– Ależ, kuzynie – ciągnął przybysz. – Czyżbyś mnie nie poznawał? Dużo czasu minęło, wiem, ale teraz wróciłem do domu. Na prawdziwe powitanie, muszę przyznać. – Głos jego zabrzmiał miękko, jedwabiście i przerażająco.

Emily spostrzegła, że przecząco kręci głową. Czyżby to był…?

– Panie i panowie, ponieważ niechcący stałem się dziś waszym gościem, pozwólcie, że się przedstawię. Anthony St. John Howe, earl Varrieur, markiz Palin.

– Tony.

Czy to ona wyszeptała to imię, czy Letty? Lecz to niemożliwe, myślała uparcie. Ten chłopak nie żył od dziewięciu lat. Przywołała na myśl żywy opis Letty. Och, ten mężczyzna był dostatecznie wysoki, straszliwie chudy i tak blado, że można by pomyśleć, iż całe lata nie oglądał światła dziennego. Czy to te same oczy, które Letty uważała za tak piękne? – zastanawiała się. Ból lub troska wyryły zmarszczki na jego twarzy, sprawiając, że wyglądał na więcej niż trzydzieści lat. Nos musiał mieć co najmniej raz złamany, a na prawej skroni widać było małą bliznę. Przystojny? Nie, lecz w jego obecności przystojni tracili wszelkie znaczenie.

Ciemne oczy błysnęły ku niej ponownie, pełne żalu spojrzenie przesunęło się na kogoś za jej prawym ramieniem, po czym powróciło do gniewnego dżentelmena na podium.

Dopiero wówczas Emily zdała sobie sprawę, że szwagierka upadła u jej stóp w głębokim omdleniu.

Rozdział drugi

Następnego ranka Emily przemierzała w tę i z powrotem mały salon – dziesięć długich, niekobiecych kroków w kierunku zimnego, nieużywanego kominka i dziesięć kroków z powrotem, do drzwi prowadzących do holu. Zwykle o tej porze dnia Emily i Letty jeszcze raz przeżywały uciechy poprzedniego wieczoru i omawiały plany na nadchodzący dzień. Jednakże dziś nie wyglądało na to, aby Letty chciała cokolwiek omawiać.

Emily była w połowie drogi do drzwi, kiedy zaanonsowano Edwarda. Przejęta troską pobiegła, żeby go powitać.

– Och, Edwardzie, twoje biedne przyjęcie!

Ucałował jej wyciągnięte dłonie i zatrzymał w swoich.

– Tak, jakby to miało jakieś znaczenie, poza tym, że miało to być również twoje przyjęcie. Jak się ma lady Meriton?

Emily odwróciła się i podeszła do sofy, ukrywając przed nim wyraz swej twarzy. Miała wrażenie, że zachowywanie sekretów przed narzeczonym nie jest dobrym początkiem zaręczyn, ale z niejasnych powodów wydawało się jej również, że nie byłoby właściwe przyznać, iż martwi się o Letty.

– Dużo lepiej – odpowiedziała, w pełni świadoma, że to nie całkiem prawda. I dalej kłamała już bez ogródek: – Myślę, że to upał w sali balowej na równi z szokiem spowodował, że zemdlała. Jak tylko przeniesiono ją w chłodniejsze miejsce, natychmiast zaczęła przychodzić do siebie. Wiesz, jak John wszystkim się martwi. Upierał się, żeby wróciła do domu i odpoczęła.

Zanim usiadła i ponownie spojrzała na Edwarda, upewniła się, że całkowicie panuje nad wyrazem swojej twarzy. Poczucie winy gnębiło ją tym bardziej, że widziała troskę narzeczonego. Jego delikatnie zarysowana twarz była ściągnięta. Pojawienie się tego nieznajomego stanowiło problem zarówno dla Edwarda, jak i dla wielu innych. Jeśli nie Edwardowi, to komu mogła zwierzyć swoje złe przeczucia? Jednakże coś w zachowaniu Letty i wspomnienie jej wczorajszych intymnych zwierzeń o pierwszej miłości sprawiły, że Emily się zawahała.

Edward usiadł przy niej na sofie.

