– Kochanie, to „nie" znaczy „tak", prawda? – Wyciągnął ku niej ramię. – Chodź.

Popatrzyła mu w twarz, szybko, przenikliwie.

– Nie mogę. Nie mogę… – rzekła głosem, w którym wyczuwało się napięcie, po czym odwróciła się i niemal zbiegła na dół po schodach.

Żadna kobieta do tej pory nie uciekała przed nim, toteż ta cała scena wzburzyła go, dotknęła do żywego. Obserwował Lane, jak z włosami opadającymi w nieładzie na ramiona wsiada do samochodu. Po chwili wyjeżdżała już z podjazdu. Nie uniosła głowy, ani razu się nie obejrzała.

Oparł się o poręcz werandy, przeczesał dłonią włosy. Skrzywił się z bólu, dotykając miejsca z tyłu czaszki. Niebawem ból przeszył całe jego ciało, ból innej, niefizycznej natury.

Znowu się rozpadało i Tyler sięgnął do kieszeni po klucz. Wszedł do domu i stanął na środku holu porażony pustką i ciszą. Miał uczucie, że ominęło go coś, co najbardziej w życiu się liczy.


Lane stanęła przed sygnalizatorem na czerwonym świetle i opuściła głowę na kierownicę. Weź się w garść, pomyślała. Przełknęła ślinę raz, drugi, wzięła głęboki wdech, ale niewiele to pomogło. Cała była rozdygotana, ciało ją paliło, a jej serce waliło jak młotem. Oparła się w fotelu, wyciągnęła chusteczkę i rozpiąwszy żakiet wachlowała się nią. Opuściła wreszcie szybę auta, by owionęło ją ostre, wieczorne powietrze. Wszystko na próżno.

Usta miała opuchnięte od pocałunków Tylera. I od tych pocałunków wszystko się zaczęło, całe zło. Oszalała.

Tyler miał coś takiego w oczach, co porażało, ścinało z nóg. Pożądał jej i absolutnie nie zrażał się tym, że ona zrobiła wszystko, by wyglądać nieatrakcyjnie. Że ukryła twarz za tymi okropnymi okularami, że była bez makijażu i idąc tam, ubrała się w obwisłą, szarą sukienkę.

Miała poważny problem. Ten kamuflaż na nic się nie zdał. Zastanawiała się, kiedy on ją przejrzy i przekona się, że wszystko to, co mu o sobie mówiła, to wyssane z palca kłamstwa.

Nie może do tego dojść. Nie wolno jej dopuścić, by tak się stało.

Nie chciała zrazić do siebie Tylera, obawiała się jednak, że udawanie kogoś innego, także ta cała przebieranka, niczego dobrego w ich wzajemnych stosunkach nie wróży. Były jeszcze inne sprawy, które należało rozważyć.

Na przykład problem Dana Jacobsa. W każdej chwili może znów wkroczyć w jej życie, zburzyć je, i Lane znów zazna tych cierpień i upokorzeń, od jakich wyzwoliła się zmieniając nazwisko, porzucając pracę i rodzinę. To właśnie Dan Jacobs przyczynił się do tego, że obwiniono jej bliskich o powiązania z mafią. W swoim własnym mieszkaniu usłyszała jego rozmowę telefoniczną, po której nie miała wątpliwości, kim on był i co sobą przedstawiał. I dlaczego ją uwiódł. Nikt bowiem nie wątpił w to, że Wytwórnia Win Giovannich nie miała nic wspólnego z praniem brudnych pieniędzy. Mimo to szum, jaki powstał wokół tej sprawy, plotki, pomówienia zrujnowały jej karierę. A owe plotki opierały się głównie na kilku zamieszczonych w brukowej prasie fotografiach jej brata Angela w towarzystwie pewnych podejrzanych o ciemne sprawki biznesmenów. Te kontakty brata do tej pory były dla niej wielką niewiadomą.

Dana Jacobsa stać było na to, by znów rozpętać wrzawę prasową wokół tej sprawy. Lane straciłaby wówczas całą tę swoją nową prywatność. Miała żal do Angela, że sprowokował tę aferę, nie zdając sobie zapewne sprawy, jakie to będzie miało skutki dla całej rodziny.

