– To on jeszcze żyje? – zdziwiła się na głos Jasmine. – Jak pamiętam, on i jego żona byli straszliwymi snobami i zachowywali się bardzo nieprzyjemnie wobec Irlandczyków. Appleton pełnił jakąś pomniejszą funkcję na dworze królowej Bess.

– Żyje i ma się dobrze, a na dodatek z wiekiem stał się jeszcze bardziej nieprzyjemny. Jego żona umarła i sir John mieszka z córką i zięciem, którzy są nie lepsi od niego – ponuro stwierdził Rory Maguire.

– Miło to brzmi – mruknął James Leslie.

– Och, będą się wdzięczyć do pana i do pańskiej żony, milordzie. To tylko reszta z nas będzie źle traktowana – zaśmiał się Maguire.

– Nie ma innego miejsca? – chciał wiedzieć James Leslie.

Rory Maguire pokręcił rudą głową, krzywiąc się przy tym żałośnie.

Sir John Appleton był teraz starym, grubym mężczyzną cierpiącym na podagrę. Jego córka Sarah i jej mąż Richard stali się zgorzkniali i skąpi. Wyraźnie okazywali, że pochlebia im możliwość goszczenia księcia i księżnej Glenkirk wraz z córką. Posadzili Fortune koło swojego syna Johna, mając nadzieję na cud. Nie doczekali się go jednak, gdyż John, na codzień głośny zawadiaka, oniemiał wobec urody i pewności siebie lady Fortune Lindley. Była niepodobna do żadnej dziewczyny, jaką znał, i onieśmielała go. Tymczasem Fortune po prostu go ignorowała. Miody John Appleton miał pryszcze na twarzy i wilgotne dłonie. Fakt, że siedział bez słowa, nie prowadząc interesującej rozmowy, dodatkowo pogrążał go w oczach Fortune. Dziewczyna doszła do wniosku, że jest dość głupi.

– Sława waszych koni rozciąga się daleko. Jestem zdumiony, bo w waszym majątku są zatrudnieni irlandzcy katolicy. Na pewno was okradają – zauważył stary sir John Appleton.

– W moim majątku pracują i katolicy, i protestanci – słodkim głosem odezwała się Jasmine. – I jedni, i drudzy dobrze mi służą i nie widzę żadnej różnicy pomiędzy nimi, sir Johnie. Wszyscy są uczciwymi ludźmi.

– Bałwochwalczy papiści – zjadliwie stwierdził staruszek.

– Katolicy nie są bałwochwalcami – warknęła mocno zirytowana Fortune. – Oni czczą Boga. Co za bzdury!

– Madam! Zgań, proszę, swoją córkę. Jest zbyt porywcza i samowolna – krzyknął sir John.

– Fortune, przeproś sir Johna. Nie jest winien swojej ignorancji – rzekła księżna Glenkirk do córki.

– Dobrze, mamo – potulnie zgodziła się Fortune. – Przepraszam za pańską ignorancję, sir Johnie. – Uśmiechnęła się słodko. Potem wstała i ślicznie dygnęła. – Muszę iść odpocząć – wyjaśniła i opuściła pokój.

Sir John i jego rodzina wcale nie byli pewni, czy Fortune naprawdę przeprosiła, ale nie śmieli się sprzeczać z księżną Glenkirk. Bez słowa uznali, że dziewczyna zupełnie się nie nadaje dla ich młodego Johna. Była za ładna i o wiele za zuchwała. Na pewno źle skończy. Nie zmartwili się więc, gdy ich goście oświadczyli, iż pragną iść spać.

Roremu Maguire'owi, Adalemu i Rohanie niechętnie podano posiłek w kuchni ogromnego budynku. Służący byli podejrzliwi wobec Irlandczyka i dwójki towarzyszących mu ludzi o obcym wyglądzie. Gdy skończyli jeść, dowiedzieli się, że Rohana może iść do swojej pani, ale obaj mężczyźni muszą spać w stajni.

– Nasz pan nie pozwala takim jak wy spędzać nocy w domu. Wszyscy zostalibyśmy zamordowani we własnych łóżkach! – ponuro stwierdziła kucharka.

