Zanim cioci Emily, po uściskaniu żądających tego bliźniąt, udało się wyślizgnąć, Letty zdążyła zniknąć i szczęśliwie wykręcić się od kontynuowania rozmowy. Emily pozostała z uczuciem niezaspokojenia i rozczarowania. Przewidywała że z Letty mogą być trudności, ale nie aż takie. Ta nieoczekiwana wrogość w stosunku do Edwarda, który zawsze zdawał się być przyjacielem rodziny, zaniepokoiła ją. Poczuła się jeszcze bardziej strapiona, gdy uświadomiła sobie, że zależy jej na zrozumieniu i aprobacie szwagierki. Emily uważała się za osobę zdecydowaną. Jeśli jest przekonana, że wychodząc za Edwarda postąpi słusznie, dlaczego chciałaby, aby Letty czy ktokolwiek potwierdził jej zdanie? Jeśli jest przekonana…

Reszta dnia zdawała się wlec w nieskończoność. Emily próbowała spędzić czas nad książką, potem nad igłą, lecz najwyraźniej nie mogła się skupić. Towarzystwo brata i szwagierki jeszcze potęgowało jej niepokój. Nawet bilecik od lady Castlereagh w sprawie jutrzejszego obiadu w Carlton House nie zdołał wyrwać jej z przygnębienia.

Ubierając się na bal Emily próbowała wykrzesać z siebie trochę entuzjazmu. Nie byłoby dobrze, gdyby Edward ujrzał ją zasępioną. Myślała, że kiedy już podejmie decyzję, odpręży się i poczuje ulgę – jej przyszłość w końcu została ustalona – lecz tak się nie stało.

W takiej właśnie złej chwili Letty zapukała do drzwi i weszła do pokoju. Przede wszystkim przed Letty chciała Emily ukryć swoją niemądrą niepewność.

– Przyszłam przeprosić – ku zdumieniu Emily oświadczyła Letty.

– Prze… Letty, nie trzeba. Wiem, że chciałaś dobrze.

– Tak, tak, nie postąpiłam dobrze, atakując twój wybór i twoją decyzję. Naprawdę rozumiem, dlaczego tak postanowiłaś, naprawdę. Ale, och, Emily, kochana, marzyłam dla ciebie o czymś lepszym.

Emily ujęła dłonie Letty i spojrzała jej w oczy.

– Wychodzę za mężczyznę, którego szanuję i podziwiam, z którym dzielę wiele zainteresowań i którego bardzo lubię.

– Mężczyznę, którym możesz łatwo pokierować – zarzuciła jej Letty trochę złośliwie.

– Mężczyznę, który szanuje moje zdanie i życzenia – sprostowała Emily. – Doprawdy nie wiem, czy mogłabym lepiej trafić.

Kłamała i bez zwątpienia Letty wiedziała o tym, lecz w swej dobroci nie chciała drażnić jej dłużej. Kiedy już obie wytarły łzy, Letty zaoferowała swoje wstrzemięźliwe poparcie:

– Nie mogę powiedzieć, że nie będę się w duchu modliła, abyś doznała jakiegoś objawienia i odwołała całą rzecz, albo, co jeszcze lepsze, abyś przed ślubem spotkała Prawdziwą Miłość, która cię porwie, ale nic już nie powiem. Nie, nawet tobie. Mogę myśleć, że robisz głupstwo, ale będę do końca przy tobie. A teraz, jak to już powiedziałam, musimy się zająć dużo ważniejszymi sprawami, to znaczy twoją suknią na dzisiejszy wieczór.

– Letty, jesteś niepoprawna. – Emily usiadła na łóżku i obserwowała, jak szwagierka przegląda i odrzuca większość jej garderoby.

– Sądziłam, że parę dni temu zdecydowałyśmy, że włożę różową taftową.

Letty odwróciła się i patrzyła na Emily jak na szaloną.

– Tak, zanim okazało się, że to będzie bal, na którym ogłoszą twoje zaręczyny. Wszyscy będą na ciebie patrzyć. Nie możesz mieć na sobie żadnej staroci.

– Różowa taftowa to jedna z sukien, które kupiłyśmy na obchody zwycięstwa. Trudno ją nazwać starocią.