W głębi duszy wierzyła w jego niewinność, wolała jednak nie wciągać w te sprawy Tylera. Był miły, sympatyczny. Ale także uparty i przebiegły. I pełen seksu. Oczarował ją.

Niech szlag trafi te jego pocałunki, myślała w drodze do domu, niemal odruchowo naciskając pedał gazu. Przez to będzie się czuła jeszcze bardziej samotna. Jeśli bowiem chce strzec tego swojego nowego życia, musi godzić się na tę samotność i pilnie zważać na każdy swój krok.

Mimo jednak bezsprzecznego faktu, że Tyler McKay poważnie zagrażał jej prywatności, niczego bardziej nie pragnęła niż tego, by właśnie on ją zburzył.


Tyler odłożył pióro i chwytając dłońmi głowę, wsparł łokcie na biurku. Po dwóch dniach guz zniknął, ale lekki ból pozostał – przypominał mu Lane i jej pocałunki. Do diabła, przecież nie z powodu bólu myślał o niej, o jej ustach. Fantazja! Na samo wspomnienie krew zaczęła mu szybciej krążyć w żyłach. Odchylił się na oparcie fotela, przesuwając go w stronę okna. Zapatrzył się na krajobraz rozciągający się za oknem, co jednak nie zmieniło kierunku jego myśli tkwiących z uporem przy Lane.

Chciał ją zobaczyć.

I zarazem nie chciał jej zobaczyć.

Była tajemnicza i dlatego niebezpieczna, zagrażała jego wolności, którą tak sobie cenił. Wyczuwał jakąś tajemnicę otaczającą tę dziewczynę. Czuł, że mimo tego brzydkiego ubioru, jaki zawsze miała na sobie, i jeszcze brzydszych butów, w istocie rzeczy jest zamkniętą w klatce tygrysicą. O tym świadczyły jej pocałunki. Pokusa potwierdzenia tych domysłów nie dawała mu spokoju.

Tylko że ona nie pozwoli mu ponownie zbliżyć się do siebie. Będzie trzymała go na dystans – od pierwszego z nią spotkania nie ukrywała, że chce, by zostawił ją w spokoju. I właśnie to stanowiło dla niego zagadkę, intrygowało go. Po raz pierwszy spotkał kobietę, która dokładała wszelkich starań, by mężczyźni nie zwracali na nią uwagi.

W przeciwieństwie do jego byłej narzeczonej, Clarice, która nade wszystko pragnęła zwracać na siebie uwagę. W ciągu ubiegłych dwóch lat Tyler zadawał sobie często pytanie, co go skłoniło, by prosić ją o rękę. I zaraz sobie odpowiadał: była piękna, pełna wdzięku, pochodziła z dobrej rodziny i wydawało mu się, że naprawdę ją kocha. A jej miłość do niego okazała się oszustwem. Chciała jedynie jego nazwiska i pieniędzy. Wszystkie ich plany zasadzały się na kłamstwie. Czuł się upokorzony. Po zerwaniu z nią długo nie mógł dojść do siebie, lecz w końcu czas zrobił swoje, zabliźnił rany.

Otrząsnął się ze wspomnień i znów powrócił myślami do Lane. Jej nie zależało ani na jego nazwisku, ani na pieniądzach. Nie zależało jej nawet na tym, aby dopilnował naprawy jej wozu.

To między innymi stanowiło o jej uroku. Uśmiechnął się. Mężczyzna zawsze walczy o kobietę. Zdobędzie ją i co potem? Mały cocktail i szybki seks?

Spojrzał z niesmakiem na swoje odbicie w lustrze. Przez dwa dni nie odrywał się od pracy, by zagłuszyć w sobie chęć zobaczenia Lane. Zauroczyła go, czego o Clarice nigdy nie mógł powiedzieć. Instynkt podpowiadał mu, by zostawił ją w spokoju. By dał sobie luz i obrał inny obiekt szaleństwa. By pozwolił Lane odejść, a te pocałunki zapisał w księdze wspomnień.