– Wątpię, żeby istniał człowiek, który chciałby podejść bliżej do łóżka tej kobiety – wesoło skomentował Adali, gdy wraz z Rorym znaleźli sobie kąt do spania w stajni. Rozłożył płaszcz na pachnącym słodko sianie i usiadł.

– Spałem już w gorszych miejscach – podsumował.

– Ja też – rzucił Rory, kładąc swoje okrycie na sianie. Przeciągnął się i dodał: – Wygląda na szczęśliwą.

– Jest szczęśliwa.

– To dobrze.

– Nigdy się pan nie ożenił? – zapytał Adali.

– Nie – padła odpowiedź. – Nie było sensu. Ziemia nie należała już do mnie. Nie miałem nic do zaoferowania kobiecie. Dzieci skomplikowałyby jeszcze moje życie, bowiem byłyby katolikami z wyznania, Irlandczykami z urodzenia i obcymi w swoim kraju tak długo, jak długo trwać tu będzie angielska okupacja. Sam nie jestem pewny swojej przyszłości. Niepotrzebna mi dodatkowa odpowiedzialność za żonę i dzieci.

– Kobieta nie jest panu potrzebna?

– Po niej? – odpowiedział pytaniem Rory Maguire.

– To była tylko jedna godzina tamtej nocy, niemal dwadzieścia jeden lat temu, panie Maguire. Chce pan powiedzieć, że od tamtej pory nie było żadnej innej?

– Właśnie. Z rzadka, gdy ogarnie mnie przypływ żądzy, zaspokajam ją ze znajomą wdową we wsi. Znana jest ze swojej sympatii dla takich mężczyzn, jak ja, ale jest dyskretna i nikt nie śmiałby nazwać jej dziwką – powiedział Rory.

– Czy potrafisz być równie dyskretny, jak twoja wdowa, panie Maguire? – z całą powagą zapytał go Adali.

– Oczywiście! – zawołał Rory. – Czyż nie dotrzymywałem zawsze tajemnicy? Wiem, że nie ma pojęcia, co się wówczas stało. Nie będę jej niepokoił.

– To dobrze. Uważa pana za przyjaciela. Sądzę, że nie chciałby pan utracić tej przyjaźni. Kocha Jamesa, a on kocha ją. Wspólnie z dziećmi wiodą w Szkocji szczęśliwe życie.

– Nie obawiaj się, Adali – rzekł Rory Maguire z nutką smutku w głosie. – Zawsze uważała mnie jedynie za przyjaciela. I to wszystko, na co mogę liczyć. Nie zmarnuję nawet tego drobnego ułamka jej zainteresowania, żeby marzyć i mieć nadzieję na coś, co nigdy nie nastąpi. Nie, Adali. Oddałbym życie za moją Jasmine, ale nigdy nie dowie się, jaką rolę odegrałem przed laty w ocaleniu jej życia. Wstydzilibyśmy się oboje.

– Nie ma się czego wstydzić – zapewnił go Adali. – Pan, ksiądz i ja zrobiliśmy to, co należało. I tyle. Nie ma w tym nic niegodnego, nie powinien pan się winić. A teraz dobranoc. Zobaczymy się jutro rano.

– Dobranoc, Adali – spokojnie odpowiedział Rory Maguire, przekręcając się na bok i nakrywając peleryną.

Pomyślał, że najbliższe miesiące będą najtrudniejszym okresem w jego życiu.

ROZDZIAŁ 2

Opuścili posiadłość Appletonów przed wschodem słońca. Gospodarze byli jeszcze w łóżkach, ale oni nie chcieli tu przebywać ani chwili dłużej, niż to było konieczne.

Proszę, powiedz swojemu panu – nakazał książę Glenkirk nie do końca obudzonemu odźwiernemu – że dziękujemy mu za gościnę, ale czeka nas długa i wyczerpująca podróż. Jeśli mamy dotrzeć do celu jeszcze dzisiaj przed zachodem słońca, musimy wyruszyć wcześniej, niż myśleliśmy. Odźwierny, równie służalczy jak jego pan, skłonił się nisko.

Dobrze, milordzie. Sir John będzie zmartwiony, że nie miał okazji osobiście się z państwem pożegnać – odpowiedział gładko.

