– Proszę, proszę! Janey Wilcox we własnej osobie.

Był to Bill Westacott, scenarzysta.

– Bój się Boga, Janey – powiedział, podchodząc ku niej. – Już nie można przejść ulicą, żeby nie zobaczyć twojego zdjęcia. Co się dzieje, do cholery?

Mógł to być komplement, ale w jego ustach zabrzmiało to jak zwykle irytująco. Janey zapytała tym samym leciutko złośliwym tonem, jakby dziwiąc się, że go tutaj spotyka:

– Bill! Dostałeś zaproszenie?

– A dlaczego miałbym nie dostać? – odparł.

Janey roześmiała się z wyższością.

– Po prostu się dziwię. Myślałam, że nie przepadasz za Mimi Kilroy.

– Daj spokój. – Bill nie chwycił przynęty. – Przez lata nazbierało się uraz, ale mimo wszystko to moja najdawniejsza przyjaciółka.

– No tak. – Uśmiechnęła się sarkastycznie. – Zapomniałam.

– A ja pamiętam, że to ty za nią nie przepadałaś. – Znów zignorował zaczepkę. – „Stara i brzydka. Co ci ludzie jeszcze w niej widzą?". Tak raczyłaś się wyrazić, prawda?

Janey odstąpiła o krok, jakby chciała schować się za drzewo.

– Nigdy tak nie mówiłam – zasyczała.

Z Billem zawsze było tak samo. Potrafił w każdej sytuacji odwrócić kota ogonem i wychodziło na to, że wszystkiemu winna jest Janey. To nie fair.

– Ależ mówiłaś – nie dał się zbić z tropu. – Ale nie podłożę ci takiej świni. Jesteś dziś królową tego balu i kandydatką na nową faworytę Mimi Kilroy.

– Nawet jej dobrze nie znam – zaprzeczyła Janey ze złością.

– Ale poznasz – rzucił od niechcenia. – Nie przepuścisz okazji, żeby wspiąć się wyżej. – Przeszywał ją wzrokiem na wylot. – A Mimi nie przepuści żadnej nowej gwiazdce…

– Przestań. – Niesmak w jej głosie miał dać mu do zrozumienia, że nie zniży się do odpowiedzi na taki przytyk. Nie zraziło go to.

– Czego Rupert Jackson chciał od ciebie? – zapytał, uśmiechając się kpiarsko.

Tu cię mam, pomyślała. Wyłazi z ciebie stara zazdrość. Bill był kiedyś jej kochankiem, przez dwa sezony z rzędu. Miał żonę wariatkę i dwójkę dzieci. Nigdy by ich nie porzucił, ale jak każdy samiec był egotystą i nie mógł znieść, że jego kochanka spotyka się z innymi. Zeszłego lata do szału doprowadził go jej romans z Comstockiem Dibble'em. Chcąc go lekko podpuścić, odpowiedziała uwodzicielskim tonem:

– A jak ci się wydaje, czego mógł chcieć?

Niespodziewanie, zamiast wybuchnąć zazdrością, Bill roześmiał się głośno.

– Nie wiem, ale widzę, że tobie też się źle wydaje.

– Tak uważasz? – Uniosła brwi.

– To nic nowego. – Bill uśmiechnął się z triumfem. – Rupert Jackson jest homo. Całe Hollywood o tym wie. Narzeczona to kamuflaż.

Janey żachnęła się.

– Jak możesz być taki podły? Kończy się twoja kariera i dlatego… – Chciała mu wygarnąć, ale jej przerwał:

– Po pierwsze, sprzedałem niedawno scenariusz Universalowi. Moja kariera, jak zatem widzisz, ma się dobrze. – Jego głos był spokojny. – A po drugie, nie bądź taka zajadła. Nie każdy musi się od razu za tobą uganiać. Chciałem cię ostrzec jak przyjaciel, że jeśli się zadasz z Rupertem Jacksonem, to nie unikniesz ośmieszenia i będzie to samo co z Comstockiem Dibble'em w zeszłym roku. To chyba ode mnie usłyszałaś, że się zaręczył…?

– Powiedziałeś, że się ożenił – wypomniała mu Janey.

