*

Kiedy już pochowali sierżanta Doyla na zboczu wzgórza, Neville rozkazał zwinąć obóz i przenieść się kilka mil dalej. Dziewczyna ze ściągniętą z bólu twarzą idzie obok niego, a Parker – Rowe z drugiej strony. Rozmawiał już z kapelanem o ślubie.

Lily wcale nie płacze. Nie przemówiła nawet słowem, odkąd Neville wziął ją za ręce, pomógł jej wstać i powiedział tak delikatnie, jak tylko potrafił, że jej ojciec nie żyje. Oczywiście, przywykła do widoku śmierci. Nie można jednak przygotować się do straty ukochanej osoby.

– Lily. – Neville zwraca się do niej tak samo delikatnym tonem jak wcześniej. – Chcę, żebyś wiedziała, że ojciec w ostatnich chwilach był myślami przy tobie, martwił się o twoje bezpieczeństwo i przyszłość.

Dziewczyna nie odpowiada.

– Obiecałem mu coś – ciągnie dalej. – Dałem słowo honoru. Ponieważ był moim przyjacielem, Lily, a także dlatego, że ja tego chciałem. Obiecałem mu, że ożenię się z tobą dzisiaj. W ten sposób, nosząc moje nazwisko, będziesz bezpieczna na resztę tej podróży i resztę swego życia.

Nadal nie ma odpowiedzi. Czy rzeczywiście dał taką obietnicę? Słowo honoru? Ponieważ tego chciał? Chciał być zmuszony do zrobienia czegoś tak nierozważnego? To niemożliwe, by on – oficer, arystokrata, przyszły hrabia – miał poślubić skromną i niepiśmienną córkę zwykłego żołnierza. Teraz musi to zrobić, ponieważ przyrzekł, dał słowo honoru. Ogarnia go fala dziwnego uniesienia.

– Lily, czy rozumiesz, co do ciebie mówię? – pyta, pochylając się nad nią. Twarz dziewczyny jest blada, bez wyrazu.

– Tak, proszę pana – odpowiada bezbarwnym głosem.

– Czy chcesz mnie poślubić? Chcesz zostać moją żoną? – Chwila wydaje się nierealna, tak jak wszystkie wydarzenia ostatnich dwóch godzin. Nagle jednak ogarnia go strach. Dlatego że mogłaby mu odmówić? Czy dlatego, że mogłaby się zgodzić?

– Tak. – Słyszy w odpowiedzi.

– W takim razie zrobimy to, jak tylko rozbijemy obóz.

Lily nigdy nie zachowywała się z taką biernością, z taką potulnością. To przecież dla niej jakaś szansa…

Jaki ma wybór? Powrót do Anglii, do krewnych, których, jak dobrze wiedział, w ogóle nie znała? Małżeństwo z poborowym, pochodzącym z tej samej klasy społecznej co ona? Nie, ta myśl była dla niego nie do zniesienia. Ale to przecież jej życie.

– Spójrz na mnie, Lily – zwraca się do niej rozkazująco, w jego głosie nie ma już tej łagodności, lecz ton, którego zarówno ona, jak i jego żołnierze, zawsze instynktownie słuchają. Dziewczyna patrzy na niego. – Za godzinę zostaniesz moją żoną. Czy tego właśnie chcesz?

– Tak, proszę pana. – Patrzy na niego apatycznie, a potem ucieka wzrokiem.

A więc tak się stanie. Za godzinę. To, co wydawało się niedorzeczne. Ze względu na jego przyrzeczenie.

I znów ogarnia go panika.

I znów przepełnia go radość.


*

Ceremonia ślubna odbywa się przed całą kompanią, świadkami zostają porucznik Harris i nowo mianowany sierżant Rieder. Zebrani żołnierze nie wiedzą, czy winszować młodej parze, czy też zachować powagę, która nie opuszcza ich, odkąd pochowali sierżanta Doyle'a. Pod wodzą porucznika trzy razy wiwatują na cześć świeżo poślubionego majora i jego małżonki.

