– Poszłam z nim do łóżka dla kariery!

Bill był wyraźnie zaskoczony jej szczerością, ale mimo to się roześmiał.

– Nie mogę powiedzieć, że pochwalam takie zachowanie – rzekł – ale chyba po raz pierwszy od wielu lat powiedziałaś prawdę.

Janey nagle spostrzegła, że dała się złapać. Przecież sama sobie wmówiła, że kocha Comstocka; Bill pewnie też to od niej słyszał.

– Jeśli chcesz zarzucić mi kłamstwo… – zaczęła.

– To nie jest zarzut, tylko stwierdzenie faktu – przerwał jej Bill.

– Okłamujesz wszystkich, a co najgorsze, okłamujesz samą siebie…

W tej chwili podeszła do nich Mimi.

– Co ja widzę? To mi wygląda na kłótnię kochanków…

Janey rzuciła Billowi wściekłe spojrzenie, zła, że przyłapano ich w tak jednoznacznej sytuacji. Bill był niebezpieczny. Janey pomyślała, że na przyszłość musi się strzec, żeby nie dać mu się przyprzeć do muru – już kilka razy mu się to udało i zawsze sprawa kończyła się w łóżku. Bil jednak, niespeszony, włożył ręce do kieszeni, oparł się swobodnie o balustradę i odpowiedział:

– Janey i ja przyjaźnimy się od dawna. Zawsze kłócimy się jak rodzeństwo.

Mimi spojrzała na Janey ze współczuciem.

– Obawiam się, że Bill tak właśnie pojmuje przyjaźń – powiedziała. – Ze mną bił się już w piaskownicy.

– Bo nie chciałaś dać mi łopatki – zauważył Bill.

– Byłeś małym łobuzem, a teraz jesteś dużym – odcięła się Mimi.

– Dość już. Siadamy do kolacji. Janey, ty obok Seldena Rose'a…

Słysząc to nazwisko, Bill uśmiechnął się kpiąco.

– Janey zje go żywcem.

– Daj wreszcie spokój. – Mimi rzuciła mu ostrzegawcze spojrzenie. Wzrokiem pokazała Janey, żeby szła za nią, mówiąc jednocześnie: – Co się z nim dzieje? Z roku na rok coraz bardziej zgorzkniały. Może ma problemy finansowe?

Janey nie mogła na to odpowiedzieć, ponieważ poznała Billa dwa lata temu i cały czas był taki. Tego jednak Mimi nie musiała wiedzieć.

– Chyba Bill po prostu nienawidzi kobiet i tyle – odparła.

Mimi zatrzymała się i spojrzała na nią zdumiona.

– Masz zupełną rację.

– To pewnie przez żonę – dodała Janey, patrząc znacząco.

Mimi uśmiechnęła się, wzięła Janey pod ramię i szepnęła jej konspiracyjnie do ucha:

– Na pewno. Biedna Helen. A kiedyś była taka miła…

Wchodząc u boku Mimi do jadalni, Janey poczuła, że stres wywołany spotkaniem z Comstockiem i Billem przechodzi. Bądź co bądź, tego wieczoru, w tym miejscu, najważniejsza była Mimi Kilroy – a Mimi traktowała Janey jak naprawdę bardzo bliską przyjaciółkę. Zadowolenie Janey sięgnęło szczytu, kiedy Mimi wskazała jej miejsce na samym środku sali i powiedziała:

– Siedzimy tutaj. Na ciebie czeka miejsce przy moim stoliku.

Rozdział 3

Trzy dni później Patty Wilcox umówiła się z siostrą o trzynastej przed sklepem Ralpha Laurena w East Hampton. Siedziała na ławce, zastanawiając się, dlaczego tak się spieszyła, skoro z góry wiedziała, że Janey się spóźni. Raczej nie dlatego, że miała nadzieję choć raz zobaczyć się z siostrą punktualnie. Po prostu zawsze było tak, że kiedy Janey dzwoniła, Patty rzucała wszystko i biegła na spotkanie. Był to typowy przypadek relacji starszej i młodszej siostry. Czasem Patty bała się Janey…

Tego ranka Janey zadzwoniła do niej i swoim zwykłym, radosnym głosem, głoszącym wszem wobec, że życie jest piękne – w każdym razie dla niej – zaproponowała Patty, żeby wybrały się po południu na zakupy.

