Emily odwróciła się i spróbowała zbić poduszkę w wygodniejsze oparcie. Czyż to możliwe, że teraz martwiła się za Tony'ego? O to, o co mógł się pokusić próbując odkryć zdrajcę? Przemawiał podczas ich dochodzeń szaleńczą śmiałość, która zdawała się dziwnie kontrastować z brakiem goryczy.

Został tylko Neale, przypomniała sobie. Lord Castlereagh nie poprosi ich chyba o nic więcej. Kiedy zdrajca zostanie odnaleziony, minister może poprosić Tony'ego, żeby potwierdził parę informacji – przypuszczała – lecz nie więcej. O cóż tu się martwić?

Został tylko Neale, a Neale był członkiem personelu lorda Castlereagha. Niemożliwe wydawało się, że człowiek kalibru Castlereagha mógłby zostać wywiedziony w pole przez zdrajcę.

To znaczy, ten mężczyzna kontynuował swoją działalność będąc w służbie ministra spraw zagranicznych.

To znaczy też, że Castlereagh wierzył, iż ten mężczyzna jest niewinny, zaczynał doprawdy wyglądać bardzo podejrzanie. Tony stanie przed nim oczekując takiej samej reakcji, jaką przejawiali inni. Nie będzie przygotowany na desperację skazańca.

Zdała sobie sprawę, jak nikłe ma szanse, by go powstrzymać, lecz w końcu mogłaby go przestrzec, żeby był ostrożny. Powinien być na tyle świadomy, by nosić jakąś broń, zaaranżować spotkanie w jakimś publicznym miejscu, jakoś się uchronić. Odrzuciła kołdrę i wyskoczyła z łóżka.

Pospiesznie zapaliła świece, poszukała pióra i papieru. Rozumowanie, które doprowadziło ją do stwierdzenia, że Neale jest podejrzany, wciąż jasno tkwiło w jej głowie i bez trudu przeniosła je na papier. Kiedy wysuszyła piaskiem i zapieczętowała liścik, odległy gong dziadkowego zegara w holu oznajmił, że jest czwarta rano.

Służba wstanie za parę godzin. Tony z pewnością będzie spał dłużej, powiedziała sobie, i nie zacznie szukać Neale'a przed południem. Nawet jeśli do południa nie dostanie jej liściku, i tak będzie miał mnóstwo czasu, by zaplanować kolejność działań. Wiedziała o tym.

Dlaczego zatem nie miałaby wrócić do łóżka i zasnąć?


* * *

Wróciwszy do mieszkania, Tony usadowił się w swoim ulubionym miejscu przy otwartym oknie ze szklanką wina pod ręką. Uroczy widok rozgwieżdżonego nieba stracił swoją magiczną moc, gdy Tony w myślach przebiegał wydarzenia dzisiejszego wieczoru i parę ostatnich dni.

Cudownie było w końcu móc towarzyszyć Emily w jej loży w teatrze, a nie szukać jej i zerkać na nią z krzeseł. Jednakże, o ile zniknął dystans fizyczny, od czasu do czasu dawał o sobie znać kłopotliwy dystans emocjonalny.

Nie zawsze. Bywało, że spoglądała na niego – najpierw na niego, potem na innych – żeby podzielić się z nim chwilą radości czy współczucia. Niestety, bywało również tak, iż czył, że nie potrafi powiedzieć jej nic rozsądnego.

Czy jego komplement – że gdyby jej nigdy nie spotkał, byłoby to zbyt wielką stratą – nie zabrzmiał obrzydliwie przesadnie? Czy nie wydał się zbyt zazdrosny, przemawiając pragnienie trzepnięcia w twarz czepliwego rozpustnika?

Wolał w końcu myśleć, że to jego brak ogłady spowodował u Emily zasępienie za każdym razem, kiedy próbował galanterii. Druga możliwość – że ona dobrze wie, z czego wypływają jego patetyczne zaloty i nie zważa na to – była nie do zniesienia.

