward wziął głęboki oddech.

– Emily, przyszedłem cię prosić o trochę czasu, zanim ogłosimy nasze zaręczyny… Żebyśmy zaczekali, aż to wszystko się ułoży.

Tym razem nie potrafiła dostrzec, jakie uczucia kryją się za tą otwartą prośbą.

– Aż to wszystko się ułoży – powtórzyła bezmyślnie. Przyszła jej do głowy przykra myśl. – Edwardzie, nie sądzisz chyba, że rezultat dochodzenia ma dla mnie jakieś znaczenie.

– Nie, nie – zapewnił ją. – Ale pomyśl, kochanie. Jak możesz ogłosić, że zaręczasz się z markizem Palinem, kiedy kwestionowany jest jego tytuł? Co będzie, jeśli jak mówisz, ten typ będzie mógł rzeczywiście dowieść swej słuszności? Proszę cię tylko, żebyśmy zaczekali, aż sądy zdecydują, jakim imieniem należy się do mnie poprawnie zwracać.

Choć niechętnie, musiała wyrazić zgodę.

– Przyjmuję, że to jedyne rozsądne wyjście. Lecz z pewnością nic złego się nie stanie, jeśli wtajemniczymy bliższych przyjaciół, zanim publicznie ogłosimy nasze zaręczyny.

Dzięki Bogu Edward nigdy nie domyśli się, że błagalną nutę w jej głosie spowodował strach, strach przed czasem, w którym mogłaby pożałować swej decyzji lub paść ofiarą fałszywej nadziei.

Edward cierpliwie próbował wytłumaczyć:

– Jeśli powiemy przyjaciołom, to będzie równoznaczne z publicznym ogłoszeniem. Wiesz o tym, Emily. I jeśli wszyscy się dowiedzą, będę musiał… będziemy musieli wypełnić mnóstwo towarzyskich zobowiązań. To egoistyczne, wiem, ale nie mam na to czasu, dopóki trwa proces. Mam nadzieję, że jeśli poświęcę cały mój czas i energię tej sprawie, wszystko ułoży się tak, że będziemy mogli cieszyć się podróżą poślubną do Paryża i Wiednia wtedy, kiedy planowaliśmy.

– Z pewnością, Edwardzie. Nie chcę przysparzać ci żadnych trosk, tym bardziej, że masz tyle innych spraw na głowie.

Słowa Edwarda sprawiły, że Emily zdała sobie sprawę, iż jako świeżo zaręczona wpadnie w towarzyską karuzelę, niewiele czasu będzie miała, aby zająć się przedmiotem zmartwień Letty. I widać było coraz wyraźniej, że ktoś powinien jak najszybciej zgłębić ten problem do końca. Poza wszystkim, jeśli chodzi o Edwarda, jedynie jego tytuł i majątek narażone były na niebezpieczeństwo, natomiast Letty cierpiała z powodu zburzonego spokoju ducha.

Mimo to czuła wyrzuty sumienia, kiedy odkryła, że Edwarda, pożegnawszy się, czekał jeszcze kilka minut, zanim wyszedł. Czy wyczuł jej odwrót? Czy miał nadzieję, że bardziej podniesie go na duchu? W każdym razie fakt, że zakwestionowano jego pozycję najwidoczeniej sprawił, iż poczuł się zagrożony bardziej, niż spodziewała się Emily. Kimkolwiek był ten człowiek, który wystąpił z pretensjami, zamierzał odnaleźć siebie w prawdziwej walce.


* * *

Tony wkroczył do nędznej izby, stanowiącej jego pied a' terre (mieszkanie, z którego korzysta się dorywczo) jak dżentelmen, który wraca do domu po spędzeniu nużącego popołudnia w klubie. Jego umiejętność ukrywania uczuć – wiedział o tym – często irytowała Gusa, lecz tak długo była dla niego koniecznością, że stała się jego drugą naturą. Pierwsza rzecz, której człowiek uczy się w więzieniu – to nie okazać strażnikom, że udało im się zadać ci ból.

– No, Tony, dobrze się bawiłeś wczoraj wieczór? – przywitał go August Sebastian Maria von Hottendorf.

Jasnowłosy oficer leżał swobodnie rozciągnięty na łóżku – na jedynym meblu, na którym było to możliwe. Uśmiechał się życzliwie.

– To musiało być niezwykłe widowisko. O twojej eskapadzie mówi się w ambasadach. Zapewniła miłą odskocznię od plotek o carze.

– Już samo to jest dużym osiągnięciem. Cieszę się, że cię to bawi.

Gus najwidoczniej podszkolił się w lepszym rozumieniu jego słów.

Sceptycznie podniósł jedną brew. Lecz pierwszą próbę odpowiedzi na komentarz Tony'ego przerwał mu atak męczącego kaszlu – jeszcze jedno wspomnienie o Bitche. Choć Gus nosił teraz wyjątkowo okazały mundur oficera pruskiego królestwa, a i Tony zdobył kilka porządnych ubrań – na obu wciąż jeszcze znać było wiele śladów niedawnego pobytu w więzieniu. Ujmowały nieco ich eleganckiej prezencji.

– I czy następny dzień też był pożyteczny? – spytał Gus, kiedy minął już atak.

– Nie przyjęła mnie. – Tony nie ufał sobie na tyle, aby powiedzieć więcej.

Von Hottendorf przez chwilę się zastanawiał. Nie miał najmniejszej wątpliwości, kim jest ta "ona".

– Rozumiem, że nie przedostałeś się przez służbę? – Ujrzawszy, że Tony krótko skinął głową, ciągnął: – To mogło być nie jej polecenie, rozumiesz. Ona teraz ma męża.

