– Coś, że „wolę” i „cholewa”?

– Aha. – Znalazła w końcu obie narty. – Właśnie. Śnieg mi wpadł za cholewkę.

– A to nie było „ja pierdolę” i „niech to cholera”?

Zaparła się o kijek i wreszcie stanęła, a potem obróciła się do niego. Stając wyżej na stoku, z łatwością spojrzała na niego z góry z niewzruszoną wyniosłością.

– Czy ja wyglądam na kobietę, która używa takich słów?

– Nie. – Uśmiechnął się do niej. – Wyglądasz na księżniczkę, która używa takich słów.

– Ha!

Odrzuciła długie włosy do tyłu i zapięła narty. Po chwili szukania znalazła drugi kijek, a kiedy go wyciągała ze śniegu, zafundowała Alecowi naprawdę wspaniały pokaz gracji.

Aha, zdecydowanie powinien ją zaprosić.

Kiedy już miała wszystko, co trzeba, zjechała do niego. Policzki jej się zaróżowiły. Oddychała płytko z wysiłku.

– Dobra, jestem gotowa do dalszej jazdy.

– Mam lepszy pomysł. Może zrobimy sobie krótką przerwę? Żebyś złapała oddech?

– Nie… nie trzeba – wydyszała.

Uśmiechnął się, widząc, jaką twardą zawodniczkę odstawia.

– Więc może ja chwilę odetchnę.

– Jasne. – Rzuciła mu krzywy uśmieszek i Alec jeszcze bardziej zapragnął ją pocałować.

Mógł się oprzeć bogatemu kociakowi, ale nie kobiecie, która śmiała się po upadku i klęła jak szewc.

– Daj spokój, krótką chwilkę – upierał się.

– No dobra.

– Skąd jesteś? – zapytał, kiedy zjeżdżali powoli na bezpieczny teren przy drzewach.

– Z Austin.

– Serio? – Zatrzymał się na brzegu ścieżki. – Właściwie jesteśmy sąsiadami. Dorastałem w Elgin.

– Tak? – Jej oczy rozbłysły z zainteresowaniem. – Uwielbiam kiełbaski z Elgin.

– Najlepsze w Teksasie – odparł z dumą. – Z której części Austin?

– Hm. – Odwróciła wzrok jak ludzie, kiedy zamierzają skłamać. – Okolice Windsor/MoPac.

– Ach.

To go trochę przyhamowało. Nie skłamała, powiedziała prawdę, tylko że bardzo oględnie. W uprzejmy sposób dała do zrozumienia biednemu prostakowi, że dorastała w Tarrytown, jednej z najbardziej wytwornych dzielnic w Austin. Skoro tak to ujęła, jasne się stało, że Christine Ashton nie była po prostu bogata. Była obrzydliwe bogata. Kobiety z tej sfery, właściwie stratosfery, nie umawiały się ze śmieciami z przyczep. Ściślej mówiąc, nie wspomniał, że dorastał w przyczepie, ale tej klasy kobiety miały wbudowany radar wykrywający takich jak on.

Zastanawiał się, czy nie zarzucić pomysłu randki – przez jakiś ułamek sekundy – a potem wzruszył ramionami. Kto nie ryzykuje, ten nie wygrywa.

– Więc Austin, tak? Bujne życie nocne.

– Tak słyszałam. – Rozluźniła się i odpowiedziała mu uśmiechem. Tak, to zdecydowanie zielone światło.

– A sama nie wychodzisz?

– Nie, skąd – zachichotała Christine.

Pomyślała, że jedyne życie nocne, jakie widziała, to chorzy na ostrym dyżurze w Szpitalu Breckenridge. Ale nie miała najmniejszej ochoty rozmawiać w czasie urlopu o stażu.

– A to szkoda. Każdy powinien korzystać z życia.

Spojrzał na nią tak, że zapomniała, o czym rozmawiali. Z drugiej strony kogo obchodzą słowa padające z jego ust, skoro jego oczy mówiły: „Jesteś śliczna. Podobasz mi się. Masz ochotę zrzucić te łaszki?”.