A może – inna jeszcze możliwość – Emily była po prostu przeczulona z powodu swojego kłopotliwego położenia. Mimo wszystko wciąż była zaręczona z jego kuzynem, cokolwiek by o tym nie myślała. A on teoretycznie o tym nie wiedział.

Ten chłopak, Edward, bardziej zagraża mojej miłości, niż kiedykolwiek zagrażał mojemu tytułowi – pomyślał w desperacji Tony. Tony miał nadzieję, że chcąc za wszelką cenę wywalczyć sobie tytuł, Edward na zawsze sobie zaszkodził. Bez wątpienia przez chwilę był w niebezpieczeństwie utraty całego szacunku Emily. Tony nie miał pewności czy to, że Emily nie kocha Edwarda, ma wielkie znaczenie, ale był pewien, że miałoby znaczenie, gdyby utraciła dla niego wszelki szacunek.

Zdawał sobie sprawę, że nie pomaga mu fakt, iż w ich obecnej rywalizacji to Edward otrzyma całe współczucie Emily. Letty miała rację, kiedy przewidywała, że Emily nigdy nie porzuci człowieka, który właściwie stracił wszystko, co posiadał.

Czyż to było powodem obecnego przygnębienia Emily? – pomyślał Tony w przypływie nadziei. Po przesłuchaniu, jak już wszystko będzie zdecydowane, nie będzie powodu trzymać jej zaręczyn w tajemnicy. Jeśli Emily ma wątpliwości, czy mądrze byłoby poślubić Edwarda, może szarpać się między pragnieniem wyrażenia tych wątpliwości, zanim sprawa stanie się publiczna, a chęci uspokojenia chłopaka.

Tony wypił łyk wina. We wszystkich przypuszczeniach nie brał pod uwagę faktu, że Edward i Emily, kiedy ostatnio się spotkali, wydawali się być w doskonałych stosunkach. To co powiedziała Letty, nie było pocieszające. Widziała nawet, jak Emily obdarzyła Edwarda siostrzanym całusem na pożegnanie. Choć siostrzane pocałunki nie były dokładnie tym, czego Tony pragnął od Emily, musiał niechętnie przyznać, że z jednej strony wyrażały wyjątkowe uczucie.

Do diabła! Nie potrafi powstrzymać się przed rozpamiętywaniem w kółko tych samych spraw. Jedyną osobą, mogącą odpowiedzieć na dręczące go pytania była Emily.

Należy powiedzieć sobie, że nie wystarczy zapytać, by zniknęły wątpliwości. Spojrzał na kieszonkowy zegarek i zobaczył, że jest prawie czwarta rano, odpowiednia godzina na zgłębianie nieszczęsnej duszy. Godzina, gdy trudno jest znaleźć ucieczkę od bolesnych myśli.

Bliskie obcowanie z Emily nie zadziałało tak, jak miał nadzieję. Jasne, jak mógł popisać się urokiem, wywrzeć wrażenie i zalecać się do niej, kiedy rozmawiali tylko o innych mężczyznach. Dzisiejszy epizod z de Crespignym był też dowodem, że nie przemyślał dostatecznie problemów, które mogą spowodować swoim wypytywaniem. Założył, że ponieważ Emily spotyka tych dżentelmenów w miejscach publicznych, nie narazi się na niebezpieczeństwo. Istniało jednakże, mimo ostrożności, inne ryzyko. Powinien był być bardziej ostrożny.

Co powinien był uczynić, to pozwolić Emily zająć się tym panem Nealem, a wtedy on miałby doczynienia z de Crespignym, Zazdrość jest złym doradcą. Tylko dlatego, że Emily raz powiedziała, że uważa pana Neala za atrakcyjnego – zareagował z przesadą i nie był w stanie zapamiętać jej późniejszego twierdzenia, że już nie lubi tego człowieka.

Teraz, kiedy o tym pomyślał, wydało mu się to dziwne, Emily nigdy nie mówiła. że kogoś nie lubi, nic takiego nie mógł sobie przypomnieć, nawet de Crespigny'ego. Również dziwne było, że pan Neale oparł się pochlebstwom Emily. Było w Emily coś, co zwano darem wydobywania zwierzeń, ale Dominic Neale nie zaufał jej.

