– Po dwie godziny wieczorem – odparła z uśmiechem Laura. – Festiwal rozpoczyna się w przyszłym tygodniu, musimy być więc gotowi pod koniec tego.

– Zgoda. – Zignorowała uśmiech, jaki rozświetlił twarz Tylera.

– Zatem o siódmej w teatrze, tak?

Lane skinęła głową.

Laura również skinęła głową na pożegnanie, i wyszła. Tyler spojrzał na zegarek.

– Czyżbyś musiał już iść? – zapytała i sięgnęła po swoją kawę. – Szkoda – rzuciła jakby mimochodem.

Wtedy chwycił Lane za rękę, a ją ogarnęła fala żaru. Wsunął dłoń pod jej rękaw i przyciągnął ją do siebie. Serce waliło Lane jak oszalałe.

– Daj spokój…

– Masz taką gładką skórę – szepnął.

– Dobre kosmetyki – wyjaśniła.

Spojrzał jej w oczy.

– Co ty masz w sobie, Lane Douglas, że tracę przy tobie głowę? Nie ruszę się stąd, aż dojdę prawdy.

– Musiałbyś długo się stąd nie ruszać, bo ja nic w sobie nie mam.

Przygarnął ją do siebie jeszcze mocniej, a Lane pomyślała: No, pocałuj mnie wreszcie.

– Jestem chłopakiem z Południa. – Czuła jego oddech na swoich ustach. – A chłopaki z Południa są cierpliwe.

– Tył mojego samochodu miał okazję się o tym przekonać.

Cofnął się, patrzył na nią chwilę, westchnął ciężko i skierował się ku drzwiom. Opuściła wzrok i zobaczyła leżące na ladzie kluczyki.

– Twoje kluczyki! – zawołała.

Nie zwracając uwagi na jej słowa nacisnął klamkę.

– Tyler!

Odwrócił się i przesłał jej triumfalne spojrzenie. Po czym wyszedł i wsiadł do identycznego jak ten niby należący do niej czarnego samochodu.

– Zupełnie jakby człowiek mówił do ściany – mruknęła pod nosem i wzięła kluczyki. Zachowały jeszcze ciepło jego dłoni. Wsunęła je do kieszeni i zrobiła najmądrzejszą w świecie rzecz: przestała o nich myśleć.

Opadła na fotel, otuliła się szalem i postarała się, by wyparowało z niej wszelkie napięcie.

Tak, to ten człowiek.

Bardzo niebezpieczny.

Wiedziała, że może się w nim zakochać, a wtedy już nie będzie odwrotu.

Rozdział 3

Światła w teatrze wręcz oślepiały. Dorośli i dzieci zgromadzili się na estradzie i każda grupka pracowała na wyznaczonym sobie odcinku.

Lane zmierzała właśnie ku tej estradzie, gdy wszedł Tyler, niosąc na ramieniu jakąś drewnianą obudowę. Na jej widok zatrzymał się i uśmiech pojawił się na jego twarzy. Zatrzymał wzrok na butach i potrząsnął głową z niedowierzaniem. Pokazała mu język.

– Wiedziałem, że przyjdziesz – powiedział.

– Wiesz przecież, że działam pod presją twojej matki.

– Dobrze wiedzieć, że jakiejś presji ulegasz – stwierdził.

Przez ciebie, pomyślała, gdy obrzucił ją długim spojrzeniem, które mówiło więcej niż wszelkie słowa. Co go we mnie tak pociąga? myślała, odprowadzając go wzrokiem, podziwiając jego smukłą sylwetkę w obcisłych dżinsach i pas opadający na pośladki.

– Dzięki, że przyszłaś, Lane – rzekła Diana Ashbury.

– Chętnie służę pomocą. Wyznacz mi pracę, którą uznasz za najpilniejszą – oświadczyła.

– Mamy zaległości w szyciu kostiumów – powiedziała nieśmiało.

– Kostiumów? – zapytała Lane uradowana w głębi duszy. Szycie. Może projektowanie? – Nie ma sprawy – rzekła. – Już się do tego biorę.

