Serce wie najlepiej

Married for a Month

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Rozległ się dzwonek przy drzwiach frontowych, więc Emma Brooke poszła otworzyć. Jej brat Michael, zmęczony po kilkunastogodzinnej podróży samolotem, stanął przy oknie i masując zesztywniały kark, zastanawiał się, czy ma siłę, by jeszcze tego samego dnia wynająć samochód i jechać dalej. Intuicja nie ostrzegła go, że za chwilę zapadnie wyrok losu i zmieni się życie, które tak mozolnie układał sobie przez pięć lat.

Weszła Emma i od progu zapytała:

– Pamiętasz Rosalind Leigh, prawda?

Opuścił rękę i powoli odwrócił głowę, łudząc się, że błędnie usłyszał imię lub nazwisko. Nie, nie przesłyszał się. Do pokoju weszła piękna kobieta o zielonych oczach i uwodzicielskim uśmiechu. Przez pięć lat często mu się śniła i mimo starań nie zdołał wymazać jej z pamięci.

– Dzień dobry, Michaelu.

Stała w pozie nasuwającej przypuszczenie, że jest niezachwianie pewna swej urody i tego, że zawsze otrzymuje wszystko, na co ma ochotę. Wyglądała tak, jakby spodziewała się, że każdy mężczyzna z zachwytu padnie przed nią na kolana.

Zaciskając pięści, Michael pomyślał, że tym razem nie ulegnie jej urokowi. Już raz przed nią klęczał, a wspomnienie owej sceny było tak upokarzające, że postanowił nie narażać się nigdy więcej na równie gorzkie doświadczenie.

– Dzień dobry – rzekł głosem bez wyrazu.

Zrobiło mu się niedobrze, jak gdyby z rozpędu wpadł na przeszkodę. Spojrzał na siostrę z wyrzutem, lecz Emma uśmiechała się serdecznie i patrzyła na niego zdziwiona, jakby spodziewając się żywszej reakcji na niespodziankę, którą mu zgotowała.

– Dawno się nie widzieliście, więc porozmawiajcie o tym, co się w ciągu tych lat wydarzyło, a ja pójdę zaparzyć kawę.

Rosalind wpatrywała się w Michaela z napięciem. Była bardzo zdenerwowana, więc ulżyło jej, gdy zobaczyła, że i on jest spięty. Jego szare, lekko zmrużone oczy spoglądały podejrzliwie, a usta były gniewnie zaciśnięte. Poza tym nic się nie zmienił: ta sama spokojna, inteligentna twarz i przenikliwe oczy, ta sama wysportowana sylwetka. Nadal emanował z niego spokój i pewność siebie; cechy, które dawniej bardzo ją intrygowały i onieśmielały.

– Wiesz, Emmo – zwróciła się do przyjaciółki – to jednak był marny pomysł.

– Mnie mój brat jeszcze nigdy nie zawiódł. Postaraj się wyjaśnić mu wszystko spokojnie i dokładnie. O Jamiego się nie martw, bo ze mną będzie bezpieczny. – Emma uśmiechnęła się uspokajająco i wyszła.

Rosalind i Michael długo patrzyli na siebie nieufnie i obojgu zdawało się nieprawdopodobne, że kiedyś byli sobie bliscy i łączyło ich prawdziwe uczucie. Rosalind poczuła, że od Michaela powiało chłodem, nawet wrogością. Dawniej była pewna, że ma nieodparty wdzięk i potrafi oczarować wszystkich mężczyzn, nawet wbrew ich woli. Wtedy wystarczał uśmiech, spojrzenie, dotyk dłoni i mogła owinąć Michaela wokół palca. Teraz, patrząc na jego nieodgadniona twarz, zwątpiła, czy cokolwiek osiągnie, ponieważ jego postawa świadczyła o tym, że jest czujny, nawet podejrzliwy. Nie miała jednak wyjścia i musiała spróbować go namówić, aby jej pomógł.

– Jak ci się wiedzie? – spytała uprzejmie.

– Dziękuję, dobrze.