– No, nie wiem… – Patty się wahała. – Chyba nie wypada…

Janey parsknęła śmiechem.

– Przecież nie musisz nic kupować.

– Nie o to chodzi – powiedziała Patty. – Chyba nie powinnam w takim momencie włóczyć się po sklepach.

– Nie wyobrażaj sobie, że paparazzi chodzą za tobą krok w krok. Poza tym nikt cię nie rozpozna.

Mnie nie, pomyślała Patty, ale ciebie na pewno. Przyszło jej na myśl, że Janey jest zdolna do tego, żeby zadzwonić do redakcji jakiegoś plotkarskiego magazynu z informacją, że żona Diggera, naciągniętego na milion dolarów przez Petera Cannona, chodzi na zakupy do Ralpha Laurena. Lecz natychmiast ruszyło ją sumienie, jak zwykle, kiedy źle myślała o Janey, a poczucie winy kazało jej zgodzić się na spotkanie. I tak czekała na tej ławce, głodna i podirytowana. Miała ochotę kupić lody.

Nic z tego, przypomniała sobie. Jeśli Janey nakryje ją z lodami, nie będzie musiała nic mówić, wystarczy, że spojrzy. A Patty miała już dość na głowie, żeby jeszcze przypominano jej o jej niedostatkach. Lepiej być głodną, niż żeby ktoś – a zwłaszcza Janey – wytykał jej kilka zbędnych kilogramów.

Digger, oczywiście, nie zgodziłby się z tym, pomyślała Patty, patrząc na kino znajdujące się kilka kroków dalej (grali „Bag o Bones", film wyprodukowany w firmie Comstocka). Digger zawsze jej powtarzał, że powinna postawić się siostrze. Jednak w tym momencie mąż stracił u Patty na autorytecie, a poza tym on nie znał Janey tak dobrze jak ona. Był jedyną znaną Patty osobą całkowicie odporną na wdzięki Janey, dzięki czemu od razu przypadł jej do gustu, choć nigdy by się nie przyznała, że z tego powodu zgodziła się wyjść za niego. Oznaczało to jednak także, że nigdy nie będzie mógł zrozumieć, co Patty czuje do Janey. A prawda była taka, że czasami bała się siostry, ale równie mocno bała się o nią.

Janey miała wielki urok, ale był to urok niebezpieczny, ponieważ każdy, kto się do niej zbliżył, cierpiał przez nią, tymczasem ona zdawała się tego nie zauważać. Patty czasem była zdania, że Janey powinna dostać porządną nauczkę od życia, ale nie potrafiła sobie wyobrazić, co by musiało się stać. I znów czuła wyrzuty sumienia, bo przecież Janey była jej siostrą, a o rodzeństwie nie wypada tak myśleć.

Siostry wciąż nie było. Patty przypomniała sobie, że już w dzieciństwie Janey bardzo się wyróżniała. Wszystko i wszystkich traktowała z góry. Kiedy latem wyjeżdżały na wczasy, Janey, zamiast kąpać się i grać w tenisa z innymi dziećmi, wolała siedzieć w lesie przy stole biwakowym i grać w karty. Była wtedy gruba, ociężała i wstydziła się pokazywać w kostiumie kąpielowym (kto by pomyślał!). Kiedy ktoś starał się z nią zaprzyjaźnić, odpędzała go jedną ciętą uwagą.

Nic więc dziwnego, że cała rodzina odetchnęła z ulgą, kiedy Janey w wieku szesnastu lat dostała się do agencji Ford Models. Wyjechała latem, na trzy miesiące. Dla Patty były to najlepsze wakacje w życiu. Zdobyła złoty medal w stanowych zawodach pływackich, a w domu po raz pierwszy zapanował spokój. Rok później Janey wyprowadziła się na stałe. Znów jednak sytuacja była dziwna, chociaż nikt, włączając ją samą, nie wspominał o tym ani słowem. Patty na zawsze zapamiętała tamten rok; Janey, która właśnie skończyła osiemnaście lat, wróciła z wakacji spędzonych na południu Francji.

