– Lord Palin byłby zadowolony, gdyby pana słyszał – odpowiedziała. – Jednakże, panie Neale, tego faktu należy dowieść. Nikt z nas nie był we Francji, kiedy to się zdarzyło.

– Ale ja byłem – powiedział ku jej osłupieniu.

– Pan tam był?

Pan Neale zawsze był swego rodzaju wybitnym dżentelmenem, a teraz, dla niej, stał się autorytetem. Emily popatrzyła na niego z rosnącym zainteresowaniem. Sądząc po śladach siwizny na skroniach, zgadywała, że musi być w wieku jej brata, na tyle stary, aby dostrzec coś więcej niż niewygody własnej sytuacji we Francji. Nie wątpiła, że niewiele uszło jego bystrym oczom.

– Tak, byłem jednym z tych nieszczęśników, których dekret Napoleona przyłapał w Paryżu. Większość z nas wysłano do Verdun, tak jak lorda Varrieura. Moja sytuacja finansowa nie pozwoliła mi na podróż w tym samym towarzystwie co on – wyznał. – Lecz liczba d'etenus (jeńcy) w mieście nie była tak wielka, żebym nie wiedział o jego obecności. Obawiam się, że był raczej znany ze swego zwyczaju popadania w kłopoty z władzami.

– Jakiego rodzaju kłopoty?

Pan Neale uśmiechnął się.

– Nie tego rodzaju, o jakich z pewnością pani, panno Meriton, pomyślała. Wystarczyło niewiele. Jedno słowo uchybiające cesarzowi i już można było znaleźć się w drodze do Bitche. Co w końcu spotkało jego lordowską mość. Bitche to ciężkie więzienie – wyjaśnił.

NIe zwykłe więzienie, lecz ciężkie więzienie. Emily nie pojmowała, co mogło się za tym kryć.

– Czy to to, w którym zmarł, jak się uważa? – spytała ściszywszy głos.

– To, gdzie rzeczywiście zmarł. Gorączka, która tam się szerzyła, była nie do pokonania. Duchowny, który był z Varrieurem, awanturował się, żeby ciało wysłano do Verdun, aby je pogrzebać. Biedny człowiek, potem już nigdy nie doszedł do siebie. Wyświadczył Varrieurowi przysługę. Ośmielam się twierdzić, że wielu ludzi, którzy byli na tym pogrzebie, przebywa teraz w Londynie.

Powinna powiedzieć to Edwardowi. Byłby zadowolony, mając tak wielu świadków. Jednakże było coś w tej historii, co jej nie zadowoliło. Pastor utrzymywał, że Tony jeszcze żyje, przypuszczalnie już po tym, jak widział jego ciało. Z drugiej strony musiało być więcej świadków, którzy widzieli ciało, przeświadczonych, że to ciało Varrieura.

Emily roztrząsała tę kwestię po kolacji i podczas niekończącej się ceremonii prezentacji nowych gości. Edward ponownie ją opuścił, musiał pilnie przedyskutować z innymi gośćmi jakąś sprawę. We wszystkich salach było ciepło, lecz w zatłoczonej Sali Tronowej panował upał prawie nie do zniesienia. Lekkie rozdarcie falbany przy sukni dało Emily szansę zniknięcia na parę minut.

Nie miała wielkiej ochoty wracać do tłumnej sali. Wojskowy stojący tuż u jej wejścia bez wątpienia odczuwał to samo. Nawet cienki jedwab sukni Emily był za ciepły na ten upał. Jak okropnie musieli czuć się ci biedacy w swoich sztywnych mundurach? Wojskowy dostrzegł jej wzrok i uśmiechnął się zachęcająco.

– Jeśli pani nie powie nikomu, że opuściłem posterunek, nie powiem nikomu o pani – obiecał.

Emily nie znała się na mundurach, lecz sądząc z akcentu, ten młodzieniec musiał należeć do kontyngentu pruskiego lub austriackiego. Z pewnością, nie będąc przedstawionym, nie powinien był odzywać się do niej, lecz oczy jego lśniły takim rozbawieniem, że nie potrafiła dać mu odprawy. Z drugiej strony jego obecność i tupet uniemożliwiały jej pozostanie tutaj.

