Wyglądało na to, że gospodyni jest tego samego zdania.

– Musisz wybrać coś z tych rzeczy, które masz, to jedyne wyjście.

Biedna Helle! Tej nocy nawet nie zmrużyła oka! Ramię ją bolało, ale prawie nie zwracała na to uwagi. Choć oczywiście nie zapomniała o wypadku i o swoich wybawcach, teraz jej myśli zaprzątało coś zupełnie innego. Coś niewiarygodnie emocjonującego! Była tak podniecona na myśl o tym, że jej rękopis być może został przyjęty do wydania, że nie mogła myśleć o niczym innym.

Równo z dwunastym uderzeniem zegara Helle zjawiła się w hotelu. Chociaż poświęciła cały ranek na to, żeby dobrze się prezentować, wyglądała bardzo niepozornie w porównaniu z wytwornymi damami, które mijały ją w holu. Spytała w recepcji o mężczyznę, którego nazwisko podała jej gospodyni, a wtedy od pobliskiego stolika wstał jakiś człowiek.

Był to mężczyzna stosunkowo młody i bardzo elegancki, o zgrabnej sylwetce i niemal demonicznych oczach.

– Helle Strøm? – zagadnął głębokim, miłym grosem, od którego zakręciło się jej w głowie.

– T… tak – wyjąkała i rozejrzała się wkoło wielkimi oczami, przerażona i strasznie przejęta.

– Nazywam się Bo Bernland – uśmiechnął się, jakby trochę rozbawiony jej onieśmieleniem. – Proszę, chodźmy od razu do restauracji!

Helle podążyła za nim, oszołomiona wspaniałym otoczeniem, i po raz kolejny sprawdziła w torebce, czy nie zgubiła biletu kolejowego na powrót. Kosztował prawie tyle, ile dostała od Thorna poprzedniego wieczoru. Całe szczęście, że nie musi płacić za lunch.

Kiedy usiedli, redaktor odezwał się po krótkiej chwili:

– A więc to ty napisałaś tę powieść… Muszę przyznać, że jesteś młodsza, niż się spodziewałem.

Wydawało się, że Helle zrobiło się przykro z tego powodu.

– Czy… w ogóle jest coś warta?

Uśmiechnął się przepraszająco.

– Może ta akurat nie. Ale masz talent, dziewczyno! Twoja powieść, choć niedoskonała, jest bardzo obiecująca.

Helle poczuła ogromne rozczarowanie. Dziś w nocy robiła sobie wielkie nadzieje i tyle się spodziewała.

– A może mogłabym ją jakoś przerobić?

Bo Bernland zaczął w roztargnieniu wertować rękopis, który zabrał ze sobą.

– Sądzę, że w przypadku tego utworu to się nie opłaci. Ale chowasz jeszcze inne w zanadrzu, prawda?

Zawahała się.

– Cóż, pomysłów mi nie brakuje… Przede wszystkim jednak bardzo chciałabym się dowiedzieć, jakie popełniłam błędy.

Przyniesiono posiłek i minęło trochę czasu, zanim odpowiedział:

– Powieść jest zbyt dyletancka. Poza tym ta twoja bezpośredniość… Czy naprawdę przeżyłaś to wszystko?

Zaczerwieniła się, bo wiedziała, o czym Bernland pomyślał.

– Nie, oczywiście, że nie! Tak tylko to sobie wyobrażam. Tak to… sobie wymarzyłam…

– Muszę przyznać, że masz bardzo bujną wyobraźnię – rzekł oschle. – I ogromną zdolność wyczucia sytuacji. Musiałaś chyba być bardzo zakochana, żeby tak pisać?

Helle zupełnie nie podobało się to, w jakim kierunku zmierza rozmowa z redaktorem, zaczęła żałować, że w ogóle tu przyszła, a nawet że napisała powieść.

– Nie, nie byłam – powiedziała ściszonym głosem. – To tylko moje marzenia. Lecz skoro powieść ma tyle niedostatków, to dlaczego prosił pan, żebym przyszła? Co w niej takiego obiecującego?

