– Powiedz mi – ponagliła go. – Byłeś u Neale'a, prawda?

Roześmiał się.

– Powinienem był wiedzieć, że to przewidzisz. Tak, widziałem się z nim. Ty już doszłaś do tego, że musi być zdrajcą, prawda?

– Podejrzewałam go – przyznała Emily. – Znajdziesz liścik ode mnie, ostrzegający cię, żebyś uważał. Okazuje się, że się spóźniłam.

– Niemniej jednak dziękuję ci za troskę.

Jego głos i uśmiech sprawiły, że zalała ją fala ciepła.

– Ale wciąż nie powiedziałeś co się stało.

– Niewiele jest do mówienia. Gus wślizgnął się od tyłu i schował w mieszkaniu, jako rodzaj ochrony. Podczas rozmowy Neale powiedział coś, co go zdradziło. W końcu wyznał wszystko. Kiedy powiedziałem, że Castlereagh się nim zajmie, poddał się. Popełnił samobójstwo.

A Tony był tam w tym czasie. Musiał patrzeć na tak okropną rzecz. Lecz Emily poczuła też ulgę, ulgę, że Neale zapłacił za krzywdę Tony'ego, ulgę, że nie ma już niebezpieczeństwa, ulgę przede wszystkim dlatego, że domysły i kłopoty są już poza nimi. Teraz wreszcie Tony może o tym wszystkim zapomnieć.

– Zawiadomiłem Castlereagha, a on trzyma to w tajemnicy. Nazywa to wypadkiem.

– Rozumiem.

Była pewna, że to nie wszystko, lecz Tony albo nie chciał, albo nie mógł jej powiedzieć. I tak ledwo mógł się skupić. Posłaniec Emily powiedział, że Tony wyszedł prawie przed świtem. Teraz dochodziła północ, a Tony powiedział, że jeszcze nie był w domu.

– Jesteś zmęczony, prawda – powiedziała, nie pamiętając, że sama spędziła bezsenną noc. – Idź do domu i połóż się spać. Zrobiłeś to, co było twoim obowiązkiem i nie musisz się już martwić.

Zawahał się przez chwilę.

– Oczy same mi się zamykają, więc lepiej pójdę. Wkrótce się spotkamy – obiecał.

– Oczywiście – powiedziała Emily, czując się kłamczuchą. Odprowadzając go do drzwi, ostatni raz spojrzała na ukochaną twarz, piękne, ciemne oczy, które próbował utrzymać otwarte, włosy rozwichrzone jego dłońmi, i powiedziała: – Do widzenia.


* * *

To pożegnanie zaciążyło na sercu Emily. Wydawało się już ostateczne, ostatnie wspomnienie o Tonym, które będzie mogła w sobie pielęgnować. Teraz widywała go bardzo rzadko, jako że zbliżał się termin przesłuchania. Jednakże jeśli ktokolwiek w ciągu paru następnych dni zauważył w niej jakieś oznaki zmartwienia, nie pisnął ani słowa. Był to dla niej, poza wszystkim, doskonały powód do niepokoju.

Nawet Letty nie była taka bez serca, by nie docenić powagi położenia Edwarda, jakkolwiek nie bardzo go lubiła. To Emily czuła się bez serca. Od kiedy spotkała Tony'ego, Edward coraz mniej i mniej miejsca zajmował w jej myślach. Teraz, kiedy już o nim myślała, głównie martwiła się, jak kiedykolwiek będzie w stanie zerwać ich zaręczyny.

Biedny Edward. To nie jego wina, że nie jest Tonym, markizem Palinem i człowiekiem, którego kochała. Ani on się nie zmienił, ani jego oferta, którą przedstawił prawie miesiąc temu, w swej istocie nie uległa zmianie.

To ona się zmieniła. Miesiąc temu myślała, że ma doprawdy wiele szczęścia zgadzając się na namiastkę miłości. Jednakże kiedy pojawia się brylant czystej wody, namiastki wyglądają wielce ubogo i tandetnie.

Żadnej z tych rzeczy nie mogła wytłumaczyć Edwardowi, wciąż boleśnie cierpiącemu z powodu utraty tytułu i majątku.

