Christine zastanawiała się nad odpowiedzią, żeby była dokładnie taka jak trzeba, gdy już naciśnie „wyślij”. Zaczęła od: Właściwie nie było tak ile, jak się bałam po pierwszej jeździe. Głównie dzięki instruktorowi.

To był dobry początek. Co teraz? Napisała: Jest taki przystojny! A potem jęknęła i skasowała tę linijkę. Za każdym razem, gdy zaczynała od opisu powierzchowności, jej szanse na uzyskanie aprobaty gwałtownie spadały.

Zamyśliła się, patrząc na ekran, rozluźniła palce, a potem spróbowała ponownie: Naprawdę polubiłam tego faceta. Wam pewnie też by się spodobał. Nazywa się Alec Hunter. To prawdziwy zawodowiec, ale nie nadęty. Nie pamiętam, kiedy ostatnio się śmiałam tyle razy, ile w ciągu tego jednego popołudnia. Ale najwspanialszy był na wyciągu, kiedy odwracał moją uwagę od wysokości i starał się mnie uspokoić. Jest opiekuńczy i uważny, a także zabawny. Chciałabym się z nim umówić, jeśli się zgodzicie, a na pewno się zgodzicie, bo to naprawdę świetny facet.

Przeczytała wiadomość kilka razy, zastanawiając się, czy nie chwali Aleca zbyt przesadnie. Ale napisała szczerą prawdę. Wzięła się w garść i wysłała wiadomość.

I czekała.

Sekundy upływały. Złożyła ręce i palcami dotknęła ust.

W końcu przyszła odpowiedź od Maddy: Pisząc „zawodowiec”, mam nadzieję, że miałaś na myśli, że ma stałą pracę. Bo wczoraj wspomniałaś, że instruktor, którego ci załatwili, nie pracuje dla szkółki narciarskiej. Wyświadcza tylko przysługę przyjacielowi. Więc czym się zajmuje?

Cholera! Skrzywiła się, pisząc: Właściwie to nie bardzo wiem. Zapomniałam zapytać.

Maddy: Christine! Mamy przygotować ci listę z minimalnymi wymaganiami?

Wściekła na siebie, bo pewnie zawaliła sprawę, odpaliła: Może powinnyście zrobić druczek do wypełniania dla moich potencjalnych facetów.

Maddy: To nie taki zły pomysł!

Christine: Właśnie, że zły! To zaczyna być śmieszne. Przez ostatnie dwa lata spotykałam się z tylko z totalnymi dupkami, którzy zanudzali mnie na śmierć, nim jeszcze skończyła się kolacja.

Maddy: To dlatego, że ty zawsze przesadzasz. Albo wybierasz sztywniaków i czujesz, że nie możesz być przy nich sobą, albo łazęgi, których przygarniasz do domu. Chociaż ta druga grupa jest o niebo zabawniejsza, to objada cię, pożycza pieniądze i w końcu zostawia z poczuciem, że zostałaś wykorzystana. Wiem, że masz miękkie serce, że chcesz uleczyć każdą ranę, ale mężczyźni to nie szczeniaki. Nie możesz ich zabierać do domu, bo są milutcy i bez dachu nad głową, a ty myślisz, że naprawisz wszystkie ich problemy. Nie możesz znaleźć kogoś pomiędzy tymi skrajnościami? Kogoś zabawnego ORAZ odpowiedzialnego?

– Najwyraźniej nie – burknęła do siebie Christine.

Wtedy ją olśniło: Skąd mamy wiedzieć, czy Alec nie jest i zabawny, i odpowiedzialny? Hę? To, że zapomniałam zapytać go o pracę, nie znaczy, że jej nie ma. Poza tym nie zamierzam wychodzić za tego faceta. Chryste, będę tu tylko trzy tygodnie. Daj spokój, Mad. Mam urlop i byłam taka grzeczna. Nie mogę się trochę zabawić? To jakby przerwać dietę dla jednego czekoladowego obżarstwa. Każdy czasem musi się poobżerać. Nawet w książkach z dietami tak piszą.

