Poruszył się. Kartka papieru wyślizgnęła się z jego dłoni i wpadła do kominka. Dawn podniosła ją szybko, nim jeszcze zdążyła się zająć ogniem. Po chwili uświadomiła sobie, że jest to list, który wysłała przed ośmiu laty. Była wtedy rozczarowana i pełna goryczy. Okrutne słowa skakały jej do oczu – „… podłe… niewybaczalne…

Napisała te słowa do zdrowego, silnego, młodego mężczyzny, który chciał ją zbyć czekiem, ale mężczyzna, który je teraz przeczytał, był chory i dziwnie bezbronny. Wbrew własnym uczuciom poczuła się winna.

Po południu powiedział, że jej nie zna, ale jednocześnie potem przeczytał list. Aż dziwne, że znalazł go w zamieszaniu związanym z przeprowadzką.

Poruszył się ponownie i otworzył oczy, tak że patrzył teraz wprost na nią. Początkowo na jego twarzy nie było widać żadnej reakcji, ale po chwili zamrugał z niedowierzaniem.

– Kim jesteś? – zapytał nieomal szeptem.

Zastanawiała się, co powiedzieć. Wybrała odpowiedź najlepszą z możliwych.

– Jestem Wigilijnym Duchem Przeszłości.

Rozdział drugi

– Wigilijnym Duchem Przeszłości – powtórzył jak echo. – Dalekiej przeszłości?

– Nie – odpowiedziała gorzko. – Naszej przeszłości.

Po chwili skinął głową.

– Nie poznałem cię dzisiejszego popołudnia. Wyszłaś ze śniegu i weszłaś w śnieg, zupełnie jakbyś była duchem. Modliłem się, abyś już nigdy nie przyszła…

– Czy właśnie dlatego zamknąłeś furtkę?

– Chyba tak.

Podniósł się do pozycji siedzącej i nalał sobie do szklanki whisky z karafki, stojącej na małym stoliku.

– Dużo pijesz? – zapytała łagodnie.

Opróżnił szklankę jednym haustem.

– To, co robię, to moja sprawa – mruknął.

– Kiedyś nie sięgałeś po alkohol.

Wzruszył ramionami.

– Kiedyś! Kiedyś wszystko było inaczej, niż jest teraz. – Westchnął ciężko. – Nie powinnaś była przychodzić. Wszystko powinno pozostać tak, jak było.

– Musiałam się upewnić, czy to, co widziałam po południu, nie było tylko zjawą. Zmieniłeś się. Trudno cię poznać.

– Zgadza się. – Uśmiechnął się ponuro. – Kiedy widziałaś mnie po raz ostatni, nie byłem takim niedołęgą.

– Ostatni raz widziałam cię tuż przed twoim wyjazdem do domu. Pożegnaliśmy się…

Zamilkła, kiedy przypomniała sobie tamten pocałunek, ból kilkudniowego rozstania, wyznania wiecznej miłości. Podniosła wzrok i z wyrazu twarzy Bena zorientowała się, że on także o tym pamięta.

– Tak, pożegnaliśmy się – przyznał obojętnie. – Nie wiedzieliśmy, że to nasze ostatnie pożegnanie, ale tak właśnie wyszło.

Wpatrywała się w niego z niedowierzaniem.

– Czy naprawdę tak łatwo ci o tym mówić?

Wzruszył ramionami.

– To wydarzyło się osiem lat temu. Byliśmy innymi ludźmi. Dzisiaj nawet się nie poznaliśmy.

– Tylko przez chwilę… z powodu śniegu. Potem cię rozpoznałam, zresztą, ty mnie także. – Kiedy nic nie odpowiedział, zawołała z bólem: – Nie pozwolę się zbyć, Ben. Winien jesteś wyjaśnienia, które należały mi się już osiem lat temu.

– Przypuszczam, że sporo się domyśliłaś.

– Być może. Chcę jednak wiedzieć, kiedy to się stało – powiedziała, wskazując na laskę.

– Osiem lat temu bez jednego tygodnia – wyjaśnił spokojnie.

– Co się wtedy stało? Chcę wiedzieć wszystko.

