– Ale nie zachowujesz się jak kobieta, którą chciałbym mieć za żonę.

Ubodło ją to tak mocno, że spojrzała na niego i gniewnie zmrużyła oczy.

– Kiedyś chciałeś się że mną ożenić, ale nie przyjęłam twoich oświadczyn – rzekła podejrzanie słodkim głosem. – Może o tym zapomniałeś?

– Nie zapomniałem – odparł po ledwo dostrzegalnym wahaniu. – Ale teraz szukam w kobiecie czegoś więcej, niż tylko urody.

– Na przykład?

– Uczucia. Nie potrafisz tego zrozumieć, prawda? Dla ciebie miłość nigdy nie była ważna.

Rosalind wpiła paznokcie w dłonie, aby nie wybuchnąć i nie zdradzić się z tym, że sprawił jej przykrość.

– Chyba dobrze się stało, że nie wyszłam za ciebie – wycedziła przez zaciśnięte zęby.

– Na pewno – zgodził się bez namysłu.

– Widzę, że jesteś mi wdzięczny.

– Nie powiem, żebym wtedy czuł wdzięczność, ale faktycznie miałaś rację, że nie pasujemy do siebie.

Nadal tak uważała, a jednak nie stanowiło to pociechy ani po rozstaniu przed laty, ani teraz. Wtedy gniew bardzo prędko minął, a zostało przygnębienie.

– Chyba po raz pierwszy zgadzasz się ze mną w jakiejś kwestii – powiedziała ze smutkiem.

– Czyżby?

Zastanawiała się, czy on też pomyślał o tamtym okresie, gdy stale się kłócili i skakali sobie do oczu, ale prędko się godzili. Tylko jako kochankowie zawsze byli zgodni. Miała wrażenie, że jeszcze teraz czuje na swym ciele jego usta i dłonie.

Milczeli, pogrążeni w myślach. Rosalind wróciła wspomnieniami do przyjęcia z okazji dwudziestych pierwszych urodzin Emmy. Podczas gdy sąsiad nalewał szampana do kieliszków, rozejrzała się i zauważyła mężczyznę, którego oczy przyciągały i ją jak magnes. Z trudem oderwała od niego wzrok i prędko wypiła szampana do dna.

Gdy ponownie spojrzała w tę samą stronę, już go nie było. Irytowało ją, że nieznajomy wzbudził w niej tak duże zainteresowanie, mimo to szukała go, przechodząc od jednej grupy gości do drugiej. Nie znalazła, jakby zapadł się pod ziemię i gdy już straciła nadzieję, zauważyła go koło Emmy.

– Ros, to Michael, mój brat – powiedziała przyjaciółka.

Rosalind z bliska spojrzała w chłodne szare oczy i serce przestało jej bić. Michael niczym nie zdradził, że przedtem wymienili wiele mówiące spojrzenie. Był uprzejmy, lecz obojętny, co ją niemile zaskoczyło, ale i intrygowało, ponieważ była przyzwyczajona do powszechnego uwielbienia. W jego głosie słyszała jakby szyderstwo, w oczach widziała dezaprobatę; oburzyło ją, że jest krytycznie do niej nastawiony. Jej zdaniem wcale nie był przystojny, ale musiała przyznać, że ma niezwykły urok. Był bratem szkolnej koleżanki, którego znała z opowiadań, więc nie mogła pojąć, dlaczego tak ją pociąga.

Oboje podświadomie wiedzieli, że ich znajomość nie ma przyszłości. Michael nie należał do eleganckiego, powierzchownego świata Rosalind, a ona była egzotyczną istotą w jego kręgach. W zasadzie nie mieli z sobą nic wspólnego, a jednak… Wystarczał najlżejszy dotyk i wszystkie różnice znikały. Po tylu latach wciąż czuła dreszcz podniecenia, jaki ją ogarnął, gdy Michael pierwszy raz ujął jej twarz w dłonie.