– Błagam, niech pani nie wraca tam z mojego powodu – nalegał.

Emily spróbowała nadać swej wypowiedzi karcący ton.

– Moja szwagierka będzie mnie szukać.

– Lady Meriton pogrążona jest właśnie w konwersacji z hrabiną Lieven.

O ile wiedziała, Letty nie zaliczała żadnego niemieckiego ani austriackiego dżentelmena do grona swoich znajomych.

– Pan zna lady Meriton?

– Słyszałem o niej. Nie – dodał, przesuwając się lekko, żeby zagrodzić jej drogę – jeśli pani ją znajdzie, nie będzie mogła zgodnie ze zwyczajem przedstawić nas sobie. Jednakże mamy wspólnego przyjaciela… lorda Palina.

Wiedziała, kogo ma na myśli, choć wolała nie przyjąc tego do wiadomości.

– Lord Palin jest w środku, rozmawia z sir Jamesem Withby-Edwardsem.

– Pan Edward Howe może rzeczywiście rozmawia tu z sir Jamesem, lecz lord Palin nie otrzymał zaproszenia. Bez wątpienia z winy sekretarza księcia.

Ani na jotę nie zmienił wesołego i poufałego tonu. Naprawdę, pomyślała pełna wyrzutów sumienia Emily, nie powinna tu stać i tego słuchać. To było niewłaściwe, a zarazem w najwyższym stopniu nielojalne w stosunku do Edwarda. Zgodnie z twierdzeniem pana Neale, ten przybysz był oszustem. Kim wobec tego był jego przyjaciel?

Podczas gdy ciekawość Emily walczyła z jej poczuciem przyzwoitości, oficer prędko wyłuszczył swoją prośbę:

– On chciałby z panią pomówić.

Ciekawość zwyciężyła. Zaskoczona Emily szeroko otworzyła oczy.

– Co pan mówi?

– Miał rację, pani ma srebrne oczy – powiedział oficer wykrętnie. – Powiedziałem, że Tony chce z panią porozmawiać.

– Dlaczego ze mną? – Nie miała odwagi zakwestionować pierwszej uwagi.

– Bo jest pani bliska lady Meriton – stwierdził. – Bo znana jest pani z uczciwości. Bo pani słucha, gdy ludzie mówią. Niech pani go wysłucha, to wszystko, o co prosi.

– Pan i pański przyjaciel założyliście, że mam taki, a nie inny charakter.

– Czyżby się mylił?

Emily zignorowała prowokację i odpowiedziała pytaniem:

Dlaczegóż miałabym się na to zgodzić?

– Dla poznania prawdy, bo jest pani ciekawa. Dla lady Meriton, bo jest nie tylko pani szwagierką, lecz i przyjaciółką.

W głosie oficera nie było gróźb, lecz same słowa mogły za takie uchodzić. Bez względu na to, czy ten człowiek był tego świadomy, czy nie, czy był tym, kim twierdził że jest, czy nie – ciemnowłosy przybysz stanowił dla Letty źródło zmartwień. Emily powinna wiedzieć dlaczego, a jak dotychczas nic nie świadczyło o tym, że Letty zamierza jej cokolwiek wyjaśnić.

Oficer dysponował jeszcze jedną kartą i użył jej.

– Czy pani się boi? Myśli pani, że Tony to oszust, kryminalista?

– Nie boję się – zaprzeczyła Emily. – Lecz nie mam powodów sądzić, że pański przyjaciel mówi prawdę.

– Więc niech pani pozwoli, że jeden pani podam. Proszę spytać lady Meriton czy pamięta, z jakiej okazji Tony wręczył jej opalową broszkę, którą nosiła pani na wczorajszym balu.

Rozdział trzeci

Emily siedziała w powozie na wysokich kołach, nerwowo zaciskała dłonie w cienkich rękawiczkach i zerkała kątem oka na pruskiego oficera, który tak zręcznie kierował koniem przez zatłoczone ścieżki Hyde Parku. Ale to nie wysoki, modny powóz napawał ją lękiem, lecz niezbadana głębia własnego szaleństwa. Cóż ją opanowało, że podjęła to wariackie wyzwanie?