Wszystko to już przemyślała i wciąż nie znajdywała rozwiązania. Ze względu na długotrwałą przyjaźń Edward zasługiwał od niej na coś lepszego, zasługiwał na trochę dobroci i uszanowania. Jakże mogłaby go tak zranić, odrzucić go teraz? Ale jak mogłaby pozwolić, by uwierzył w nieprawdę? Albo pozwolić, by tę nieprawdę ogłosił publicznie? Czy to jest dobroć, jeśli Emily wie, że nie powinna, nie może za nic go poślubić?

Zdała sobie sprawę, że powinna porozmawiać z Johnem. Nawet jeśli nie wspomni o tym, że to Tony spowodował zmianę w jej sercu, John powinien zrozumieć delikatność sytuacji. Jednakże od kiedy Letty w końcu doszła do siebie, ona i John prawie przez cały czas po staroświecku przebywali razem, jak para papużek-nierozłączek.

Nie bliższa była rozwiązania problemu, kiedy wreszcie nadszedł dzień przesłuchania. Śmiechy powracających powiedziały jej, że wszystko poszło dobrze. W ciągu minuty zjawili się u niej w małym saloniku, żeby wszystko opowiedzieć.

Tony był również. Natychmiast rozpoznała jego głos i była przygotowana do spotkania. Ulga i radość zwycięstwa wygładziły zmarszczki na jego twarzy. Puste spojrzenie spod wpół przymkniętych powiek gdzieś zniknęło. Wyglądał o całe lata młodziej i na bardzo szczęśliwego.

– Zwycięstwo, prawdziwe zwycięstwo – oznajmiła Letty. – Szkoda że tam nie byłaś i nie widziałaś.

Emily sądziła, że winna była Edwardowi choćby tyle. Nie chciała pójść i gapić się na ten spektakl, a w szczególności siąść wśród najważniejszych stronników Edwardowego rywala.

– Opowiedz mi, co się stało – domagała się.

– Liczba tych, którzy przemawiali na korzyść Palina była imponująca – powiedział John.

– Wszyscy ci ludzie, których ty pomogłaś znaleźć, Emily – dodał Tony. – Wszyscy wystąpili i opowiadali o Verdun i Bitche.

– Przyszedł lord Castlereagh, żeby okazać swoje poparcie, choć nie miał dowodów – powiedziała Letty. – A wtedy prawnik Edwarda próbował namieszać i skłonić nas, żebyśmy przyznali się do kłamstwa. lecz, oczywiście, nic z tego.

– A ty? Co z twoim zeznaniem?

– Och, w końcu wcale się nie denerwowałam. Ale prawdziwą gwiazdą była niania. Była cudowna – roześmiała się Letty. – Myślałam, że za chwilę powie prawnikowi Edwarda, że za karę pójdzie spać bez kolacji.

Tony podjął opowieść.

– Potem odpowiadałem na pytania ludzi, których znalazł mój kuzyn, ludzi, których albo nie spotkałem, albo takich, którzy mi nie wierzyli. Trochę się denerwowałem, bo nikt nie pamięta wszystkiego z przeszłości. Letty pamięta rzeczy, które robiliśmy jako dzieci, a ja nie, ja zaś pamiętam takie, których ona nie pamięta. W końcu jednak wszystko poszło dobrze. Potrafiłem odpowiedzieć na ich pytania.

– A ja potrafiłem udowodnić, że pamiętał dużo więcej niż mógłby dowiedzieć się zarówno w więzieniu, jak i od nas – dodał John.

– Nie chcesz chyba powiedzieć, że oni sugerowali, że namówiliśmy Tony'ego? – powiedziała Emily.

– Ależ tak – odpowiedziała Letty. – I zostali głośno wyśmiani. – Nagle przyszło jej coś do głowy. – Czy myślisz, że śmiali się dlatego, iż myśleli, że nie jestem zbyt inteligentna, by to zrobić?

Uspokajające zapewnienia Johna przerwało pojawienie się kamerdynera.

Withers najwyraźniej nie bardzo wiedział, jak zapowiedzieć nowego gościa. Zawahał się przy nazwisku.

– Pan, eee… Edward… Howe, proszę pani.

