– Te rękawiczki są naprawdę eleganckie – zauważyła Dory, przyglądając się uważnie rękom ciotki.

– Włożyłam je tylko dlatego, że ręce mam wysmarowane „Porcelaną”. Nie znoszę tych cholernych plam wątrobianych! Tylko twoja matka wierzy, że to wyjątkowo duże piegi – powiedziała smętnie Pixie. – Czy nie powinniśmy się stąd ruszyć? Nie wypada wchodzić na salę po podniesieniu kurtyny.

– Chyba masz rację. Coś tak zamilkł, Griff? – spytała Dory.

– Bez powodu. Pozwól, że ci pomogę… Pixie. – Spojrzał niepewnie na Dory i szepnął: – Jak mam się do niej zwracać?

– Oczywiście masz mi mówić „Pixie”. Jak wszyscy – oświadczyła, wyginając tak szyję, że peruka się przekrzywiła. – Leży jak trzeba, Griff?

– Moim zdaniem w porządku. Co powiesz, Dory? – Doskonale.

Z szelestem podbitej gronostajami peleryny Pixie kroczyła przez salę. Dory omal nie udusiła się ze śmiechu, gdy Griff uszczypnął ją w ramię.

– Ona ma na nogach tenisówki!

– Nie martw się, nikt tego nie zauważy, chyba że Pixie zapłacze się w tę cholerną pelerynę. Czy cioteczka nie jest słodka?

Griff uśmiechnął się od ucha do ucha, służąc ramieniem obu paniom.

– Wszyscy będą mi zazdrościć. Dwie takie piękne damy! Czy mężczyzna może marzyć o czymś więcej?

– Raczej nie – burknęła Pixie. – Podoba mi się twój chłopak, Dory. Umie docenić prawdziwe piękno.


– Teatr ma jedną wielką wadę – szepnęła Pixie podczas trzeciego aktu. – Nie roznoszą w trakcie spektaklu nic do jedzenia.

Dory szturchnęła Griffa, który zdrzemnął się w fotelu. – Przyszedł tylko dlatego, że ja lubię teatr. Na pewno wolałby siedzieć w domu i oglądać mecz. Czy nie jest cudowny, Pixie?

– A ty chodzisz z nim na mecze? – spytała szeptem Pixie.

– Chodzę na zapasy. Nie znoszę tego, ale kibicuję jak wszyscy. Griff ubóstwia zapasy.

– Jeden z moich ukochanych mężów też ubóstwiał zapasy, ale nie pamiętam który. Nic dziwnego, że się zdrzemnął, bo ta sztuka jest strasznie nudna. Opowiadałam ci już, że zawarłam korespondencyjną przyjaźń?

– Nic nie mówiłaś. Z mężczyzną czy z kobietą? Co za głupie pytanie! Jaki on jest?

– Fantastyczny. Przynajmniej tak mi się zdaje. Już coś niecoś o sobie wiemy. Zamierzam kiedyś poznać go osobiście. Pisuje urocze listy.

– A ty co mu piszesz?

– Kłamię jak z nut. Żadna kobieta nie mówi mężczyźnie prawdy, chyba kompletna idiotka. Mam na myśli panie w moim wieku. Obudź lepiej swego śpiącego królewicza, zanim sztuka się skończy. To miły chłopak, Dory. Podoba mi się.

Dory wydała westchnienie ulgi. Przez cały wieczór czekała niecierpliwie na opinię Pixie. Dwoje najdroższych jej osób poczuło do siebie sympatię!

– Bardzo się cieszę. – Pixie wiedziała, jak Dory liczy się z jej zdaniem.

– Wcale nie spałem, przymknąłem tylko oczy – tłumaczył się niezbyt mądrze Griff. Pixie tylko się uśmiechnęła. Teatr to nudziarstwo. Ona sama też wolałaby zapasy od spektaklu na Broadwayu.

– Wsadzimy cię do taksówki, Pixie – powiedziała Dory. – Chętnie bym cię odprowadziła do domu, ale czeka mnie jutro ciężki dzień, a Griffa jeszcze cięższy.