– Byłem zaledwie o dwie mile od domu rodziców… – Patrzył gdzieś w dal, jakby chciał lepiej przypomnieć sobie tamte chwile. – Myślałem o tobie… o nas… o naszym ostatnim pocałunku. Nagle mój samochód wpadł w poślizg. Droga była oblodzona. Obudziłem się dopiero w szpitalu. W moim ciele nie pozostało zbyt wiele całych kości.

– O Boże…

Był spokojny i obojętny.

– Dowiedziałem się potem, że przez trzy godziny wydobywano mnie z wraku samochodu.

– Dlaczego mnie nie powiadomiłeś? – zawołała gwałtownie.

– Przez tydzień traciłem i odzyskiwałem przytomność. Nie wiedziałem, gdzie jestem, i nie rozpoznawałem nikogo z bliskich. Kiedy w końcu odzyskałem świadomość, zorientowałem się, że jestem sparaliżowany od pasa w dół. Przypuszczałem wtedy, że już nigdy nie będę chodził.

Pomyślała o młodej, pogodnej twarzy mężczyzny, którego kochała, i łzy napłynęły jej do oczu.

– Hej, przestań! – zawołał z irytacją. – To już przeszłość.

– Tak – zgodziła się pośpiesznie. – To już przeszłość.

– Jeśli pomyślisz o tym rozsądnie, przekonasz się, że wyświadczyłem ci przysługę. Nie byłem wtedy zbyt przyjacielski. Miałem naprawdę podły charakter. Pielęgniarki zmieniały się nieustannie. Żadna nie mogła ze mną wytrzymać dłużej niż kilka godzin.

– W końcu jednak paraliż ustąpił.

– Tak. Przeszedłem tyle operacji, że już sam nie pamiętam ile, ale udało się. Od dwóch lat poruszam się o własnych silach.

Dawn aż zacisnęła pięści na myśl o chwilach, które musiał przeżywać, cierpiąc samotnie. Kochała go w zdrowiu, więc kochałaby i w chorobie. Nie dał jej jednak szansy. Odtrącił, kiedy pojawił się problem.

Otarła łzy i zdobyła się nawet na lekki uśmiech.

– I pomyśleć tylko, że przez wszystkie te lata sądziłam, że jesteś z Elizabeth.

– Elizabeth wyszła za maklera. Mają pięcioro dzieci. Dzięki Bogu, wszyscy wyszliśmy na tym stosunkowo dobrze.

– Dobrze? – W Dawn jakby wstąpił nowy duch. – Naprawdę uważasz, że dobrze na tym wyszliśmy?

– Robiłem to, co dyktował mi zdrowy rozsądek. Jakie miałem wyjście? Poprosić cię, abyś związała się z kaleką?

– Kochałam cię, Ben. Byliśmy ze sobą tak blisko, ale teraz zastanawiam się, czy ty w ogóle wiesz, co to znaczy miłość. Gdyby naprawdę ci na mnie zależało, poprosiłbyś, abym przyjechała.

– I co potem? – zapytał oschle. – Minęłyby pierwsze dni szoku i pozostałabyś sam na sam z ludzkim wrakiem. Co wtedy?

– Kochałabym cię bez względu na wszystko. Powinieneś zaufać mojej miłości. Powinieneś zaufać mnie.

– Nic nie rozumiesz! – zawołał ze złością. – Nie chciałem wtedy twojej miłości. Pragnąłem tylko schować się gdzieś w mysią dziurę. Nie wiem, czy to było dobre dla mnie, ale na pewno było dobre dla ciebie.

– Mylisz się.

– Jakiekolwiek było twoje życie, to i tak było lepsze od tego, jakie miałabyś ze mną. Jesteś młoda i piękna. Ja uczyniłbym z ciebie siwą staruszkę. Byłem na tyle silny, aby podjąć tę decyzję za nas oboje. Powinnaś być mi za to wdzięczna.

– Och, Ben – szepnęła ze smutkiem. – Nie dość, że odrzuciłeś mnie, to jeszcze nie podałeś mi prawdziwych powodów. Kiedy przysłałeś mi pieniądze…

– Wiem, co sobie pomyślałaś – przerwał jej brutalnie. – W liście wyraziłaś się bardzo jasno. Czasem potrafisz być bezlitosna.

