– Naprawdę masz na nie ochotę? – zapytał z niedowierzaniem.

Maggie skinęła energicznie głową – jej czarne loczki podskoczyły jak w tańcu.

– Czy twoja mama też je czasem kupuje?

Odwróciła od niego nagle duże błękitne oczy. Zaczęła z wielkim zainteresowaniem przeglądać zawartość wózka na zakupy, przekładając z miejsca na miejsce trzy opakowania mrożonych dziecięcych posiłków, które Jeff kupił specjalnie dla niej. Skierowała znowu na niego wzrok i pokręciła z ociąganiem głową.

– Nie.

Gotów był dać głowę, że Maggie Churchill niezdolna jest do kłamstwa – ze względu na wiek, charakter, wychowanie, a może wszystko jednocześnie. Jeszcze nigdy w życiu nie spotkał takiej osoby.

– Naprawdę zjesz te ciasteczka, jeżeli je kupimy?

Maggie spojrzała na niego pytającym wzrokiem. W jej oczach malowała się nadzieja. Skinęła głową.

– W porządku – Jeff włożył opakowanie do wózka. – Skoro jesteś tego taka pewna.

Posłała mu tak zachwycone spojrzenie, jakby wyczarował jej na środku sklepu kolorową tęczę. Rzuciła się do niego, objęła za nogi i ścisnęła mocno.

– Dziękuję – powiedziała z zachwytem. – Obiecuję, że będę grzeczna.

Jeff nie wyobrażał sobie, że mała może być nieznośna.

Robili dalej zakupy, chodząc w tę i z powrotem wzdłuż wszystkich półek. Jeff stwierdził, że zakup chleba na kanapki oznacza również kupno czegoś na chleb. Wybór padł na ulubione masło orzechowe Maggie oraz galaretkę owocową. Jeff uznał, że jej matka może mieć raczej apetyt na pokrojonego w plastry pieczonego indyka lub wołowinę.

Po chwili wywiązała się między nimi zażarta dyskusja na temat dodatków.

Przedyskutowali szczegółowo wyższość musztardy nad majonezem i zdecydowali, jak należy zinterpretować fakt, że matka Maggie drży na myśl o kiszonych ogórkach – czy je lubi, czy wręcz przeciwnie.

Wózek na zakupy Jeffa był już prawie pełen, a wózek Maggie wypełniony po brzegi, kiedy skręcili za róg i znaleźli się w dziale żywności dla zwierząt domowych. Maggie dotknęła puszki zjedzeniem dla kotów i westchnęła.

– Masz kotki? – zapytała z nadzieją w głosie. – Nie widziałam żadnego, ale może spał?

– Przykro mi, ale nie mam żadnych zwierząt.

– Dlaczego nie? Nie lubisz ich?

– Kotów?

Nigdy się nad tym specjalnie nie zastanawiał. Psy przysparzały mnóstwo kłopotu. Były hałaśliwe, ostrzegały ludzi o obecności intruzów. Niejedna akcja o mały włos nie skończyłaby się fiaskiem przez ujadające psy. Ale koty?

– Bardzo dużo podróżuję – oznajmił z wahaniem.

Rozmowa z Maggie była łatwa i skomplikowana jednocześnie. Jej towarzystwo sprawiało mu o dziwo przyjemność, nie zawsze jednak wiedział, co powiedzieć. O czym ludzie właściwie rozmawiają z dziećmi? On umiał prowadzić rozmowę jedynie z dorosłymi.

– Zwierzęta domowe wymagają ogromnej odpowiedzialności – mówił dalej. – To nieuczciwe zostawiać je godzinami same w domu.

Maggie zastanowiła się przez chwilę nad jego wypowiedzią, po czym skinęła powoli głową.

– Mamusia i ja jesteśmy bardzo dużo w domu, ale mamusia mówi, że na razie nie możemy mieć kotka, bo jest za drogi. Jego jedzenie nie, ale jak się rozchoruje, trzeba będzie z nim iść do lekarza. Mama się czasem martwi o pieniądze. Płacze w łazience – Maggie zacisnęła wargi. – Pewnie nie chce, żebym o tym wiedziała, ale ja i tak słyszę, nawet jak leje się woda. Czy możesz zrobić coś, żeby mamusia się tak nie martwiła?