– A co to za różnica? Ważne, że miał już kogoś…

Różnica faktycznie była żadna, ale bezceremonialność Billa przypomniała Janey o niemiłej popołudniowej rozmowie z Comstockiem. Nie chcąc jednak pokazać po sobie zmieszania, spojrzała mu śmiało w oczy i rzuciła ostentacyjnie:

– I co z tego? Nie zauważyłeś jeszcze, że moi faceci z reguły kogoś już mieli?

Wtedy, wyczuwając jej zakłopotanie, Bill postanowił ją dobić:

– A jak ci idzie ten scenariusz, który dla niego pisałaś?

To był cios poniżej pasa. Przez chwilę Janey myślała tylko o tym, jak można być taką świnią. Bill zawsze wydawał jej się porąbany, ale nie był zły z natury. Nowy Jork jest jak tafla lodu, z wierzchu gładka i lśniąca, ale skrywająca pod spodem rój jadowitych węży. Zdarzają się mężczyźni, którzy każdemu zazdroszczą sukcesów, lecz Bill raczej nie miał zadatków na takiego typa. To ją uspokoiło; zaczęła mu współczuć, że zrobił się taki żałosny. Puściła więc jego zaczepkę mimo uszu.

– Nie rozumiem?

', Bill skrzyżował ręce na piersiach i pochylił się ku niej.

– W zeszłym roku planowałaś zostać słynną hollywoodzką scenarzystką – powiedział ze złością w głosie. – Mówiłaś mi, że Comstock zapłacił ci za napisanie scenariusza.

– Zapłacił. – Janey wzruszyła ramionami, udając, że nie rozumie, do czego Bill zmierza.

– Skończyłaś go? Zrobią z niego film z tobą w roli głównej?

– Jasne. – Roześmiała się, próbując obrócić wszystko w żart, chociaż nie było jej do śmiechu. Sukcesy ostatnich miesięcy pomogły jej zapomnieć o tym, że zeszłego lata Comstock Dibble zapłacił jej trzydzieści tysięcy dolarów za napisanie scenariusza, a ona utknęła na trzydziestej stronie. Nie mogła się pogodzić z porażką, zwłaszcza że pisanie scenariuszy zawsze wydawało jej się dziecinnie proste. W zeszłym roku, żeby utrzeć Billowi nosa, wciąż przechwalała się, że świetnie jej idzie i że stworzy wielkie dzieło, a teraz musiała się przed nim tłumaczyć.

– No? – naciskał Bill.

– Co: no?

– Skończyłaś go? – zapytał zarozumiałym tonem, jakby z góry wiedział, że nie.

– Kończę poprawiać drugą wersję roboczą. – Musiała skłamać.

Bill od początku jej mówił, że nie da rady, ale za nic w świecie nie chciała, żeby się dowiedział, że miał rację.

– Naprawdę? – zapytał z niedowierzaniem. – Muszę go przeczytać.

– Nie ma sprawy – odparła.

Starcie osiągnęło impas – Bill nie mógł przecież dowieść, że nic nie napisała. Janey postąpiła o krok, chcąc zakończyć tę rozmowę i w tym momencie przeżyła kolejny wstrząs. Zbliżał się Comstock Dibble. Nie zauważył ich jeszcze, ponieważ rozmawiał przez komórkę. Za chwilę będzie tuż przy nich. Janey miała pewność, że Billowi starczy tupetu, żeby zapytać go o scenariusz.

Co odpowie Comstock? Chciała się wymknąć, ale na jej drodze stała donica z drzewem owocowym – Janey mogła więc albo odepchnąć Billa, albo rzucić się z tarasu do morza.

Bill przyglądał się jej uważnie, zauważywszy popłoch na jej twarzy. Comstock nadal ich nie dostrzegał. Był czerwony ze wściekłości i jak zwykle miał twarz zlaną potem. Podniesionym głosem rzucił do słuchawki:

– Niech nie próbują tak ze mną pogrywać, bo jak im się dobiorę do dupy, to się nie pozbierają. – Zatrzasnął klapkę telefonu i wtedy ich zobaczył.