Nie mogąc się opanować, zerknęła w bok na jego ręce i zalała ją fala wspomnień. Widziała i czuła jego dłonie na sobie, jeszcze teraz niemal omdlewała…

Oderwała oczy od rąk i spojrzała na usta, które w chwili obecnej były mocno zaciśnięte, lecz pamiętała, jak rozchylały się w nieoczekiwanym uśmiechu, który przyprawiał ją o zawrót głowy, dając takie uczucie szczęścia, jak gdyby otrzymała gwiazdkę z nieba. Te usta, całując ją, wywoływały niebywałą rozkosz.

Zdawała sobie sprawę, że zachowuje się nierozsądnie, więc zmusiła się, by oderwać od niego oczy i wyglądać przez okno. Znała ludzi, którzy po zerwaniu z sobą spotykali się jak gdyby nigdy nic i dlatego postanowiła udawać, iż zapomniała o łączącej ich kiedyś namiętności.

– Czy zadzwoniłeś i uprzedziłeś o naszym przyjeździe? – spytała, aby przerwać milczenie.

– Tak. Powiedziałem ciotce, że przyjadę trochę później, z żoną i dzieckiem.

– Co pani Brooke na to?

– Właściwie nie wiem. – Wzruszył ramionami. – Ciotka zareagowała dość szorstko, ale może jest oschła z natury.

Rosalind usiadła wygodniej i odetchnęła zadowolona, że Michael raczy z nią rozmawiać.

– Emma uprzedziła mnie, że wasza ciotka jest nieco ekscentryczna.

– Tak nam opowiadano, ale właściwie niewiele o niej wiemy. Ostatni raz widziałem ciotkę Maud, gdy miałem dziewięć lat. Onieśmielała mnie, ale mimo to ją polubiłem, bo rozmawiała z dziećmi tak jak z dorosłymi.

– Jeśli wtedy miałeś dziewięć lat, to nie widziałeś jej od dwudziestu!

– Dokładnie dwadzieścia dwa lata – uściślił. – Ciotka, a właściwie cioteczna babka, bo była żoną brata mojego dziadka, kiedyś posprzeczała się z babcią. Nie wiem, o co im poszło… może o drobiazg… padły ostre słowa, obie strony się obraziły i ciotka zerwała wszelkie kontakty z rodziną. Brat dziadka zmarł pięć czy sześć lat temu i, jeśli mam być szczery, myślałem, że ciotka też już nie żyje. Aż tu przed kilkoma miesiącami niespodziewanie przyszedł od niej list.

– Jednak się odezwała.

– Napisała, że już sobie nie radzi z prowadzeniem spraw po mężu i praktycznie kazała mi, jako jedynemu mężczyźnie w rodzinie, przyjechać i wszystkim się zająć.

Rosalind rzuciła mu ukradkowe spojrzenie i. pomyślała, że starsza pani musi być odważną kobietą.

– Pewno ośmieliła się dawać ci rozkazy, bo cię nie zna * rzekła z przekąsem.

Michael uśmiechnął się. Właściwie nie był to uśmiech, lecz drgnienie ust, ale Rosalind uznała, że dobre i to i są na właściwej drodze do nawiązania poprawnych kontaktów.

– Nie powiem, żebym był zachwycony – przyznał niechętnie. – W pierwszej chwili miałem zamiar poradzić, żeby zatrudniła dobrego adwokata, ale jej list trochę mnie zaniepokoił. Między wierszami wyczytałem, że ciotka pragnie właśnie mojej pomocy, lecz jest zbyt dumna, żeby otwarcie to powiedzieć. Jest bezdzietną staruszką, została zupełnie sama. – Przerwał, aby wyminąć trzy ciężarówki, wlokące się jedna za drugą, po czym podjął: – Odpisałem, bo podejrzewam, że załatwienie spraw majątkowych jest pretekstem do nawiązania ponownych kontaktów z rodziną. Uprzedziłem, że pracuję na drugim końcu świata i trudno mi się wyrwać, ale obiecałem, że przyjadę, gdy tylko będę mógł wziąć urlop. Teraz nadarzyła się pierwsza okazja.

– Przejechałeś taki szmat drogi, żeby zrobić przyjemność starej ciotce, której nie widziałeś przez ponad dwadzieścia lat?

– Oprócz Emmy i mnie nie ma nikogo bliskiego, a dla nas, po śmierci rodziców, jest jedyną krewną. Nie mogę i nie chcę odcinać się od niej.