Ruszyła w stronę estrady, gdzie stał wielki stół, a na nim dwie maszyny do szycia. Bele materiału leżały obok.

Szyć kostiumy Lane mogła na ślepo. Szybko zorganizowała sobie na stole warsztat pracy – wymierzyła materiał, dobrała odpowiednie kolory, pokroiła tkaniny według wzoru. I zasiadła do roboty. Pracowała w skupieniu.

Gdy uniosła wzrok znad maszyny, napotkała spojrzenie Tylera, który, w jednej ręce trzymając młotek, a drugą wspierając o biodro, wpatrywał się w nią.

Zarumieniła się jak nastolatka. Co za moc ma ten mężczyzna, pomyślała. Jego roboczy niebieski sweter tylko podkreślał intensywny kolor niebieskich oczu.

– Zastanawiałem się, czy nie chciałabyś zaczerpnąć świeżego powietrza.

Lane spojrzała na zegarek i stwierdziła, że jest tu już przeszło godzinę.

– Nieprawda – rzekła – wcale się nad tym nie zastanawiałeś.

Zmarszczył czoło, a uśmiech zniknął z jego ust.

– Ja nigdy nie kłamię – oświadczył.

Kto jak kto, myślała, ale ona nie powinna zarzucać komuś kłamstwa. Ona, która, mówiąc oględnie, zataja prawdę.

– Zapamiętam to sobie – powiedziała.

Dlatego, myślała, on nie będzie tolerował jej kłamstw. Zatem musi stanowczo trzymać go na dystans.

– Pójdziesz ze mną na Zimowy Bal? – zapytał nagle.

– Słucham?

Dobrze go usłyszała. Musiała się tylko zastanowić nad odpowiedzią.

– Odbywa się na zakończenie festiwalu. Wielka gala w Country Clubie.

Zaczerpnęła haust powietrza i, zadając kłam własnym pragnieniom, powiedziała:

– Nie, dziękuję za zaproszenie.

Westchnął, ale widać było, że takiej reakcji się spodziewał.

– Wobec tego zapraszam cię na kolację.

– Nie, również dziękuję.

– Musisz przecież coś zjeść! – zauważył.

– Nie z tobą – odparła.

Roześmiał się głośno, aż rozległo się echo, i wrócił do pracy, Lane zaś całą swoją uwagę skupiła na mierzeniu kreacji królewny z bajki. Potem wzięła się z nowym zapałem do innych kostiumów.

Po upływie dwóch godzin usłyszała:

– Dziewczyno, czas już chyba skończyć pracę!

Brzmienie głosu Tylera przyspieszyło jej puls. Uniosła wzrok – on stał tuż obok, pachniał świeżymi wiórami i dobrą wodą po goleniu. Nie zdarzyło jej się dotąd tak reagować na mężczyznę. Nigdy.

– Kawał roboty odwaliłaś – rzekł.

– Jednym ciągiem. To moja metoda – odparła, usiłując pokonać w sobie ów niebezpieczny dreszcz spowodowany jego bliskością.

Obrzucił wzrokiem rząd wiszących na wieszakach, gotowych już kostiumów.

– Powielany model – powiedziała skromnie. – Muszę jeszcze poprzyszywać guziki.

– Od tego jest jutro.

– Co prawda, to prawda – rzekła wyraźnie zmęczona, odchylając się na poręcz krzesła.

– Zjedz ze mną kolację – zaproponował szybko, czując, że teraz jest najlepszy moment. Chwila zwłoki i odmówi mu.

Zmierzyła go spojrzeniem.

– Nie powtarzaj się, Tyler.

– Do trzech razy sztuka: zjedz ze mną kolację. Lane.

– Nie, dziękuję.

Miała taką minę, jakby chciała powiedzieć „tak", lecz z jakiegoś powodu uznała to za niemożliwe.

– Ale uparciuch z ciebie!

Podszedł do stołu i wskazał stojące na blacie butelki z napojami, chipsy, hamburgery, marynaty.

Spojrzała na niego i wreszcie uśmiech rozjaśnił jej twarz.

