Zrobi to. Nie, nie zrobi. Nie może. Musi.

Musi.

– Ubieraj się i zjeżdżaj.

Krzysztof myśli, że to żart, jest speszona, dawna Buba wzięła górę nad tą uległą, ciepłą, oddającą się Bubą, którą kocha. Nie szkodzi.

– Nigdzie nie pójdę – mówi, ale Buba wymija jego wyciągnięte ręce i idzie do kuchni.

– Buba…

Krzysztof stoi prawie nagi w przedpokoju. To choroba, to narkotyki, on z tym powalczy, to nie ona, tamta leży ciepło w jego ramionach i należy tylko do niego, to ta zabiera mu tamtą, ale on wie, jak się z tym walczy.

– Buba, to nie jesteś ty – mówi odważnie.

Ale ta Buba, niechętna, odwraca się, ma twarz ściągniętą złością i głos pełen obojętności, kiedy mówi:

– Krzysiu, zabieraj swoje zabawki i spierdalaj. To niemożliwe, pomyliło mu się, tak się do nikogo nie mówi, nie po czymś takim.

– Nie mów tak do mnie. – Głos Krzysztofa jest łagodny, jakby mówił do dziecka niegrzecznego, do trzylatka jakiegoś, nie do kobiety.

– Mam się tobą pozajmować? Żartujesz chyba.

– Buba. – Trzeba postawić granice, trzeba być silnym, nie dać się w to wciągnąć. – Buba, nie mów tak. Jesteś zdenerwowana…

– Kotku – mówi Buba – ja? Może byłeś moim pierwszym, ale na pewno nie ostatnim. Czego chcesz? Przytulić się?

Pogmerać jeszcze we włoskach? Bo się czujesz odrzucony? Czy przespać się? Mam na dzisiaj inne plany, wychodzę, więc radzę ci, zbieraj dupę w troki, mój czas jest zbyt cenny, żebym go musiała na ciebie tracić.


*

Siedział na łóżku nieruchomo i przywoływał każdy najdrobniejszy szczegół. Wtedy, po tym wypadku, czuł się tak samo.

Chodnik bez żadnego uszczerbku, nic, płyta przy płycie, gładki. Krawężnik jasnoszary, porządny. Włosy tamtej, włosy mocne, proste, jedwabne. Brwi ciemne, nosek zadarty, ale lekko zadarty.

Podbródek o linii owalnej, ze śmieszną dziurką na brodzie. A może mu się wydaje. Twarz… Twarz? Ale szyja długa, bardzo długa, łabędzia szyja i te piersi… miękkie. Dotyk głowy na jego ramieniu. Jeszcze tam było ciepło… Ale nie od dotyku tamtej dziewczyny.

Od dotyku Buby. Buba miała zielonkawe oczy, z barwnymi plamkami, miała farbowane włosy, czuł pod ręką ich sztywność. Była szczuplusieńka, nie podejrzewał, że aż tak chuda. Na jej ramieniu, gdy się podniosła, zauważył brzydkie siniaki. Od wkłucia.

Morfina?

Leżała na jego ramieniu, tam było jeszcze ciepło od Buby, nie od tamtego wspomnienia.

Nie zauważyli, że Buba, znikająca i pojawiająca się jak duch, ma problemy? Że jest sama jak palec?

I kazała mu spierdalać.

To było niepojęte.

Wyrzuciła go, żeby nie widział, jakich zniszczeń dokonały narkotyki.

Za oknem było ciemno, choć od wschodu wchodziła na niebo śmiało jaśniejsza łuna.

Krzysztof podniósł się i zaczął rozbierać. Zdjął koszulę i odrzucił ją na krzesło, upadła niedbale. Podszedł, żeby ją podnieść. Chwycił koszulę i przytulił ją do piersi, tak jak tulił Bubę, schował w nią twarz i głęboko oddychał.

Wydało mu się, że czuje jakiś zapach, ślad delikatnych perfum kobiecych i chłonął ten zapach, jakby próbując na zawsze zapamiętać…

I nagle zrozumiał, że nie chce już wspominać.

Chce żywej.

Chciał kobiety, którą kocha i która może go kochać.

