– Siedź, nie ruszaj się – zwrócił się młody dziedzic do Helle. – Posłałem po doktora Jepsena. Zaraz przyjdzie i obejrzy twoją rękę. Czy ktoś czeka w domu i martwi się o ciebie?

W domu? Helle nie posiadała niczego takiego, co mogłaby nazwać domem.

– Zostawiłam gospodyni wiadomość, dokąd się wybieram. Jeśli wrócę, zanim się ściemni, to chyba nie będzie się zbytnio niepokoić.

– To dobrze. A teraz słuchamy! – rzekł Christian, kiedy wszyscy troje siedzieli przy stole, popijając gorącą herbatę. – Czy nie wiedziałaś, że wchodzenie na rusztowanie jest zabronione? – Z jego oczu bił taki podziw, że Helle się zaczerwieniła.

– No tak, wszyscy wiedzieli, że wolno zwiedzać tylko najwyższe piętro. Ale ja wcale nie wchodziłam na belki.

Mężczyźni spojrzeli na nią pytająco.

– Poczekaj – odezwał się Thorn, widząc, że dziewczynie ciągle jeszcze trudno zebrać myśli. – Twoje ramię mówi mi, że musiałaś spaść z wysoka?

– Tak – skinęła głową Helle. – Z przedostatniego piętra.

– To wysoko – stwierdził rzeczowo Thorn. – A jak to się stało?

– Ktoś mnie popchnął.

Zapadła cisza.

– Kto? – przerwał milczenie Christian. W jego głosie pobrzmiewało niedowierzanie.

– Nie wiem.

– Ale dlaczego?

Helle westchnęła, zastanawiała się przez moment.

– Może z powodu tego, co znalazłam. Była to kartka, którą pewnie zgubił ktoś z grupy.

– Czy znałaś kogoś ze zwiedzających? – spytał Christian.

– Nie, nikogo.

– Czy na kartce było coś napisane? Coś szczególnego?

– Tak. Widniał na niej szkic wieży ze strzałką wskazującą piętro, z którego zostałam zepchnięta. I kilka tajemniczych słów…

Czekali w napięciu, aż sobie przypomni.

– Musiałam zgubić tę kartkę, kiedy spadałam – powiedziała. – Leży pewnie gdzieś w podziemiach.

– Ale jak brzmiały te słowa?

– Myślę, że zapamiętałam je dokładnie. „Złoty ptak znajduje się w wieży Vildehede”… Nie, „w zamku Vildehede”. Właśnie tak.

– W zamku Vildehede? – powtórzył Christian. – To może oznaczać zarówno wieżę, jak i ten dom. Chociaż właściwie nie nazwałbym go zamkiem.

– Szkic przedstawiał przecież wieżę – przypomniał Thorn. – To na pewno o nią chodziło.

– „Złoty ptak”? – zastanawiał się Christian rozmarzony. – Złoty ptak? Nigdy o nim nie słyszałem. A może w tej starej, upiornej wieży znajduje się skarb? Bardzo by się nam przydał!

– Nie ma tam aż tak wiele miejsc, gdzie mógł zostać ukryty – zauważyła Helle. – Zwłaszcza teraz, kiedy rozebrano podłogi.

– Ale na pewno ten złoty ptak musi być bardzo cenny – rzekł Thorn, zwracając się po raz pierwszy bezpośrednio do dziewczyny – skoro ktoś z jego powodu chciał popełnić morderstwo.

– Słyszałem kiedyś, że w przeszłości posiadaliśmy ogromny majątek, który gdzieś przepadł – rzekł Christian w zamyśleniu. – Muszę zapytać matki. A jeśli to jakiś szyfr? Szyfr szpiegowski! „Złoty ptak znajduje się w zamku Vildehede…”

– Może mieli się tu spotkać? – dodał Thorn. – A dziewczyna im przeszkodziła. Właściwie jak dostałaś się na to piętro?

– Właśnie przeczytałam znalezioną kartkę i chciałam zobaczyć, co wskazywała strzałka. Szłam na końcu grupy, otworzyłam więc drzwi…

– Nie były zamknięte na klucz? – zdziwił się Christian.