– A więc nie strzelimy sobie kielicha przed snem? Planowałam, że wpadniemy do Gallaghera, poderwiemy jakichś przystojniaków i zabawimy się trochę. Prawdę mówiąc, zamierzałam sama ich podrywać, a ty miałaś obserwować mnie w akcji. Teraz, kiedy poznałam już Griffa, uważam, że nie powinnaś zadawać się z byle kim.

– Pixie, on się nazywa Griff, nie Griff. Może umówimy się innym razem? Chętnie obejrzę cię w akcji, ale jutro czeka mnie naprawdę męczący dzień.

– Dla mnie on zawsze będzie Griffem. Nawet to do niego pasuje. Jasne, że możemy się wypuścić w innym terminie. Trzymaj się tego faceta, bardzo ci się udał.

– Wiem – roześmiała się Dory.

Griff przywołał taksówkę i podał adres Pixie.

– Zapomnij o tym adresie. Pojedziemy do Gallaghera – zakomenderowała Pixie. – Wiesz, gdzie to jest?

– Mowa! – Kierowca mrugnął do Pixie.

– No to ruszaj, człowieku! – powiedziała Pixie, opadając na siedzenie.

– Już się robi. – Szofer uśmiechnął się w duchu. Nie takich woził pasażerów! Zwłaszcza na nocnej zmianie nie brakowało rozmaitości.

Zakochanym bardzo trudno było się rozstać, ale Dory i Griff postanowili, że na tym zakończą wieczór. Każde z nich odjechało inną taksówką. Dory była zbyt zmęczona, by się smucić. Co za dzień!


Griff słuchał jednym uchem gadatliwego kierowcy, gdy jechali przez miasto. Jego myśli krążyły wokół Dory, jej przemiłej, ekscentrycznej cioci i czekającej go rano przeprowadzki. Jutro o tej porze znajdzie się w nowym otoczeniu… Jego marzenie nareszcie się urzeczywistniło! A za dwa tygodnie wszystko stanie się jeszcze wspanialsze, kiedy przyjedzie Dory. Nadal dręczyło go to, że nie zdecydowała się wyjść za niego, ale powoli oswajał się z nowym układem.

– I co powiesz, koleś, mam rację czy nie?

– A jakże… – mruknął Griff z roztargnieniem.

– Z ust mi wyjąłeś! Jeśli jakaś szurnięta drużyna futbolowa chce wybulić pięć milionów dolców, to trzeba brać forsę, póki się nie rozmyślą! Cholera, chłopak zawsze zdąży wrócić do szkoły!. Najbardziej obiecujący obrońca, jakiego widziałem! Zrobi karierę na pewniaka!

– Jasne… – Starsza pani jest naprawdę urocza. Właśnie tak ją sobie wyobrażał. Nic dziwnego, że i Dory, mając taką ciotkę, jest niezwykła. Starsza pani polubiła go i zaakceptowała, był tego pewny. A te jej kokieteryjne spojrzenia! Griff uśmiechnął się pod wąsem. Jego zdaniem Pixie była na medal. Jednak aż się wzdrygnął na myśl, co powiedziałaby o niej jego matka!

Sztuka nie była zła, o ile mógł się zorientować. Nie miał nic przeciwko temu, żeby pójść z Dory do teatru albo na jakiś musical; gdyby jednak od niego zależało, wybrałby zapasy. Dory bez sprzeciwu chodziła z nim na zawody, choć Griff dobrze wiedział, że sport jej zbytnio nie pociągał.

– Chyba Georgia obejdzie się bez Walkera, co? A ty jak myślisz, koleś? Dobrze chłopak robi?

– Jasne… – Teraz, kiedy wielka zmiana w jego życiu właściwie już się dokonała, Griff był przekonany, że podjął właściwą decyzję. O klinikę się nie bał. Miał tylko trochę wątpliwości, jak będzie się mu mieszkało z Dory. Powtarzał jednak sobie, że to słuszna decyzja.

– Proszę stanąć, tutaj wysiądę. Dalej pójdę pieszo. A raczej pobiegnę. – powiedział, wtykając kierowcy banknot dziesięciodolarowy. – Reszta dla pana, a co do Walkera ma pan stuprocentową rację: to najbardziej obiecujący obrońca, jakiego widziałem.

