– Czy naprawdę nazywasz to życiem?

– W każdym razie jest lepiej niż przed dwoma laty.

– I wystarcza ci to do szczęścia?

– A co myślałaś – wybuchnął nagle – że przestawię wskazówki zegara o osiem lat? Czas nigdy się nie cofa, jakkolwiek byśmy tego… – Wziął głębszy oddech. – Co się stało, to się nie odstanie. Na miłość boską, skończmy już tę rozmowę. Źle się stało, że się spotkaliśmy. Otworzyły się dawno zagojone rany. – Zmarszczył brwi. – Powiedzmy sobie szczerze. Nie myśleliśmy o sobie przed dzisiejszym spotkaniem.

– Naprawdę o mnie zapomniałeś? – zapytała po chwili szeptem.

– Całkowicie – odparł z wystudiowanym okrucieństwem.

Była zupełnie oszołomiona. Czuła, że powinna wstać i wyjść, ale nie była w stanie wykonać żadnego ruchu. Spodziewała się wszystkiego, ale nie tak brutalnego odrzucenia. Zebrała w sobie resztkę sił, wstała i wtedy list wysunął się z jej dłoni. Podniosła go pośpiesznie.

– Skąd to masz? – zapytał ze złością Ben.

– Kiedy spałeś, wypadł na ziemię.

Szybkim ruchem wyrwał jej kartkę. Stanęli twarzą w twarz. W jego oczach dostrzegła uczucia, które starał się ukryć. To nieprawda, że o niej zapomniał. List zadał kłam brutalnym słowom.

– W porządku – zgodził się niechętnie. – Czytałem twój list. Nasze spotkanie przypomniało mi wiele rzeczy i dlatego po niego sięgnąłem. Myśl o tym, co chcesz.

– Nie w tym rzecz, że czytałeś. Najważniejsze jest to, że przechowywałeś go przez te wszystkie lata.

– Był bardzo użyteczny – wyjaśnił. – Przypominał mi, jak bardzo mnie znienawidziłaś i że wszystko już między nami skończone. Potrzebowałem przypomnienia. Czy to chciałaś usłyszeć? Kochałem cię bardzo długo. Powtarzałem sobie, że to nonsens, ale nie mogłem przestać. Byłem zdesperowany, marzyłem, abyś mnie objęła, pocieszyła. Kilka razy chciałem nawet zadzwonić i błagać cię, żebyś przyjechała…

– Ale nie zrobiłeś tego. – Westchnęła ciężko. – Powinieneś był do mnie zadzwonić. Przyjechałabym.

– Przyjechałabyś – zgodził się bez wahania. – Ale po co? Żeby związać się z kaleką, który cię potrzebuje, a nie może dać nic w zamian?

– Największą nagrodą byłoby to, że mnie potrzebujesz – powiedziała zduszonym głosem.

– Wiem. Widziałem, jak opiekowałaś się chorym psem, pamiętasz? Masz dużo współczucia dla chorych, ale, na szczęście, miałem na tyle szacunku do samego siebie, aby nie pozwolić ci zaopiekować się mną.

– Szacunku do samego siebie? – zapytała. – A może raczej głupiej dumy?

– Zapewne jedno i drugie. Kiedy głupia duma jest twoją jedyną ostoją, staje się bardzo istotna. Nigdy bym nie pozwolił, aby tragedia mojego życia stała się także twoją tragedią. Za bardzo cię kochałem. Nie osądzaj mnie zbyt surowo. Pamiętaj, ilu cierpień ci oszczędziłem. A teraz myślę, że będzie lepiej, jeśli już pójdziesz.

– Czy nie możemy jeszcze porozmawiać? Jest tak wiele rzeczy, które chciałabym zrozumieć.

– Co tutaj jest do rozumienia? Kochaliśmy się, ale los nie był dla nas łaskawy. To nie nasza wina. Po prostu się stało. Już po wszystkim.

– Po wszystkim – powtórzyła szeptem, jakby lepiej chciała pojąć znaczenie tych słów. – Nie, Ben, to nieprawda. Dopóki żyjemy, nic nie jest skończone. Dopóki będziesz przechowywał mój list, a ja… – Położyła rękę na sercu. Ból, który odczuwała, stawał się coraz silniejszy.