– Nie, klucz tkwił w zamku, ale drzwi nie były zamknięte.

– Jak to możliwe? Dozorca zawsze je sprawdza. A potem?

– Zajrzałam tylko do środka i zdążyłam jedynie się przestraszyć tych przepastnych czeluści, po czym zostałam popchnięta.

– Czy przypadkiem nie popchnęły cię zamykające się drzwi?

– Nie, usłyszałam skradające się kroki i poczułam dwie duże, silne ręce na swoich plecach. To chyba nietrudno rozpoznać.

Skinęli głowami. W pokoju zapadła ponura cisza.

Pozwólcie mi jeszcze chwilę pobyć w waszym towarzystwie! pomyślała Helle. Pozwólcie mi do was należeć! Tak bardzo chciałabym tu zostać, w tej wspaniałej posiadłości. Dajcie mi pracę lub jakiekolwiek zajęcie, tak bym nie myślała, że po raz ostatni was widzę i z wami rozmawiam.

W tym momencie uświadomiła sobie, jak rozpaczliwie starała się znaleźć jakieś oparcie, jakiś punkt zaczepienia w życiu. Jak bezgranicznie czuła się samotna i odmienna.

ROZDZIAŁ II

Helle wypełniło przyjemne ciepło. Czy stało się tak za sprawą herbaty, czy z powodu ulgi, że koszmar wreszcie się skończył i znalazła się w tym wspaniałym domu, nie miało żadnego znaczenia. Ból w ramieniu nie dokuczał już tak bardzo.

Christian Wildehede sprowadził jednak dziewczynę z powrotem do brutalnej rzeczywistości.

– Powiedziałaś, że nie znałaś nikogo z grupy turystów. Pamiętasz, ilu ich było? Spróbuj ich opisać!

Helle trudno się było przyzwyczaić do jawnie okazywanego zachwytu młodzieńca. Właśnie wpatrywał się w jej dekolt, który oczywiście był przyzwoitych rozmiarów, lecz dziedzic wyglądał tak, jakby próbował sobie wyobrazić, co jest poniżej, i to było dość krępujące. Helle czuła się nieswojo.

– Zaraz, poza przewodniczką, która szła na przedzie i w związku z tym nie wchodzi w rachubę, w wieży znajdowało się jakieś dziesięć – dwanaście osób.

– Czy nie możesz tego określić dokładniej? Rozumiem, że po takich przeżyciach łatwo o czymś zapomnieć, ale postaraj się.

– Dobrze, niech pomyślę… Racja, kobieta policzyła nas przy wejściu. Razem ze mną było dwanaście osób. Pamiętam rodzinę z trójką dzieci, którą można chyba wykluczyć z kręgu podejrzanych. Młodą parę… ona blondynka ubrana na biało. Kilka starszych pań. Nie przypominam sobie nikogo więcej.

– Myślę, że trzeba wezwać policję – odezwał się nagle Christian i wyszedł.

W eleganckim salonie zapanowało milczenie.

Helle zagryzła wargę. Czuła się zażenowana i urażona z powodu natarczywego spojrzenia Christiana, lecz nie mogła się zdobyć na to, by zwrócić mu uwagę.

Leśniczy jednak musiał się zorientować, co męczy dziewczynę, ponieważ wstał bez słowa i wyszedł za Christianem.

Helle została sama. Z pokoju obok dochodziły ją głosy mężczyzn.

Christian odpowiadał ostro podniesionym tonem:

– Czy nie rozumiesz, że się w niej zakochałem?

– Jest pan dla niej za młody.

– Pragnę kobiety o pewnym doświadczeniu. Czytałem, że dojrzała partnerka może najlepiej wprowadzić młodego mężczyznę w tajniki miłości.

– Może się mylę – odparł Thorn stanowczo – lecz ona sama sprawia wrażenie niedoświadczonej. Należy jej okazać odrobinę szacunku, chociaż to biedna dziewczyna.

– Ale ja jestem szlachcicem, Thorn! Jestem panem tego majątku. Mogę jej dać wszystko, o czym mogłaby marzyć.