Maddy: Tam piszą, że każdy od czasu do czasu może sprawić sobie przyjemność, a nie obżerać się! Po obżarstwie boli cię brzuch i następnego dnia nienawidzisz siebie.

Christine: Obiecuję, że mnie się to nie przydarzy. A nawet jeśli, to nie będę miała do was pretensji. Mówię wam, to naprawdę przystojny, zabawny i powalająco seksowny facet.

Maddy: Amy! Przemów tej kobiecie od rozumu, błagam!

Minęło kilka sekund, nim pojawiła się spokojna i rozsądna reakcja Amy: Właściwie to zgadzam się z Christine. Nie dowiemy się, czy on jest nieodpowiedni dla Christine, dopóki nie zdobędziemy dalszych informacji. Powinnyśmy wstrzymać się z oceną do jutrzejszej lekcji, kiedy będzie mogła więcej się o nim dowiedzieć.

Christine pokazała język listowi od Maddy: Widzisz? Matka Amy Zgadza się ze mną.

Amy: Niemniej Maddy też ma rację, Christine. Przeszłam tyle diet, że wiem, iż obżeranie się nie służy. Potem przy następnej pokusie jeszcze trudniej się powstrzymać. Więc obiecaj, że jeśli odkryjesz, że to nieudacznik, nie spotkasz się z nim, dobrze? Choćby nie wiadomo jak seksowny był.

Christine: Niech wam będzie, w porządku. Boże, ale jesteście brzytwy.

Amy: Bo cię kochamy. Kiedy ktoś cię rani, nas też to boli.

Christine ogarnęło poczucie winy: Wiem. Macie rację, jakieś rady, jak oprzeć się pokusie, gdy naprawdę mnie najdzie?

Maddy: Ja coś mam. Właściwie to wariacja na temat tego, co powiedziałaś mi, gdy przyjechałam do Santa Fe i chciałam podwinąć pod siebie ogon i wracać do domu. Skup się na celu, na tym, po co tam pojechałaś. Masz przezwyciężyć łęk wysokości i prześcignąć brata na stoku. Po drugie przeczytaj raz jeszcze rozdział z książki Jane. Nie ten, który ty kazałaś mi przeczytać, ale ten o mądrych kobietach, które dokonują głupich wyborów.

Amy: Popieram tę radę.

Christine: Dzięki. Naprawdę was kocham. Nawet kiedy psujecie zabawę.

Z westchnieniem Christine wylogowała się, a potem spojrzała na stos przywiezionych książek medycznych. Powinna się pouczyć, ale idąc za radą Maddy, sięgnęła po poradnik Jane – Jak wieść idealne życie. Chociaż złościło ją to, że Jane wykorzystała je jako przykłady, ta książka dziwnie ją przyciągała. Łapała się na tym, że co rusz do niej wraca, szukając perełek mądrości, które od czasu do czasu odnajdywała między powielanymi oczywistościami.

W połowie rozdziału, który zaleciła jej Maddy, zagapiła się na słowa, jakby widziała je po raz pierwszy w życiu. Nie tylko w rozdziale o strachu Jane wykorzystała ją jako przykład, ale także w tym! To nie było tak oczywiste, ale miała to przed sobą czarno na białym. Jane Redding pisała o Christine w każdym akapicie rozdziału pod tytułem Mądre kobiety i głupie wybory.

Z trzaskiem zamknęła książkę i rzuciła ją na bok. Dość tego! Maddy i Amy miały rację. Absolutnie musiała skończyć z mężczyznami, którzy byli albo zbyt nadęci, albo absolutnie nieodpowiedzialni.

Gdzieś musiał być mężczyzna odpowiedni dla niej. Miała tylko nadzieję, że okaże się równie zabawny jak Alec.

ROZDZIAŁ 3

Dyscyplina to podstawa szacunku do samego siebie.

Jak wieść idealne życie

Następnego dnia Alec stał w kolejce przy barku ulicznym, mając nadzieję, że zdąży coś przegryźć przed drugą lekcją z Christine.

– Jak leci najnowszemu instruktorowi narciarskiemu w Silver Mountain? – zagadnął go ktoś z tyłu.