Tony natychmiast z zaniepokojeniem spojrzał na Letty. Najwidoczniej wątpił, czy kuzyn jest już gotowy, by się z nim spotkać.

– Ja zobaczę, czego chce Edward – zaoferowała Emily. I tak prawdopodobnie przyszedł, by ją zobaczyć.- Zaprowadź go do dużego salonu, Withers – powiedziała, po czym przeprosiła towarzystwo.

Tony grzecznie wstał, kiesy opuszczała salonik. Przez moment pomyślała, że chce ją zatrzymać, coś powiedzieć. Oczy miał znowu smutne, nie tryskał entuzjazmem ani radością. Jakie to do niego podobne, pomyślała, współczując Edwardowi w tej chwili.

W dużym salonie Edward czekał z kapeluszem w ręce, wyglądał na raczej zakłopotanego. Kiedy odwrócił się, by ją powitać, gdy weszła, Emily zauważyła z ulgą, że chyba zniósł stratę lepiej, niż oczekiwała. Podczas ostatniego spotkania wydawał się być do cna zgnębiony nowinami, które mu przekazała. Wyglądało na to, że mądrze użył czasu, by przyzwyczaić się do zmiany statusu.

– Słyszałaś nowiny. Ach, cóż, to ty mi powiedziałaś, jak to będzie – powiedział.

– Tak, słyszałam – powiedziała. – Przykro mi, że musieli cię przy tym tak zranić, Edwardzie. To nie jest sprawiedliwe, że niewinny musi tyle przecierpieć w takim przypadku.

– Tak, cóż, ośmielę się powiedzieć, że trochę będzie mnie to kosztowało, zanim się przyzwyczaję, ale sądzę, że gotów jestem stawić temu czoła. Nie miałem dotąd odwagi, by spotkać mojego kuzyna, ale miałaś rację. Wuj mówi mi, że zaoferował bardzo hojnie uregulować ze mną rachunki.

Emily podprowadziła go do sofy.

– Co uczynisz teraz?

– Na razie zamieszkam z wujem. Chciałbym dostać się do Izby Gmin, jako że nie jestem już parem. Kilku przyjaciół rozgląda się za odpowiednim mandatem dla mnie.

Emily skinęła głową. Cieszyła się za niego, a jednocześnie nie mogła przestać myśleć, że Edward bardzo prędko ustabilizuje się i będzie gotów do ślubu.

On musiał myśleć o tym samym.

– Emily, co do nas… Moja sytuacja bardzo się w ciągu miesiąca zmieniła…

– Edwardzie, wiesz, że tytuł czy majątek nigdy nie miały dla mnie znaczenia – powiedziała Emily automatycznie, nie zważając na następstwa swoich słów.

– Miały znaczenie dla mnie, Emily.

– Wiem, że bardzo jesteś rozczarowany, Edwardzie, ale…

– Nie rozumiesz, Emily. Nie pytam cię, czy zechcesz zwolnić mnie ze słowa. Oświadczam ci, że nie mogę dłużej być twoim narzeczonym.

Emily patrzyła na niego osłupiała. Ostatnia rzecz, której się spodziewała, to że Edward uzna, iż już jej nie potrzebuje. Gdyby nie cieszyła się tak, że jest wolna, mogłaby poczuć się znieważona.

– Przykro mi, że to tak się musiało stać, naprawdę, Emily. Ale wiedziałaś od początku, jaki rodzaj życia zaplanowałem. Gdy byłem markizem Palinem i panem poważnej fortuny, ty byłabyś właściwą żoną, jakiej potrzebowałbym, by torować sobie drogę w sferach politycznych. Teraz wszystko się zmieniło. Bez stojącej za mną fortuny żadne powiązania rodzinne nie pomogą mi w karierze.

– Mówisz, że nie możesz już sobie na mnie pozwolić – powiedziała Emily wolno. – Potrzebujesz teraz bogatej żony.

– Mówiąc bez ogródek, tak. – Głos jego nabrał przymilnych tonów. – Zawsze byłaś mi dobrą przyjaciółką, Emily. Nie zawiedź mnie teraz. Pozwól mi odejść, jeśli w ten sposób lepiej urządzę sobie życie.