– Może być dostatecznie dobra dla cara Aleksandra i króla Prus, lecz z pewnością nie na ogłoszenie twoich zaręczyn. Różową włożysz jutro do Carlton House – zgodziła się Letty, niedbale zaliczając obiad u księcia regenta do mniej ważnych wydarzeń. – Myślę, że dziś to musi być srebrna gaza.

– Tak, proszę pani – powiedziała potulnie Emily. Złożona przez Letty obietnica Współdziałania i poparcia podniosła ją na duchu.

– Poza tym zakładam, że Edward dziś wieczorem podaruje ci zaręczynowy pierścień Palinów. Na różowym tle wyglądałby okropnie. Białe złoto i szmaragdy!

– Nigdy go nie widziałam, ale brzmi uroczo.

– Prawdę mówiąc jest wyjątkowo brzydki. Och, kamienie są piękne, ale oprawa to starożytna potworność. Prawdopodobnie będziesz musiała oprzeć na czymś rękę, żeby cię nie przeważył na jedną stronę.

Emily, rozbawiona tym pomysłem, uśmiechnęła się, po czym zmarszczyła brwi. Kiedy Letty widziała pierścień zaręczynowy Palinów… miała go na palcu? Ostatnia lady Palin umarła dwadzieścia lat temu albo i więcej, i pierścień, nic Edwarda nie obchodząc, przez wszystkie te lata spoczywał w sejfie w Howe, bolesna pamiątka po ostatniej markizie.

Wciąż zajęta sprawami ubrania Letty wydawała się nie dostrzegać zaskoczenia Emily. Delibrowała nad suknią ze srebrnej gazy.

– Czegoś tu potrzeba… czegoś… Ach, wiem. Mam coś takiego.

Z suknią w rękach Letty wybiegła z pokoju. Kroki jej dały się słyszeć w holu na dole, po czym, prawie natychmiast powróciły. Wkroczyła do sypialni Emily z zagadkowym wyrazem twarzy i małą szkatułką w ręce. Starannie rozłożyła srebrną wieczorową suknię.

– Jeśli naprawdę zamierzasz mieć Palina…

Emily z oburzoną miną opadła na łóżko.

– Letty!

– Dobrze, dobrze. Niech to będzie mój prezent na zgodę. Zawsze chciałam, żebyś to miała, kochanie. To będzie bardzo… odpowiednie.

Emily przeturlała się i bez zainteresowania wzięła szkatułkę. Popatrzyła pytającym wzrokiem na Letty, po czym podniosła wieczko. Wewnątrz leżała szpilka z opalem i brylantem, tak wielkiej piękności, że Emily usiadła, aby złapać oddech.

– Nigdy nie widziałam nic piękniejszego. Dziękuję kochana, kochana Letty. – Obejmując szwagierkę Emily miała łzy w oczach. Wiedziała, że Letty w końcu wszystko przeboleje.

– Przestań… przestań. Zaraz ja też się rozpłaczę, a nie możemy pokazać się na balu z czerwonymi oczami.

– Ale gdzie to ukrywałaś przez wszystkie te lata? Czy to należało do twojej matki? – Emily ledwo mogła uwierzyć: posiadać coś tak pięknego i nigdy tego nie nosić! Popatrzyła na Letty i ku swemu zdziwieniu spostrzegła, że jej szwagierka, osoba zawsze pewna siebie, teraz się rumieni.

– Nie. Nie, nie do matki. To…

Emily zdumiona patrzyła, jak Letty waha się, zakłopotana. Po chwili usiadła na łóżku obok Emily. Wzrok utkwiła w pięknej ozdobie.

– Jakie to dziwne, wszystko jakby się sprzysięgło, żeby przypomnieć o tych czasach. – Wskazała szpilkę palcem i w końcu spojrzała Emily w oczy. – Kiedyś, wiesz, miałam nadzieję, że sama będę markizą Palin.

– Letty, och, nie. Stary markiz był ponad trzydzieści lat od ciebie starszy.

– Nie on, gąsko. Jego syn, lord Varrieur. Tony. To on podarował mi tę broszkę. Należała do jego matki.

To dlatego zna pierścień zaręczynowy, domyśliła się Emily. Nie wiedząc co odpowiedzieć, ratowała się milczeniem i czekała.

