Dom się doczekał gości.


Głos Rikarda wyrwał Jennifer z zamyślenia pomieszanego ze strachem. Takie wrażenie wywarło na niej to hotelowe monstrum.

– Czy naprawdę to odziedziczyłaś, Jennifer?

– Niezupełnie. Daleki krewny kupił dom trochę zbyt pochopnie w ubiegłym roku i chce go znowu sprzedać albo przekazać komuś z rodziny. Oczywiście mnie to zainteresowało i chciałam się przyjrzeć hotelowi.

– Reflektujesz na niego?

W odpowiedzi usłyszał krótki nerwowy śmiech, bardziej wymowny niż słowa.

– Najwyraźniej jesteśmy w salonie – uznał Rikard trzymający w ręce świecznik, kiedy przeszli do drugiego pomieszczenia. – A oto kominek. Spróbujemy znaleźć trochę drewna.

– Svein, zajmiesz się tym, dobrze? – poprosił Ivar. – Szukaj wszędzie, tylko nie wychodź na dwór! W najgorszym razie będziemy musieli spalić meble. Nie możemy dopuścić do żadnego odmrożenia ani do zapalenia płuc! Jeśli dostanę jakiś ogarek, poszukam licznika elektrycznego.

– Świetnie! – rzucił Rikard. – Jakie szczęście, że jesteś z nami, Ivar.

Groteskowo podświetlona twarz kierowcy rozpromieniła się. Pochwała Rikarda zachęciła go do powiedzenia kilku słów o sobie.

– Staram się pomagać, jeśli jest taka potrzeba. Nie boję się ciężkiej pracy, o, nie! Mówią, że jestem całkiem zręczny.

– Jasne, elegancko nas wpakowałeś do tego rowu – odezwał się ironicznie otyły mężczyzna – i zabłądziłeś!

– Cicho bądź, Børre – szepnęła jego żona, Trine.

– To ty się zamknij! – wrzasnął Børre.

Jennifer niepokoił wysoki, szczupły mężczyzna. Nic nie mówił, przemykał się jak cień i przyglądał się wszystkim z prawie pogardliwą obojętnością. Było w nim coś tajemniczego, co podsycało jej ciekawość i przywodziło na myśl dawne pościgi za przestępcami, w których uczestniczyła razem z Rikardem Mohrem.

Svein też ją denerwował. Najwyraźniej należał do szczególnie wytrwałych podrywaczy, bo kiedy tylko nadarzała się okazja, „przypadkowo” jej lekko dotykał. Nie dawała tego po sobie poznać, ale rzeczywiście musiała przyznać, że jest bardzo pociągający. Nie mógł być też dużo starszy od niej. Wpatrywał się w nią niezwykle intensywnie, świadomie szukając kontaktu wzrokowego, a widząc jej zażenowanie, uśmiechał się porozumiewawczo.

Rikard obserwował ich z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.

– Zanim się rozejdziemy – odezwała się modulowanym głosem nerwowa dama – powinniśmy się chyba poznać. Wygląda na to, że będziemy ze sobą przebywać przynajmniej przez trzy, cztery godziny. Nazywam się Louise Borgum, pochodzę z Toensberg.

Szczękała z zimna zębami, ale zdołała zachować dobre maniery.

– Ocalenie zawdzięczamy, jeśli się nie mylę, Jennifer, prawda?

– Tak – przytaknęła Jennifer – nazywam się Lid, właśnie zrezygnowałam ze szkoły i próbuję się sama utrzymywać, jak dotychczas bez większego powodzenia. A to jest Rikard.

– Oczywiście – wtrącił się Børre Pedersen. – Ten, który poradzi sobie w każdej sytuacji A więc, do licha, spróbuj nas wydostać z tych tarapatów, kolego! Bo ja muszę jutro obejrzeć ten mecz, nawet gdybym miał się tam doczołgać!

– Tego bym nie radził. Ale skoro już o mnie mowa, to nazywam się Rikard Mohr i jestem komisarzem policji.

