Strach, że wszyscy mogą dostrzec jej uczucie, niezmiernie ją zdenerwował. To nie był nastrój, który wybrałaby na spotkanie jednego z dżentelmenów z listy lorda Castlereagha. Pan John Stanhope, zręcznie manewrując w jej stronę, zdołał zaprosić ją do walca, lecz teraz nie czuła się gotowa do tego spotkania.

Stanhope był dość miłym mężczyzną, choć bardziej pasowałby na polowaniu niż w sali balowej. Opinia Emily jako "dobrej" najwidoczniej go uspokajała. Przyznał, że te najpiękniejsze kobiety z towarzystwa przyprawiają go o zdenerwowanie. Ponieważ w jej towarzystwie wydawał się swobodny, Emily zastanawiała się, co myśli o jej wyglądzie.

– Nigdy nie wiem, co im powiedzieć – wyznał. – Oooop, czy to był pani palec?

– Nie – skłamała Emily ze stoicyzmem. – Pan też przebywał z dala od towarzystwa, prawda? Z pewnością bym pamiętała, gdybym już spotkała pana w Londynie.

Jej stopy z pewnością nigdy go nie zapomną.

– Co do tego ma pani rację, panno Meriton. Do zeszłego roku byłem więźniem we Francji. Zdołałem w końcu uciec dopiero w marcu ubiegłego roku.

– Uciec? No, no, jak odważnie. – Emily słyszała, że uciekł, kiedy nadeszło jego zwolnienie.

Oczywiście, ta historia zapewniała panu Stanhope więcej sukcesów u dam, niż jego zwykł opowieści o polowaniach. Dumnie wypią pierś. I z tego powodu omal nie zgubił kroku w tańcu.

– Zupełnie nie mogę połapać się w tym walcu. To całe kręcenie się w kółko przyprawia tylko o zawrót głowy. – Roześmiał się.

– Gdyby wolał pan usiąść… – zaproponowała Emily pełna nadziei.

– Nie, nie, nie chciałbym pozbawić pani przyjemności. Widziałem, jak pani lubi tańczyć. Tańczyliśmy w Verdun, oczywiście, ale nie tak.

– Verdun? – zawołała Emily z prawdziwym entuzjazmem. – Cóż, zatem musi pan znać lorda Palina. Nie wątpię, że przemówi pan na jego rzecz na przesłuchaniu.

– He? Palina? Och, tak, to znaczy Varrieura. Nie, nie osobiście, tylko ze słyszenia.

Nie zareagował jakoś na nazwisko Tony'ego, ale może, zajęta ochroną lamówki przy sukni, coś przegapiła. Powinna ciągnąć dalej.

– Och, ależ musiał pan. On też był więziony w Verdun. Jeśli coś pan o nim pamięta, wiem, że pańskie świadectwo będzie bardzo cenne.

Stanhope pod nosem odliczał "raz-dwa-trzy".

– Nie, przykro mi, nie mogę powiedzieć, żebym go sobie w ogóle przypominał.

– Jest pan pewny? To znajomy mojej szwagierki, wie pan. Teraz przyszło mi do głowy, że musi być pan tym panem Stanhope, o którym wspominał opowiadając swoje przygody.

– Wspominał o mnie? – pan Stanhope usiłował okazać nonszalancję, nawet zwątpienie, lecz Emily pomyślała, że jego głos brzmi teraz nerwowo. – Czy… czy pamięta pani, co powiedział?

– Zaraz. – Emily zacisnęła usta udając zastanowienie. Och, tak, był zdecydowanie poddenerwowany. Jeżeli będzie tak tańczył coraz gorzej i gorzej, ona niechybnie przesiądzie się na fotel na kółkach. – Już wiem. Mówił o pańskim koniu wyścigowym. Najwidoczniej opowiadał o jakimś wyścigu.

Uśmiechnęła się do niego zachęcająco i ujrzała jak z krwistoczerwonego staje się biały jak widmo. Wszystko, co Tony powiedział, to że sądzi, że Stanhope to ten człowiek, który miał bzika na punkcie koni i że posiadał jakiegoś niesłychanego konia wyścigowego. A zatem cóż takiego w jej nieśmiałej próbie pochlebstwa mogło spowodować taką reakcję?