Udała, że nie dostrzegła sarkastycznej nuty w jego głosie. Miała pełną świadomość, że zadała banalne pytanie, ale od czegoś należało zacząć rozmowę. Zawahała się i przygryzła wargę, ponieważ widziała, że Michael nie ma ochoty bawić się w zdawkową konwersację.

– Miło słyszeć – podjęła, nie dając za wygraną. – Pracujesz w jakichś ciekawych stronach?

Wsunął ręce do kieszeni, rzucił jej podejrzliwe spojrzenie i chłodno odparł:

– Dla mnie bardzo ciekawe, ale tobie pewno by się tam nie podobało.

Pamiętała, że przed laty wcale nie interesowała się jego pracą i nie rozumiała fascynacji archeologią, on zaś nie pojmował, jak można żyć bez pracy zawodowej. Obracali się w innych kręgach, byli zupełnie różni, ale nieodparcie pociągali się fizycznie. Przykro jej się zrobiło, gdy pomyślała, że teraz nawet tyle ich nie łączy. Byłym kochankom zabrakło tematu do rozmowy.

Michael ostentacyjnie zachowywał dystans. Nic nie zrobił, nic nie powiedział, a mimo to w powietrzu czuło się napięcie. Chcąc rozładować atmosferę, Rosalind usiadła na kanapie i wykonała zapraszający ruch. Natychmiast tego pożałowała, gdyż Michael nie ruszył się z miejsca, uparcie stał przy oknie, jakby chciał dać do zrozumienia, że nie ułatwi jej zadania.

– Jaką miałeś podróż? – spytała, byle coś powiedzieć.

– Beznadziejną. Wystartowaliśmy z opóźnieniem, leciałem długo i niewygodnie, a najgorsze, że musiałem przerwać pracę w najmniej odpowiednim momencie. – Powoli tracił cierpliwość. – Dlatego nie mam nastroju do rozmowy o niczym. Przestań udawać, że jesteśmy dobrze wychowanymi nieznajomymi i powiedz, o co ci chodzi.

Odwróciła wzrok i zaczęła bezwiednie bawić się pierścionkiem. Coraz bardziej żałowała, że przyjaciółka namówiła ją do szukania ratunku u jej brata. Zbyt wiele ich dzieliło, więc zadanie wydawało się beznadziejne.

– Teraz jesteśmy sobie obcy. Zmieniłeś się.

– Za to ty ani trochę – mruknął nieuprzejmie. – No, przestań się krygować i powiedz, co wymyśliłaś. Założę się, że czegoś ode mnie chcesz. Jak zawsze.

Rosalind wewnętrznie się skuliła, lecz uniosła wyżej głowę i spojrzała mu prosto w oczy. Ona też nie była usposobiona do rozmowy o niczym.

– Rzeczywiście czegoś chcę.

– O co tym razem chodzi? Potrzebny ci ktoś, kto będzie na każde skinienie? Ktoś, kogo możesz deptać jak wycieraczkę?

Przeraziła się, że wciąż jej nie wybaczył i nie zechce pomóc. Oczywiście nie mógł wiedzieć, jak gorzko żałowała, że tak źle go kiedyś potraktowała. Była jednak pewna, że z upływem czasu zrozumiał, iż zbyt wiele ich dzieliło, by mogli liczyć na udane małżeństwo. Teraz jednak nie była odpowiednia pora na wyjaśnianie dawnych nieporozumień. Nie mogła pozwolić sobie na zajmowanie się przeszłością, w chwili gdy najważniejsza była teraźniejszość… i Jamie.

– Nic podobnego – odparła, siląc się na zachowanie spokoju. – Potrzebuję twojej pomocy w bardzo ważnej sprawie.;

– Twoje sprawy zawsze były najważniejsze i stale angażowałaś wszystkich naokoło do pomocy. Jeśli nie udawało ci się kimś tak manipulować, żeby robił, co chcesz, uciekałaś się do przymusu. Czy nigdy nie przyszło ci do głowy, że gdybyś ruszyła choć jednym wypielęgnowanym palcem, z łatwością sama byś sobie poradziła?

Rosalind nerwowo splotła dłonie, zaczerwieniła się, ale spokojnie powiedziała:

– Tym razem sytuacja jest wyjątkowa.

