– Dobrze. Lizzie zupełnie mnie zaskoczyła. Mówię szczerze, trudno mi wprost w to uwierzyć. To szansa, jaka trafia się raz w życiu. – Jednak podobnie jest z moim doktoratem. Będę musiała sobie to wszystko dokładnie przemyśleć. Czy wiedziałaś o adopcji i o tym, co Lizzie mi zaproponowała?

– Coś tam wiedziałam. Jej sekretarka gadała na prawo i lewo, że od kilku miesięcy Lizzie jest w kontakcie z agencją adopcyjną. Nikt nie chciał poruszać tego tematu, w obawie że jednak nic może nie wyjść z adopcji. Wiesz, jak nieprzytomnie Lizzie pragnie dziecka. A gdyby odeszła, kto mógłby ją zastąpić jak nie ty?

– Mogliby sprowadzić kogoś z zewnątrz. Byłam jak ogłuszona. Nie miałam o niczym pojęcia. Chyba nigdy nie zapomnę tego dnia!

– Ten dzień jeszcze się nie skończył. Czeka cię teraz kolacja i teatr, a jutro randka z wszechwładnym szefem! Powiesz mi, jak się zachował, dobrze? Oka nie zmrużę ze strachu o ciebie!

– Na litość boską, Kary, dlaczego kolacja z panem Harlowem to coś aż tak groźnego?

Katy zrobiła buzię w ciup: jej pełne wargi przybrały kształt różanego pąka.

– Ponieważ pan Harlow właśnie się rozwiódł, a rozwodnikom dokucza samotność. Na litość boską, Dory, czy muszę ci tłumaczyć, że grube ryby w rodzaju Davida Harlowa nieraz zmuszają podległe im osoby…

– Do kontaktów seksualnych? – Dory roześmiała się. – Nie martw się o mnie! Jestem przekonana, że nic mi nie grozi. To spotkanie na gruncie czysto zawodowym.

– Cassie Roland też tak myślała – mruknęła Katy.

– A któż to taki?

– Cassie Roland to dziewczyna z działu reklamy – szepnęła Katy. – Podobno Harlow zwabił ją w ustronne miejsce i ściągnął jej majtki, zanim się opamiętała.

– Katy, jestem zdumiona, że powtarzasz takie plotki! Czyżby ich przyłapano? – zachichotała.

– A jak myślisz, dlaczego się właśnie rozwiódł? Czy nic do ciebie nie dotarło przez te osiem lat?! Wszyscy wiedzą, że pracę w dziale reklamy dostanie tylko ta, która się prześpi z Harlowem!

– Nigdy nie zajmowałam się takimi plotkami – powiedziała Dory. – I cóż się stało z Cassie Roland? Dostała awans?

– Jasne, że tak. Przeniosła się do Dakoty i rozjeżdża się mercedesem 380SL. Podobno otrzymuje prace zlecone!

– Poradzę sobie z nim.

– Spędzisz najbliższy weekend w Waszyngtonie?

– Chcę wyjechać rano w piątek. Żony wspólników Griffa podobno już zaczęły szukać dla nas mieszkania. Griffna razie zatrzyma się u Johna. Jeszcze nie wyjechał, a ja już za nim tęsknię! Chce mi się płakać na samą myśl, że od jutra go tu nie będzie.

– A mówisz, że jeszcze nie dojrzałaś do małżeństwa! Wyraźnie szalejesz za tym facetem, a jednak nie chcesz za niego wyjść. Wasz nieoficjalny związek może się niektórym nie spodobać. Nie wszyscy mają takie liberalne poglądy jak my. Co wiesz o żonach jego wspólników i o innych kobietach, z którymi będziesz się tam stykać? Niewiele, prawda? Bardzo bym się zmartwiła, gdyby cię zraniono albo upokorzono. Przypuszczam, że jesteś na tyle doświadczona życiowo, że sobie z tym poradzisz, ale co będzie z Griffem? Wygląda na przemiłego faceta, a jeśli będzie leczyć konie, zetknie się z najbardziej wpływowymi osobistościami. Mówię o wybitnych politykach, o przedstawicielach starych, bogatych rodów. Nie możesz myśleć tylko o sobie. Nie wplącz się w taką matnię, z której nie zdołasz się wyrwać. Chciałabym być pewna, że jeśli podejmiesz jakąś decyzję, to zrobisz to nie z musu, ale z potrzeby serca.