– Może jednak przesiedzimy resztę tego tańca – zaproponował Stanhope. Cała jego energia wyparowała.

– Oczywiście. – Emily odetchnęła z ulgą równą jej ciekawości. Poprowadziła nie stawiającego oporu partnera do odosobnionej alkowy, którą wcześniej, jak widziała, opuściła Georgy. Stanhope wydawał się być nieświadomy jej obecności.

– Zawsze wiedziałem, że to się wyda – wyszeptał jakby do siebie. – Przez te wszystkie lata nikt nic nie podejrzewał.

Czyż to możliwe? Czyż z taką łatwością zakończą poszukiwania? Emily nie sądziła, aby ten polujący na lisy dziedzic miał dość inteligencji, by zajmować się szpiegostwem.

– Więc to pan jest odpowiedzialny…

– Musiałem to zrobić! – zawołał, błagając o współczucie. – Moje głupie samochwalstwo… Wirion powiedział, że postawił sto funtów na mojego konia. Gdyby koń przegrał, Wirion i tak musiałby dostać swoją wygraną ode mnie! Nie mogłem sobie pozwolić na taką stratę, tym bardziej, że już tyle wydałem na tego konia. Czy pani rozumie? Byłem o krok od kompletnej ruiny.

– A więc…

– Okulawiłem tego drugiego konia. To podłe, wiem. Nie może pani myśleć o mnie gorzej niż ja sam.

Emily z całej siły powstrzymywała się od śmiechu. Och, Stanhope był zdrajcą, tak – zdrajcą honorowego kodeksu dżentelmenów-sportowców – ale nie sprzedał Francuzom informacji i nie wysłał Tony'ego do więzienia.

Zatem kto?


* * *

Emily opisała całą scenę Tony'emu, kiedy następnego dnia przyszedł z wizytą. W wygodnym saloniku nie byli sami, lecz ostatecznie mogli porozmawiać na osobności. Gdyby Letty i jej przyjaciółka, lady Somaes przypadkowo spojrzały, zobaczyłyby, jak oboje pochłonięci są księgą z akwatintami przedstawiającymi Lake District. Lecz jak dotychczas ani Letty, ani jej przyjaciółka nie oderwały się od dyskusji na temat zalet i osiągnięć swoich dzieci.

Był to wielce szczęśliwy zbieg okoliczności, ponieważ ani Emily ani Tony nie mogli powstrzymać się od śmiechu i wątpili, by można było Lake District uznać za krainę aż tak zabawną.

– Czuję się niegodziwie, Tony. Ten biedny człowiek praktycznie szlochał. A ja mogłam myśleć tylko o tym, jak głupio to wszystko brzmi w porównaniu z tym, czego się po nim spodziewałam.

– Naprawdę biedny człowiek. Emily, czy zdajesz sobie sprawę, że Stanhope prawdopodobnie myślał, że próbujesz go szantażować?

– Próbuję co? – Sposób, w jaki oczy Tony'ego marszczyły się, gdy się śmiał, rozpraszał jej uwagę.

– Myślał, że próbujesz groźbą wymusić od niego pieniądze – wyjaśnił Tony cierpliwie. – Albo raczej, że próbujesz zastraszyć go, żeby przemówił na twoją korzyść.

Myśl o Emily-szantażystce znowu go tak rozśmieszyła, że musiał próbować pokryć śmiech kaszlem.

– Och. Och, nie!

Tony uśmiechnął się na widok jej przerażonej miny.

– Och, tak. Teraz jest pewnie w drodze do Ameryki.

Zakryła usta dłonią.

– Jeśli nie zaszkodzi naszej sprawie, zmyślając opowieści o tym, jak dobrze cię zna. Tak mi przykro, Tony. Jak w ogóle mogłam powiedzieć coś takiego temu człowiekowi?

– Myślę, że powiedziałaś już dosyć. Nie radziłbym ci próbować tego naprawiać.