– Miło mi to słyszeć. Byłem pewien, że musi szybko przyjść do siebie, przynajmniej z tego powodu, że rezygnacja z dzisiejszych uroczystości byłaby ponad jej siły – zażartował.

Spróbowała się uśmiechnąć.

– Masz rację, oczywiście. John chciałby, żeby odpoczęła dłużej, lecz Letty upiera się, że czuje się doskonale i pójdzie do Carlton House.

Letty upierała się przy pójściu do Carlton House, to była szczera prawda, ale Emily nie mogła oprzeć się myśli, iż ten upór wynikał z faktu, że nieobecność Letty z pewnością nie przeszłaby niezauważona.

– Rozumiem troskę Johna – powiedział Edward. – W pokojach księcia jest zawsze zbyt ciepło i tłoczno. Miejmy nadzieję, że nie poczuje się źle. – Obdarzył Emily bladym uśmiechem. – I wreszcie tam nie grozi nam scena, która miała miejsce wczorajszej nocy.

Teraz Emily zrozumiała. Letty chciała pójść do Carlton House ponieważ to było jedyne miejsce, gdzie mogła czuć się doskonale bezpieczna. Ten soi-disant (tak zwany) Tony prawdopodobnie nie byłby w stanie uzyskać zaproszenia.

– Co się wydarzyło, Edwardzie? Czułam się paskudnie, zostawiając cię w ten sposób, w środku tego chaosu. Ale nie mogłam opuścić Letty.

– Oczywiście, że nie mogłaś. Lepiej, że oszczędziłaś sobie tego ohydnego przedstawienia. Po twoim wyjściu sytuacja jeszcze się pogorszyła. Ten typ rzucił parę śmiesznych oskarżeń przeciwko mojemu wujowi. Możesz sobie wyobrazić? Ruthven to wzór prawości. Jedyną odpowiedzią, jaką otrzymał ten człowiek, był śmiech. I wtedy uciekł się do pogróżek.

– Pogróżek? – Emily w jakiś sposób kojarzyła pogróżki ze słabeuszami, a mężczyzna, którego ujrzała poprzedniego wieczoru, nie był słaby. Był człowiekiem stworzonym do czynu, nie do wygłaszania nic nie znaczących pogróżek.

Jednakże cokolwiek wówczas znajomy oświadczył, najwyraźniej niepokoiło Edwarda. Wstał i podszedł do kominka. Odwrócony tyłem, z dłonią na obramowaniu kominka powiedział:

– Mówi, że pozwie mnie do sądu. W rzeczywistości już wniósł skargę. Dowiedziałem się dziś rano od moich prawników.

Emily podeszła do niego i podniosła rękę, jakby chciała go dotknąć. Po chwili wahania jej dłoń opadła.

– Co teraz będzie?

– Jeśli będzie kontynuował ten nonsens? Będą musieli przeprowadzić dochodzenie. Będzie musiał przedstawić świadków, aby udowodnić, że jest tym, za kogo się podaje. Zakładam, iż może prawdopodobnie wynająć albo przekupić paru biedaków, żeby za niego poręczyli. I prawdopodobnie zbierze się rodzina, służba, przyjaciele i tak dalej, żeby go przepytać.

Edward gwałtownie uderzył pięścią w obramowanie kominka, aż zadrżała miśnieńska pasterka i Emily odsunęła się.

– Nie ma najmniejszej szansy, żeby mu się powiodło – ciągnął. – Wszyscy wiedzą, że mój kuzyn dawno temu umarł we Francji.

Przez chwilę wpatrywał się w zimne palenisko. Wreszcie podniósł głowę i spojrzał na nią.

– Wuj sądzi, że ten człowiek chce, żeby mu zapłacić, ale niech mnie diabli, jeśli to zrobię.

Lordowi Ruthvenowi mógł przyjść do głowy tak głupi pomysł. Uczciwy jest rzeczywiście, przyznała Emily, ale nie bardzo bystry i być może nie bardzo zna się na ludzkich charakterach.

– Spróbuj się nie martwić Edwardzie. Poza tym nigdy nie spotkałeś swojego kuzyna. A lord Ruthven wiele razy mówił, że zanim został twoim opiekunem, jego noga nie postała w Howe więcej niż sześć razy. Żaden z was nie rozpoznałby lorda Varrieur.