Zgromadzonych przeszedł nieprzyjemny dreszcz, a na twarzach odmalowały się wyrzuty sumienia, chociaż prawie wszyscy byli niewinni jak dzieci. Po prostu naturalna reakcja na dźwięk słowa „policja”. Tylko Jennifer przyglądała się Rikardowi z podziwem.

Trine popatrzyła na męża wyczekująco, a on, najwyraźniej uważany za głowę rodziny, mruknął:

– Børre Pedersen, sprzedawca samochodów.

Widocznie uznał, że nie ma sensu przedstawiać żony, więc sama musiała to zrobić, szepnąwszy nieśmiało: „Trine Pedersen”.

– Jak wiecie, nazywam się Ivar, a to Svein. Obaj mieszkamy w Boren. Svein zabrał się ze mną dla zabawy – powiedział kierowca.

Spojrzeli wyczekująco na bladego mężczyznę, ostatniego z zebranych.

– Jarl Fretne – przedstawił się krótko.

Później Ivar, Svein i Rikard rozeszli się w różne strony, a reszta pozostała, trzęsąc się z zimna. Jennifer zaczęła podskakiwać, a kiedy Trine poszła w jej ślady, Børre warknął:

– Zachowuj się jak człowiek!

Trine natychmiast go posłuchała, ale Jennifer niestrudzenie skakała dalej.

Louise Borgum ostrożnie masowała stopy i całe nogi. Panujące w pomieszczeniu lodowate zimno było prawie nie do wytrzymania. Jarla Fretne najwyraźniej znudziło ich towarzystwo, bo wyszedł do holu.

Kiedy wrócił Svein z naręczem suchego drewna brzozowego, wszyscy się rozchmurzyli. Za chwilę w kominku trzaskał ogień, oświetlając salon, który miał już za sobą okres swojej świetności. Przyciągnęli bliżej krzesła i sofę, nie przejmując się wydobywającymi się z paleniska kłębami dymu. Wkrótce ogień płonął czystym i jasnym płomieniem. Przemarznięte twarze i stopy ogarnęło miłe ciepło, ale plecy pozostały zziębnięte. Wyprostowane nogi Louise Borgum prawie dotykały kratki kominka. Po raz pierwszy i Jennifer zobaczyła spokój na twarzy tej kobiety.

Svein zachowuje się dziwnie, pomyślała dziewczyna, zagryza nerwowo wargę i rozgląda się po kątach. Odniosła wrażenie, że dopiero po powrocie Ivara i Rikarda odczuł ulgę.

– Znalazłem licznik – pochwalił się Ivar. – Ale nie było bezpieczników. Poszukam w recepcji, ale najpierw chciałbym się trochę ogrzać, jeśli można.

– Oczywiście – uśmiechnęła się Jennifer. – Dla ciebie też przystawiliśmy krzesło.

Po niedługiej chwili Svein poprosił kierowcę i Rikarda na stronę. Jennifer słuchała jednym uchem paplaniny Trine, a drugim rozmowy prowadzonej w tle.

– To takie dziwne – mówił chłopak – zupełnie jakby w domu był ktoś jeszcze! Dosłownie przeszły mnie ciarki. Czy tutaj straszy?

– Słyszałeś pewnie mnie albo Rikarda.

– Na pewno nie! Chyba żaden z was nie schodził do piwnicy? A później usłyszałem skrzyp drzwi na pierwszym piętrze…

– To byłem ja – uspokoił go Rikard – ale piwnica? Musiałeś się przesłyszeć!

– O, nie, bo wcześniej, kiedy szedłem korytarzem dla obsługi znajdującym się z tyłu domu, widziałem, że niedaleko kuchni zamykają się jedne z drzwi. Czy to byłeś ty, Ivar?

– Nie, od razu znalazłem szafkę z licznikiem, jest w przedsionku. Nie przejmuj się tym, Svein. W starych domach można usłyszeć dziwne dźwięki.

W tym momencie Trine podniosła głos, więc Jennifer udało się usłyszeć zaledwie fragment odpowiedzi Sveina: „ktoś za mną szedł…”

A ze słów Rikarda wywnioskowała tylko, że go uspokajał.