Zmrużył oczy i uśmiechnął się paskudnie, odsłaniając szczerbę pomiędzy przednimi zębami. Janey od dawna była zdania, że jego matka musiała pić podczas ciąży i z tego powodu, przy wzroście zaledwie metr siedemdziesiąt, Comstock miał płodowy zespół alkoholowy. Z rosnącym zakłopotaniem zauważyła, że nie zwraca na nią uwagi, a jego uśmiech jest przeznaczony wyłącznie dla Billa.

– Westacott. – Wyciągnął rękę. – Chłopaki w Universalu chwalą cię za nowy scenariusz.

Bill momentalnie przybrał hollywoodzką postawę zawodową: założył ręce na piersiach i stanął na szeroko rozstawionych nogach, żeby nie górować nad Dibble'em.

– Właśnie się dowiedziałem, że poszedł do realizacji – powiedział. – Rupert Jackson przyjął główną rolę…

– Tak? – Comstock się ucieszył. – Bardzo go lubię. To świetny aktor, ale nie wstaje przed jedenastą…

– Podobno – przytaknął Bill. Janey nie mogła się dłużej powstrzymać. Wtrąciła się bezczelnie:

– Przed chwilą z nim rozmawiałam. W porządku facet…

Słyszała, jak głupio to zabrzmiało, ale było jej wszystko jedno. Nie zamierzała pozwolić, aby ją lekceważono. Wodziła wyzywającym wzrokiem od jednego mężczyzny do drugiego.

Bill był trochę zaskoczony, a Comstock zmierzył ją obojętnym wzrokiem, jakby pierwszy raz widział ją na oczy.

– No…? – dodała, tracąc rezon.

Bill nie potrafił ukryć rozbawienia. Zwrócił się do Comstocka z uśmiechem:

– Znasz piękną, młodą i zdolną Janey Wilcox?

– Nie miałem przyjemności – odparł Comstock. Jego głos był łagodny, ale wzrok mówił jednoznacznie: „Spróbuj wyciąć mi numer, to ci łeb rozwalę".

Wyciągnął rękę, a Janey uścisnęła ją, trzęsąc się z gniewu. Jak on może mi to robić, pomyślała, i to przy Billu, który przecież dobrze wie, że mieliśmy romans. Właśnie dobierała odpowiednie słowa, żeby przygadać Comstockowi, kiedy zadzwonił jego telefon. Odebrał go jakby nigdy nic, gładko wchodząc w rolę wszechwładnego producenta filmowego. Przeprosił Billa:

– Wybacz, dzwonią z firmy. Wszędzie człowieka dopadną.

– To przez tę różnicę czasu – pocieszył go Bill. – Wyprowadź się do Australii.

– Próbowałem. – Comstock westchnął, po czym warknął do słuchawki: – No? – i odszedł.

Janey krew zalała na myśl, że Comstockowi wszystko ujdzie na sucho. Ruszyła za nim, żeby wygarnąć, co o nim myśli, ale powstrzymał ją Bill. Spodziewała się, że kiedy tylko Comstock się oddali, zacznie się z niej nabijać. I tak też się stało.

– Spałaś z nim przecież, prawda? – spytał szyderczo. – Zrobiłaś mu krzywdę? Obgryzłaś fiuta czy co?

Janey miała na końcu języka kilkanaście niewybrednych odpowiedzi, ale spojrzawszy mu w oczy, zawahała się. Zbyt dobrze się bawił, patrząc na jej irytację, a instynkt podpowiadał jej, że w tej chwili Bill liczy właśnie na to, że sprowokuje jej wybuch gniewu. Zrobiła więc nadąsaną minę i opuściwszy głowę, rzuciła mu powłóczyste spojrzenie spod długich ciemnych rzęs.

Ten pokaz kobiecej bezradności i pokory wywołał u Billa przypływ opiekuńczości. Delikatnie ujął ją za ramiona.

– No już, Wilcox – powiedział – żartowałem. Wszyscy wiedzą, że Comstock to dupek. Nie warto się z nim zadawać bez potrzeby, a ty jesteś za dobra dla takiego ohydnego wypierdka…

– Nie musisz mnie pocieszać – ucięła. A potem, stwierdziwszy nagle, że Bill jest jedyną osobą, która może ją zrozumieć, wypaliła: