– Lubisz moją mamę, prawda? – zauważyła Fortune, przysuwając swojego wierzchowca do jego konia. Serce ścisnęło mu się w piersi, ale zdobył się na obojętny uśmiech.

– Owszem, milady, lubię. Zawsze ją lubiłem. To dzięki płynącej w jej żyłach irlandzkiej krwi lady Jasmine musi mieć takie wielkie serce.

– Moja mama twierdzi, że jeśli pozostanę w Irlandii, powinnam cię zatrzymać, bo można ci ufać, jak rzadko komu – powiedziała Fortune.

– Twój przyszły mąż może być innego zdania, pani – odpowiedział. Fortune spojrzała na niego, jakby postradał zmysły. Znał to spojrzenie, i z pewnością nie było ono typowe dla jej matki.

– Mój mąż nie będzie miał nic do powiedzenia w sprawie zarządzania Maguire's Ford – rzekła Fortune. – Jeśli poślubię Williama Deversa, nie będzie miał żadnych praw do moich ziem. Ma swoje. Kobiety z mojej rodziny nie przekazują swojego majątku mężczyznom, za których wychodzą za mąż. To nie do pomyślenia! Rory roześmiał się głośno.

– Matka świetnie cię wychowała, lady Fortune – stwierdził szczerze rozbawiony.

– Jeśli poślubię Williama Deversa, zostaniesz na swoim miejscu, Rory – mówiła Fortune. – Będę cię też potrzebowała, żebyś nauczył mnie wszystkiego o hodowli koni. Wiem o koniach bardzo niewiele, ale bardzo je lubię i uwielbiam na nich jeździć.

– Umiesz przemawiać do koni, milady – zauważył.

– Widziałem, jak rozmawiałaś z Piorunem, zanim wskoczyłaś na jego grzbiet. Kto cię tego nauczył, pani? Fortune przez chwilę wyglądała na zdumioną, po czym rzekła:

– Nikt. Zawsze tak robiłam, dosiadając nieznanego zwierzęcia. Uważam, że tak jest uprzejmie. Moja siostra i bracia wyśmiewali się z tego, ale nigdy żaden koń nie zrzucił mnie z siodła, od mojego pierwszego kucyka nigdy nie miałam najmniejszych kłopotów.

– Ach, to musi być twoja irlandzka krew – powiedział z uśmiechem.

– Lubię cię, Rory Maguire.

– A ja lubię ciebie, lady Fortune Mary Lindley – odpowiedział.

– Skąd znasz moje pełne imię? – zapytała zaskoczona.

– Nie wiedziałaś, milady, że jestem twoim ojcem chrzestnym? – zapytał w odpowiedzi.

– Ty? Mamo, czy to prawda? – zawołała Fortune do swojej matki, jadącej tuż za nią. – Czy Rory Maguire jest moim ojcem chrzestnym?

– Owszem – przyznała Jasmine.

– Będę cię więc nazywać wujkiem Rory, a ty będziesz do mnie mówił Fortune, gdy będziemy w gronie rodzinnym, en familie – zawołała podniecona Fortune. Odwrócił się, żeby spojrzeć na Jasmine, która leciutko skinęła głową.

– Dobrze, Fortune – zgodził się, ogarnięty ciepłymi uczuciami wobec jej szlachetności i wdzięku. To nie była wyniosła dziedziczka. Mieszkańcy Maguire's Ford bez wątpienia ją polubią i wszyscy będą mogli żyć w pokoju, pod warunkiem że William Devers nie będzie podważał autorytetu małżonki.

Rory zastanawiał się, w jaki sposób młody człowiek zareaguje na wieść o tym, że Fortune zamierza sama zarządzać swoim majątkiem i swoimi ziemiami. Na ile Rory znał Jasmine, narzeczony Fortune będzie musiał podpisać prawny dokument, zanim ruszy w kierunku ołtarza. Deszcz stopniowo zanikał, a gdy zatrzymali się na popas, żeby dać odpocząć koniom i zjeść nieco chleba i sera, zaświeciło słońce. Patrząc w niebo, Rory doszedł do wniosku, że do końca dnia powinno być słonecznie. Rozejrzawszy się, rozpoznał znane miejsce i zorientował się, że w związku z wczesnym rozpoczęciem podróży dotrą do Maguire's Ford popołudniem. Ukradkiem obserwował Jasmine i Jamesa Lesliech. Oboje byli tak otwarcie zakochani w sobie, że poczuł w sercu wręcz fizyczny ból. Bez względu na to, co ostatniej nocy mówi! Adalemu, bez względu na to, co kiedykolwiek powiedział ojcu Cullenowi Butlerowi, nigdy nie utracił skrawka nadziei, że ona kiedyś go pokocha. Teraz widział jasno, że tak się nigdy nie stanie. Ta wiedza sprawiła, że coś w nim umarło.