– Tak. Ale nie mogę sobie wyobrazić, że jakikolwiek mój kuzyn mógłby zabrać się za odzyskiwanie majątku w tak dziwaczny sposób. Zakładając niemożliwe, to znaczy, że mój kuzyn żyje, czy nie powinien przyjść przede wszystkim do mnie? A jeśli nie do mnie, to do wyja albo naszych radców prawnych. Talent tego typa do dramatycznych wystąpień każe mi się zastanawiać, czy nie jest to aktor.

– Przyznaję, że fakt, iż nie zwrócił się przede wszystkim do rodziny, jest rzeczywiście zastanawiający.

Edward, ułagodzony, wyznał:

– Problem w tym, żeby znaleźć kogoś, kto znał mego kuzyna na tyle dobrze, żeby z miejsca odrzucić pretensje tego typa.

I był taki ktoś, lecz Emily nie życzyła sobie, aby jej narzeczony o tym pomyślał.

– Edwardzie, a czy nie ma tego pastora? – zapytała szybko. – Jakiegoś guwernera, z którym wyruszał do Europy? Słyszałam, jak ktoś o nim mówił, że udało mu się wrócić do Anglii.

Edward odpowiedział obojętnie:

– On już nie żyje. To był starszy człowiek. Miał zrujnowane zdrowie, więc Francuzi byli na tyle uprzejmi, żeby pozwolić mu wrócić do domu i umrzeć. Obawiam się, że na końcu pomieszało mu się w głowie.

Nagle przypomniała sobie całą tę historię. Pastorowi udało się przeżyć jeszcze pięć lat, pomimo kiepskiego zdrowia. Do samego końca upierał się, że opowieść o śmierci lorda Varrieura jest nieprawdziwa. Nic dziwnego, że Edward był roztrojony.

– Sądzę, że będziemy w stanie zebrać kilku mężczyzn, którzy byli z moim kuzynem w Eton – powiedział Edward, pospiesznie zmieniając temat. – A jeszcze lepij, możemy skontaktować się z ludźmi, których wraz z nim ujęto po Verdun. Wuj właśnie się tym zajął, a także możliwością odnalezienia paru służących albo dzierżawców z Howe, którzy mogliby go zdemaskować.

Emily usiadła na brzeżku sofy i wpatrzyła się we własne dłonie. To dlatego, że Edward jest wytrącony z równowagi – usiłowała przekonać samą siebie – to dlatego wyraża się z taką bezwzględnością. Jego następne słowa wzburzyły ją jeszcze bardziej.

– Ruthven zasugerował, że lady Meriton mogłaby nam pomóc. Jej rodzina przez całe pokolenia sąsiadowała z nami w Howe. Z pewnością musiała znać mojego kuzyna. Byli w podobnym wieku.

Edward próbował zachować dyskrecję, to mogła przyznać. Po tym, jak poprzedniego wieczoru Letty zemdlała, musiałby być głupi, gdyby się nie domyślił, że rozpoznała Tony'ego. A Edward nie był głupi.

– Z pewnością znała go jako dziecko – przytaknęła Emily brnąc dalej. – Jednakże, jak powiedziałeś, Varrieur przez wiele lat przebywał w szkole.

Emily nie wątpiła, że jeśli ona, tak bliska Letty, przez trzy lata, które mieszkała w mieście, ani razu nie usłyszała o poprzednich zaręczynach szwagierki, to nie wiedział o nich nikt spoza rodziny.

– Letty wydaje się sądzić, że dżentelmen, którego ujrzeliśmy wczoraj wieczorem, nie może być lordem Varrieur – powiedziała ugodowo Emily.

I rzeczywiście, Letty wciąż twierdziła, że to nie może być jej Tony. Jednakże im bardziej się upierała, w tym większe zwątpienie popadała Emily. Bo Letty była najwyraźniej przerażona. Ukochany, którego opisała, z pewnością nie mógł budzić w niej takiego strachu, lecz tym bardziej nie mógł jej przerażać obcy mężczyzna.