Nazwisko oficera brzmiało: kapitan August von Hottendorf, a raczej tyle zapamiętała z długiego szeregu imion, nazwisk i tytułów, które wyrecytował. Był inteligentny, w to nie wątpiła. Gdy zorientował się, że budził jej ciekawość, szybko znalazł kogoś, kto formalnie go przedstawił, nie tylko Emily, lecz całej jej rodzinie. Może dlatego, że obawiał się bacznych oczu Emily, nie próbował dyskutować z Letty o ich "wspólnym przyjacielu". Nie omieszkał natomiast wkraść się w ich łaski, przedstawiając wszystkich swemu zwierzchnikowi, księciu Hardenburgowi, jednemu ze znakomitszych i poważnych królewskich gości.

Zaproszenie na przejażdżkę padło publicznie i bardzo zręcznie, zredagowane w taki sposób, że Emily nie mogła odmówić, jeśli nie chciała wydać się niewdzięczną. I nie odmówiła. Zbyt ważne było dla niej dowiedzieć się, czego żąda ten przybysz, tytułujący się lordem Palinem, a szczególnie – czego żąda od Letty.

Niemniej jednak Emily zastanawiała się również, czy spotykając się z nieznajomym postąpi stosownie. Była przecież kobietą zaręczoną, nawet jeśli nikt spoza rodziny o tym nie wiedział. To prawda, że nikt, nawet Edward, nie pomyślałby nic złego, gdyby jeden z jej starych przyjaciół towarzyszył jej w chwili, gdy Edward jest zajęty. Lecz ten kapitan nie był jej starym przyjacielem. Ani ten dżentelmen, z którym mieli się spotkać.

Przy odrobinie szczęścia Edward nigdy nie dowie się o tym spotkaniu, choć z pewnością usłyszy o przejażdżce. Jaskrawy, błękitny mundur huzara z jego złotym szamerowaniem, śliwkowym czakiem i kurtką niedbale zarzuconą na jedno ramię wyglądał zbyt romantycznie i malowniczo, by go nie zauważyć. Strój Emily, muślin w gałązki, przybrany barwinkiem także zwracał uwagę. Co sobie Edward pomyśli?

Pogrążona w rozmyślaniach Emily niewiele uwagi poświęciła przepięknemu, czerwcowemu słońcu, błyszczącym liściom i eleganckim strojom ludzi tłoczących się na parkowych ścieżkach i alejach.

Dżentelmen u jej boku przywołał ją do rzeczywistości:

– Byłbym wdzięczny, panno Meriton, gdyby pani od czasu do czasu się uśmiechnęła. Moja opinia dobrego woźnicy i galanta wielce ucierpi, jeśli cały czas będzie pani miała tak zaniepokojoną minę.

– Przepraszam – powiedziała automatycznie. – To dlatego, że nie mogę przestać czuć się winna.

Kapitan, przełamawszy jej milczenie, był usposobiony wielce zgodliwie.

– A cóż jest złego w przejażdżce w piękny dzień? Lub pomaganiu komuś, kto jest w potrzebie?

Jednakże Emily nie dawała się ułagodzić.

– Jeżeli nie ma w tym nic złego, to po co ta tajemniczość? Nie mam zwyczaju oszukiwać mojej rodziny.

Oszukałam też Edwarda, i to nie pierwszy raz, pomyślała, wspominając ich ostatnie spotkanie.

Głos von Hottendorfa zabrzmiał chłodniej.

– Mnie również jest przykro, że oszustwo było konieczne. Nie powinno tak być. Lecz jeśli mój przyjaciel został w taki sposób zawrócony spod państwa drzwi… – wzruszył ramionami.

– Czy chce pan powiedzieć, że To… – powstrzymała się w ostatniej chwili. Myślenie o tym człowieku jako o Tonym było pułapką, której musi się wystrzegać. – Pański przyjaciel naprawdę przyszedł do nas z wizytą?