Jest usprawiedliwiony – rzekł James Leslie, władczym gestem machając ręką w rękawiczce. Odwrócił się i wyprowadził żonę i pasierbicę przez drzwi na dwór, w wilgotny, mglisty poranek.

Powóz z Adalim, Rohaną i drobną częścią bagażu już odjechał. Rory Maguire czekał na nich, trzymając konie. Szybko dosiedli wierzchowców i pokłusowali żwirową drogą jak najdalej od Appleton Hall.

Świetna ucieczka! – podsumował James Leslie.

Owszem, milordzie – odpowiedział Maguire.

Przejaśniło się i mgła trochę się podniosła, ale słońce nie wyjrzało i po chwili znów zaczął padać deszcz. O dziwo jednak, panująca szarość tylko pogłębiała zieleń wiejskiego krajobrazu. Przejeżdżali pomiędzy łagodnie wspinającymi się, zielonymi wzgórzami. Krajobraz urozmaicały widoczne z rzadka umocnienia z szarego kamienia, zwykle zrujnowane, oraz małe wioski. Jasmine zauważyła, że wsi zostało mniej niż wówczas, gdy była tu po raz pierwszy. Niektóre wyglądały na opuszczone i popadały w ruinę, inne zniknęły całkowicie, a jedynym śladem ich istnienia były połamane, poprzewracane celtyckie krzyże, zarosłe chwastami. Ulster, który nigdy nie był gęsto zaludniony, teraz wydawał się jeszcze mniej zamieszkany.

– Co tu się stało? – zapytała Jasmine Rory'ego Maguire.

– Nie wszyscy właściciele ziemscy są podobni do ciebie, milady. Słyszałaś o karach wymierzanych tym, którzy wyznają wiarę katolicką? Wielu zostało wygnanych z ich ziemi, bo nie chcieli się nawrócić na protestantyzm. To proste.

– Ale przecież właściciele tutejszych majątków nawet nie mieszkają w Irlandii. Jaka to dla nich różnica, jeśli ziemia jest właściwie uprawiana i przynosi im zyski?

– Wyznaczają zarządców, którzy przestrzegają litery prawa – wyjaśnił. – Większość z nich to Anglicy, podobnie jak osadnicy. Mamy też szkockich właścicieli ziem, ale teraz Szkoci w większości pozostają u siebie, z wyjątkiem tych, którzy potrafią zerwać więzy ze swoim klanem i szukać dla siebie ziemi.

– Co dzieje się z mieszkańcami tych wiosek? – dociekała Jasmine.

– Uciekają do krewnych w innych częściach Irlandii, gdzie prawo nie jest tak rygorystycznie przestrzegane. Zaszywają się w bardziej ustronnych miejscach, wiodąc znacznie prymitywniejsze życie. Umierają. Nieliczni emigrują do Francji i do Hiszpanii. Nie ma innych możliwości.

– Tak jest urządzony ten świat – spokojnym głosem odezwała się Fortune, zaskakując wszystkich. – Nauczyłam się tego podczas moich studiów, mama też mi to często powtarzała. Jedno plemię podbija drugie, potem przychodzi następne, i tak dalej, i dalej. Nic nie pozostaje niezmienne na zawsze. Ale, podobnie jak mama, nie widzę powodu, dlaczego tak musi się dziać w Irlandii. Bigoteria jest czymś złym i okrutnym.

– Ale występuje zarówno po jednej, jak i po drugiej stronie – wyjaśnił Rory dziewczynie. – Na szczęście w Maguire's Ford mamy dwóch duchownych o otwartych poglądach, ale to rzadkość. Większość protestanckich pastorów opowiada swoim owieczkom, że katolicyzm jest złą, bałwochwalczą wiarą, a przeważająca część księży katolickich wykrzykuje, że protestanci są brudnymi heretykami, zasługującymi na spalenie, jeśli nie tu, na ziemi, to w piekle, są bowiem szatańskim pomiotem. Takie postawy nie prowadzą do zrozumienia i tolerancji, milady. Obawiam się, i mówię to z przykrością, że na tej ziemi jest więcej ludzi pokroju Johna Appletona niż podobnych do twojej mamy.