Brylant czystej wody

Tytuł oryginalny: The genuine article

Rozdział pierwszy

7czerwca 1816roku


Panna Emily Meriton przez wykuszone okno wpatrywała się w zielony, spokojny Grosvenor Square. Jedynym przechodniem był samotny dżentelmen, który wyszedł z jej domu i przeszedł przez plac. Zawadiacko nasunięty na czoło cylinder i sprężysty, prawie skoczny krok świadczyły, iż był w najwyższym stopniu zadowolony z siebie.

Usatysfakcjonowany, nieprawdaż? Jednakże Emily pomyślała, że to raczej ona mogłaby sobie pogratulować. Dokonała tego.

Chwila triumfu szybko minęła. Prawie natychmiast Emily skarciła się za traktowanie w ten sposób własnych zaręczyn. Poczuła się nieprzyjemnie, jakby była awanturnicą, która uwiodła naiwnego szlachcica i doprowadziła go do zgubnego mezaliansu – co za głupstwo. Edward bynajmniej nie był naiwny i stanowiła dla niego wyjątkowo odpowiednią partię. Czy to bardzo źle, że się upewniła, iż Edward zdaje sobie z tego sprawę? Z pewnością nie. Więc jeśli nie poczucie winy, cóż wypędziło wszelką radość z jej serca?

I wyraz jej twarzy. W szarych, wpatrzonych w okno oczach widniała powaga, a nawet rezygnacja. Z pewnością nie był to wyraz, który można by zaprezentować rodzinie.

– No, no. Myślę, że trzeba to jakoś uczcić, hmmm, nie sądzisz? Szampanem?

Emily odwróciła się od okna i stanęła twarzą w twarz z bratem. Nawet gdyby nie wyćwiczyła się w przybieraniu zadowolonej miny, uniesienie i zapał Johna z pewnością wywołałby uśmiech na jej twarzy. Cała radość, którą chciałaby odczuwać, promieniała z jego uzbrojonych w okulary oczu. W uśmiechu ukazał wszystkie zmarszczki dookoła tych oczu i dookoła ust – więcej niż pamiętała. Oczywiście, był od niej dużo starszy, mógłby być jej ojcem. Czy martwił się o nią – trzy sezony i wciąż siała rutkę?

Emily powstrzymała brata, kiedy sięgał po taśmę dzwonka, żeby wezwać służbę.

– Zaczekajmy, aż wróci Letty. Powinna wkrótce tu być.

Z trudem przyszłoby jej powiedzieć, że nie jest w nastroju do toastów. No i oczywiście nie posiadał się z radości z powodu tego małżeństwa. Pewnie myślał, iż Edward kocha ją tak, jak on swoją Letty.

Nawet wspomnienie imienia żony sprawiło, że twarz Johna, jeśli uznać to za możliwe, jeszcze bardziej pojaśniała.

– Oczywiście, ona też tu musi być.

Stanął u boku Emily i wyjrzał przez okno.

– Słuchaj.

Emily spojrzała na brata z czułością. Kiedy tak opierali się o parapet, widoczne było, że jest od niej niewiele wyższy. Oczy miał zamknięte, głowę w skupieniu pochylił do tyłu.

– Nie, nie słyszę – powiedziała.

– Ani ja – zgodził się. – To chyba pierwszy raz od zwycięstwa nad Napoleonem ulice są puste i ciche.

Emily pomyślała, że to z pewnością prawda. Uroczystości z okazji pokoju kończącego długą wojnę z Francją były bynajmniej nie pokojowe, a pojawienie się sprzymierzonych władców przewróciło miasto do góry nogami.

– Pierwszy, i obawiam się, ostatni raz – powiedziała. – Wygląda na to, jakby szaleństwo miało się właśnie rozpocząć.

W parę chwil później kilka powozów ponownie pojawiło się na placu, a wraz z nimi powróciło wrażenie ruchu i życia. Klip-klop końskich kopyt i turkot kół wydały się Emily natarczywe.