– Gdybym wiedziała, że jesteś chory, wolałabym sobie uciąć rękę, niż napisać ci takie słowa. Ale twój list był taki krótki i…

– Był krótki, ponieważ pisanie było dla mnie męką. Nie chciałem cię zbyć pieniędzmi, Dawn. Chciałem ci pomóc. Studia weterynaryjne wymagają funduszy, a ty nigdy nie miałaś ich w nadmiarze. Udało ci się skończyć uczelnię?

– Tak. Pracuję teraz w przychodni dla zwierząt w Hollowdale.

– To dobrze. Widzę, że ci się poszczęściło.

Pomyślała o dojmującym uczuciu samotności, które nie opuszczało jej od momentu ich rozstania. Pomyślała o swoim sercu, które nigdy nie biło dla nikogo innego.

– Poszczęściło mi się.

– Od jak dawna tutaj mieszkasz?

– Trochę ponad rok.

– Ale założę się, że zdążyłaś się już zadomowić. Pamiętam twoją zdolność do empatii.

– Rzeczywiście, zdążyłam już wrosnąć w Hollowdale. Kocham tych ludzi. Są szczerzy i uznają wartości przez innych zupełnie zapomniane. Jack mówi, że Hollowdale zatrzymało się w czasie po to, aby reszta świata mogła patrzeć, jak się powinno żyć.

– Kto to jest Jack?

– Jack Stanning. To mój szef.

– Stanning? Słyszałem już to nazwisko.

– Poznałeś go dzisiaj rano. Przyszedł zapytać o bal dla dzieci, a ty wyrzuciłeś go za drzwi.

– Teraz sobie przypominam. A więc to jest twój szef.

– Jeden z dwóch. Drugi to Harry. Młodszy wspólnik.

– Czy wyszłaś za mąż? – zapytał raptownie.

– Nie.

– Powinnaś. Jesteś wprost stworzona do małżeństwa.

– Mało brakowało, a kiedyś wyszłabym za mąż – przypomniała mu spokojnym tonem. – Zakochałam się w pewnym mężczyźnie. Zakochałam się do tego stopnia, że nic innego się dla mnie nie liczyło. Sądziłam, że on czuje to samo, ale pomyliłam się. Kiedy pojawiły się kłopoty, nie chciał mojej pomocy.

Aż podskoczyła, kiedy Ben z całej siły uderzył laską w podłogę. Poderwał się na równe nogi i zaczął chodzić po pokoju.

– Jesteś sentymentalna – mruknął. – Nic nie trwa wiecznie. Jedne związki umierają, tworzą się nowe.

– Stworzyłeś sobie jakiś? – zapytała prowokująco.

– Nie miałem głowy do takich spraw – odparł z ironią. – Świat nie wygląda już dla mnie tak jak kiedyś. – Roześmiał się ponuro. – Żartowaliśmy, że jestem Scrooge'em. Teraz nie jest to wcale takie dalekie od prawdy.

– Nie zgadzam się! – zawołała gwałtownie. – Nie wierzę w to, że mężczyzna, którego kochałam, zmienił się aż tak. Byłeś delikatny, uczuciowy… kochający… – Głos zaczął jej niebezpiecznie drżeć.

– Lubiłem się także śmiać. Niestety, zapomniałem już, jak się śmieje i zapomniałem, jak się kocha.

– Nie mów tak! – zawołała błagalnie. – Być może mnie nie kochasz… to bez znaczenia, ale kogoś musisz pokochać.

Spojrzał na nią pytająco.

– Dlaczego? Jakoś sobie radzę bez miłości.

– Chowając się przed ludźmi? Nienawidząc całego świata?

Wzruszył ramionami.

– Nie żywię do świata nienawiści.

– Nie, gorzej. Jesteś obojętny wobec świata. Chcesz o nim zapomnieć.

– Chcę, aby pozostawiono mnie samemu sobie.

– Ludzie nie powinni być sami. To nienaturalne.

– Ale mnie to odpowiada.

– Nie wierzę. Po prostu coś sobie wymyśliłeś.

– Każdy urządza swoje życie tak, jak chce.