Głęboko westchnął.

Usłyszawszy to, Fortune, która siedziała na trawie koło niego, odwróciła się.

– Co się stało, wujku Rory? – zapytała. – To najsmutniejsze westchnienie, jakie kiedykolwiek słyszałam. Nie bądź smutny. – Oparła mu głowę na ramieniu i ujęła w ręce jego dłoń. Zaskoczyło go jej współczucie. Poczuł łzy napływające do oczu i szybko zamrugał.

– Och, dziewczyno, my, Irlandczycy, często znienacka popadamy w ponury nastrój. – Lekko uścisnął elegancką rączkę. – Wszystko w porządku. A teraz, jeśli jesteś gotowa, powinniśmy ruszać dalej. – Wstał i pociągnął ją za sobą. – Byłaś takim maleńkim dzieckiem, Fortune Mary Lindley, a wyrosłaś na wspaniałą damę.

– Ciekawa jestem, skąd się biorą te napady ponurego nastroju, wujku Rory. Też je miewam. To muszą być moje irlandzkie korzenie. Jak na dziewczynę, która miała ojca Anglika i której matka jest na wpół Angielką, na wpół Hinduską, chyba odziedziczyłam wiele po mojej irlandzkiej prababce – roześmiała się.

Jechali teraz wolniej. Powóz toczył się przed nimi. Popołudnie było pogodne, a słońce grzało im plecy. W końcu wspięli się na szczyt wzgórza. Przed nimi rozciągała się błękitna tafla wody, która, jak Rory wyjaśnił Fortune, a Jasmine swojemu mężowi, nazywała się Lough Erne. Górna i dolna odnoga oddzielała obszar znany jako Fermanagh, a potem przechodziła w rzekę Erne, mającą swe ujście do Zatoki Donegal w Ballyshannon.

Rory wskazywał palcem, mówiąc jednocześnie:

– Tam, przed nami, znajduje się Maguire's Ford, a nad jeziorem stoi zamek Erne Rock, który, mam nadzieję, zechcesz uczynić swoim domem, Fortune.

– Spójrz na te łąki, skarbie – zwróciła się Jasmine do córki. – Widzisz nasze konie? Popatrz, owce! Widzę, że stado zarodowe, które przysłaliśmy z Glenkirk, ma się dobrze, Rory.

– Owszem, milady – odpowiedział. Zjechali ze wzgórza i dotarli do wioski. Przed nimi biegła grupka małych chłopców, wołając do mieszkańców po irlandzku i po angielsku:

– Jadą! Jadą! – Ludzie zaczęli się wyłaniać ze swoich domostw, nadchodzili z pól i stawali wzdłuż drogi, żeby zobaczyć właścicielkę Maguire's Ford, która powracała po dwudziestu latach. Wypatrzywszy znajomą twarz, Jasmine zatrzymała konia.

– Bride Duffy! – Zsunęła się z końskiego grzbietu i uściskała swoją dawną przyjaciółkę.

– Cal mille failte! Witam serdecznie – rzekła Bride Duffy, a jej szczera twarz zmarszczyła się w szerokim uśmiechu. – Witaj z powrotem w Maguire's Ford, milady Jasmine! Obie kobiety uścisnęły się ponownie, po czym Jasmine wypchnęła do przodu Fortune:

– A to jest twoja chrzestna córka, Bride Duffy. Przywitaj się, Fortune. Fortune dygnęła przed wieśniaczką o czerwonych policzkach.

– Jak się pani miewa, pani Duffy? – odezwała się i spojrzała prosto w oczy drugiej kobiecie. – Cieszę się, że w końcu panią poznałam.