Przed domem Meritonów z pierwszego z tych powozów wysiadło zjawisko w muślinie koloru żonkili i szybko wbiegło po schodach. Emily i jej brat zaledwie zdążyli się odwrócić, kiedy drzwi otworzyły się gwałtownie i lady Meriton wkroczyła kończąc zdanie:

– … wyglądając przez okno jak para wiejskich myszy pierwszy raz w mieście. Wstyd mi za was, naprawdę.

Daleka od irytacji lady Meriton energicznie ucałowała męża na powitanie. Takie manifestacje uczuć zdarzały się zbyt często, aby przyprawić Emily o rumieniec, za to budziły w niej fale zazdrości.

– Mogłabyś zrobić to lepiej, gdybyś, kochanie, najpierw zdjęła czepek – zasugerował John żonie. Zdjął już wcześniej swoje okulary.

– A więc mogłabym. Proszę. – Lady Meriton posłusznie dokonała następnej próby, tym razem bez zawadzającego i przesłaniającego jej złote włosy czepka.

– Czy tak było lepiej? – Nie czekając na odpowiedź ruszyła przywitać się z Emily.

Obserwując Johna i Letty, Emily poczuła, że z jakiegoś powodu nie zniesie rozmowy o własnych zaręczynach. A w każdym razie nie teraz. Szybko ubiegła brata.

– No i? Opowiadaj, Letty proszę. Czy car jest tak przystojny, jak powiadają?

Letty żachnęła się i usiadła na szezlongu.

– Nie mogę nic o tym powiedzieć. Ten człowiek w ogóle się nie pojawił.

Na szczęście Letty zawsze potrafiła skierować myśl Johna na inne tory.

– Nie pojawił się? Zła przeprawa przez kanał? – spytał.

– Nic z tych rzeczy. Po prostu chciał uniknąć publicznego powitania, więc pojechał prosto do apartamentów swojej siostry w Pulteney.

– Chciał uniknąć…? – wyjąkał w podnieceniu John. – Wiedząc, że będzie książę? Powiedziałbym, że to cholernie obraźliwe.

– Ja też, albo raczej powiedziałabym, gdybym była skłonna używać takiego języka. I, spodziewam się, że to samo powiedzieliby książę, lord Chamberlain, przedstawiciele władz państwowych, dwie orkiestry i ci wszyscy, którzy przez trzy godziny czekali na niego wzdłuż drogi i pod pałacem.

Letty w końcu ściągnęła rękawiczki, szarpiąc je ze złością, która nie wróżyła carowi nic dobrego.

– Dziwne – powiedziała Emily, nie chcąc, aby rozmowa skupiła się teraz na jej osobie. – We wszystkich doniesieniach z Paryża podkreślano, jaki to jest miły demokrata.

– Wiem – zgodziła się Letty. – Z drugiej strony wielka księżna, jego siostra, odkąd się pojawiła, nie robiła nic innego tylko obrażała wszystkich dookoła. Nie świadczy to dobrze o cesarskiej rodzinie. Mój panie, nie sądzisz, że dziś wieczór będą u Palinów? Dla Edwarda byłby to z pewnością sukces towarzyski, lecz jeśli wielka księżna uprze się przerwać tańce, nie jestem pewna, czy nie szkoda byłoby zachodu.

No, to zabrzmiało jak koniec odroczenia. Ta wzmianka o Edwardzie skierowała uwagę Johna na poprzednie tory, choć Letty nie skończyła jeszcze rozprawiać.

– Czy nie sądzisz, że Edward znał plany cara? Nie było go na Shooter's Hill. Opuszczać sposobność korzystnego pokazania się – to do niego nie podobne.

Słysząc lekceważący ton w głosie Letty, Emily gwałtownie pochyliła głowę. Nagle poczuła kłopoty.

John znacząco trącił ją łokciem. To ona powinna ogłosić nowinę i nie należy już z tym zwlekać.

– Letty, dziś w południe Edward był tutaj – zaczęła niepewnie.

– Zapewne chciał się dowiedzieć, czy Castlereaghowie przyjdą. – I jakby zdawszy sobie sprawę, jak zjadliwie to zabrzmiało, dodała: – I oczywiście, zamówić sobie taniec z tobą.