– To co innego – rzekła. – Poddaję się.

Usiadła na skraju estrady i, wyraźnie uradowana, zaczęła machać nogami.

Usadowił się za nią, oddzielając ją jak gdyby własnym ciałem od reszty świata.

– Nie widziałem brzydszych butów chyba u żadnej na świecie kobiety – powiedział.

– Już raz byłeś łaskaw to stwierdzić – rzekła, spoglądając na te swoje koszmarne buciska. – Są wygodne i ciepłe. Podobne zresztą do twoich. – Gestem głowy wskazała na jego obuwie. Istotnie, nie różniły się zbytnio od jej butów, tyle że były nowsze.

Przyglądał się jej uważnie. Nie zamierzał rozmawiać z nią o butach. Chciał jej powiedzieć, jaką jest wspaniałą dziewczyną. Jak wielkie wywarła na nim wrażenie jej pełna poświęcenia praca. Jedyne jednak, co przeszło mu przez gardło, to:

– Masz piękny uśmiech – rzekł. – Powinnaś często się śmiać.

– Tak też robię, przynajmniej dwa razy dziennie.

– Niestety, nie do mnie.

– Do ciebie też mi się zdarza.

– Sądząc po twoim akcencie, nie jesteś z tych stron. Co cię przywiodło na Południe?

Chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią, po czym rzekła, starannie dobierając słowa:

– Piękna okolica. Spokój.

Anonimowość, dodała w duchu.

– Zawsze sprzedawałaś książki?

– Tak.

Jeszcze jedno kłamstwo. Kolejne. Ale na tym etapie co to ma za znaczenie? Siedzi na wierzchołku ogromnej góry kłamstw i musi tylko pilnie zważać, by z niej nie spaść na łeb na szyję.

– Co cię skłoniło do kupna i renowacji tego starego domu? – zapytał.

– Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia. Ten dom to jak stara kobieta, która się nie poddaje. Jest smutna, nieszczęśliwa, obdarta i błaga o nową sukienkę i fryzjera.

Uśmiechnął się.

– Mówiłeś coś? – zapytała sięgnąwszy po chipsa.

– Podobnie widzę i ja te stare domy tutaj – powiedział. – One mają dusze i, w moim odczuciu, te dusze umierają.

Nie wiem, czy ci wiadomo – ciągnął – że mój dziadek i ojciec zaczęli tu swoją działalność od generalnych renowacji. Czy nasza firma nie odnawiała również tego domu?

– Nie, zajęli się nim twoi konkurenci.

Udał, że jest urażony.

– Twoja firma jest trochę za droga – dodała.

Na estradzie za nimi ludzie uprzątali już narzędzia, likwidowali bałagan, jaki zawsze towarzyszy takiej robocie.

Tyler zaś nie odrywał wzroku od Lane, zafascynowany ognikami, jakie zapłonęły w jej przepastnych, ciemnobrązowych oczach. Chciałby zobaczyć te oczy bez okularów. Odebrałby to jak nagrodę po długiej, męczącej wędrówce. Musi jednak cierpliwie poczekać.

Gdy Lane zjadła ostatni kąsek, sięgnął po serwetkę i wytarł musztardę z jej ust.

Chwyciła go za rękę.

– Tyler…

Drugą dłonią przykrył jej dłoń. Zaiskrzyło między nimi. Żar z jego ciała przeniknął jej ciało. Krew zawrzała w obojgu. Tylerowi wydało się przez sekundę, że serce w nim zamarło, miał uczucie, że zapada się w jakąś przepaść. Usta Lane były kusząco uchylone, gotowe do pocałunku. Och, gdybyśmy byli sami… pomyślał. To pragnienie jego samego dziwiło. Zaledwie ją znał. Jedno wiedział o niej na pewno: wzbudziła jego ciekawość.

Wybuch śmiechu dobiegający skądś z tyłu odwrócił jego uwagę od stanu swych uczuć. Zaprzestał rozważań na ten temat i zaczął uprzątać ze stołu resztki jedzenia.