- Tak. Odkupił swe winy, ryzykując życiem, by wyzwolić mnie z rąk porywaczy tuż po uroczystościach weselnych. Chyba nie muszę o tym opowiadać?
- Nie. Wiele o tym pisano w prasie francuskiej i brytyjskiej. Więc nie nienawidziła pani sir Eryka?
- W żadnym wypadku. Umiał być czarujący i uwielbiał mnie.
- Zechce więc pani w takim razie wyjaśnić słowa, które usłyszał pan Sutton?
Obrońca wziął leżące przed nim papiery i przeczytał: „Jeśli chcesz, abym ci pomogła, najpierw muszę być wolna. Pomóż mi najpierw ty.
- Nie mam nic do wyjaśnienia. Pan Sutton zmyślił te słowa, jak również moje cudzołożne kontakty z Władysławem.
- Wszystko to kłamstwo?
- Tak, wszystko. Jakże mogłabym oddać się mężczyźnie, który mi groził, który zmusił mnie, abym dała mu część klejnotów i który nawet zagroził mi śmiercią, gdyby wydarzyło mu się coś złego w czasie pobytu w naszym domu lub później? Mówił o swych towarzyszach, q ich bezlitosnej determinacji. Bałam się go, to wszystko. Zresztą Władysław nie ośmieliłby się tego uczynić.
Byłam pilnowana i mój mąż zabiłby go bez wahania. Pan Sutton wszystko wymyślił i teraz rozumiem dlaczego. Wiadomość, że jest moim pasierbem, nie cieszy mnie w najmniejszym stopniu, ale dzięki temu, co usłyszeliśmy wczoraj, wiele rzeczy dotyczących śmierci mego męża staje się jasne, zaczynając od zniknięcia saszetki, która rzekomo zawierała strychninę...
W tym momencie wtrącił się sędzia:
- Pragnę przypomnieć, lady Ferrals, że pan Sutton składał zeznanie pod przysięgą. Podobnie jak pani.
- To oczywiste, że jedno z nich kłamie - pospieszył z odpowiedzią sir Desmond. - I nawet wiem które. Od samego początku tej sprawy ten nadmierny ból okazywany przez pana Suttona wydawał mi się podejrzany.
- Protestuję, milordzie! - krzyknął adwokat Korony. - Mój szanowny kolega nie ma prawa...
- Miałem właśnie poinformować go o tym, sir Johnie. Ostatnie słowa sir Desmonda zostaną wykreślone z protokołu, a ława przysięgłych nie będzie brała ich pod uwagę! Powróćmy zatem do lady Ferrals. Utrzymuje pani, że od przyjazdu na Grosvenor Square nie miała pani intymnych stosunków z Władysławem Wosińskim?
- Nigdy, milordzie! Powtarzam, nie kochałam go już i zatrudniłam w naszym domu jedynie ze strachu.
- Dobrze. Proszę kontynuować, sir Desmondzie!
- Dziękuję, milordzie! Pani Ferrals, proszę nam opowiedzieć, co Wosiński miał nadzieję uzyskać, przywdziewając strój służącego? Sądzę, że mówił pani o tym.
- To prawda. Chciał pieniędzy, ale przede wszystkim potrzebował broni. Oczywiście nie mogłam mu jej dać, ale on miał nadzieję, że pracując u nas, zdoła zdobyć jakieś informacje dotyczące dostawców, z którymi współpracował mój mąż. Proszę mi wybaczyć, ale nic nie wiem na temat interesów, które prowadził, ani też o żadnych innych sprawach. Dałam Władysławowi trochę klejnotów, bo miałam nadzieję, że go to usatysfakcjonuje i że sam odejdzie. Miałam ich wiele, bo mój małżonek był bardzo hojny...
- Bardzo chciałbym w to wierzyć, ale czy tak postępując, nie ryzykowała pani zbyt wiele? Jak wytłumaczyłaby pani sir Erykowi zniknięcie biżuterii, która z pewnością była wiele warta?
- Przyznaję, że wcale o tym nie pomyślałam. Bardzo się bałam Władysława...