Patrzył na nią, miotany zupełnie przeciwstawnymi uczuciami. Spotkanie po latach było dla niego niezwykle radosne, ale i bolesne. Starał się tłumić w sobie wszystkie uczucia, ale nie było to możliwe. Wykonał krok, aby podejść do niej, ale nie zauważył niskiego stolika na swojej drodze. Zachwiał się i pochylił niebezpiecznie. Podtrzymała go w ostatniej chwili i mocno przytuliła. Bez słowa posadziła Bena na sofie i usiadła tuż obok.

– Widzisz? – zapytał z ironią.

– Każdy może się potknąć o stolik – odpowiedziała z udawaną obojętnością.

– Ja się ciągle potykam – powiedział z goryczą. – Poruszam się wyłącznie o lasce i nie mogę zbyt długo chodzić. Pod wieczór potwornie bolą mnie nogi, a głowa po prostu pęka. Ale to jeszcze nie wszystko. Co pewien czas mam napady depresji. To tak, jakbym pogrążał się w wielkiej, czarnej dziurze. Nie jestem już normalnym człowiekiem. Nie potrafię z nikim żyć. Nie potrafię znieść współczucia, smutku, chyba nawet miłości. Nie rozumiesz, Dawn? Nie chcę, żebyś była moją pielęgniarką!

Ostatnie słowa były krzykiem udręki. Po chwili pochylił się i skrył twarz w dłoniach. Drżał na całym ciele. Zachowywał się jak zwierzę w stanie szoku. Bez zastanowienia objęła go, przytuliła i zaczęła delikatnie głaskać po głowie.

– Już wszystko będzie dobrze – szepnęła. – Jestem przy tobie.

Nagle poczuła, że schwycił ją mocno za nadgarstek. Skrzywiła się z bólu, ale nic nie powiedziała. Kiedy pomyślała o latach, które stracili, żyjąc osobno, łzy zaczęły jej spływać po policzkach. Odrzucił ją, wybrał samotną walkę, ale kosztowało go to wiele sił. Był wyczerpany fizycznie i nerwowo. Teraz nie mógł już jej odtrącić.

Nagle poruszył się niespokojnie, jakby uświadomił sobie, co się stało. Poczuła, jak jego mięśnie sztywnieją, i przypomniała sobie słowa: „Nie chcę, żebyś była moją pielęgniarką!”

– Czuję się już dobrze – powiedział oschłym tonem. – To bardzo miło z twojej strony… zapewniam cię… Dawn…

Ostatnie słowa zostały wypowiedziane prawie szeptem. Wzięła jego twarz w dłonie i złożyła na ukochanych ustach delikatny pocałunek. Był to najłagodniejszy pocałunek w jej życiu. Nie było w nim gwałtowności, siły, namiętności. Ben był jak bezbronne zwierzę, które należy uspokoić przed zabiegiem. Kiedy odsunęła się lekko, zorientowała się, że jego twarz jest mokra od łez. Jej łez.

Mówił z wyraźnym trudem.

– To nieprawda, że cierpienie uszlachetnia. Mnie nie uszlachetniło. Stałem się podłą świnią. To bardzo miło z twojej strony, że jesteś dla mnie taka dobra po tym, co ci zrobiłem.

Zdobyła się na lekki uśmiech.

– Byłam twoją najlepszą przyjaciółką, nadal nią jestem i będę także w przyszłości.

Westchnął ciężko.

– Dziękuję, ale naprawdę będzie lepiej, jeśli już pójdziesz.

Uświadomiła sobie, że nie udało jej się dokonać tego, co planowała. Nie pozostawało nic innego, jak tylko spełnić prośbę Bena. Pochyliła głowę i skierowała się w stronę przeszklonych drzwi, którymi weszła.

– Nie tędy! – zawołał. – Odprowadzę cię do frontowych drzwi. Zachowałem jeszcze jakieś resztki dobrych manier.

Kiedy weszli do holu, spotkali tam gospodynię, panią Stanley.

– Och, proszę pana, zastanawiałam się już, czy nie wezwać policji. Na zewnątrz stoi jakiś mężczyzna. Wygląda bardzo podejrzanie.