– Otóż to, koleś! – Kierowca uśmiechnął się szeroko, chowając dziesiątkę od Griffa. – No to na razie. Uważaj, bo zapędzisz się do Jersey; to nie tak znów daleko: po drugiej stronie rzeki.

Pobiec czy nie? Griff spojrzał na swe wieczorowe ubranie i lakierki. Bez wahania pochylił się i ściągnął buty i skarpetki. To tylko cztery przecznice! Nikt w Nowym Jorku nie zwróci na niego uwagi, jeśli pobiegnie na bosaka! Cholera, ależ się wspaniale czuł! A jutro poczuje się jeszcze lepiej!

2

Dory przez cały czas ściskało w żołądku, gdy stała w windzie obok Davida Harlowa, który nachalnie ocierał się o nią ramieniem. Zauważyła domyślne spojrzenia kobiet z innych działów, gdy pan Harlow prowadził ją do windy. Wieść o ich wspólnej kolacji już się rozniosła. Dory zdawało się, że w oczach niektórych dostrzega współczucie. Może się jej przywidziało? A jeśli nie?

Pan Harlow przepuścił ją w drzwiach obrotowych w holu. Przysuwał się zbyt blisko i ściskał ją za łokieć, gdy szli ulicą.

– Weźmiemy taksówkę? A może się przejdziemy? – spytał.

– Chodźmy pieszo. Taki ładny wieczór. Przyda nam się trochę ruchu po całodziennym siedzeniu za biurkiem. – Dory pomyślała, że za żadne skarby nie wsiądzie do taksówki z Davidem Harlowem. Jeśli wszystkie opowieści na jego temat były prawdziwe (a zaczynała wierzyć, że były!), nie miała zamiaru pozwolić mu, żeby ją obmacywał.

W drodze do restauracji gawędzili o tym i owym. Dory wzdrygnęła się i próbowała się odsunąć, gdy Harlow objął ją ramieniem, kiedy czekali, aż zaprowadzą ich do stolika. Było coś zaborczego w tym geście – zdecydowanym, zbyt pewnym siebie.

– Czego się napijemy?

– Gorzka z lodem – odparła bez namysłu Dory. Nie da zbić się z tropu! I z całą pewnością nie pozwoli sobie w jego towarzystwie na więcej niż dwa kieliszki. Musi zachować przytomność umysłu. Miał to być pamiętny dzień, ważny krok na drodze do przyszłej kariery… gdyby się na nią zdecydowała. Nie pozwoli, żeby zepsuł go ktoś taki jak David Harlow! Czemu nie wykręciła się jakoś od tej kolacji? Była tak pochłonięta swoimi sprawami, tak pewna siebie – a on wystąpił z propozycją akurat wtedy, gdy gotowa była zmierzyć się z całym światem! Przez całe popołudnie żałowała swej decyzji, ale było już za późno.

– Mają tu doskonałą kuchnię – powiedział Harlow, unosząc w górę kieliszek. – Wypijmy za naszą długą i owocną współpracę!

– Idę teraz na urlop, panie dyrektorze. A nasza długa i owocna współpraca to w najlepszym wypadku kwestia przyszłości. – Dory zaschło w ustach, ledwie mogła mówić. Facet zdecydowanie jej się nie podobał! Nie pociągała jej ani jego reputacja rozpustnika, ani bezczelna pewność siebie.

– Z urlopu się wraca – powiedział Harlow z nutką wyższości w głosie. – Dobro „Soiree” leży mi na sercu. Mam tu, w kieszeni, twoją nominację, Dory. Moglibyśmy razem stworzyć doskonały… zespół. – Znacząca pauza w jego wypowiedzi nie uszła uwagi Dory. – Kiedy Lizzie zaproponowała cię na swoją następczynię, podpisałem się obiema rękami pod jej decyzją. Zdążyłem się już porozumieć z członkami zarządu i wyrecytowałem im całą litanię twoich zalet i osiągnięć. Wszyscy niecierpliwie oczekujemy twego powrotu.