Nowa wicehrabina sprawia wrażenie, jakby nie zdawała sobie sprawy z tego, co się wokół niej dzieje. Idzie spokojnie, by pomóc pani Geary przygotować wieczorny posiłek. Neville nie zatrzymuje jej, nie przypomina, że przecież jako jego żona powinna być sama obsłużona. Czekają go inne obowiązki.


*

Zapada ciemność. Neville sprawdził czujki rozstawione wokół obozu i ustalił, kto ma pełnić nocną wartę.

Zdecydował, że zostanie w wojsku jako zawodowy żołnierz. W armii on i Lily będą sobie równi. Będą dzielić znany im świat, w którym nie odczuwaliby skrępowania. Już nie będzie czuł się rozdarty jak po opuszczeniu Newbury. Zresztą z pewnością nie zechcą, by tam wrócił. Nie z Lily. Jest taka piękna. Pełna wdzięku, beztroski i radości. Jest nią zauroczony. Więcej, kochają. Nigdy jednak nie będzie mogła zostać hrabiną Kilbourne, może tylko z nazwiska. W jego sferach taka różnica pochodzenia okazałaby się przeszkodą nie do pokonania.

To dobrze, że poślubił Lily. Czuje, jakby ktoś zdjął mu z piersi olbrzymi ciężar. Lily stanie się jego światem, jego przyszłością, jego szczęściem. Wszystkim.

Zauważył, że jego namiot ustawiono w dyskretnym oddaleniu od reszty obozu. Jego żona stoi samotna na zewnątrz, spoglądając w oświetloną księżycem dolinę.

– Lily – Neville odzywa się miękko, podchodząc do niej.

Dziewczyna odwraca głowę i patrzy na niego. Nic nie mówi, ale nawet w słabym świetle księżyca widać, że z jej oczu zniknęło już oszołomienie. Patrzy na niego przytomnie i ze zrozumieniem.

– Lily – zwraca się do niej szeptem, by nikt ich nie usłyszał. – Tak mi przykro z powodu twojego ojca.

Unosi rękę i opuszkami palców dotyka delikatnie jej policzka. Wszystko przemyślał. Dzisiejszej nocy nie będzie jej do niczego zmuszał. Musi mieć czas na żałobę po ojcu, musi przyzwyczaić się do nowych okoliczności. Lily nic nie mówi, podnosi rękę i przykrywa jego dłoń, przyciskając ją mocniej do policzka.

– Powinnam się nie zgodzić – mówi. – Wiedziałam, o co mnie pan prosi. Udawałam nawet przed sobą, że tak nie jest, i że będę musiała panu odmówić i spojrzeć w pustą przyszłość. Przepraszam.

– Lily – odpowiada Neville. – Zrobiłem tak, bo tego chciałem.

Dziewczyna odwraca rękę i całuje go w dłoń. Zamyka oczy i milczy.

Lily, ach Lily, czy to możliwe…

– Będziesz spała w namiocie – mówi do niej. – Ja rozłożę się tutaj. Nie zadręczaj się tym. Dopilnuję, byś była bezpieczna.

Ona jednak otwiera oczy i spogląda na niego w księżycowym świetle.

– Czy naprawdę pan tego chciał? – pyta. – Naprawdę chciał mnie pan poślubić?

– Naprawdę. – Tak chciałby cofnąć rękę. Przecież nie jest z kamienia.

– Pytał mnie pan wtedy, o czym marzę – odpowiada Lily. – Co mogłam wtedy odpowiedzieć? Teraz jednak mogę to panu wyznać. O tym. Właśnie o tym. Moje marzenie spełniło się.

Neville dotyka ustami jej ust i zastanawia się, czy robiłby to nadal w obecności innych.

– Lily – szepcze przy jej ustach. – Lily.

– Tak, proszę pana.

– Neville. Powtórz. Powiedz moje imię. Chcę usłyszeć, jak je wymawiasz.

– Neville. – W jej ustach brzmi to jak najczulsze, najbardziej zmysłowe wyznanie. – Neville, Neville.

– Mogę więc zostać z tobą w namiocie? – pyta.

– Tak. – Bez wątpienia ona tego właśnie pragnie, pragnie jego. – Neville. Mój kochany.

Tylko Lily może wypowiedzieć te słowa w taki sposób, tylko w jej ustach brzmią tak… prawdziwie.

