– Bronchit? – spytał powoli Gudmund. – A ja sądziłem, że to rana na plecach sprawia ci tyle cierpienia.

– E tam, coś takiego nie zmogłoby przecież starego Grjota. Choć po prawdzie rana słabo się goi, ale wiesz, ciało już nie takie młode. Strasznie męczy mnie kaszel. Ale jeszcze żarzy się we mnie iskierka życia – dodał.

Tova usłyszała westchnienie z drugiego końca izby. Bardzo ucieszyła się w imieniu Ravna, wiedząc, jaką ulgę przyniosła mu wiadomość, że nie jest winny chorobie opiekuna.

– Tak – westchnął Grjot. – Może powinienem to w końcu wyznać, żeby ominęły mnie czyśćcowe męki? Ale wierz mi, Ravn, że przychodzi mi to z trudem.

Wojownik popatrzył zaskoczony.

– Do mnie kierujesz te słowa, panie? Dlaczego?

– Posłuchaj! Z zachodu przybył mężczyzna, nie znał naszego kraju, ale znał język. Pochodził z wyspy Katanii.

Ravn i Tova drgnęli równocześnie.

– Szukał twojego ojca, Ravn. Fredrik doradził mi jednak, bym się nie przyznawał, że on tu jest, i wysłał obcego w dalszą drogę. Posłuchałem go.

– Dlaczego? – zapytał Ravn, a jego twarz stężała.

– Przestraszyłem się, to proste. Zarówno twój ojciec, jak i ja wiedzieliśmy, że mój ojczym porwał syna księżniczki Katanii, córki szkockiego króla, i uczynił go swym niewolnikiem. Fredrik przypuszczał, że oto nadciąga zemsta. Na wszelki wypadek powiedzieliśmy obaj, że nic nie wiemy o twym ojcu, ale że słyszeliśmy plotki, iż wywieziono go gdzieś dalej w głąb kraju. Mężczyzna ruszył więc dalej, a po jego wyjeździe wybuchła u nas epidemia dżumy.

– Czy przywiózł coś ze sobą? – spytał powoli Gudmund.

– Przyjechał konno, solidnie objuczony. Zdaje się, że Fredrik ruszył w ślad za nim następnego dnia, żeby się zorientować, dokąd się udał, ale już go nie spotkał.

– Czy ja już byłem na świecie? – zapytał cicho Ravn.

– Nie, ty urodziłeś się trzy albo cztery lata później.

– To znaczy, że moi rodzice nie umarli na dżumę?

– Nie, okoliczności ich śmierci są dość niejasne, musiałbyś zapytać o to Fredrika, który zapewne wie więcej, aniżeli mówi. W każdym razie mogę cię zapewnić, że nie miałem z tym nic wspólnego. Zaopiekowałem się tobą, ponieważ byłeś wyjątkowo ładnym i silnym dzieckiem. Zapewniłem ci dobre wychowanie, godne wojownika.

Nie wydawało się, by Ravn podzielał jego zdanie.

– W takim razie mam nadzieję, że byłem dla ciebie, panie, dobrym sługą. Już jako dziecko chodziłem za tobą jak cień. Stałem u twego boku za dnia, nocą zasypiałem na progu twej izby. Starałem zdusić w sobie potworną samotność, jaką odczuwałem, udając twardego i bezwzględnego, nauczyłem się drwić z wszelkich objawów wrażliwości. W pogardzie miałem towarzystwo innych, za wszelką cenę starałem się zdławić w sobie strach, jaki wywoływały we mnie czyny, do których mnie zmuszałeś. Przez całe życie nie zajmowałem się niczym innym, jak tylko pilnowaniem i ochranianiem ciebie. Mam nadzieję, że jesteś ze mnie zadowolony – zakończył z goryczą w głosie.

– Owszem, nawet bardzo – rzekł Grjot.

– Powiedz mi, Grjot – wtrącił rycerz – czy sam wpadłeś na ów nieszczęsny pomysł, żeby porwać moją córkę i w zamian za jej uwolnienie zagarnąć moje dobra?

Mężczyzna na łożu machnął ręką.

– Nie, nie, podsunął mi to Fredrik, zresztą uważam, że była to świetna myśl. Nie pojmuję jednak, jak mogłeś wysłać ludzi, żeby podłożyli ogień pod Grindom. Przecież naraziłeś tym samym życie swojej córki.