Jeff nie bardzo wiedział, co począć z informacją, którą podzieliła się z nim Maggie. Wiedział już cokolwiek o sytuacji Ashley, nie chciał jednak brać na siebie odpowiedzialności za jej stan emocjonalny.

– Twoja mama wcale nie jest smutna – odparł, wykręcając się sprytnie.

Maggie rozważyła w milczeniu jego słowa i przytaknęła.

– Mamusia jest szczęśliwa.

To przesada, pomyślał Jeff. Być może Ashley ulżyło, że nie jest już w przytułku, wątpił jednak w to, że jest zachwycona nową sytuacją. Podejrzewał, że nie zazna spokoju, dopóki jej życie nie wróci do normy.


Jeff podgrzewał zupę w garnku na kuchence, Maggie tymczasem pilnowała mrożonego obiadu dla dzieci, który grzał się w mikrofalówce. Ściskając w dłoni małą zabawkę, przeskakiwała z nóżki na nóżkę, nie mogąc się doczekać, kiedy odezwie się brzęczyk.

– Lubię kurczaka – oznajmiła. – I makaron, i ser. Nigdy jeszcze nie jadłam ich razem.

Zdaniem Jeffa nie była to bynajmniej uczta, ale w końcu nie miał czterech lat. Zamieszał zupę, którą przygotowywał dla Ashley, i zaczął rozkładać zakupy. Ponieważ półki w spiżarce były puste, uwinął się w mig. Schował do lodówki mleko i sok, jak również kilka kartoników jogurtu. Mrożonki włożył do zamrażalnika.

Robienie zakupów oraz gotowanie to dwie najzwyczajniejsze pod słońcem czynności, on jednak nie miał okazji przywyknąć się do nich. Nie jadał również jogurtów z kartoników. Ostatni raz zetknął się z tym obrzydlistwem, gdy dochodził do siebie po operacji w Afganistanie. Koza, która dostarczyła mleka na jogurt, przyglądała mu się podejrzliwie, jakby się chciała upewnić, czy przełyka każdą łyżeczkę.

Zamieszał znowu zupę, a następnie sprawdził, jak się ma obiad dla Maggie.

– Jeszcze dwadzieścia sekund – powiedziała, nie odrywając wzroku od zegara.

Przeszukał szafki kuchenne i z jednej z nich wyłowił miseczkę od serwisu, którego jeszcze nigdy nie używał. Wygrzebał też z zakamarka drewnianą tacę. Opłukał i wytarł do sucha miseczkę, nalał do niej zupy i postawił na tacy, obok łyżki oraz kilku grzanek i szklanki z sokiem. Kiedy odezwał się brzęczyk przy mikrofalówce, postawił na tacy talerz z obiadem dla Maggie, sztućce i picie, po czym skierował się do pokoju gościnnego.

– Później przyniosę deser, dobrze? – zapytała Maggie, przypominając mu o ciasteczkach z purpurową polewą.

– Oczywiście. Najpierw podamy mamie obiad.

– No pewnie.

Poczekał, aż Maggie otworzy mu drzwi i wszedł do pokoju Ashley. Smuga światła padała z łazienki, poza tym w sypialni panował półmrok. Ashley leżała nadal w łóżku. Miała przymknięte oczy i oddychała spokojnie, miarowo.

Zamierzał wyjść z pokoju i zabrać ze sobą Maggie, ale czterolatka podbiegła radośnie do matki i wskoczyła na łóżko.

– Mamusiu, mamusiu, przynieśliśmy ci obiad. Mamy dla ciebie zupę, a dla mnie kawałki kurczaka, makaron i ser. Pan Ritter kupił mi też ciasteczka z purpurową polewą!

Ashley powoli się obudziła. Otworzyła oczy i uśmiechnęła się do córki, po czym podniosła wzrok i rozejrzała się po pokoju. Raptem spostrzegła Jeffa. Zdumiała się w pierwszej chwili, lecz natychmiast uprzytomniła sobie, gdzie jest.

