– A może ktoś miał czekać w Vindeid?

Zawahała się przez chwilę.

– Nie, nie w Vindeid. Byłam z… wizytą w Boren, pożegnałam się i udałam się w prywatnej sprawie do Vindeid. Ale nikt na mnie nie czeka ani tam, ani w Boren.

W grupie zaczął narastać wyraźny niepokój. Pozostały im jeszcze dwa promienie nadziei.

– No, cóż… – zająknął się Svein, na którego skierowały się oczy pozostałych. – Jak już powiedział Ivar, zabrałem się z nim dla zabawy. Jestem kawalerem, mieszkam sam i upłynie dużo czasu, zanim ktoś za mną zatęskni!

– Chyba masz jakąś pracę?

– Jestem samodzielnym mechanikiem, często wyjeżdżam, czasami na dość długo. Zamykam warsztat, kiedy chcę.

A więc został tylko jeden.

– Jestem lektorem – oznajmił Jarl Fretne chrapliwym głosem – ale w semestrze zimowym zwolniono mnie z zajęć ze względu na astmę. Miałem zamiar skonsultować się ze znanym lekarzem mieszkającym w Vindeid, ale nie byłem umówiony na wizytę. Nie zarezerwowałem też nigdzie pokoju, licząc na to, że hotele nie cieszą się zbytnim powodzeniem o tej porze roku.

Zaległa długa cisza. Słychać było tylko ogień trzaskający na kominku, podmuchy wiatru i grudki śniegu uderzające o szyby.

– A więc chcecie powiedzieć – odezwała się Jennifer słabym głosem – że nikt nie wie o tym kursie?

Ivar wzruszył ramionami.

– Oczywiście, że w Boren słyszeli, że mam zamiar przejechać przez Kvitefjell, ale tam była stosunkowo ładna pogoda. Kto mógł przypuszczać, że będziemy mieli kłopoty z dojazdem do Vindeid!

– To karygodne! – zabrał głos Børre Pedersen. – A od strony głównej drogi przewrócony autobus jest niewidoczny? Tak, to jasne. Jak można być tak tępym i nieodpowiedzialnym…

– To był nieszczęśliwy wypadek – przerwał mu ostro Rikard. – Wszyscy zaufaliśmy Ivarowi, wierząc, że na wieczór dowiezie nas na miejsce. Z tego, co pamiętam, ktoś nawet próbował go przekupić. Nie można było przewidzieć takiej śnieżycy, więc nikogo nie obarczaj winą za to, co się stało! Lepiej się zastanówmy, co robić!

– Właśnie – poparła go Jennifer. – Najpierw sprawdźmy, czy jest tu coś do jedzenia i picia. Będziemy się chyba musieli przygotować do noclegu, prawda?

– Masz rację – poparł ją Rikard – Zaglądałem do pokoi, bo musieliśmy brać to pod uwagę już od początku. Parter jest stosunkowo nowocześnie urządzony. Dwa pokoje dwuosobowe, trzy jednoosobowe ze wspólną łazienką i toaletami w korytarzu. Najbliżej recepcji znajduje się bardzo ładny pokój, przypuszczalnie należący do dyrektora. Jedyny w całym domu z własnym prysznicem i toaletą. Pokoje na piętrze, nie wyglądają zachęcająco, a poza tym nie ma w nich kaloryferów. Sprawiają wrażenie bardzo staroświeckich.

– Tak, lepiej zostawmy je w spokoju – zadecydowała Trine Pedersen. – Jeśli można, zajmiemy pokój dwuosobowy. Co ty na to, Børre? – dodała szybko, jakby bojąc się samodzielnie podjąć decyzję. – A co z drugą dwójką…?

Nie dokończyła, ogarnięta wątpliwościami.

– Mogę w nim obozować razem ze Sveinem – rzekł Ivar. – Znam jego ojca i nie boję się, że zostanę napadnięty we śnie.

Zaśmiał się hałaśliwie, żeby pokazać, że to był tylko żart.

Svein, z zawadiackimi kasztanowymi lokami opadającymi na czoło i trochę zbyt pewnym siebie spojrzeniu, był bardziej sceptycznie nastawiony:

– Chrapiesz?