– Nikogo nie posyłałem. Wprawdzie Øystein, jeden z parobków, twierdzi, że taki otrzymał rozkaz, jednak nie potrafił powiedzieć, od kogo.

– To znaczy, że wtrącił się ktoś obcy?

– Jedna osoba, która zresztą już nie żyje.

Twarz Grjota pociemniała z gniewu.

– Znam Øysteina, powiadają, że to mój bękart. No cóż, nie da się tego wykluczyć.

Tova zapominając, że powinna trzymać się w cieniu, wybuchła;

– Czy spotkałeś go, Ravn, tu w Grindom wczesną wiosną?

– Owszem, razem z Fredrikiem.

– Proszę, proszę, kogo ja widzę – rzekł Grjot mile zaskoczony. – Rycerzu Gudmundzie, Grjot jeszcze się nie poddał. Zamierzam poślubić twoją córkę, bo pewnie nikt inny jej nie zechce po tym, jak…

– O co chodzi? – spytał z niepokojem rycerz.

– A co, Ravn nic ci nie opowiedział? – chory zarechotał złośliwie. – Dziewczyna także się nie poskarżyła, że ją zhańbił?

Rycerz poczerwieniał na twarzy. Zapadło ciężkie milczenie, które przerwała Tova:

– Jeśli Ravn powiedział wam coś takiego, panie Grjocie, to pewnie dla przechwałki. Chciał, byś był z niego zadowolony. Ja mogę jednak przysiąc, że Ravn nigdy nie użył wobec mnie przemocy.

Rycerz patrzył to na nią, to na Ravna, zaskoczonego słowami dziewczyny. Tova odważnie wytrzymała wzrok ojca, a Ravn zachodził w głowę, jak mogła przysiąc nieprawdę, ona, która tak gorąco wierzyła w Madonnę.

Ale nawet jeden mięsień nie drgnął w jego twarzy.

– Wierzę ci, córko – powiedział rycerz. – Wiem, że nie okłamałabyś mnie. Ale wracając do sprawy. Wszystko wskazuje na to, że Fredrik z Øysteinem zmówili się, żeby nas ze sobą skłócić, Grjot. Prawdopodobnie po to, by…

Ale pan na Grindom, wyraźnie zmęczony rozmową, zapadł w drzemkę. Opuścili więc izbę i zostawili go pod opieką służby.

Kiedy wyszli, Ravn szepnął do Tovy:

– Jak mogłaś przysiąc, że nic ci nie zrobiłem? Okłamałaś ojca i swoją Madonnę.

– Nieprawda – odrzekła, patrząc mu w oczy. – Czy to gwałt, jeśli kobieta dostanie to, czego tak naprawdę w głębi serca pragnie? – I uśmiechnęła się do niego.

Ravn stał oniemiały. Długo patrzył na nią, jak odchodzi lekko utykając.

Poczuł żarliwe pragnienie, by już na zawsze pozostać przy niej, opiekować się nią, ofiarować jej całą swoją miłość i cieszyć się jej miłością. Jednocześnie jednak zdawał sobie sprawę, że rodzice dziewczyny nigdy mu jej nie oddadzą.

Pozostanie mu tylko cudowne wspomnienie tej krótkiej chwili, gdy tuląc do siebie uwięzioną w potrzasku Tovę, po raz pierwszy doznał prawdziwej bliskości drugiego człowieka.

ROZDZIAŁ XI

Ravn powiadomił rycerza i Tovę, że zamierza udać się na wybrzeże, bo dowiedział się w końcu, jak nazywał się ów mężczyzna, który spotkał się z Øysteinem i Fredrikiem w Grindom, a którego już nikt później nie widział.

– Trudno się dziwić, skoro Fredrik go zabił – rzuciła z przekąsem Tova. – Czy wrócisz prędko?

– Sądzę, że będziecie chcieli usłyszeć, czy udało mi się rozwikłać zagadkę? – Serce zabiło mu mocno w nadziei, że powiedzą: „tak”.

– Oczywiście – odpowiedział bez wahania rycerz.