Wydaje mu się nieco dziwne, że czeka ich noc poślubna, chociaż dopiero co, ledwie kilka godzin wcześniej, pochowali żołnierza, jej ojca. Ma jednak wystarczająco dużo doświadczenia, by wiedzieć, że ci, co przeżyli, muszą od razu potwierdzić, że żyją, wie, że powrót do życia jest nieodłączną częścią żałoby.

– Chodźmy więc. – Odsłania wejście do namiotu. – Chodź, Lily. Chodź, moja kochana.


*

Kochają się niemal w ciszy, wiedzą, że bez wątpienia są tacy, którzy chętnie posłuchaliby odgłosów rozkoszy, okrzyków bólu. Kochają się powoli, by zbytnio nie trząść słabą konstrukcją namiotu. Kochają się prawie całkowicie ubrani i okryci dwoma płaszczami, by nie zmarznąć w chłodzie grudniowej nocy.

Lily jest czysta i niewinna.

On jest ogarnięty namiętnością i doświadczony. Rozpaczliwie pragnie sprawić jej przyjemność, boi się zadać jej ból.

Całuje ją, dotyka delikatnie, dociekliwymi, pełnymi uwielbienia dłońmi, najpierw przez ubranie, potem pod spodem, muskając jej ciepłe jedwabiste ciało, biorąc w ręce drobne, jędrne piersi, pieszcząc palcami wilgotne ciepło pomiędzy udami, dotykając, rozdzielając, pobudzając.

Lily obejmuje go ramionami, ale nie pieści. Nie wydaje żadnego dźwięku, słychać jedynie jej przyspieszony oddech. Neville wie jednak, że ona również odczuwa podniecenie. Wie, że także teraz Lily potrafi dostrzec piękno chwili.

– Lily…

Neville klęka przy niej, dziewczyna wiedziona instynktem rozchyla uda. Jęczy słodkie wyznania, szepcze jego imię, kiedy wchodzi w nią, zdziwiony własnym płaczem. Czuje, że sprawia jej ból. Aż wreszcie zanurza się w niej całkowicie. W miękkie, wilgotne ciepło i mimowolnie zaciśnięte mięśnie.

– Wiedziałam, że to będzie najpiękniejsza chwila w moim życiu – ona szepcze mu do ucha. – Ta chwila. Z tobą. Ale nie spodziewałam się, że do tego dojdzie.

Och, Lily. Nie wiedziałem.

– Moja słodka – odpowiada jej. – Moja miłości.

Nie jest już w stanie myśleć jedynie o tym, by jej nie sprawić bólu. Jego pożądanie, jego potrzeba pulsuje jak werbel w całym ciele, skupiając się niezwykłym bólem w lędźwiach. Cofa się i znów zanurza w nią głęboko, słyszy jak Lily wstrzymuje oddech ze zdziwienia, wyraźnie sprawia jej to przyjemność, i znów wycofuje się i zagłębia w nią.

Zachowuje wolny rytm, tak długo jak może, zarówno ze względu na nią jak i na siebie, walcząc z pokusą, by zbyt szybko nie poddać się przyjemności, chce, by Lily zrozumiała, że namiętność polega nie tylko na tym.

Dziewczyna leży pod nim odprężona, ale nie jest to bierna uległość. Wiedziałby, gdyby tak było. Nawet gdyby ich miłości nie towarzyszyły ciche odgłosy satysfakcji, wiedziałby o tym. Znalazła przyjemność w tym, co się stało. Czuje przy ustach jej ciepłe, otwarte wargi.

– Moja kochana – mówi do niej. – To właśnie się stało. Jesteś taka piękna. Taka piękna.

Nie może już dłużej się powstrzymać. Jego ruchy stają się powolniejsze, wchodzi w nią głębiej, nieruchomieje dłużej. Jest w niej, otoczony nią, jest częścią niej. Lily. Moja miłości. Moja żono. Ciało mego ciała, serce mojego serca.

Wycofuje się i zagłębia jeszcze bardziej. Głębiej. Poza granice. Poza czas i miejsce. Zagłębia się w wieczność, w której stanowią wraz z Lily jedność.