Rosalind obejrzała się i popatrzyła na śpiącego Jamiego.

– Rozumiem cię i wiem, co czujesz. Początkowo sądziłam, że nie będę przejmować się bratem, ale okazało się, że nie potrafię.

– Chciałaś zlekceważyć własnego brata? – zawołał oburzony. – I to takie małe dziecko?

Nie od razu odpowiedziała. Speszyła się, nerwowo splotła dłonie i spuściła wzrok.

– Chyba byłam zazdrosna – wyznała z ociąganiem. – Wiem, że to brzydkie uczucie i źle o mnie świadczy, ale Natasha mi się nie podobała, zresztą ja jej też nie. Po ślubie ojca poczułam się wyrzucona poza nawias, wyprowadziłam się z domu i kupiłam sobie mieszkanie. Gdy Jamie przyszedł na świat, sytuacja jeszcze się pogorszyła. – Mówiła lekkim tonem, z nutą autoironii, ale za jej słowami kryło się prawdziwe cierpienie. – Przez całe życie byłam ukochaną jedynaczką, a tu pojawiło się drugie dziecko.

– Iw dodatku chłopiec. Nic dziwnego, że było ci to nie w smak.

– Niestety. – Na jej policzki wypłynął lekki rumieniec, – Nie jestem z tego dumna… Ojciec był wniebowzięty, że ma syna i dziedzica. – Przygryzła wargę. – Powinnam była cieszyć się razem z nim. Teraz żałuję… Szkoda, że ojciec nie widzi, jak opiekuję się Jamiem.

– Czy dlatego teraz tak się poświęcasz dla malucha? Bo masz wyrzuty sumienia?

– Nie, po prostu Jamie stał mi się bardzo bliski. Ale życie się skomplikowało, bo ojciec zostawił straszny bałagan w interesach, więc gimnastykuję się, żeby stopniowo wszystko uporządkować. Odziedziczyłam udziały w wielu spółkach, o których nigdy nie słyszałam i stale muszę podpisywać jakieś dokumenty albo podejmować decyzje w sprawach, o których nie mam pojęcia.

– Współczuję.

– Początkowo Jamiego też traktowałam jedynie jak problem, o którym trzeba czasem pomyśleć. Jeszcze jedna osoba, za którą muszę podejmować decyzje… Pewnego dnia poszłam do pokoju dziecięcego, żeby omówić z niańką pensję i zobaczyłam Jamiego, siedzącego na podłodze na środku pokoju. Nie bawił się, siedział zgarbiony i kurczowo przytulał misia. Był taki malutki, taki opuszczony.

Oczami wyobraźni zobaczyła, jak to było. Otworzyła drzwi i przystanęła na progu, ponieważ ogarnęła ją czułość tak nieoczekiwana, że niemal porażająca. Dawno temu nauczyła się, że miłości nie należy ufać i sądziła, że uzbroiła się przeciw uczuciom, a tymczasem, gdy zobaczyła smutne dziecko, zbroja pękła.

– Wyglądał tak samo jak ja kiedyś. Michael spojrzał na nią zdumiony.

– Jak ty?

– Wiem, co to znaczy chować się bez matki – powiedziała cicho – bo większość dzieciństwa spędziłam sama w dziecięcym pokoju. Często przysłuchiwałam się, jak kolejne niańki żądają coraz więcej pieniędzy za opiekę nade mną, więc wiedziałam, że mnie nie kochają. Tego dnia spojrzałam na Jamiego innymi oczami i zdałam sobie sprawę, że to przecież mój brat i że ma tylko mnie. Chciałam mu wyjaśnić, dlaczego wcześniej go nie kochałam i obiecać, że nadrobię wszystkie stracone dni, ale nie potrafiłam. Trzyletnie dziecko i tak by tego nie zrozumiało.

– Myślałem, że nie wierzysz w miłość – rzekł Michael z nutą goryczy w głosie.

Oboje pamiętali, że tak twierdziła przed pięciu laty. Rosalind stanął przed oczami wyraz jego twarzy, gdy mu to powiedziała i zawstydziła się.