- A Sutton? Jego się pani nie bała?
- Nie. Umiałam sobie z nim radzić. Ponieważ nie wiedziałam, kim jest, miałam nadzieję, że któregoś dnia uda mi się go pozbyć.
- A gdyby pani wiedziała, kim jest, co by pani zrobiła?
Oczy Anielki wypełniły się łzami i zaczęła skręcać w dłoniach chusteczkę, którą chwilę wcześniej wyciągnęła z kieszeni.
- Nie wiem... może zdecydowałabym się na ucieczkę. Już wcześniej o tym myślałam. Mój ojciec i brat byli w Ameryce. Tuż przed śmiercią męża zamierzałam prosić go o zgodę na wyjazd na ślub brata. Dusiłam się w domu z powodu pogróżek Władysława, zaczepek ze strony Johna Suttona... i... muszę to powiedzieć... ciągłych utarczek z mężem, który czasami zachowywał się jak szaleniec.
- Może zbyt panią kochał?
- Można tak powiedzieć.
- Czy zwierzyła się pani komuś ze swej chęci ucieczki?
- Nie. Nikomu. Nie powiedziałam o tym nawet Wandzie, która jest mi przecież bardzo oddana. Ale w ten wieczór, kiedy zdarzył się dramat, miałam zamiar porozmawiać o tym z mężem po powrocie z restauracji Trocadero. Wcześniej miała miejsce ta straszna awantura, którą słyszał pan Sutton i na której oparł swoje oskarżenie.
- To prawda. Słyszał, jak pani mówi: „To się musi skończyć. Nie znoszę cię!".
- Nie wiem, jak mógłby coś takiego usłyszeć, chyba że schował się pod łóżkiem lub za zasłonami. To zdarzenie miało miejsce przy zamkniętych drzwiach, a mój pokój jest duży. Poza tym, wcale nic takiego nie mówiłam...
- Sir Desmondzie - wtrącił się sędzia - czy nie sądzi pan, że warto byłoby przesłuchać ponownie pana Suttona? Coraz trudniej jest stwierdzić, kto kłamie, lady Ferrals czy jej oskarżyciel.
- Tak będzie najlepiej, milordzie. Chociaż nie wiem, czy przedstawi on jakieś nowe fakty tytułem wyjaśnienia.
- Jeśli sir John również się na to zgadza, przesłuchamy go ponownie... Ale co się tam dzieje?
Jeden ze strażników wszedł na salę bardzo poruszony. Skierował się do adwokata Korony, ale słysząc pytanie, zatrzyma! się na środku sali.
- Za pozwoleniem, milordzie, komisarz Warren chciałby złożyć zeznanie. Natychmiast!
- Natychmiast? Do licha! To musi być coś pilnego. Proszę powiedzieć komisarzowi, aby wszedł na salę.
Warren, bardziej podobny do pterodaktyla niż kiedykolwiek wcześniej, ze złowieszczą miną wszedł na salę z takim impetem, że publiczność zerwała się na równe nogi. Najpierw przeprosił Wysoki Sąd za takie mało protokolarne wtargnięcie, ale informacja, z którą przybył, nie mogła czekać.
- Policja z Whitechapel poinformowała mnie, że po otrzymaniu anonimowego telefonu odnaleziono zwłoki Władysława Wosińskiego, który zakończył żywot, wieszając się.
Salę wypełniła wrzawa, ponad którą wzbił się okrzyk kobiety:
- Nie, och, nie! To niemożliwe!
Musiano wyprowadzić Sally Penkowski, która dostała ataku nerwowego, co jeszcze zwiększyło ogólny zamęt. Ale w końcu sędziemu udało się zapanować nad sytuacją i zaległa kompletna cisza. Na miejscu dla świadków Anielka, bledsza niż zwykle, przypominała woskową figurę. Wszyscy wstrzymali oddech. W końcu sir Edward Collins zadał pytanie:
- Czy to było samobójstwo?
- Wszystko na to wskazuje, milordzie. Znaleziono ten list w pokoju na stole.
Jest zaadresowany do Scotland Yardu.