– Jak niedźwiedź. Ale założę tłumik. Chociaż ty pewnie najchętniej mieszkałbyś razem z panienką, co? Jennifer, tak masz na imię? Niemal jak z powieści w odcinkach!

– Ponieważ Jennifer jest prawie właścicielką hotelu, uważam, że powinna zająć najładniejszy pokój, ten przy recepcji – zadecydował Rikard. – A Louise Borgum, lektor Fretne i ja weźmiemy jedynki.

Jennifer gwałtownie zaprotestowała:

– Ale ja nie chcę spać tutaj sama! Nie odważę się!

– Przecież chodzi tylko o jedną noc – uspokoił ją Rikard. – Możesz zamknąć drzwi na klucz.

Louise pospieszyła z propozycją:

– Chętnie zajmę ten pokój, jeśli ma to pomóc Jennifer.

Rikard rzucił dziewczynie zdziwione spojrzenie. Znała je dobrze z czasów, kiedy ze sobą współpracowali.

Zrozumiała, co miał na myśli, i szybko odpowiedziała:

– Tylko tak żartowałam. Chętnie wezmę ten pokój, ale dziękuję za propozycję!

Kiedy już wszyscy się ogrzali, w każdym razie od zewnątrz, wysłano Jennifer do „swojej” kuchni, żeby się rozejrzała za czymś nadającym się do jedzenie lub picia. Ktoś poszedł, żeby się zająć elektrycznością, ktoś inny, żeby puścić wodę, a jeszcze inni postanowili lepiej się przyjrzeć swoim pokojom. Børre Pedersen, którego poproszono, żeby wyniósł z salonu ociekające wodą buty i trochę wytarł podłogę, wpadł w szał.

– Co, ja? Wycierać podłogę! Nigdy w życiu, to jest zajęcie dla bab! Niech one się tym zajmą.

– Znaleźliśmy się w sytuacji, która wymaga, aby każdy z nas okazał się przydatny – odezwał się ostro Rikard, ale Trine przyniosła już szczotkę do zamiatania i ścierkę do podłogi i zaczęła sprzątać. Jej mąż demonstracyjnie rozsiadł się na krześle.

Gdy skończyła, podeszła do drżącej z zimna Jennifer, stojącej bezradnie na środku kuchni ze świecznikiem w ręce.

– Mogę ci jakoś pomóc? – zapytała. Jej głos brzmiał o wiele pewniej niż wtedy, gdy w pobliżu był Børre.

Jennifer skwapliwie przytaknęła. Prace kuchenne nigdy nie były jej najmocniejszą stroną, usprawiedliwiała się, obiecując jednocześnie, że będzie pomagać, na ile tylko potrafi. Tak więc Trine objęła dowództwo…

Wzięła od Jennifer świecę i zaczęła zapoznawać się z zawartością szafek.

– Wygląda nieźle – stwierdziła, kiedy przejrzała wszystkie. – Sypkie produkty są na miejscu. Byłoby wspaniale, gdybyśmy jeszcze tylko mieli wodę. Jedzenia starczy na cały tydzień, jeśli będzie to konieczne.

– Chyba nie – zaśmiała się Jennifer. – Rikard powiedział, że na pewno wyruszymy stąd jutro przed południem. Taki pierwszy październikowy śnieg szybko się topi, więc dojdziemy do głównej drogi i złapiemy autostop.

Louise Borgum weszła do kuchni, rozejrzała się niespokojnie, po czym zapytała:

– Czy mogę być w czymś pomocna?

Trine odrzekła:

– Na razie, dopóki nie ma prądu, nie możemy zrobić zbyt wiele. Jeśli będziemy się musieli bez niego obyć, to obawiam się, że przyjdzie nam piec chleb z mąki i śniegu nad żarem z ognia w kominku.

– Nie ma żadnych konserw?

– Nie, jest tylko mleko w proszku, ale i do niego potrzebujemy wody.

– Czy sprawdzałyście w piwnicy? – zapytała Louise.

– Nie znalazłam klucza. A poza tym nie wiem, czy się odważę tam zejść w takich ciemnościach.

– Równie dobrze ja to mogę zrobić – zapewniła Louise Borgum.