Policzki jej zapłonęły, gdy odwzajemniła jego uśmiech. „Może” – odpowiedziała mu spojrzeniem, chociaż w głowie rozległy się dzwonki alarmowe. Za każdym razem, gdy ktoś spodobał jej się od pierwszego wejrzenia, okazywał się nieudacznikiem. Po ostatnim katastrofalnym związku obiecała Maddy i Amy, że nie zacznie się z nikim spotykać, dopóki kandydat nie uzyska ich aprobaty. Właściwie to ona sama zmusiła przyjaciółki, żeby obiecały, że jej na to nie pozwolą. Jednak w takich chwilach, kiedy hormony się burzyły i tańczyły taniec radości w żyłach, trudno było pamiętać o tej obietnicy.

Odwrócił wzrok i nabrał głęboko powietrza, jakby chciał się uspokoić.

– Jeśli odzyskałaś już oddech, to może powinniśmy ruszać.

– Jestem gotowa, jeśli ty też – odparła, pozwalając sobie na żartobliwą dwuznaczność.

– Zawsze jestem gotowy. Uśmiechnął się szelmowsko.

Zaśmiała się. Niech to, ależ on przystojny! I zabawny. I wysoki! Niech Maddy i Amy zgodzą się na randkę, kiedy im o nim opowie.

– Co ci chodziło po głowie?

– Myślę, że powinniśmy zjechać na równiejszy teren i popracować nad twoją równowagą.

– Ponieważ jesteś moim instruktorem, oddaję się w twoje umiejętne ręce.

Następne półtorej godziny zamieniło się w najbardziej seksowną lekcję jazdy na nartach w historii świata – Christine była tego pewna. Między ćwiczeniami Alec zawsze wynajdywał pretekst, żeby stanąć za nią – jego narty obejmowały okrakiem jej – położyć ręce na jej biodrach i ramionach, poprawić postawę. Za każdym razem jego głos stawał się coraz niższy i bardziej chrapliwy, aż całe jej ciało rozdzwoniło się jak struna. Udało jej się nawet jeszcze dwa razy przejechać wyciągiem. Alec za każdym razem masował jej ręce bardzo przyjemnie, nie wspominając o tym, że także podniecająco.

Po trzecim zjeździe stanął u podnóża góry. Podjechała do niego.

– I to – rzekł, zdejmując gogle – zamyka naszą pierwszą lekcję.

– Już? – Odsunęła rękawiczkę, żeby zerknąć na zegarek. – O rety, czas płynie szybko, kiedy człowiek dobrze się bawi.

– To prawda. – Rzucił jej kolejne szelmowskie spojrzenie, który wprawił jej brzuch w tango. – Masz jakieś plany na resztę dnia?

Ups. Zamierzał ją zaprosić, ale nie mogła się zgodzić, dopóki nie dostanie pozwolenia od przyjaciółek. Jej libido domagało się, aby już się zgodziła, a pozwolenie uzyskała później. Jej przyjaciółki okazały się tak twarde, że od miesięcy nie była na żadnej randce. Ale ten na pewno by im się spodobał.

„Nie. Bądź twarda, Christine. Bądź twarda”.

– Ja, hm… – odchrząknęła. – Pomyślałam, że wrócę do mieszkania rodziców, rozmrożę się pod gorącym prysznicem i padnę na sofę.

To był najlepszy plan. Zwłaszcza że miała ogrom nauki do zbliżającego się końcowego egzaminu.

– Mam lepszy pomysł na odtajanie. – Skrzyżował ręce i oparł na kijku. – Zamierzam spotkać się z kilkoma kumplami w pubie. Co powiesz na ciepłą brandy przy kominku?

– Kuszące. – „Nawet bardzo”. – Ale nie. Nie mogę.

– Ej, tylko na chwilę. – Pochylił się, żeby zdjąć narty. – Moi kumple to eksperci, jeśli idzie o narty, na pewno podzielą się radami na temat zjazdu czarną trasą.

„To nie w porządku”. Jak miała się oprzeć jeszcze temu, skoro pociągał ją tak, że całe jej ciało drżało jak struna? Żeby zyskać na czasie, również pochyliła się i zdjęła narty.