Ben odchrząknął i otworzył drzwi. Mężczyzna odwrócił się i podszedł do światła.

– To Harry! – zawołała zdumiona Dawn.

– To ty, Dawn? – zapytał głos z zewnątrz.

– Chodź tutaj – mruknął Ben. – O co ci właściwie chodzi?

Harry podszedł bliżej, tak że oboje dobrze widzieli jego twarz.

– Chcę, aby Dawn mogła bezpiecznie wrócić do domu – wyjaśnił, po czym zwrócił się do niej bezpośrednio. – Widziałem, jak tutaj szłaś… Jest ciemno, a droga staje się śliska.

– Jakie to rycerskie – parsknął ironicznie Ben. – Panna Fletcher właśnie wychodziła. Dobranoc.

Dawn odpowiedziała „dobranoc” i podeszła do Harry'ego. Odwróciła się, ale Ben zamknął już drzwi.

– Nie gniewasz się, że czekałem? – zapytał weterynarz. – Martwiłem się o ciebie.

– To miło z twojej strony – powiedziała ciepło.

– Hej, co się stało? Płaczesz?

– Nie płaczę! – zawołała zduszonym głosem.

– Czy on jest aż taki podły? A niech go diabli! – Otoczył Dawn ramieniem i objęci podeszli do furtki. – Chodź, kochanie. W domu poczujesz się lepiej.

Objął ją mocniej i wyprowadził na drogę. Nie obejrzeli się, więc nie zobaczyli zasłony, która niespokojnie poruszyła się w oknie.

Rozdział trzeci

– Harry powiedział mi, że byłaś w jaskini lwa.

Jack patrzył uważnie na zaśnieżoną drogę. Razem z Dawn robił właśnie objazd farm.

– Ja… O co pytałeś?

Od rana nie czuła się najlepiej i trudno jej się było skoncentrować.

– Słyszałem, że odwiedziłaś nowego właściciela Grange. Harry powiedział mi, że wyszłaś od niego mocno zdenerwowana. Nie zmienił zdania co do balu dla dzieci?

Dawn uświadomiła sobie nagle, że w ogóle nie rozmawiała z Benem na temat przyjęcia. Była tak zajęta jego osobą, że wszystko inne zeszło na dalszy plan.

Przez całą noc nie zmrużyła oka. Myślała o tym, co jej powiedział. Kochała go, był dla niej wszystkim, a tymczasem w momencie krytycznym ją odrzucił. Bolesna prawda.

Nie było sensu powtarzać sobie, że ta miłość należy już do przeszłości. To, że objęła go wczoraj i pocałowała, nie było wyłącznie wyrazem współczucia. Na dnie serca pozostało jeszcze trochę dawnych marzeń, słów, obietnic. Tamte czasy minęły bezpowrotnie, ale pamięć o nich płonęła żywym ogniem.

– Nie zmienił zdania – odrzekła. – Nie udało mi się go przekonać. – Potrząsnęła głową, jakby chciała się pozbyć ponurych myśli. – Będziemy przejeżdżać obok farmy Haynesa – zauważyła. – Chciałabym wpaść tam na chwilę i zobaczyć, jak się czuje Trixie.

– Nie ma takiej potrzeby – stwierdził z uśmiechem Jack. – Gdyby z ukochaną spanielką Freda było coś nie w porządku, od razu by zadzwonił. Nigdy jeszcze nie widziałem człowieka, który by się tak przejmował swoim psem.

– Mimo to chciałabym tam wpaść. Trixie nie jest już pierwszej młodości.

Jack zmarszczył brwi.

– Zgadza się. Mam wrażenie, że trochę ci żal starego Freda.

– Chyba tak. On jest taki samotny. Jedyne, co mu pozostało, to zdjęcia rodzinne i wspomnienia.

– Wiem, ale to tylko i wyłącznie jego wina, Gdyby nie jego kłótliwy charakter, miałby teraz dzieci przy sobie.

– Co chcesz przez to powiedzieć?

– Jest uparty jak osioł. Wszystko ma być zrobione tak, jak on chce, a dzieci mają myśleć tak, jak on uzna za stosowne. Któż by i o wytrzymał! Pozostała mu Trixie i jest idealną towarzyszką, ponieważ nic nie mówi.