Michael z rezygnacją wzruszył ramionami, odszedł od okna i usiadł naprzeciw niej.

– I cóż to takiego?

Zabolało ją serce, gdy z bliska zobaczyła, jaki jest zmęczony. Wiedziała, że spędził w podróży dwa dni, więc nie dziwiła się, że nie ma ochoty na rozmowę. Przez moment zastanawiała się, czy nie powinna się pożegnać i odejść.

Nie, nie mogła tego zrobić, ponieważ nie miała siły dłużej sama borykać się z problemem. Była wyczerpana i wiedziała, że sobie nie poradzi. Miała dość oglądania się za siebie i na boki, dość paraliżującego strachu, gdy dzwoni telefon lub niespodziewanie otwierają się drzwi, dość zamartwiania się, gdzie i z kim jest Jamie. Wolałaby nie zniżać się do proszenia Michaela o pomoc, lecz ze względu na Jamiego musiała się przemóc.

– Emma powiedziała mi, że jedziesz do Yorkshire odwiedzić ciotkę, której dawno nie widziałeś.

– Co tobie do tego?

– Chcę, żebyś zabrał mnie ze sobą. Zapadła długa, złowroga cisza.

– Czego chcesz? – burknął Michael.

Doszła do wniosku, że skoro odważyła się zacząć, powinna brnąć dalej, więc powiedziała:

– Żebyś zabrał mnie i Jamiego.

Osłupiały Michael wpatrywał się w nią z niesmakiem, ponieważ uznał jej prośbę za niewybredny żart. Rosalind dużo dałaby, aby dowiedzieć się, co go bardziej zaskoczyło: sam pomysł, że ma zamiar gdziekolwiek z nim jechać, czy to, że oczekuje, iż zechce ją wziąć ze sobą.

– Kto to. jest Jamie? – syknął wzburzony.

– Mój brat.

– Brat? Od kiedy masz brata?

– Od ponad trzech lat. To przyrodni brat. – Zmusiła się, by spojrzeć mu w oczy. – Ojciec powtórnie się ożenił po… po naszym… rozstaniu.

Dodała w duchu, że niedługo po tym, jak go wyśmiała, gdy poprosił ją o rękę. Wyraz twarzy Michaela świadczył, że i on o tym myśli. Odwróciła wzrok.

– Ojciec zginął w listopadzie – dodała ciszej. – Może czytałeś w prasie…

Gerald Leigh był znanym przemysłowcem i utracjuszem, więc jego przedwczesna śmierć odbiła się szerokim echem w świecie.

– Czytałem.

– Zwykle latał sam, ale tym razem wyjątkowo zabrał żonę, bo spieszyli się na przyjęcie urodzinowe synka. Jamie chyba do dziś nie rozumie, że stracił rodziców, bo zawsze opiekowały się nim niańki. W jego życiu pozornie nic się nie zmieniło, za to w moim wszystko.

Zerknęła na Michaela, zastanawiając się, czy warto mu tłumaczyć, jak się czuła, gdy zawiadomiono ją o wypadku. Spoglądał na nią prawie ze zrozumieniem, ale gdy ich oczy się spotkały, odwrócił wzrok. Zabolało ją, że nie chce na nią patrzeć.

– Bardzo ci współczuję z powodu tak wielkiej straty – rzekł pospiesznie – ale co ja mam z tym wspólnego?

– Już dochodzę do sedna. Nie znalazłam wspólnego języka z Natashą, więc rzadko widywałam brata, ale po katastrofie zostałam, jako najbliższa krewna, jego prawną opiekunką. Nie zdawałam sobie sprawy, że będę musiała całkowicie zmienić tryb życia. Oczywiście przeprowadziłam się z powrotem do rodzinnego domu, ale myślałam, że moim jedynym obowiązkiem będzie angażowanie nianiek.

– Opieka nad dzieckiem to nie tylko zatrudnianie opiekunek. – W jego głosie brzmiała pogarda. – Nie wolno podrzucać dziecka służącym, żeby tobie nie zabrakło czasu na zakupy i przymiarki u krawcowej.