– Łagodny ton. Kobiecość i właśnie zaangażowanie. Fantazja. Zdolność odczuwania cudzych myśli, umiejętność ożywienia środowiska, poszczególnych scen. Tego zawsze mi brakowało.

– Czy pan także pisze? – spytała Helle.

– Tak, popełniłem kilka książek – przyznał, uśmiechając się z zażenowaniem. – Lecz zupełnie innego gatunku, bardziej realistycznych, ze świata mężczyzn. Zresztą właśnie przyjęto kolejną do druku – dodał z dumą. – W Szwecji. Mój przyjaciel przesłał ją bez mojej wiedzy do pewnego wydawnictwa.

– Gratuluję – mruknęła, usiłując przezwyciężyć uczucie zazdrości w stosunku do tego eleganckiego człowieka, któremu się powiodło.

Obserwował ją w zamyśleniu.

– Głowa do góry! Wierzę w ciebie. Rozmawiałem z moim dyrektorem i sądzę, że możesz napisać coś naprawdę dobrego. Czy to twoja pierwsza powieść?

– Nie. Trzymam jeszcze kilka w szufladzie biurka. (Nie miała żadnego biurka, ale nie musiał o tym wiedzieć). Lecz są zbyt słabe.

– Czy pozwolisz, bym ja o tym zadecydował? – spytał Bernland łagodnie. – Widzę, że coś ci się stało w rękę.

Nagle Helle ocknęła się, przyłapała się na tym, że przygląda się redaktorowi pełna podziwu.

– Tak, wczoraj upadłam dość nieszczęśliwie.

Można to też tak określić!

Wzrok Bernlanda wyrażał współczucie. Po chwili znowu zaczęli mówić o jej powieści i reszta czasu upłynęła im na dyskusji i dobrych radach udzielanych przez redaktora. Helle czuła się szczęśliwa jak nigdy przedtem. Ukradkiem podglądała, jak jej rozmówca korzysta ze sztućców i jak częstuje się z półmisków. Starała się go naśladować, żeby przypadkiem się nie wygłupić.

Kiedy wróciła do domu, na schodach czekali już na nią Christian Wildehede i Thorn. Helle stwierdziła ze wstydem, że na kilka godzin zupełnie zapomniała o ich istnieniu. Lecz teraz tak bardzo ucieszyła się na widok przyjaciół, że serce jej szybciej zabiło.

– Nareszcie! – westchnął Christian i wstał. – Właśnie zamierzaliśmy zrezygnować.

Helle aż drżała z niecierpliwości, żeby im wszystko opowiedzieć, ale uprzedzili ją swoją propozycją.

– Przyszliśmy, żeby cię zapytać, czy wybrałabyś się z nami na małą wyprawę. Chciałaś przecież, prawda?

Nagle w oczach Helle zapaliło się światełko nadziei.

– Dokąd?

– Do wieży Vildehede. Nie bój się, mamy latarki. W dodatku świeci księżyc.

– O… – blask oczu dziewczyny nieco przygasł.

Zastanowiła się.

– Tak, pewnie, że chcę! – powiedziała w końcu bez przekonania, rzucając przerażone spojrzenie w stronę zimnego księżyca.

ROZDZIAŁ III

Helle wahała się, rozdarta między strachem przed powrotem do budzącej grozę wieży a pragnieniem przebywania razem z nowymi przyjaciółmi. Wiedziała doskonale, co w końcu wybierze.

– Muszę tylko najpierw uprzedzić gospodynię – szepnęła. – Na wypadek, gdyby zobaczyła, jak wychodzę.

– Już to załatwiliśmy – odparł półgłosem Christian Wildehede i uśmiechnął się szeroko. – Wykorzystując cały swój wdzięk i urok powiedziałem jej, że zostałaś zaproszona przez moją matkę na wytworną kolację. Od razu spojrzała na ciebie nowymi oczami! – Po czym dodał już głośniej: – Idziemy?

– Daj mi dwie minuty!

Udało jej się przygotować w pięć, pomimo unieruchomionej ręki i zdenerwowania. Tym razem Helle ubrała się bardziej odpowiednio do wspinaczki na wieżę.