– Możesz być tego pewna! Griff i ja jesteśmy ze sobą szczerzy. Powiedział, że mnie rozumie i zaczeka, aż podejmę decyzję. Nie zrobię niczego pochopnie. W tym momencie takie właśnie rozwiązanie jest dla mnie najlepsze. Z resztą poradzę sobie później, w stosownej chwili. Wiem tylko, że kocham zarówno jego, jak moją pracę. Muszę znaleźć sposób, by pogodzić ze sobą obie te miłości; pierwszym krokiem będzie powrót na studia. Na razie tylko na to mnie stać. I wszystko załatwiamy uczciwie. Żadne z nas nie wyobraża sobie, że mogłoby być inaczej.

– W porządku, przekonałaś mnie – powiedziała Katy, moszcząc się wygodniej w obitym skórą fotelu. Zsunęła pantofle i odetchnęła z ulgą. – Gdyby mi się udało schudnąć, na pewno nogi tak by mi nie dokuczały. – Skrzywiła się. – Zupełnie nie rozumiem, jak możesz paradować na tych wysokich obcasach?! Ile masz już par pantofli? Sto sześćdziesiąt sześć? Czy bardzo się pomyliłam?

Dory roześmiała się. W pierwszej chwili wcale nie była ubawiona tym, gdy odkryła, że personel pomocniczy robi zakłady na temat liczby jej obuwia. Potem jednak przywykła do tego.

– Nic ze mnie nie wyciągniesz.

– Chętnie bym z tobą dłużej pogawędziła, ale muszę uprzątnąć swoje biurko i skoczyć do korekty. Potem wracam do domu, do miłości mojego życia. Mam na myśli kota Goliata, a nie męża. Z mężem teraz nie rozmawiamy. Wczoraj była jego kolej na zrobienie przepierki. Wymigał się. Powiedział, że bolą go plecy, a to jest „typowo kobiece zajęcie”. Wkurza mnie!

– To dlatego, ponieważ zarabiasz więcej niż on. Już ci mówiłam, że każdy dolar różnicy wprawia go w kompleksy. Byłoby chyba lepiej, żebyś dobrowolnie zrezygnowała z następnej podwyżki. Kroi ci siew przyszłym miesiącu, prawda? – Dory mówiła to, żartobliwie, ale coś w jej spojrzeniu sprawiło, że Katy odpowiedziała dopiero po namyśle.

– Z podwyżki nie zrezygnuję, nie ma mowy. Chyba jednak będę musiała zastanowić się nad naszym małżeństwem.

Dory nic nie odpowiedziała i tylko patrzyła ze współczuciem, jak Katy pochyla się i z trudem wkłada pantofle na spuchnięte nogi. Gdy skrzywiła się z bólu, Dory odwróciła wzrok.

– Do jutra. Jeszcze raz dziękuję za zaproszenie.

– Polecam się na przyszłość – powiedziała Katy i, kulejąc, wyszła, z gabinetu.


Jeszcze jeden dzień dobiegł końca. Z jakiegoś powodu ta myśl zasmuciła Dory. Niewiele już zostało takich dni. Nie wolno się rozklejać! Klamka zapadła: odchodzi z redakcji. Może tu wróci, a może nie. Na razie czeka ją wieczór w towarzystwie ciotki i Griffa. To jego ostatni wieczór w Nowym Jorku. Umówił się z nią do teatru po tak ciężkim dniu, mając jeszcze tyle spraw do załatwienia. To tak dla niego typowe! Okazywał jej miłość na wiele różnych sposobów, a ona po swojemu odwzajemniała jego uczucia. Każde z nich gotowe było nie tylko brać, lecz i dawać. Dla Griffa spektakl teatralny nie będzie oczywiście męczarnią, ale z pewnością wolałby robić coś innego. Wyrozumiały, dobry, cudowny Griffi Dory uprzątnęła swe biurko i zatelefonowała do Griffa w sprawie spotkania w kawiarni. Był zgodny jak zawsze.