Jarl Fretne? Czy to on mógł się tam kręcić? Dziewczyna dokładnie nie pamiętała, ale wydawało się jej, że cały czas widziała go w holu.

A jednak to musiał być on. Oczywiście, nikt inny!

Mężczyźni przyłączyli się do reszty towarzystwa i usiedli przy ogniu. Jennifer próbowała przyciągnąć wzrok Rikarda, ale jakby odgadując jej niepokój, unikał patrzenia w jej stronę.

Zamiast tego zabrał głos:

– Rozejrzałem się trochę. Telefon jest oczywiście odcięty, ale można się było tego spodziewać. Gorsze jest to, że z żadnego kranu nie leci woda. Musimy się tym zająć, bo dobrze byłoby się napić czegoś ciepłego.

– Zobaczmy może, czy nie ma gdzieś whisky – zażartował na swój sposób Børre.

Nikt się nie roześmiał.

– Woda chyba zamarzła – uznał Ivar – ale obejdziemy się bez niej przez te kilka godzin.

Zobaczył bose nogi Louise Borgum.

– Dziecko, jak ty wyglądasz? – zwrócił się do wytwornej damy. – Przydałaby ci się gorąca woda na kąpiel, żeby ci odtajały nóżki Chodź, tatuś ci je rozmasuje! No, na szczęście palce są czerwone, to dobry znak. Czy masz w nich czucie?

Wymuszony grymas na twarzy Louise, mający uchodzić za uśmiech, świadczył o tym, że z pewnością nie była przyzwyczajona, żeby ktoś tak się do niej zwracał. Pominęła to jednak milczeniem, uznając słowa prostego kierowcy autobusu za przejaw troski.

– Tak, nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości Strasznie mnie bolą!

– To świetnie!

Przyklęknął i ostrożnie masował jej stopy.

– Wkrótce przyjadą i nas stąd zabiorą – pocieszał. – Jak tylko ktoś zgłosi zaginięcie kogokolwiek z was, natychmiast rozpoczną poszukiwania.

– Nas nikt nie będzie szukać – odezwał się Børre – a to dzięki tej paniusi. Gdybyś została w domu, tak jak mówiłem, przynajmniej ty byś mnie szukała. A tak na pewno zrobisz niespodziankę córce i jej rodzinie. Oni przecież nic o nas nie wiedzą! Ale oczywiście w Vindeid się zorientują, że autobus nie dojechał.

– Niee – z ociąganiem zaprzeczył Ivar. – Nasz kurs nie był w rozkładzie, a autobus jest wycofany z eksploatacji. Wziąłem go, żeby odwiedzić matkę, zanim na drogach pojawi się śnieg, i żeby pomóc przyjezdnym, którzy będą chcieli przedostać się na drugą stronę. Zawsze zbiera się sporo ludzi obawiających się długiej podróży okrężną trasą i zdecydowanych na przejazd przez Kvitefjell. Nie mówiłem, jak długo zostanę u matki. A ona nie wie, że miałem zamiar przyjechać.

– Ojej – westchnęła zmartwiona Jennifer – ja dostałam klucz do Trollstølen od adwokata jakiś tydzień temu i mogłam się tu wybrać kiedykolwiek, więc mnie też nikt nie będzie poszukiwać. A poza tym kto miałby mnie szukać?

– A twoi rodzice? – zapytał Rikard.

– Rozwiedli się i mieszkają w różnych miejscowościach. Od czasu do czasu przysyłają mi pocztówki, a poza tym są mną strasznie rozczarowani, bo zrezygnowałam ze studiów architektonicznych. Ale ty jesteś policjantem. Ciebie na pewno będą energicznie poszukiwać.

– Wziąłem tydzień urlopu. Pojechałem do Vindeid pod wpływem nagłego impulsu. Nikt na mnie nie czeka.

Gorycz w jego głosie nie uszła uwagi Jennifer. Spojrzała na niego zaniepokojona, a on z irytacją odwrócił głowę.

– Pani czy panna Louise Borgum? – zapytał Ivar.

Louise odpowiedziała, lekko się uśmiechając:

– Jestem z mężem w separacji, on z pewnością nie będzie mnie szukać.