– Czy naprawdę musimy tam jechać tak późno? – spytała niepewnie, kiedy schodzili do nabrzeża.

Christian, który szedł podejrzanie blisko Helle, odpowiedział:

– Thorn miał dziś dużo pracy. Poza tym czekaliśmy dość długo na ciebie. A kto by wytrzymał do jutra?

Odbili od brzegu. Księżyc świecił bardzo jasno, przeglądając się w wodzie. Zerwał się wiatr, a pojedyncze chmury gnały po niebie, poszarpane i pięknie oświetlone. Łódź kołysała się na falach.

– To strasznie niewygodne, że mieszkamy po różnych stronach zatoki – rzuciła Helle bez zastanowienia. – Jeśli będę chciała was o coś zapytać lub po prostu porozmawiać, to muszę odbyć całą wyprawę.

– Nie masz przyjaciół?

Takie pytania zawsze wprawiały Helle w zakłopotanie, nie wiedziała, jak na nie odpowiedzieć.

– W domu starców wszyscy są starzy, nawet personel. Nigdy ze mną nie rozmawiają, tylko ciągle strofują. Oczywiście zdarza się od czasu do czasu, że zaczepiają mnie mężczyźni, kiedy wracam do domu, ale nie bardzo odpowiada mi ich towarzystwo. Przyśpieszam więc kroku i spuszczam wzrok. – Helle pokazała, jak cnotliwie wtedy wygląda, i Christian z Peterem się roześmiali. – Aha, jeszcze nie opowiedziałam o tym co mi się dziś przydarzyło! – rzuciła nagle.

Spojrzeli na nią przerażeni.

– Chyba nie spadłaś znowu? – wystraszył się leśniczy.

– Nie, nie! Wręcz przeciwnie!

– Może tym razem ty kogoś zaczepiłaś, by nie usychać jako stara panna? – spytał Christian rozbawiony.

Helle zaczerwieniła się i zamilkła.

– Wybacz mi – przeprosił Christian, z trudem zachowując powagę. – Opowiadaj!

Słowa młodego dziedzica wytrąciły Helle z równowagi i potrzebowała trochę czasu, by się opanować. Rzuciła szybkie, trwożne spojrzenie w stronę wieży, która teraz wydawała się zupełnie czarna na tle wieczornego nieba. Dziewczyna zadrżała.

Po każdym ruchu ramion Petera pióra wioseł zanurzały się miękko w wodzie. Christian siedział blisko Helle na rufie. Pomyślała, jak to przyjemnie czuć ciepło drugiego człowieka, chociaż mógłby cofnąć rękę, którą trzymał za jej plecami. Oparł ją niby przypadkiem na relingu, ale wiadomo, jakie miał zamiary.

Helle czuła zakłopotanie wobec jawnego zainteresowania, jakie okazywał jej młody dziedzic. Wprawdzie jej to schlebiało, ale czuła się także trochę urażona. Nie mogła traktować go poważnie, w dodatku był taki młody. Choć oczywiście miał wiele uroku. Poza tym Helle nie mogła narzekać na nadmiar męskiego towarzystwa.

Kiedy się trochę uspokoiła, opowiedziała przyjaciołom o niecodziennym spotkaniu z redaktorem, o hotelu d’Angleterre, o zainteresowaniu wydawnictwa dla jej utworów i o fantastycznych widokach na przyszłość.

– Jak się nazywa ten niepowtarzalny redaktor, o którym opowiadasz z takim przejęciem? – spytał Christian nieco sceptycznie. Peter zdawał się zamknięty w sobie bardziej niż zwykle.

– Ach, on tak wspaniale się prezentuje! – westchnęła Helle zachwycona. – Ma w sobie coś demonicznego. Jest jednocześnie pociągający i odpychający. Nazywa się…

Helle zastanowiła się. Nie, chyba nie zapomniała jego nazwiska? Ależ tak, naprawdę zapomniała!

– Ben? – powiedziała niepewnie. – Nie… Stenmann? Brunmann? Coś w tym rodzaju.