Była odmieniona nie do poznania, jakby przyleciała z innej planety. W firmowych walizkach Louis Vuitton przywiozła markowe ciuchy z francuskich i włoskich kolekcji, torebki Chanel, buty od Manolo Blahnika i pokazywała wszystko Patty, opowiadając, ile co kosztowało. Patty przeraziła się, usłyszawszy, że jedna torebka kosztowała dwa tysiące dolarów. Janey powiedziała jej wtedy, swoim świeżo wyrobionym pseudoeuropejskim akcentem:

– Jeśli nie stać cię w życiu na to, co najlepsze, to w ogóle nie warto żyć.

Patty westchnęła i opadła ciężko na ławkę. Zaczynała czuć się niezręcznie, choć w czerwcu na głównej ulicy East Hampton nie bywa zbyt wielu ludzi, szczególnie w poniedziałkowe popołudnie. Przejechał mercedes, potem rangę rover, a za nimi lexus; wydawało się, że nikt tutaj nie jeździ samochodem wartym mniej niż sto tysięcy dolarów. Jej mercedes kosztował tyle samo, ale mimo to czuła się w tym obcym miejscu jak nieproszony gość. To nie był jej świat, tak samo jak ten mercedes, który nie należał tak naprawdę do niej, bo to Digger za niego zapłacił.

Może przeszkadza mi to, że wszystko jest tutaj doskonałe aż do przesady, pomyślała. Główna ulica rozpoczyna się starym budownictwem, odrestaurowanym drobiazgowo w każdym szczególe, a dalej ciągną się nieskazitelnie białe budynki, w których znajdują się drogie sklepy. A może, myślała dalej, nie potrafię znieść tego, że na każdym kroku biją tutaj po oczach wielkie pieniądze: w witrynie agencji nieruchomości wiszą plakaty z lotniczymi zdjęciami posiadłości za dziesięć milionów dolarów, a obok w sklepie z bielizną bawełniane majtki kosztują sto pięćdziesiąt. A może chodzi o to, że w Hamptons nie sposób uciec od Nowego Jorku; w każdej chwili można wpaść na kogoś, kogo wolałoby się nie widzieć.

I właśnie to przydarzyło się Patty. Z zamyślenia wyrwał ją bezcielesny, piskliwy głos osoby wrzeszczącej do telefonu komórkowego:

– Mówiłam, żeby go nie wpuszczać! Klient mi się wściekł! – A po chwili zza drzewa ukazała się nieco przysadzista postać Roditzy Deardrum.

Zdjęcie Roditzy pojawiło się niedawno na okładce magazynu „New York". Miała dwadzieścia osiem lat (tyle samo co Patty) i za pieniądze matki prowadziła własną agencję public relations Ditzy Productions. Roditzy niedługo miała trafić do francuskiego więzienia po tym, jak na zorganizowanej przez nią w kurorcie na południu Francji imprezie napędzanej ecstasy kilkoro jej znajomych straciło ręce i nogi w głupim wypadku na łodzi. Ale to dopiero ją czekało. Na razie brylowała w nowojorskich klubach. Powszechnie uważano ją za najgorszą skandalistkę, a na jej przyjęciach zawsze bywali goście z samego szczytu. Ostatni jej postrzelony numer polegał na tym, że przebrała stado psów w designerskie ciuchy i zaprosiła na taki bankiet kilka niespodziewających się niczego gwiazd filmowych. Patty wiedziała, że jeśli Roditzy ją zobaczy, to koniec, ale było już za późno. Usłyszała, jak mówi do słuchawki:

– Dobra, muszę kończyć. Zobaczyłam Patty Wilcox – i już jej dopadła. – Paaaaatty! – Przechodnie, słysząc krzyk, odwrócili głowy. – Jaaaak taaaam?

– Może być. – Patty nadstawiła policzki od pocałowania.