– Niech ci Bóg błogosławi, milady – odpowiedziała Bride. – Jestem szczęśliwa, mogąc cię znów spotkać, bo kiedy widziałam cię po raz ostatni, byłaś małym niemowlęciem w pieluchach. – Zawahała się przez chwilę, po czym uścisnęła dziewczynę. – A teraz wróciłaś tutaj, gdzie po raz pierwszy ujrzałaś światło tego surowego świata, żeby, jak powiadają, wyjść za mąż.

– Tylko jeśli mi się spodoba – pospiesznie zastrzegła się Fortune. Bride Duffy zachichotała.

– Zupełnie jak twoja matka.

– Obie moje córki mają własny rozum – powiedziała Jasmine. – Chodź, Bride, poznaj mojego męża, Jamesa. – Pociągnęła przyjaciółkę w stronę, gdzie stał książę, i przedstawiła ich sobie. Dopiero po pewnym czasie Rory'emu udało się odciągnąć Fortune i małżonków Lesliech, żeby mogli zobaczyć zamek. Powóz, wiozący Adalego i Rohanę, znajdował się już daleko z przodu. Zamek Erne Rock stał na cyplu, otoczonym z trzech stron wodą. Miał prawie trzysta lat. Aby dotrzeć do zamkowych wrót, trzeba było pokonać wzmocniony ogromnymi głazami most zwodzony ponad bagnami, będącymi w gruncie rzeczy fragmentem jeziora. Po podniesieniu zwodzonego mostu Erne Rock stawał się niepokonaną, choć niewielką fortecą.

Przeprowadzili konie przez most i wjechali przez bramę na dziedziniec, gdzie zostali powitani przez paru chłopców stajennych, którzy wzięli od nich wierzchowce. Fortune rozejrzała się, oceniając swoje dobra. Dojrzała stajnie i domek strażnika. Dziedziniec wykładany był niezbyt dużymi, płaskimi kamieniami. Idąc w ślady matki, pokonała kilka schodów. U ich podnóża znajdował się klomb, na którym rósł krzew czerwonych róż. Fortune ujęła jeden z kwiatów w dłoń i powąchała go. Potem podążyła pospiesznie za Jasmine.

Wewnątrz zamek Erne Rock był ciepłym i przytulnym miejscem. Posadzkę na parterze wykonano z kamienia, na piętrze zaś królował pięknie wypolerowany parkiet. Tego majowego popołudnia w obu kominkach, znajdujących się w głównej sali zamkowej, buzował ogień. Fortune zauważyła, że samo pomieszczenie nie było zbyt duże, nie większe niż główna komnata w Glenkirk. Na jednej ścianie wisiał gobelin, przedstawiający Świętego Patryka wyprowadzającego węże z Irlandii. Meble wykonane były z błyszczącego, złocistego drewna dębowego. Na parterze mieściła się też bogato wyposażona biblioteka oraz pokój, w którym Rory prowadził rachunki posiadłości. Kuchnie znajdowały się pod główną salą. Na drugiej kondygnacji zamku usytuowane były sypialnie, każda ze swoim kominkiem.

Jasmine otworzyła drzwi prowadzące do przestronnej sypialni i cofnęła się, żeby córka mogła zajrzeć do środka.

– Tutaj się urodziłaś – rzekła cicho. – Siostra madam Skye, Eibhlin, zakonnica i lekarka, pomogła ci przyjść na świat. Byłaś najprzekorniejszym z moich dzieci, odwrócona w złą stronę. Założyłam się z mamą, że jesteś chłopcem.

– Byłaś rozczarowana? – zapytała Fortune, która nigdy wcześniej nie słyszała tej historii.

– Nie – odrzekła Jasmine. – Jak mogłabym być rozczarowana? Byłaś wspaniałą maleńką dziewczynką, ze znamieniem swojego dziadka nad wargą, z lewej strony buzi. Ale o wiele ważniejsze było to, że stanowiłaś ostatni podarunek twojego ojca dla mnie, Fortune. Tak bardzo go kochałam. Ty, India i Henry byliście wszystkim, co mi pozostało po Rowanie Lindleyu, jeśli nie liczyć słodkich wspomnień. To był najwspanialszy dar, jaki kiedykolwiek otrzymałam.