– To dobrze – ucieszył się wojownik, a na jego twarzy odmalowała się wyraźna ulga. Teraz, gdy wiadomo już było, kogo szukał przybysz z Katanii, Ravn uznał, że sprawa dotyczy jego osobiście.

Starał się przedłużyć moment rozstania, gdyż bardzo mu zależało na tym, by pożegnać się z Tovą na osobności, ale widząc, że ojciec nie odstępuje córki, ruszył powoli w stronę stajni. Doniesiono mu, że Fredrik w pośpiechu, jakby grunt mu się palił pod nogami, osiodłał konia i pogalopował na wschód. Nieoczekiwany przyjazd rycerza najwyraźniej pokrzyżował mu plany.

Tova stanęła przy drzwiach powozu.

– Może poszłabym do stajni, ojcze? Chciałabym się pomodlić za konia Ravna, żeby szczęśliwie dowiózł go do celu.

Rycerz bez trudu przejrzał zamiary Tovy i rozbawiony wymyślonym przez nią pretekstem, wybuchnął śmiechem.

– Doprawdy wrodziłaś się we mnie, córko! Twoja matka nigdy nas nie zrozumie! Ale okażmy jej pobłażliwość, ona po prostu jest inna. Jedźmy już, żeby przed zmrokiem zdążyć do domu!

Tova niechętnie wsiadła do powozu.


W niewielkiej osadzie rybackiej nad morzem Ravn odnalazł brata zamordowanego.

– Ach, więc nie żyje – westchnął rybak. – Spodziewałem się, że tak skończy, poszukiwacz przygód! Wbił sobie do głowy, że odnajdzie skarb.

– Skarb?

– Ano właśnie. Przed trzydziestu laty przybył tu mężczyzna z dalekich stron, objuczony bagażami. Mój brat był wtedy jeszcze dzieckiem, ale ciągle wspominał, że widział u niego złoto i klejnoty.

– W jaki sposób nawiązał znajomość z Fredrikiem z Grindom?

– Zapamiętał, że obcy zamierzał udać się do Grindom w poszukiwaniu jakiegoś potomka szkockiej dynastii. Na wiosnę pojechał więc w tamte strony, a kiedy wrócił, zachowywał się tak, jakby go coś opętało. Wyjawił mi jednak, że spotkał tam kilku ludzi. Jeden z nich podobno wiedział, dokąd podążył przed trzydziestu laty ów przybysz. Domyślam się, że mój brat nakładł tamtym do głowy bredni o wielkim skarbie. Później przepadł bez wieści.

– A co takiego wiedział o przybyszu z Katanii? – zapytał ostrożnie Ravn.

– Tylko tyle, że bardzo mu zależało, by spotkać się z człowiekiem, którego szukał. Jak powiadasz, panie, z twoim ojcem.

Ravn pokiwał głową.

– Czy to on przywlókł do was „czarną śmierć”?

– Nie, u nas zaraza wybuchła, zanim przybył. Być może sam tutaj się zaraził.

Ravn podziękował rybakowi i opuścił osadę.


Trzy dni później Tova usłyszała wieść, że okrutny wojownik Grjota zmierza do dworu rycerskiego. Nieprzyjemnie poruszyło ją to określenie – okrutny – gdyż nie takim zapamiętała Ravna z ostatniego spotkania. Dawno już wymazała z pamięci zło, które wyrządził jej Ravn. W sercu jak najcenniejszy klejnot ukryła tylko wspomnienie o krótkiej chwili czułości, gdy leżała w jego ramionach, przytulona twarzą do szorstkiego policzka. Pragnęła wierzyć, że Ravn, choć nieświadomie, szukał jej bliskości…

Gdyby jeszcze potrafiła zapomnieć o gorączce, jaka zawładnęła jej ciałem, gdy tulił ją do siebie!

Niestety, to nie było takie proste.

Teraz rzuciła wszystko i, nie zauważona przez nikogo, wybiegła Ravnowi na spotkanie.

Rankiem rycerz wygłosił pouczającą mowę. Stwierdził, że doskonale rozumie intencje córki, która pragnie pomóc Ravnowi, ale ostrzega, że nie zgodzi się na jej bliższą z nim znajomość. Wkrótce bowiem zamierza ją wydać za mąż za człowieka wysokiego rodu. Jego zdaniem Tova powinna zapomnieć o swym dziecinnym zadurzeniu.