– Zamknij się. – Alec zaśmiał się, kiedy odwrócił się i zobaczył swojego przyjaciela Trenta szczerzącego zęby.

Najwyraźniej Bruce wygadał się połowie okolicy, że Alec Hunter zniżył się do dawania lekcji jazdy na nartach. Teraz wszyscy faceci mieli ochotę ponabijać się z niego. Trudno się dziwić. Jeśli idzie o pracę w górach, panował tu wyraźny porządek dziobania. Alec jako koordynator ekipy ratowniczej hrabstwa był na szczycie, za nim plasowali się strażnicy leśni i personel pogotowia, goście tacy jak Trent z patrolu narciarskiego i wreszcie najniżej znajdowali się instruktorzy narciarscy, ledwie przed obsługą wyciągu.

Szeroki uśmiech rozkwitł na twarzy Trenta.

– Narzeczona Willa mówi, że twoja studentka to niezła laska. Alec tylko się uśmiechnął, rozpoznając starą sztuczkę – kumpel próbował wyciągnąć od niego więcej, niż on zamierzał powiedzieć. Nie potrzebował dodatkowych żartów ani konkurencji. Zwłaszcza że Trent był w typie Włocha, brunet, na którego kobiety natychmiast leciały. Chociaż Alec, który już urodził się jako przystojniak, też nie miał kłopotu z podbojami miłosnymi. Trent poruszył brwiami.

– Lacy ma rację czy tylko mnie podpuszczała?

– Lacy. Cholera, przypomniałeś mi. – Alec zerknął w stronę pubu po drugiej stronie placu. – Pożyczysz mi dwudziestkę, co?

– A dlaczego? – zapytał Trent, chociaż już sięgał po portfel.

– Bo mam przy sobie tylko dwadzieścia. Jak zapłacę Lacy za wczorajszy lunch, to nie będę miał na dzisiejszy.

– Niech zgadnę. Znowu zgubiłeś kartę do bankomatu?

– Gdzieś zapodziałem – poprawił go Alec.

– Przysięgam, masz w mózgu czarną dziurę, w której giną wszystkie myśli na temat pieniędzy.

– Może po prostu jestem zbyt zajęty myśleniem o ważniejszych rzeczach, na przykład ratowaniu ludzi przed skutkami ich własnej głupoty, i nie marnuję mózgu na myślenie o rzeczach mało istotnych.

– Wiesz, nie rozumiem cię. Potrafisz zapanować nad milionem detali sprzętu ratowniczego, ale nigdy nie pamiętasz, gdzie położyłeś portfel albo klucze. To po prostu dziwne. – Trent trzymał dwudziestkę między dwoma palcami, jakby to była łapówka. – A teraz opowiedz mi o swoim króliczku.

– Nie ma o czym mówić. – Alec zabrał banknot. – Jest taka śliczna, jak mówi Lacy?

– Niezła.

Uśmiechnął się do siebie, słysząc to nad wyraz delikatne określenie. Po wczorajszym dniu nie mógł się doczekać dzisiejszej lekcji. Całe jego ciało reagowało, gdy przypominał sobie, jak zmysłowo odpowiadała na każde jego dwuznaczne spojrzenie.

– Ożeż ty! – Trent zsunął okulary przeciwsłoneczne, żeby przyjrzeć się twarzy Aleca. – Zamierzasz pokazać jej parę ćwiczeń poza stokiem, nie?

Alec spiorunował go najostrzejszym spojrzeniem, które, jak podejrzewał, wcale nie było tak ostre, bo nigdy na nikim nie robiło wrażenia.

– Nabijaj się dalej z tego, że pomagam Bruce’owi, a nie dam ci się przejechać terenowym motorem, który zamierzam kupić sobie z pieniędzy za lekcje.

– Myślałem, że przestaniesz wydawać własne pieniądze na sprzęt dla hrabstwa.

– No tak, ale… widziałeś nowe motory ratownicze?

– Och, jasne. – Trent złapał się za serce. – Czytałem artykuł w „Magazynie Ratowniczym” i tak się zaśliniłem, że musiałem zmienić koszulkę.