W lustrze wyglądał tak samo jak rano. Teraz widział dokładnie, że przed nim stoi mężczyzna o silnych ramionach, płaskim brzuchu, ostrej twarzy i dużych oczach. Tylko czoło było zmięte i nie dawało się wygładzić. Chuchnął, lustro zaszło mgłą, nie widział już mężczyzny, który stal przed nim, tylko niewyraźną plamę doczepioną do torsu. Odwrócił się, rozpiął rozporek i nagle wydał się sobie bardziej żałosny niż zwykle. Ale po raz pierwszy, od kiedy pamiętał, nie podniósł deski i od tego zaniedbania zrobiło mu się lepiej. Ściągnął spodnie i slipy, wszedł pod prysznic i zmywał z siebie tamtego Krzysztofa, który wyszedł do pracy rano, jak gdyby nigdy nic. Zszorowywał go z siebie ze złością, tarł mocno uda, ramiona i nogi szorstką gąbką, aż skóra poczerwieniała. Rozkręcił mocno kurki, woda chlusnęła strumieniem tak silnym, że w mgnieniu oka zalała posadzkę, bo nie zasunął za sobą szklanych drzwi.

A kiedy powtórnie stanął przed lustrem i zielono-szarym ręcznikiem mocno wycierał ciało, był już innym człowiekiem.


*

Buba sprzątnęła kocie miski, wrzuciła je do śmieci. Nie będą potrzebne. Oto marzenie się spełniło, jest ćmą, nie poczwarką. Jest noc, a ona jest motylem nocnym.

Postawiła przy drzwiach pustą kuwetę. Zdjęła perukę, drobne włoski odrastały na łysej głowie. Zdążą odrosnąć czy nie? Zorientował się, że to peruka?

Wybaczy jej, kiedy się dowie? A może się nigdy nie dowie? Dla niego to zrobiła, tylko dla niego, bo gdyby jej chodziło o siebie, to leżałaby teraz wtulona w niego, udawałaby, że tak będzie zawsze. Dla ciebie to zrobiłam, Krzysiu.

Nakleiła plaster ze środkiem przeciwbólowym.

Wyjęła środek nasenny.

Może już spać.

Ma wizę i bilet.

W czwartek za tydzień poleci.

Lub nie.


*

Odłożył słuchawkę. U Buby nikt nie odbierał. Ach, trzeba przygotować umowę dla Piotra, dotychczas jej nie podpisał, będzie miał chłop sporo kasy, udało mu się przeforsować niezłe pieniądze. Będą mogli nawet kupić samochód.

Pani Ewa wsadziła głowę w drzwi, chce się zwolnić na parę godzin, wspominała o tym rano. Dzięki Bubie ma w niej wsparcie. I nie przeszkadza mu, że Ewa ma trzyletnią dziewczynkę. Ładną, widział ją raz tutaj, w pracy, jak zamknęli przedszkole, Ewa nie miała co z nią zrobić. Grzeczna dziewczynka, siedziała cichutko w kąciku i rysowała. Zwolni oczywiście Ewę, firma się nie zawali tylko dlatego, że przez parę godzin nie będzie sekretarki.

– Panie dyrektorze…

Romek, Piotrek i Sebastian za jej plecami. Coś się stało!

Widzi to po ich minach.

Podniósł się, dał znak ręką Ewie, żeby zostawiła ich samych.

– Wiesz, czego dowiedzieliśmy się o Bubie?

Ach, to o to chodzi, te ślady na ramionach. Może dobrze, że oni też wiedzą, wspólnie coś wymyślą, przecież jest jedną z nich.

– Buba była cały czas…

Jezu! Tylko nie to! Krzysztof czerwienieje. Powiedziała im? Wystarczyło, że powiedziała Basi, Basia Piotrowi, ale jak wie Basia i Piotr, to wie Róża i Julia, czyli wiedzą wszyscy. Zwariowali, żeby się takimi rzeczami dzielić?

Dorośli są, co za plotkarskie towarzystwo. Ale zawsze tak było. Od czasów szkolnych… No, niby się nie ma czego wstydzić, ale tak się nie robi…

– Wiem przecież! – mówi. Też mi rewelacja.