Och, nie, nie idź tam, pomyślała z przerażeniem Jennifer. Tam na dole… ktoś jest, słyszał go Svein.

– Trine! – rozległ się wrzask Børrego. W ciemności dały się słyszeć jego niepewne kroki, a zaraz potem on sam pojawił się w drzwiach kuchni. – Trine, potrzebne mi kapcie, chodź nas rozpakować!

Jennifer popatrzyła z uwagą na rozgniewanego mężczyznę, nie rozumiejąc, o co mu chodzi, Trine zaś od razu pospieszyła z odpowiedzią:

– Zaraz przyjdę, tylko…

– Czy nie zabraliśmy czegoś do jedzenia? Jestem głodny, zrób mi jakąś kanapkę!

– Nie wiedziałam, że jesteś kaleką – odezwała się zdumiona Jennifer.

Børre odwarknął:

– Do diabła, wcale nie jestem kaleką!

– Chodzi mi o to, że sam nie potrafisz otworzyć torby ani naszykować sobie kanapek.

– To nie moja robota! Zarabiam rocznie sto trzydzieści tysięcy, ty bezczelna dziewucho, może to mało, co? Mam jeszcze pracować za innych?

Jennifer popatrzyła na niego ze współczuciem.

– Biedny człowiek – rzekła ze smutkiem. – To straszne kalectwo.

– Chodź, Børre – ponagliła go żona. – Przygotuję ci coś do jedzenia.

Akurat kiedy wyszli, zapaliło się światło. Włączyła się lodówka.

– Hurra! – wykrzyknęła radośnie Jennifer. – To rozwiązało mnóstwo naszych problemów.

Oczom kobiet ukazała się kuchnia w całym swoim ubóstwie.

– Wiem jedno – zaśmiała się Jennifer. – Nie reflektuję na ten dom! Nie potrafiłabym też prowadzić hotelu.

– A odważyłabyś się spędzić tu samotnie noc? – zapytała Louise.

– Nie zastanawiałam się nad tym. Właściwie nigdy się nie zastanawiam.

– Właśnie to zauważyłam – uśmiechnęła się Louise. – Zupełnie się z tobą zgadzam co do Børrego Pedersena. Tacy jak on doprowadzają do pasji feministki, a kobiety pokroju Trine to typowe niewolnice. Czy… ten policjant jest dla ciebie kimś specjalnym?

Jennifer odpowiedziała dopiero po zastanowieniu:

– Można chyba tak powiedzieć. Właściwie nigdy nie nawiązałam kontaktu z rodzicami. Mieli dość kłopotów ze sobą i nie byłam im potrzebna, poza tymi okazjami, kiedy mogli się pochwalić swoim aniołkiem A kiedy ten ich aniołek okazał się prawdziwym enfant terrible, nie wiedzieli, co robić, i znowu poświęcili się architekturze. Są mili i hojni, i strasznie zajęci, a także dumni z tego, że radzę sobie sama. „Dzieci należy przyzwyczajać do samodzielności”, tak mówią tym, którzy oczywiście chcą ich słuchać. Sama nie wiem, czy wierzą w to swoje usprawiedliwienie. W pewnym okresie mojego życia Rikard zastępował mi i matkę, i ojca. Potem zniknął.

Przy ostatnich słowach głos jej się załamał. Niemal w tym samym momencie zauważyła, że Rikard odszedł od drzwi. Najwyraźniej chciał wejść do kuchni, ale się rozmyślił. Zastanawiała się, ile mógł usłyszeć z jej długiej przemowy. Jennifer nie miała zwyczaju rozmawiać o swoim życiu, ale Louise Borgum, która właśnie przeglądała szafki i półki, przypadła jej do serca.

Tymczasem do kuchni wróciła Trine. Najwyraźniej już nakarmiła Børrego, pomyślała złośliwie Jennifer.

– Popatrzcie, kuchenka elektryczna działa! – ucieszyła się Trine. – A więc brakuje nam tylko wody.

– Chyba niedługo będzie – rzekła Louise. – Ivar powiedział, że kiedy tylko naprawią prąd, z łatwością odmrożą wodę w kranach. Oczywiście zakładając, że woda nie zamarzła gdzieś na zewnątrz, bo wtedy będzie gorzej.