Rozsądek nakazywał mu nie angażować się uczuciowo, wyłączyć serce z gry. Czemu nie. Może się przecież z nią widywać, umawiać na randki. Nie dąży wszak do żeniaczki, nie szuka pani Tylerowej McKay.

Człowieku, skąd się w tobie wzięło tyle arogancji, nonszalancji? Ta kobieta ledwo cię toleruje, a ty zastanawiasz się, czy aby nie łapie cię na męża? Skąd przyszło ci to do głowy? Tym bardziej że ona w ogóle nie pała chęcią spotykania się z tobą.

Lecz jakiś głos wewnętrzny nie przestawał go ostrzegać: „Uważaj, chłopie, uważaj!"

Obrócił się na fotelu, wyłączył telefon wewnętrzny.

– Idę na lunch, Martho.

– W porządku. Naprawdę idziesz na lunch?

– Naprawdę – odparł z uśmiechem. Nie zdziwiło go jej pytanie, nie zdarzało mu się bowiem do tej pory wychodzić z biura, chyba że służbowo.

– Zarezerwować ci stolik?

– Nie, dzięki, ale co to za restauracja, którą ty i moja matka tak się zachwycacie? Nazywa się jakoś tak od kraba, prawda?

– Stuknięty Krab – odparła bez namysłu jego sekretarka. – Znam menu i jeśli chcesz, mogę zamówić coś dla ciebie przez telefon.

– Dzięki, poradzę sobie – odparł spoglądając na zegarek.


Zadzwonił dzwonek nad drzwiami i Tyler wkroczył do sklepu Lane. Zmartwiała z wrażenia. Wyglądał wspaniale w tym swoim stroju marynarskim za tysiąc dolarów. Niech to licho, pomyślała, zawsze gdy on był w pobliżu, czuła najzwyklejszy fizyczny głód.

– Jeszcze godzinę trwa przerwa – powiedziała.

– Wiem.

Wpatrując się w nią podszedł do lady. A Lane czuła, jak krew uderza jej do głowy.

– Po co przyszedłeś? – zapytała.

– Zabrać cię na lunch.

– Mogłeś zadzwonić. Mam swoje plany.

– Kogo dotyczą? – zapytał, zmarszczywszy groźnie czoło.

Kota i zaległej roboty papierkowej, pomyślała.

– To nie twoja sprawa, Tyler.

– Po twoich pocałunkach – moja.

– Doprawdy? – zapytała przez zaciśnięte zęby. – Otóż mylisz się. Pocałunki nie mają tu nic do rzeczy, a ja nie mam czasu na lunch. Muszę wykonać mnóstwo papierkowej roboty.

– Na dowód tego zaczęła zbierać z lady różne świstki.

– Czyli schować się przede mną.

Uniosła na niego wzrok.

– Czyli uciec – dodał.

– Ja nie umiem uciekać – stwierdziła.

– Dziewczyno, ty uciekasz szybciej niż mysz przed kotem, i dobrze o tym wiesz.

– Po prostu odchodzę.

– W sprinterskim tempie – rzekł, opierając się o ladę.

– Boisz się mnie.

– Wcale się nie boję.

Zachmurzył się.

– Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego – ciągnęła. – Masz określoną opinię…

Brwi nad jego nosem utworzyły linię prostą.

– Nie zapędzaj się za daleko – rzekł. – Jestem porządnym facetem. Zapytaj kogokolwiek…

Uroczo się zaperzył, niech to szlag, stwierdziła w duchu.

– Nie muszę nikogo pytać. Już mi to powiedziano. Wytrzymujesz z jedną kobietą miesiąc, no, góra dwa, i, szczerze mówiąc, nie chcę, żebyś mnie zaliczył jako swoją kolejną zdobycz.

Była to najprostsza droga, żeby się go pozbyć. Całkiem rozsądna, choć, prawdę mówiąc, Lane nie wierzyła w te wszystkie plotki o nim, że jest największym playboyem w okolicy. Ktoś, kto lubi się bawić, nie musi być zaraz człowiekiem niewiarygodnym i pozbawionym zasad. A sposób, w jaki rozmawiał ze swoją matką, bardzo dobrze o nim świadczył.