– Skąd wiesz? – Romek patrzy na niego ze zdziwieniem.

Jak to skąd? Przecież on wie najlepiej, że dotychczas była dziewicą, ale co im strzeliło do głowy, żeby nad tym debatować tu, u niego w biurze. Może myślą, że zachował się… że ją wykorzystał?

– A wy skąd wiecie? – Robi mu się przykro. Jak baby na bazarze rozmawiają, nie jak mężczyźni.

– Ukrywała to przed nami! – mówi Piotr z wyraźną pretensją.

– Przede mną też… To skąd wiecie? Mówiła wam?

– Julia mi powiedziała. I Romkowi. To zadzwoniłem do Sebastiana i natychmiast przyszliśmy do ciebie!

To się w głowie nie mieści.

– To Julia wie?

Krzysztof ciężko siada. Wszyscy wiedzą, gorzej być nie może. Przecież jest dorosły, wie co robi, to nie jest temat do rozmów, nawet z przyjaciółmi.

– Wszyscy wiedzą – mówi Roman i patrzy na niego badawczo.

– Buba jest chora.

Krzysztofowi robi się zimno, najzimniej na świecie. Nie pomyślał, ani przez sekundę, a przecież te ślady po zastrzykach. To jasne, ta chudość, ona może mieć… a to znaczy… Robi mu się słabo.

– Ma AIDS? – szepcze i osuwa się na swój dyrektorski fotel.

– Czyś ty zwariował? – Roman stoi nad nim, jak wtedy, przed laty, tylko teraz jest malarzem, nie początkującym psychologiem, a on, Krzysztof, jest zdrowy, nie ma objawów depresji. – Ma raka nerki… To dla niej ta cała zbiórka… Jędrzej powiedział, bo brakuje jeszcze coś około czterdziestu tysięcy… W Ameryce mają jakąś nowatorską metodę leczenia, wymienia się szpik i system odpornościowy może sobie poradzić. Ona cały czas zgrywała chojraka, nie chciała, żebyśmy się nad nią litowali…

Krzysztof ku zdumieniu przyjaciół uśmiecha się, oddycha z ulgą. Rak, rak. Chodzi tylko o pieniądze i o raka, o nic więcej, Buba, nie martw się, kochana, ciebie uratuję, ciebie tak.


*

Basia budzi się na dźwięk klucza w zamku. Odsuwa rękę Piotra, przerzuconą przez jej brzuch, ale Piotr w półśnie ją przyciąga, Basia szarpie go.

Ktoś obcy wchodzi do mieszkania.

Drzwi uchylają się, Basia nakrywa się z głową, Piotr dał komuś klucze, i łańcucha nie założył. O Boże, a jednak!

Pani Helena podchodzi do łóżka, Basia wychyla czubek głowy spod kołdry. Kto to? Jakaś gruba kobieta pyta anielskim głosem:

– A co pan robi o tej porze w łóżku, panie Piotrusiu?

Mówiłam przecież, że okna dzisiaj obrobię. O, żona wróciła, to i coś upiec na niedzielę mogę. – Pani Helenka odwraca się i wychodzi, nucąc jakąś arię.

Mogli ją uprzedzić, nie wchodziłaby do sypialni.


*

Krzysztof podjeżdża na myjnię. Wysiada z samochodu, dotyka czule dachu, lubi swój samochód, Zatrzaskuje drzwi i oddaje kluczyki pracownikowi stacji.

– Mycie, woskowanie, wszystko. Wnętrze też.

– Zrobi się, szefie – mówi mężczyzna w granatowym uniformie.

Że też ten klient musiał mu się trafić od samego rana.

Trzeba będzie się pomęczyć, bo cholernie upierdliwy jest, jeśli chodzi o samochód, żadnej niedoróby nie przepuści.


*

– I chciałbym z serca podziękować tym wszystkim, którzy wspomogli naszą zbiórkę pieniędzy na przeszczep szpiku. Nasza podopieczna wylatuje w czwartek do kliniki i prośmy Boga, żeby był dla niej łaskaw.