– Wyrazy ubolewania, panie Stanhope, ja tylko chciałam przekonać się, czy nie był pan przypadkiem zdrajcą. – Przejrzała sobie w myślach inne wersje. Żadna nie była dobra. – Nie, przypuszczam, że nie potrafię tego dobrze wytłumaczyć.

Tony, odwracając stronicę, lekko się przesunął. Siedział tuż koło Emily. Kiedy tak śmieli się razem, prawie udało jej się stłumić wrażenie, jakie na niej wywierała jego bliskość. Teraz musiała powstrzymywać w sobie odsunięcia pukla włosów, który uparcie spadał mu na czoło. Przypomniała sobie, jak ujrzała Letty z Johnem siedzących tak samo na sofie, lecz głowa Letty wygodnie spoczywała na ramieniu męża. Jakże zaszokowany byłby Tony, gdyby wiedział, że ona pragnie uczynić to samo wobec niego.

Lekko potrącił stopą jej stopę i to uświadomiło jej, o czym rozmawiali: o przestępstwach Stanhope'a.

– Oooch – powiedziała, zadowolona, że ma wymówkę na swoje mechaniczne drgnięcie. – Czułabym się o wiele więcej winna, gdybym nie myślała, że ten człowiek zasługuje na karę za zbrodnie popełnione na parkiecie.

– Aż tak źle? – spytał.

– Posiniaczona od pięt do kolana. To dlatego podejrzewałam, że mógł być winien bardziej występnych czynów.

Tony uśmiechnął się ze zrozumieniem, lecz jego następne słowa zdradziły, że wciąż zastanawiał się nad tym, czego dowiedzieli się o Stanhopie.

– Trudno, przykro mi za niego – powiedział. – To była okropna rzecz, ale mogę zrozumieć, dlaczego się złamał. Wirion był ekspertem w tego rodzaju wymuszeniach. – I dodał, już żartobliwie: – Może takie doświadczenie wyjaśnia, dlaczego Stanhope z miejsca spodziewał się tego samego po sobie.

– Bardziej prawdopodobne, że jego nieczyste sumienie.

Tony zamyślił się. Ale to zamyślenie nie wyglądało tak jak wtedy, gdy Emily podejrzewała, że wraca do przeszłości. Coś chodziło mu po głowie.

– Nieczyste sumienie. To prawda – przyznał. – Kiedy zrobisz coś, o czym raczej nie chcesz rozpowiadać, stajesz się rozmyślnie czuła na tym punkcie. Jakbyś miała na czole wyryty sekret.

– Tak – zgodziła się Emily cicho. Dokładnie tak czuła się ze swoją miłością do Tony'ego. Czyż on mógł tego nie dostrzec? Czy był po prostu za bardzo dżentelmenem, by to okazać?

– Myślałem…

Z pewnością myślał. Mogła to prawie widzieć.

– Nie – ciągnął – to byłoby ohydne. Udawać, że wie się więcej niż ktoś naprawdę zrobił i delikatnie zagrozić wyjawieniem.

Emily, wstrząśnięta odwróciła się do niego.

– Tony! To byłoby podłe. – Podniosła głos na tyle, że w końcu Letty rzuciła jej ostrzegawcze spojrzenie. – Gorzej, to byłoby niebezpieczne – wyszeptała.

– Cóż, trzeba być bardzo ostrożnym. Szczególnie jeśli ta osoba okaże się człowiekiem nieskazitelnie cnotliwym. Głupio byśmy wyglądali strasząc kogoś takiego jak mój wuj, który wiedzie żywot świętego.

Emily pomyślała, że Tony nie słucha uważnie tego, co ona mówi.

– Nie! Nie masz chyba zamiaru…

Rozmyślnie dawać do zrozumienia, że wie się więcej niż się wie, aby spowodować ostrą reakcję, jeśli nie wyznanie, wydało się co najmniej nieroztropne.

– Nie mówilibyśmy nic, co uraziłoby kogoś o czystym sumieniu – powiedział głosem, który miał uspokajać, lecz nie uspokajał. – Tylko sugeruję, byśmy kontynuowali to, co tak zręcznie zaczełaś. Jak powiedziałaś, tylko ktoś, kto naprawdę ma jakiś brudny sekret na sumieniu, przypisze coś więcej naszej ciekawości.