– Usiłowałam zwrócić ją lordowi Palin, kiedy… Ale, biedak, czuł się tak winny, że nalegał, abym ją zatrzymała.

Emily straciła orientację.

– Winny?

– Śmierci Tony'ego. Rozumiesz, lord Palin wysłał Tony'ego w podróż po Europie, mając nadzieję, że Tony o mnie zapomni. Był bardzo przeciwny temu małżeństwu, sądził, że jesteśmy za młodzi, ale obiecał, że jeśli po roku nie zmienimy zdania, będziemy mogli się pobrać. Ten rok już prawie mijał, kiedy znów ogłoszono wojnę. I Tony nigdy nie wrócił do domu.

Emily przypomniała sobie, że dawno temu Edward opowiedział jej historię kuzyna, który umarł we francuskim więzieniu, zostawiając mu w spadku tytuł. Cała opowieść zatem zdała się dotyczyć spraw odległych – po prostu jeszcze jedna strata spowodowana długotrwałą wojną z Francją. Dla Letty jednakże były to sprawy bliskie, mimo że upłynęło już jedenaście lat. Być może była wówczas bardzo młoda, jednak najwyraźniej kochała tego chłopca, tego Tony'ego. Emily wiedziała, że John długo i cierpliwie zabiegał, aby Letty przyjęła jego oświadczyny.

– Jak on wyglądał? – cicho spytała Emily.

Tony? Nie wiem. To był po prostu… Tony. Znałam go od… no, jak długo pamiętam. Jak mogłabyś opisać kogoś, kto był prawie częścią ciebie samej?

Emily wydało się jakoś ważne, że ten nieszczęsny młody człowiek został przywrócony pamięci. Umarł co najwyżej dziesięć lat temu, a wyglądało tak, jakby nigdy w ogóle nie istniał. Emily czuła w sercu, że to nie było w porządku, iż w radosnych chwilach zwycięstwa pomijano milczeniem, nie pamiętano o młodzieńcach, którzy w walkach stracili życie.

Emily za nic nie przyznałaby, że pytając kieruje się jeszcze czymś innym. Nawet sobie samej nie ujawniłaby, iż marzy o tym, aby zrozumieć, jak to się dzieje, że ludzie się zakochują.

– Dobrze, zatem do kogo był podobny? – nastawała. – To kuzyn Edwarda. Czy był do niego podobny?

– Och nie, zupełnie nie. Nie dlatego, że nie był przystojny, był, ale inaczej. Tony był duży, nie tylko wysoki, ale też szeroki w ramionach. Gdyby nie był takim olbrzymem, ludzie nigdy nie uwierzyliby, że ma osiemnaście lat. Może dlatego, że miał taką otwartą twarz. Nauczył się trochę powściągać język, ale każdą myśl mogłaś wytyczać mu z twarzy. Był też ciemny, ciemny jak Cygan, bo dużo czasu spędzał na powietrzu. Najwspanialsze miał oczy. I miał najdłuższe rzęsy na świecie. Zawsze zazdrościłam mu tych długich, ciemnych rzęs.

Emily jednakże była zbyt mądra, żeby pomyśleć, iż Letty zakochała się z powodu długich rzęs.

Letty potrząsnęła głową, jakby chciała rozjaśnić myśli.

– Nie powinnaś pozwalać mi na tyle mówić, kochanie. Czas, żebyśmy obie były już gotowe.

Letty wstała z łóżka i podeszła do drzwi. Wahała się chwilę, po czym odwróciła się do Emily i dodała:

– Nie pomyśl sobie, Emily, że żałuję czegoś, co minęło. Dzień, w którym poślubiłam twojego brata, był najszczęśliwszym dniem w moim życiu. Kocham go dużo bardziej, niż byłam w stanie kiedykolwiek kochać Tony'ego. Ale – ciągnęła, wtórując myślom Emily – Tony zasługuje na pamięć i to czułą.

– Tak, oczywiście – zgodziła się Emily, lecz była trochę zaniepokojona. Może dlatego, że nagle zdała sobie sprawę, jak drobny był przypadek, który umieścił Letty w Johna i jej życiu. A może też poczuła się nieswojo na myśl, że ktoś tak jej bliski mógł aż dotąd ukrywać przed nią ważną przecież część swego życia. Poza tym, jeśli Letty potrafiła tyle zataić, to…