Emily wzięła sobie głęboki oddech.

– Poprosił Johna o moją rękę.

Jej szwagierka w osłupieniu spojrzała najpierw na męża, a potem, oczekując potwierdzenia, na Emily.

– John dał swoje błogosławieństwo i przyjęłam oświadczyny. Edward i ja zamierzamy się pobrać.

– To prawda?

– Doprawdy, Letty, twoje niedowierzanie bynajmniej mi nie pochlebia. – Mówiąc te słowa Emily szybko mrugała oczami, lecz w głosie jej zabrzmiała ostrzegawcza nuta. – Ogłoszą to dziś wieczór na balu na cześć jego pełnoletności i objęcia tytułu.

Letty jeszcze chwilę milczała w osłupieniu. Nie pozwoliła owej chwili trwać za długo – twarz jej złagodniała w gratulacyjnym uśmiechu. Nie był to uśmiech pełen radości, niemniej jednak był to uśmiech.

– Emily, najdroższa, życzę ci wszystkiego najlepszego. Pomyśl tylko – moja mała siostrzyczka markizą Palin. Och, doprawdy, aż brak mi słów.

– Na Jowisza, to o czymś świadczy – pokpiwał John. – Sprawić, że mojej Letty brak słów.

– Kiedy pomyślę o tym wszystkim, co trzeba będzie zrobić… przyjęcia, wyprawa, zaproszenia…

– Spójrz, jak jej błyszczą oczy – zauważyła Emily, jednocześnie starannie zasłaniając Letty przed wzrokiem brata. – Ona to uwielbia.

– A cóż może być bardziej zabawne? – Letty najwidoczniej postanowiła podjąć grę. – Znasz mnie tak dobrze, kochanie. Tylko przyznaj, że nie zaręczyłaś się wyłącznie po to, aby mi sprawić przyjemność. Nie jestem aż taką egoistką, żeby pchać się do ołtarza tylko dlatego, że tak wielką radość sprawiłoby mi przygotowywanie tych wszystkich uroczystości.

W spojrzeniu błękitnych oczu Letty było coś szczególnego, Emily zorientowała się, że szwagierka nie żartuje. Czy to było powodem przerażenia Letty? Czy sądziła, że w jakiś sposób jest odpowiedzialna za decyzję Emily?

– Nie, nie, Letty. – Emily wyciągnęła rękę i ujęła dłoń szwagierki w znaczącym uścisku. – Przysięgam, że ta decyzja miała uszczęśliwić mnie, nie ciebie.

Niewątpliwie miała rację, Letty musiała czuć się winna, bo widać było, jak odprężyła się po tym zapewnieniu. Niemniej jednak w jej spojrzeniu wciąż czaił się pewien niepokój. Emily pomyślała, że zna jego przyczynę, lecz jeśli ma rację, to chodzi o zarzut, na który i tak nie mogłaby odpowiedzieć w możliwy do przyjęcia sposób. Powiedziała szybko, żeby ukryć zakłopotanie:

– Oczywiście, wcale nie jestem pewna, czy będziesz zachwycona, mając zorganizować wesele w tak krótkim czasie. Edward chce wziąć ślub w końcu lipca, tak żebyśmy mogli pojechać w podróż poślubną najpierw do Paryża, a potem do Wiednia na czas trwania Kongresu.

– Co za uroczy pomysł.

Emily dyskretnie skubnęła Letty. Nawet John mógł zauważyć tę uszczypliwość.

– Planuje ślub, ale czy wie, co to znaczy? – dodała Letty ze skruchą.

– Próbowałem go ostrzec, kochanie – powiedział John z komicznym westchnieniem. Najwidoczniej brał wszystko za dobrą monetę. John nie był niewrażliwy, lecz zakładał, że wszyscy są tak wielkoduszni jak on sam. Nie przyszło mu do głowy to, o czym pomyślała Letty, że na plany matrymonialne Edwarda większy wpływ mają jego aspiracje polityczne niż nagłość afektu.