Tony przyciągnął do siebie jedyne w pokoju krzesło i usiadł.

– Myślę, że to możliwe. Mogła nawet nie wiedzieć, że byłem – przyznał. – A jeśli to nie Letty, ale jej mąż zamknął drzwi przede mną, jak mam się do niej dostać?

– Myślę, że usłyszy w mieście, że się pojawiłeś – zapewnił go Gus ze śmiechem. – Nie uniknie tego. Może ona znajdzie jakiś sposób, żeby się z tobą zobaczyć.

– Lady Meriton miałaby tu przyjść? – Z przesadną uprzejmością Tony wskazywał ręką otoczenie. Prawdę mówiąc i tak miał szczęście, zważywszy przypływ przyjezdnych na uroczystości z okazji zwycięstwa, iż znalazł mieszkanie w miarę przyzwoite. Niemniej jednak nie było na tyle odpowiednie, aby przyjmować gości przeciwnej płci.

– Rozumiem, o co ci chodzi – przyznał Gus. – Ale lady może się z tobą skontaktować na wiele innych sposobów.

– Jeśli będzie sobie tego życzyć – przypomniał Gusowi Tony. – Ale nieprzysięgałbym na to. Nie można na niej polegać. – Głos jego bardzo przycichł. Tony nie chciał w tej chwili wyjawić, że Letty już go widziała i nie zareagowała.

Tony czuł, że przyjaciel obserwuje go z wielką uwagą. Na milczące pytanie Gusa odpowiedział swoim:

– Czy przez twoje kontakty w ambasadzie udało ci się dowiedzieć o niej czegoś więcej?

Gus zawahał się chwilę, po czym westchnął i odezwał się:

– Och, każdy ją zna. Jest jedną z tych, które nadają ton. I też, co niezwykłe, wszyscy ją lubią. Mówi się, że pod względem swady, lecz nie złośliwości, jej wymowa rywalizuje z językiem lady Jersey.

– I? – podpowiedział Tony, kiedy Gus zdawał się wzbraniać przed dalszym ciągiem.

– Wszyscy uważają, że jest bezgranicznie oddana mężowi. I ich dwojgu dzieciom.

Tony w milczeniu dumał nad tym obrazem rodzinnego szczęścia. Czekał, aż w pełni zapanuje nad głosem.

– Jak długo jest zamężna? – spytał, choć zdawał sobie sprawę, że samo to pytanie go zdradzi.

– Pięć lat.

Milczał chwilę, zanim podjął dalszą indagację.

– A co wiesz o mężu, tym Meritonie?

Gus wzruszył ramionami.

– Jest znany głównie dlatego, że natknął się na lady Meriton. Spokojny, dobroduszny człowiek. Należy do klubu Whites, lecz nieczęsto go tam widują. Nic więcej nie można o nim powiedzieć z wyjątkiem tego, że również jest oddany żonie i rodzinie, w rzeczywistości użyto słowa ogłupiały.

Człowiek oddany – ogłupiały – z powodzeniem może chcieć nie dopuścić go do swojej żony – myślał Tony – czy ma do tego powody, czy też nie. Lecz Tony nie miał wyboru. Letty to klucz do wszystkiego. W ten lub inny sposób musi do niej dotrzeć.

Gus, jakby czytając w jego myślach, przypomniał:

– Nie myśl tylko o jednym. Jeśli chcesz, żeby ci się powiodło, będziesz potrzebował poparcia. Jak myślisz, co twój rywal teraz robi?

Tony wstał i podszedł do okna. Okno było jedyną rzeczą, która podobała mu się w tym pokoju. Luksusem, którego tak długo był pozbawiony.

– Próbuję zdobyć poparcie lady Meriton dla siebie – odpowiedział. – Widziałem, jak wychodził. Tuż przed tym, jak mnie zamknięto drzwi przed nosem. Dotychczas nie wiem co lepsze: kiedy odmawiają ci wejścia, czy kiedy cię wykopują na zewnątrz. Wydaje się, że nikt nie pragnie mojego towarzystwa. Odmówiono mi przyjęcia u lorda Ruthvena i lady Meriton i dwa razy wykopano z biura radcy prawnego i z domu Palinów.

– Hę? Słyszałem, że wczoraj wieczorem lokaje byli zbyt przerażeni, żeby tknąć cię palcem.

– Niemniej jednaj uznano mnie tam za intruza. Lecz jeśli tak ci zależy na szczegółach, dobrze, z domu Palinów raz. Czy nie sądzisz, że nawet ten raz to za wiele?

– Och, nie mogę oskarżać tego chłopaka tak od razu – Gus uśmiechnął się szeroko i znowu zakaszlał. – Pomyśl, Tony. Twój wygląd bynajmniej nie budzi szacunku, wciąż jesteś brudny po podróży, nosisz te ubrania pożyczone od jakiegoś biednego żołnierza. Gdybyś przyszedł do mnie i tak wyglądał, i opowiedział taką historię, wziąłbym cię za szaleńca. Ten chłopak na pewno zagroził, że wezwie straże.

– Taką historię? Nie mogę uwierzyć, że uważano mnie za zmarłego. – Potrząsnął głową. – Nie marnuj współczucia dla niego. Gus. Gdyby potraktował mnie bardziej serio, nie ograniczyłby się do pogróżek.

– Masz rację. – Gus znienacka zrzucił radosną maskę. – Choć tak cię potraktował, nikt nie uważa go za głupca. Moi przyjaciele w ambasadzie mówią, że ma polityczne aspiracje.