– Kocham cię – powiedziała cichutko.

– Co ty powiesz? – mruknął Griff.


Dory od razu się zorientowała, że Pixie weszła do kawiarni, zanim jeszcze ją dostrzegła. Po wejściu ciotki zapadła nagła cisza. Dory uśmiechnęła się: Pixie jak zawsze wzbudza sensację. Wstała i pomachała ręką:

– Tutaj, Pixie!

– Boże święty, ależ ty fantastycznie wyglądasz, Dory! To u nas dziedziczne. Chyba się nie spóźniłam? – spytała i rozejrzała się dokoła. – A gdzie Griff? Czy przyjdzie?

– Oczywiście. Powinien tu być lada chwila. Skąd wytrzasnęłaś takie ciuchy? Masz nową perukę? Czy to prawdziwe brylanty? A ta peleryna naprawdę jest podbita gronostajami?

– Nie wszystko naraz! Gdybym ci powiedziała, skąd to mam, i tak byś mi nie uwierzyła. Peruka rzeczywiście jest nowa. Zawsze chciałam mieć czarną. Musiałam ją kupić, bo we wszystkich innych wyglądam jak Cher. Jestem równie chuda jak ona, ale na tym podobieństwo się kończy. Oczywiście brylanty są prawdziwe. Twoja matka dałaby sobie wyrwać resztę zębów, żeby je zdobyć! A innej peleryny nie udało mi się znaleźć. Cóż z tego, że jest odrobinkę za ciepła? Mam nadzieję, że w teatrze jest klimatyzacja. Gronostaje można nosić zawsze i wszędzie. Czego się napijemy?

– Kawy. Już zamówiłam.

Pixie rozejrzała się, czy w lokalu podają jakieś trunki. Nie widząc nic prócz ekspresu do kawy, sięgnęła do torebki i wydobyła z niej srebrną flaszkę. Zaniosła się teatralnym kaszlem i, doprawiając obficie kawę, wyjaśniła na użytek kelnerki:

– Muszę brać lekarstwo.

– Mnie to nie przeszkadza – odparła znużonym głosem kelnerka.

– Spryciula! – skrzywiła się Pixie.

– O, już idzie Griff! – zawołała Dory.

– Nie mówiłaś, że taki z niego przystojniak! – zauważyła Pixie. Podała Griffowi rękę. – Zabaw się w Europejczyka i przynajmniej udawaj, że całujesz mnie w rękę! Ubóstwiam takie przejawy galanterii. Popatrz na te żądne sensacji biedactwa. Będą miały o czym gadać przez kilka dni!

Griff z trudem przełknął ślinę, gdy Dory dokonywała prezentacji. – Nic sienie przejmuj, chłopcze. Większość ludzi reaguje w ten sposób na mój widok. Prawda, Dory?

– Święta prawda – przytaknęła Dory.

– Zawsze chciałam być na ustach wszystkich, mieć sławę, rozgłos.

– W naszym domu ciągle się o tobie mówi – stwierdziła Dory, gdy usiedli. – Dzwoniła dziś do mnie mama i wspomniała, że udałaś się jak co roku na badania lekarskie. Jak wypadły?

– Doktor był zaskoczony. Nie mógł doszukać się u mnie żadnej choroby. Wysłałam twojej matce telegram, że prawdopodobnie wyżyję. Dostanie go jutro i powinno jej to popsuć humor. Doktor był zdumiony, gdy przejrzał moje papiery i przekonał się, ile razy mnie operowano. Powiedział: „Zdumiewające, że kobieta dobrowolnie tyle razy idzie pod nóż!” Dodał jeszcze, że powinnam się postarać o kota albo o innego zwierzaka, by mi umilał jesień życia. Powiedziałam mu bez wahania, co o tym myślę. Pociągniesz sobie, Griff? – podsunęła mu swoją flaszkę. Griff wzruszył ramionami i łyknął.

– Boże, co to takiego?… – wycharczał.

– Niektórzy mówią o tym „księżycówka”, inni nazywają to bimbrem. Mam w kuchni całą beczkę. To spuścizna po jednym z moich mężów. W tej chwili nie bardzo pamiętam po którym, ale kiedyś sobie przypomnę.