– Chciałabym, serio, ale nie dziś. Możemy do tego wrócić? – Jasne.

Wyprostował się. Bogu dzięki, nie wyglądał na zniechęconego.

– Weź gorący prysznic, jak planowałaś, i ibuprofen na ból mięśni. Potem wyśpij się porządnie i pij dużo wody.

– Mówisz jak lekarz.

– Po prostu dbam o uczennicę. – Przerzucił kijki i narty przez ramię. – Do zobaczenia jutro. W tym samym miejscu o tej samej porze.

– Będę.

Patrząc, jak odchodzi, z trudem powstrzymała chęć, żeby zatańczyć i wykrzyknąć „Tak!”. Z pewnością skończy się randkowa posucha.


Po szybkim prysznicu Christine wciągnęła dżinsy i wypłowiałą pomarańczową bluzę ze znaczkiem college’u – białym teksaskim bykiem. Rozmyślała gorączkowo, gdy próbowała napisać do przyjaciółek e – maila, dzięki któremu dostałaby od nich pozwolenie. Zbiegła po schodach z poddasza obok sypialni dla gości do głównego salonu.

Jak w przypadku większości budynków w Silver Mountain na poziomie ulicy znajdowały się głównie sklepy i restauracje, a mieszkania były na piętrze. Przeszklona ściana przed nią otwierała się na taras. Rozciągały się za nią wspaniałe widoki na góry.

Laptop czekał na stoliku do kawy, na pudełku po wczorajszej pizzy. Najpierw kawa, pomyślała i skręciła do kuchni. Kawa zaparzyła się w ekspresie, gdy Christine brała prysznic. Teraz trzeba było tylko znaleźć stosownie duży kubek. Niestety w szafkach stały jedynie żałośnie małe porcelanowe filiżanki z kruchymi uszkami. Zrezygnowana nalała kawy do jednej z nich i zaniosła do salonu.

Chociaż mieszkanie nie było tak eleganckie jak główna rezydencja Ashtonów w Austin, wystrój wnętrza bardziej pasował do angielskiej bawialni niż chaty narciarskiej. Taki jednak styl preferowała matka Christine.

Przestępując nad butami, które zrzuciła wczoraj wieczorem, przycisnęła włącznik w ścianie, by zapalić gazowy kominek. Płomienie natychmiast objęły imitacje polan bezpiecznie oddzielonych od mieszkania szybą. Pomyślała, że w tej samej chwili Alec Hunter siedzi przed prawdziwym kominkiem w zatłoczonym pubie, otoczony przez przyjaciół i śmiech, a wokół powietrze pachnie dymem i smażeniną.

Jeśli w następnych minutach wszystko ułoży się jak trzeba, jutro przyłączy do niego.

Zdeterminowana usiadła na sofie i otworzyła laptopa. Co napisać?

Komputerowy zegar wskazywał czwartą piętnaście czasu w Austin, co oznaczało trzecią piętnaście tutaj. Idealnie. Odkąd Maddy przeprowadziła się do Santa Fe, nabrały nawyku włączania się o tej godzinie do sieci. Amy siedziała jeszcze przy biurku w swojej firmie Podróżujące Nianie, która organizował opiekunki dla dzieci bogaczy, a nawet gwiazd, na czas wyjazdów urlopowych. Maddy z kolei robiła sobie zwykle przerwę w pracy przy sztalugach, a Christine do niedawna dopiero wstawała i szykowała się do nocnego dyżuru w szpitalu.

E – maile to nie to samo co babskie lunche i wypady do kina, które urządzały sobie od dziesięciu lat, odkąd skończyły college, ale były niewiele gorsze. Po chwili zastanowienia zdecydowała się zacząć od czegoś, co na pewno wywoła pozytywną reakcję. Napisała „Udało mi się” w temacie wiadomości.

Wiadomość: Przejechałam się wyciągiem! Trzy razy!

Maddy pierwsza zareagowała: Juhuu! A teraz opowiadaj ze szczegółami.

Amy zareagowała tuż potem: Wiedziałam, że ci się uda. Jestem z ciebie taka dumna.