Jeff ucieszył się, że się go nie przestraszyła. Nie sądził, żeby była zachwycona sytuacją, nie miała jednak na to wpływu. Zapewnił ją, że może się czuć u niego bezpieczna, i starał się jak umiał stworzyć jej ku temu warunki. Zdawał sobie sprawę, że to kwestia czasu, że dziewczyna musi sama się przekonać, iż może mu zaufać.

– Przyniosłem ci obiad – powiedział, zapalając lampę stojącą. – Myślisz, że uda ci się coś zjeść?

– Będę jadła razem z tobą – oznajmiła Maggie. Ześlizgnęła się z łóżka i podeszła do stolika pod oknem. – Czy mogę zjeść tutaj?

– Oczywiście, kochanie – Ashley podciągnęła się do pozycji siedzącej i oparła plecami o zagłówek. Przetarła oczy i spojrzała na tacę. – Nie jestem głodna, ale rozsądek mi mówi, że powinnam spróbować coś przełknąć, bo nie jadłam nic od wczoraj.

Jeff obsłużył najpierw Maggie. Ustawił przed nią talerz z obiadem, szklankę mleka, położył obok widelec i trzy serwetki. Gdy podszedł z tacą do Ashley, spostrzegł, że się przebrała podczas ich nieobecności. Zmieniła dżinsy na dżersejowe spodnie oraz bluzkę na luźny podkoszulek – oba w kolorze spłowiałego granatu.

Była blada jak ściana i miała podkrążone oczy. Jej ciemne włosy potargały się w czasie snu. Nie były aż tak kręcone jak u jej córki – gęste, falujące, sięgały jej do ramion.

– Maggie powiedziała, że lubisz rosół z kurczaka – stwierdził Jeff, ustawiając tacę tak, że nóżki wpasowały się dokładnie po obu stronach jej szczupłych ud.

– A co będzie, jeżeli się okaże, że nie? – spytała. Sięgnęła po łyżkę i nabrała zupy. – Jest wspaniała – zamilkła na moment i spojrzała na Jeffa. – Jesteś dla mnie wyjątkowo uprzejmy. Naprawdę bardzo to doceniam. Ale jutro rano będziesz miał nas z głowy – nawet nie spostrzegła, że zaczęła się do niego zwracać per ty.

– Wątpię w to – powiedział Jeff. – Jesteś chora. Potrzebujesz kilku dni, aby nabrać sił. Mam nadzieję, że będziesz się tu czuć na tyle wygodnie, aby dojść do siebie.

Jej oczy wydawały się teraz bardziej błękitne niż zielone.

Zastanawiał się, czy to kwestia światła, czy też refleks granatowego podkoszulka. Miała chude ramiona… wręcz za chude. Maggie była krzepkiej budowy, ale Ashley wyglądała tak, jakby mógł ją zdmuchnąć powiew wiatru.

Przyglądał się jej z zaciekawieniem. Spostrzegł, że jej policzki pokrył rumieniec. Znowu bierze ją gorączka, pomyślał, po chwili jednak dotarło do niego, że prawdopodobnie się speszyła. Odwrócił wzrok ku jej córce.

– Maggie pomogła mi zrobić zakupy w supermarkecie – powiedział. – Spisała się na medal.

Mała uśmiechnęła się do niego promiennie.

– Wyobrażam sobie – skwitowała Ashley sucho. – Z pewnością namówiła cię na kupno owocowych ciasteczek.

– Nie musiała mnie specjalnie przekonywać.

– Pan Ritter ma zaczarowany samochód – oznajmiła Maggie, przełknąwszy kęs kurczaka. – Jakaś pani mówiła do nas przez radio.

Jeff przystawił sobie drugie krzesło do stolika i usiadł.

– Zadzwoniłem z samochodu do swojej asystentki. Telefon jest podłączony do głośników. Chciałem, żeby mi podsunęła kilka pomysłów na obiad.

– Była bardzo miła i przywitała się ze mną – dodała Maggie.

Dziewczynka zjadła prawie do czysta makaron z serem.

Umazała sobie przy tym buzię i ręce sosem.