- Czy mogę się z nim zapoznać?
Sędzia włożył okulary i w kompletnej ciszy, jaka panowała na sali, przebiegi oczami treść wiadomości. Następnie oświadczył:
- Panie i panowie z ławy przysięgłych, zapoznam was z tym listem, wnoszącym do procesu element wielkiej wagi. Zatem posłuchajcie: został napisany w języku angielskim:
Zanim pożegnam się z tym światem, gdyż zawiodłem tę, którą kocham, jak również moich towarzyszy broni, pragnę oświadczyć, że śmierć sir Eryka Ferralsa, która miała miejsce wieczorem piętnastego września, obciąża jedynie mnie. To ja wrzuciłem strychninę do pojemnika lodówki, w którym formują się kostki lodu. Klucz do lodówki dorobiłem z łatwością, wykonując wcześniej jego odcisk w wosku. Wpadłem we własne sidła, bo nie potrafiłem pogodzić się z cierpieniem lady Ferrals wywołanym postawą jej męża, a także moimi żądaniami. Nie żałuję, że zabiłem sir Eryka, gdyż nie zasługiwał na to, by żyć, ani tego, że odchodzę z tego padołu łez i rozpaczy. Odchodząc, jestem przynajmniej pewien, że skończył się koszmar mojej ukochanej. Niech Bóg i ona zechcą mi wybaczyć.
Po przeczytaniu listu sędzia zwrócił się do Warrena:
- Czy są jakieś powody, dla których mógłby pan przypuszczać, że list nie został napisany ręką zmarłego?
- Nie ma żadnych, milordzie. Znaleźliśmy kilka listów pisanych po polsku, które oddaliśmy zaraz do tłumaczenia. Są skreślone tą samą ręką...
- Nie ma żadnych poszlak, które wskazywałyby, że ktoś mógł... pomóc temu człowiekowi w popełnieniu samobójstwa?
- Nie stwierdziliśmy na ciele żadnych śladów przemocy. – W tej sytuacji...
- No, no! - mruknął Vidal-Pellicorne. - Co za historia! Co o tym wszystkim myślisz?
- Nic! Jestem zaskoczony. To zupełnie nie pasuje do tego człowieka. Co mogło spowodować tę nagłą przemianę?
- Można by powiedzieć, że niezbadane są wyroki boskie. Hrabia Solmański uzna to z pewnością za cud spowodowany jego modlitwami.
- Chyba raczej nie - powiedział Morosini. - Jest tutaj, siedzi w czwartym rzędzie od lewej strony.
- Jest tutaj? Nie widziałem, kiedy przyszedł.
- Skorzystał z zamieszania na sali tuż przed wejściem Warrena.
Hrabia siedział wyprostowany i wyblakłymi oczyma wpatrywał się w córkę, która płakała bez opamiętania. Na polecenie sędziego jedna ze strażniczek podeszła do niej i zaprowadziła na miejsce dla oskarżonych, gdzie wraz z koleżanką usiłowały uspokoić Anielkę.
Przesłuchanie skończyło się tak, jak powinno. Sir Desmond poprosił, aby oskarżenie wycofało sprawę. John Dixon zgodził się na to po konsultacji z członkami ławy przysięgłych, której przewodniczący przychylił się do ogólnego zdania.
Sędziemu pozostało jedynie ogłosić, że lady Ferrals jest wolna. Została wyprowadzona do podziemia wśród ogólnej wrzawy. Pół godziny później, wsparta na ramieniu ojca, wsiadła do czarnego rollsa, którego kierowca czynił wszystko, co możliwe, aby przebić się przez tłum kłębiący się przy wejściu do budynku sądu.
Morosini i Vidal-Pellicorne, wmieszani w tłum gapiów i fotografów prasowych, przyglądali się temu odjazdowi, który nie wyglądał raczej na triumfalny. Może tylko dla Solmańskiego, którego wyniosły profil był przez chwilę widoczny zza szyb samochodu.
"Róża Yorku" отзывы
Отзывы читателей о книге "Róża Yorku". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Róża Yorku" друзьям в соцсетях.