Leśniczy mruknął coś w odpowiedzi, po czym szybkim krokiem wrócił do salonu. Usiadł, lecz ciągle się nie odzywał. Po chwili jednak pomyślał pewnie, że cisza staje się zbyt uciążliwa.

– Zmęczona? – spytał krótko.

– Tak. I zdenerwowana. Z pewnością nie zasnę dziś w nocy.

Nie skomentował tego.

Wkrótce wszedł Christian wraz z lekarzem, który zbadał rękę dziewczyny.

– Niestety, jest zwichnięta – stwierdził doktor Jepsen. – Musi więc pani teraz trochę odpocząć.

Helle pobladła na twarzy z bólu, kiedy dotykał jej spuchniętego ramienia.

Otarcie w talii przestało krwawić, i całe szczęście, bo Helle za żadne skarby nie odważyłaby się wspomnieć o nim lekarzowi. Na pewno musiałaby się rozebrać! Zaczerwieniła się na samą myśl o takiej ewentualności.

– Ale ja muszę iść do pracy! Nie mam…

Zamilkła. „Nie mam z czego żyć” – chciała powiedzieć, ale uznała, że przecież nikogo to nie obchodzi.

– Gdzie pracujesz?

– W domu starców, po drugiej stronie zatoki.

– Nie ma mowy! Trzeba oszczędzać rękę.

Helle westchnęła.

– Chwała Bogu, że to lewa – odezwała się na pozór beztrosko, starając się stłumić strach przed problemami, które czekały ją w najbliższym czasie. – Czasami będę mogła chociaż pisać.

– Pisać? – zdumiał się Christian.

Najchętniej odgryzłaby sobie język, ale teraz już musiała się przyznać.

– Tak, napisałam kilka powieści.

Wytrzeszczyli na nią oczy. Bez trudu mogła odgadnąć ich myśli. Kobieta pisząca książki! W dodatku taka młoda. To z pewnością jakieś ckliwe romanse, potajemnie krążące po dziewczęcych pokojach, utwory, nad którymi czytelniczki popłakują pomiędzy kolejnymi łykami kawy.

– Coś takiego! – rzekł Christian bardzo wymownie. – Czy wydałaś którąś z nich?

– Nie, ale z ostatniej byłam tak zadowolona, że wysłałam ją do wydawnictwa. Teraz czekam na odpowiedź.

Faktycznie czekała. Już pół roku. Okazała się na tyle naiwna, że wierzyła, iż powieść zostanie przyjęta. Oczywiście było to jej największym marzeniem, a teraz naprawdę przydałoby się jakieś honorarium. Miałaby przynajmniej za co żyć przez tych kilka chudych tygodni, które muszą upłynąć, zanim znowu będzie mogła pracować.

– O czym piszesz? – spytał Christian, uśmiechając się sceptycznie.

Helle wzruszyła ramionami.

– O życiu kobiet. O ich samotności, o tęsknocie za miłością i skrytych pragnieniach. Nic szczególnego. Au! – krzyknęła, kiedy lekarz znowu dotknął jej obolałej ręki. Właśnie kończył zakładać szynę sięgającą dziewczynie od łokcia aż po czubki palców, kiedy do pokoju weszli przewodniczka wycieczki i policjant. To Christian wezwał ich oboje.

W kilku krótkich słowach wyjaśniono przybyłym, co się stało.

– Helle pamięta tylko, że wśród zwiedzających znajdowała się duża rodzina – rzekł Christian do przewodniczki. – Może pani przypomni sobie pozostałych turystów?

– Och, miałam dziś tyle grup – westchnęła.

– Czyżby pani się nie zorientowała, że brakuje dziewczyny? – spytał ostrym tonem policjant. – Czy pilnowanie grupy nie należy do pani obowiązków?

– Ach, już sobie przypomniałam! – zawołała przewodniczka, robiąc wielkie oczy. – To na pewno on!

– Kto?

– Teraz sobie przypomniałam, że kiedy liczyłam pewną grupę przy wyjściu, brakowało jednej osoby. A wtedy odezwał się jakiś mężczyzna i powiedział, że jedna z dziewcząt poczuła się słabo na schodach i wyszła wcześniej. Byłam więc pewna, że już jej nie ma w wieży.