Tony ze zdziwieniem spostrzegł, że przemyślawszy rzecz, uważa tego dżentelmena za podejrzanego. Z jednego powodu – Neale doskonale pasował do opisu zdrajcy, jaki wygłosiła Emily – człowiek posiadający skromne środki do życia na marginesie wytwornego towarzystwa. Spokojny, nie rzucający się w oczy człowiek.

Jednakże wystąpił, świadcząc przeciwko Tony'emu. Tyle ostatecznie Tony dowiedział się od Emily. Neale pierwszy też rozgłosił historię o jego śmierci i pogrzebie. Tony nie sądził, że jest złośliwy, kiedy zauważył, iż człowiek, który wepchnął go do więzienia nie będzie zadowolony widząc, że przywrócono mu wszystkie jego godności.

Co według Tony'ego przede wszystkim wymagało wyjaśnienia, to fakt, że Nealego zwolniono cztery lata temu. Jak mawiał Tony wiele razy, trzeba było wpływów i pieniędzy – i to dużo – by uzyskać zwolnienie. Lecz Neale nie miał żadnego protektora ani też przyjaciół liczących się w dziedzinie polityki lub nauki. Członkiem personelu Castlereagha został dopiero po uwolnieniu.

Czy to możliwe, że protektorem Neale'a nie był Anglik, lecz Francuz?

Za parę godzin powinien pojawić się Gus. Mieli pójść jutro – dzisiaj na mecz bokserski. Może, pomyślał Tony, nadszedł czas, by powołać kogoś jeszcze do naszej małej gry. Kogoś, kto wie, jak obchodzić się z pistoletem albo szablą.


Tony w końcu niewiele uwagi poświęcił walce pięściarzy. W parę godzin później byłby w wielkim kłopocie, gdyby miał powiedzieć, kto zwyciężył. Wracając wraz z Gusem z meczu doskonalili swój plan, a teraz stał w mroku, przed mieszkaniem Neale'a w Albany, zastanawiając się czy nie jest czasem szalony.

Opanowało go nagłe pragnienie porzucenia tego wszystkiego i przekazania wszystkich domysłów lordowi Castlereaghowi. Niemniej jednak podniósł rękę i pewnie zastukał do drzwi. Gus powinien już być na tyłach budynku, próbując wejść do środka przez okno. Teraz już nie ma odwrotu.

Tony spodziewał się, że pojawi się służący, był więc lekko zdziwiony widząc, że drzwi otworzył mu człowiek, który mógł być tylko samym Nealem. Ubrany w wygodny, elegancki szlafrok jedwabny, w jednej ręce trzymał fajkę.

– Tak? – powiedział, najwidoczniej tylko trochę zaskoczony pojawieniem się obcego zakłócającego mu chwilę odpoczynku.

– Panie Neale – powiedział Tony nadrabiając pewnością siebie. – Przepraszam, że przeszkadzam panu tak późno wieczorem, ale sądziłem, że bardziej dyskretnie będzie się zjawić w porze, kiedy moglibyśmy porozmawiać poufnie i bez świadków. Nazywam się Palin.

Pewien był, że Neale natychmiast go rozpoznał. Bardziej udawał niż odczuwał zaskoczenie i niechęć. Tony uświadomił sobie teraz, że Neale może po prostu zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, sprawiając, że wszystkie przemyślenia na temat prowadzenia rozmowy okażą się niewczesne.

Jednakże dyskrecja była dla pana Neale najwidoczniej bardzo ważna. Tony uśmiechnął się w duchu. Był naprawdę niewiadomą dla tego starszego pana, który nie potrafił ocenić jego zdolności do publicznych manifestacji czy nawet przemocy. Ryzyko, że popadnie w tarapaty na oczach sąsiadów było zbyt duże. Neale wpuścił Tony'ego do salonu.

– Poznałem młodego lorda Palina i pan nim nie jest – rzucił wyzwanie Neale. – Jest pan, zakładam, osobą, która obecnie ubiega się o ten tytuł.